Al-Farabi wyróżnia następujące rodzaje państw:
1) państwo cnotliwe, czyli doskonałe, realizujące najwyższy cel życia ludzkiego, to znaczy takie, które pozwala obywatelom doskonalić się moralnie i poznawać Boga;
2) państwa nieświadome, których obywatele nie wiedzą
nic o swoim najwyższym celu (szczęściu wiecznym), a szczęście
utożsamiają jedynie z dobrami ziemskimi (zdrowie, bogactwo, rozkosz
cielesna, zaszczyty, pozycja społeczna);
3) państwa zbłąkane, czyli takie, których obywatele
kiedyś znali ów cel najwyższy, ale pod wpływem nowych poglądów o nim
zapomnieli lub go zdeformowali;
4) państwa występne, czyli takie, które świadomie odrzuciły Boga i zasady moralne wynikające z religii i tradycji.
Państwo demokratyczne filozof ów umieścił pośród państw nieświadomych. Z kolei W. Julian Korab-Karpowicz w swoim Traktacie polityczno-filozoficznym
twierdzi, że dzisiejsze demokracje zachodnie są raczej państwami
zbłąkanymi, albowiem zapomniały o chrześcijańskich korzeniach swojej
kultury, przyjmując zeświecczone religie, takie jak „ewangelia” Marksa,
kult pieniądza, miraż wielokulturowości czy iluzje religijnie
neutralnego państwa.
Moim zdaniem mylą się obaj, atoli błąd mędrca turańskiego jest
mniejszy i bardziej usprawiedliwiony, albowiem Al-Farabi znał tylko – i
to nie z autopsji, lecz z lektury Platona i Arystotelesa – demokrację
klasyczną, na tle nowoczesnej jeszcze dość „niewinną”. Demokracja
nowoczesna nie mogła „zapomnieć” o swoich rzekomych korzeniach
chrześcijańskich, ponieważ nigdy ich nie miała: od początku, zarówno
jako projekt ideologiczny (Rousseau), jak i jako praktyka (od rewolucji
antyfrancuskiej), była świadomie przeciw-chrześcijańska, a dzisiaj jej
antychrystianizm osiąga stadium konwulsyjnej nienawiści. To raczej Jean
Madiran rozpoznał jej prawdziwy fundament pisząc, że demokracja
nowoczesna uczyniła grzech pierworodny swoim kolektywnym dogmatem.
Demokracja nowoczesna jest więc oczywiście państwem występnym, a nie tylko nieświadomym czy zbłąkanym.