Od Redakcji: Dziennik
„Rzeczpospolita” zamieścił niedawno artykuł zatytułowany „Zofia Kossak –
antysemitka konsekwentna” autorstwa Filipa Memchesa, dziennikarza
specjalizującego się w ostatnich latach w tropieniu w Polsce wpływów
Dugina i w ogóle „ruskich agentów” (jakie to oryginalne). Tytułowej
tezy ma według niego dowodzić fakt opublikowania przez autorkę
„Krzyżowców” w 1936 r. „zjadliwie antysemickiego tekstu” pod tytułem
„Najpilniejsza sprawa”, w dodatku na łamach narodowo-radykalnego pisma
kulturalnego „Prosto z Mostu” (skądinąd znanego z wysokiego poziomu i
przyciągającego najlepsze pióra polskiej publicystyki). W naszej ocenie
najwłaściwsze, co można uczynić wobec takiego podsumowania wielkiej
katolickiej pisarki przez wysokonakładową, ogólnopolską gazetę, to
przypomnieć ów straszliwy ponoć tekst, który nie jest dziś powszechnie
dostępny, więc łatwo rzucać oskarżenia. Ocenę, czy jedna z
najwybitniejszych przedstawicielek naszej literatury w XX wieku
rzeczywiście dała w nim wyraz „antysemityzmowi”, pozostawiamy
inteligencji Czytelników. (A.D.)
Spośród referatów, wygłoszonych w
czasie dwudniowych obrad Kongresu ku czci Piotra Skargi w Domu
Katolickim w Warszawie, wyjątkowo gorące przyjęcie ze strony
publiczności spotkało referat p. Czesława Polkowskiego, wiceprezesa
Centralnego Komitetu Pielgrzymki Akademickiej na Jasną Górę.
Spontaniczne oklaski przerywały kilkakrotnie wywody młodego mówcy.
Oklaski te były nadzwyczaj
charakterystyczne. Odnosiły się do tych ustępów przemówienia, które
poświęcone były sprawie żydowskiej.
Mówca traktował tę kwestię z młodzieńczą
bezwzględnością, znaną zresztą z ogólnej linii jego obozu. Nazywał
otwarcie Żydów „wrzodem, który należy wyciąć”, przeprowadził tezę, że
młodzież akademicka, będąca szczerze i gorąco religijną, musi właśnie dlatego nienawidzić
Żydów. Powołał się w tej dziedzinie na autorytet Patrona Kongresu,
wielkiego proroka, Skargi, na koniec zapewnił publiczność, że młodzież
polska dokona usunięcia Żydów bez gwałtu, „bez użycia pałek”.
Oklaski, podkreślające uznanie dla
każdej z powyższych enuncjacji nie pochodziły z pochopnych, zapalczywych
rąk młodzieńczych. Klaskały dłonie ludzi dojrzałych, inteligencji,
która przyszła słuchać poważnych odczytów. Między młodym, pełnym zapału
mówcą, a szeregami starszych panów i starszych pań nawiązały się
magnetyczne nici porozumienia. Wprawdzie w loży zajętej przez
najwyższych Dostojników polskiego Kościoła purpura i fiolety szeleściły
powściągliwie i hamująco – (najsłuszniej! czyż stałym, klasycznym
miejscem schronienia dla Żydów w czasach średniowiecznych pogromów nie
były pałace i zamki biskupie? Stanowisko Kościoła jest jedno tylko i
zmianom nie ulega) – lecz tłum zebrany na sali nie zwracał na to uwagi.
Oklaskiwał nadal gorąco. Objaw symptomatyczny i godny zapamiętania.
Przed niedawnym czasem na Śląsku miało miejsce następujące zajście, posiadające też swoją, analogiczną wymowę:
Do wagonu III kl. na linii
Bielsko-Cieszyn, pełnego pasażerów różnego stanu i pokroju, wsiadł góral
z Żywca obładowany górą drobnych wyrobów drewnianych, wiezionych na
sprzedaż. Łyżki, chochle, zabawki, wałki do ciasta, kopystki, piętrzyły
się na jego plecach. Był tłok. W tłoku przyciśnięto górala do okna.
Łyżki i kopystki wygniotły szybę, która wyleciała z brzękiem. Rozpacz
górala. Żywiecczyzna słynie z ubóstwa. Zarobił na targu kilkadziesiąt
groszy, a szyba kosztuje siedem złotych. Skąd je weźmie? Konduktor
zabierze mu towar, a i tak nie starczy. O sakramencka dolo!
Na Śląsku ludzie są dobrzy. Ktoś rzuca
myśl, by złożyć się na biedaka. Sypią się raźno groszaki. Nikt nie
odmawia współudziału w akcji.
Odmawia, owszem, jeden. Żyd, zamożny,
zadowolony. Jedyny w wagonie. (Bo dzieje się to na Śląsku. W okolicy
Warszawy, Krakowa, Łodzi czy Sosnowca stosunek mógłby zajść odwrotny:
jeden chrześcijanin na cały wagon Żydów.).
Odmawia stanowczo. Zasadniczo. Nie
chodzi mu o te dziesięć groszy, ale nie widzi powodu, dla którego miałby
się składać na głupiego chłopa. Czy on mu kazał wybijać szybę? Czy on
mu radził brać takie wielkie naręcza drzewa na plecy? Czy jest jego
znajomym? Nie da i koniec. Kwestujący odchodzi rozeźlony i obiecuje
zemstę. Niezależnie od tej odmowy, siedem złotych zostaje szybko zebrane
i wręczone góralowi. Nadchodzi konduktor. Na widok rozbitej szyby pyta
groźnie: Kto to zrobił?
Nim winowajca zdążył otworzyć usta, poprzedni kwestarz wskazuje na Żyda: – To on.
– To on! – powtarza chórem cały wagon. – To on! Przesiadł się potem, ale widzieliśmy wszyscy! To on!
Zaskoczony, oszołomiony Żyd zaprzecza,
krzyczy, tupie, charczy, miota się, przysięga, szaleje, pieni, wygraża,
prosi. Daremnie. Wszyscy świadczą przeciw niemu, nikt za nim. I Żyd musi
zapłacić siedem złotych za szybę. Cóż stąd, że się wypiera, skoro tylu
ludzi widziało, że on?
Na najbliższym przystanku, półprzytomny z
wściekłości, wzywający klątwy Bożej na wszystkich gojów, opuszcza
wagon. Historia dalszego ciągu nie posiada.
Ściśle autentyczne to zajście, mogące
niejednemu wydać się komiczną groteską, „dobrym kawałem”, było w gruncie
rzeczy głęboko tragiczne. Nie tylko dlatego, że kilkudziesięciu ludzi
dało fałszywe świadectwo, lecz że w naszym skłóconym społeczeństwie
podobna odruchowa, nieuplanowana jednomyślność wszystkich warstw możliwa
jest jedynie gdy chodzi o… Żyda.
Zdarzała się dawniej za czasów niewoli, dziś niezmiernie trudno ją osiągnąć. Chyba, że właśnie… Żyd…
Jeżeli do tragicznych wypadków ostatniego roku, do Przytyku, Mińska itd. dołączymy fakt pierwszy: reakcję inteligencji, fakt drugi: wyżej wskazaną solidarną jednomyślność,
jeżeli dodamy jeszcze znany z pism list nauczycielki Żydówki,
skierowany do Gustawa Morcinka, przyznać należy, że są to wszystko
objawy ostrzegawcze, poważne, groźne i charakterystyczne.
Pomimo nich, sprawa żydowska nie jest u
nas dostatecznie rozważana. Pozytywny lub negatywny stosunek do niej
wybucha doraźnie i znowu przygasa. Cechuje go bezplanowość. Ogół głośno
narzeka, ale po cichu kupuje nadal u Żydów, bo taniej. Kto omija sklepy
żydowskie, każe się podziwiać jako bohater. Poza tym całe starsze
społeczeństwo, złożywszy beztrosko ręce na podołku, pozostawia
rozwiązanie straszliwego problemu młodzieży. Niech się z nim młodzież
upora.
I młodzież rozwiązuje go jak umie i
może. Działa w najlepszej chęci. Gorąco, szczerze i okrutnie. Inaczej
nie potrafi. Obiektywizm, sprawiedliwość, odwaga – to atrybuty ludzi
starszych, nigdy młodości.
W postawieniu problemu żydowskiego przez
młodzież uderza przede wszystkim zasadniczy błąd: uparte traktowanie
kwestii żydowskiej jako sprawy religijnej. – Jestem
katolikiem, więc muszę walczyć z żydostwem – gdy w rzeczywistości sprawa
ta należy wyłącznie do kategorii rasowo-narodowo-ekonomicznych.
Zachodzi jeden z rzadkich wypadków, gdzie stanowisko katolika i Polaka nie pokrywają się ze sobą wcale.
Stosunek katolika do Żydów może być wyłącznie taki:
Żyd jest przede wszystkim człowiekiem,
odkupionym Najświętszą Krwią Chrystusa Pana. Jest moim bliźnim. Nie
jest chrześcijaninem. Moim obowiązkiem jest nawrócić go i przywieść do
prawdziwej wiary. Z chwilą, gdy to nastąpi, nie wolno mi mieć w stosunku
do niego żadnych uprzedzeń, staje się moim bratem.
Był okres w naszych dziejach, że
społeczeństwo zajmowało podobne stanowisko. Za czasów Piotra Skargi, na
którego nieostrożnie powoływał się p. Polkowski. Istniało nawet wówczas
(swoiście co prawda pojęte) apostolstwo wśród żydów. Pobożne małżonki
magnatów wykupywały (czasem, gdy rodzice sprzedać nie chcieli,
wykradały) dzieci żydowskie, chrzciły i wychowywały. Rodzice chrzestni
udzielali małym neofitom swego nazwiska.
Nie ulega wątpliwości, że Żydzi mogą być
dobrymi katolikami. Akcja Katolicka wśród nich mogłaby dać wielkie
rezultaty. Wystarczy przypomnieć wspaniałe postacie braci Ratisbonne –
zakon Panien Syjońskich, Żydów katolickich na Węgrzech i w Austrii.
Osobiście znam parę Żydówek, które przeszły na naszą wiarę z
najgłębszego przekonania. O jednej z nich ksiądz, który ją chrzcił,
mówił, że nie spotkał wśród chrześcijan równie pięknej duszy. Ale…
Ale tu się właśnie zaczyna tragiczna rozbieżność.
Przypuśćmy, że staje się cud, wielki
cud, pewnego pięknego dnia wszyscy nasi polscy Żydzi stają się
katolikami. Przemieniają bożnice na kościoły. Zniesione są mykwy,
chedery i ubój rytualny. Zimą całe Nalewki spieszą na roraty.
Powiedzmy szczerze i otwarcie: Kto,
prócz duchowieństwa i nielicznych jednostek, radowałby się tym cudem?
Kto by się czuł szczęśliwy? Czy p. Polkowski i jego obóz?
Możemy z całą pewnością oświadczyć, że nie.
Bo o ile z punktu widzenia katolickiego problem żydowski przestałby z tą chwilą istnieć – o tyle z punktu widzenia polskiego nie uległby znaczniejszej zmianie.
Wprawdzie przyjęcie chrześcijaństwa musiałoby zmienić psychikę żydowską, odrodzić ją moralnie i przeorać, ale nie odmieniłoby rasy.
Bądźmy szczerzy, przede wszystkim
szczerzy. Wiara żydowska jest nam w gruncie rzeczy obojętna. Groteskowa,
ponura, ale obojętna. Gdyby Żydów było mało, chodzilibyśmy oglądać
synagogi z tym samym życzliwym zaciekawieniem, z jakim chodzimy do
karaimskiej „kinesy”. Ale to nie o wiarę chodzi, o rasę.
Żydzi są nam tak straszliwie obcy, obcy i niemili, bo są innej rasy.
Drażnią nas i rażą wszystkie ich cechy. Wschodnia zapalczywość,
kłótliwość, specyficzny rodzaj umysłu, oprawa oczu, kształt uszu,
zmrużenie powiek, linia warg, wszystko. W rodzinach mieszanych węszymy
podejrzliwe ślady tych cech do trzeciego, czwartego pokolenia i dalej.
A na to religia wpływu mieć nie może.
Co więcej, nie ulega wątpliwości, że
katolicki żywioł narzuciłby swoje cechy psychice polskiej, wytworzył
nową narodowość. Może ta narodowość miałaby duże walory, ale nie byłaby polską. Przestalibyśmy istnieć jako Polacy. Pozostałaby nazwa, zmieniłaby się istota nazwy.
I dlatego rozwiązanie radosne dla katolika nie uradowałoby Polaka.
Do Żyda neofity nie zwracamy się ze słowami: bracie! – Mówimy o nim pogardliwie: wychrzta.
Toteż nazywanie sprawy żydowskiej
problemem religijnym jest grzechem. Należy mówić: walczę z Żydem o prawo
bytu na swojej własnej ziemi, walczyć muszę, bo ginę – ale nie: walczę,
bo jestem katolikiem.
Bóg w Swej wszechwiedzy znajdzie zapewne
dla naszych win antyżydowskich okoliczności łagodzące, powoływanie się
jednak na autorytet świętych nie jest właściwe, jest nawet bluźniercze.
Młodzież polska musi walczyć z zalewem żydowskim pomimo, a nie z powodu swego
odrodzenia religijnego. Żydzi są dla nas istotnym i strasznym
niebezpieczeństwem, rosnącym z każdym dniem. Obsiedli nas, jak jemioła
próchniejące drzewo. Młodzież polska, wchodząca w życie, znajduje się w
położeniu bez wyjścia. Gdzie spojrzy, tam już zajął miejsce
sprytniejszy, ruchliwszy, bezwzględniejszy Żyd. Zajęte są przez nich
wszystkie dziedziny, wszystkie placówki. Stwarza się położenie
niemożliwe do zniesienia. I społeczeństwo, choć tak na ogół bierne,
czuje to. Dlatego przemówienie p. Polkowskiego witały oklaski, dlatego
hasło: na Żyda! napotyka jednomyślność, w innych okolicznościach nie
znaną.
Lecz gdzie są środki zaradcze?
Bojkot ekonomiczny? Oręż, którego ostrze się starło. Środek skuteczny, gdy Żydzi mieli dokąd iść. Emigrowali z Poznańskiego, zamieniając ubogą prowincję na bogaty Berlin – ale dziś?
Nie znaczy to wcale, by bojkotu
zaniechać, przeciwnie, stosować go należy energicznie i nareszcie
konsekwentnie. Tylko, że nie można spodziewać się po nim skutków
doraźnych.
P. Polkowski zapewniał słuchaczy, że nie
będzie się używać pałek. Pomimo powagi miejsca, miałam ochotę wstać i
zapytać: Za pozwoleniem! Nie pałkami? Więc czym? Kijem czy toporem?
Jakim sposobem „wycięcie wrzodu” da się dokonać bez użycia siły? Czy
ktokolwiek wyobraża sobie, że Żydzi nie będą się bronić? Że, nie mając
możliwości emigracji, a pozbawieni swych warsztatów, swych zarobków,
wymrą cicho, dadzą się zagłodzić, popełnią zbiorowe samobójstwo? Wszak
będą walczyć, walczyć o swoje ludzkie prawo do istnienia. Ta walka
podsycana nienawiścią rasową ze strony polskiej, specyficzną zajadłością
i zawziętością ze strony drugiej, może być straszna. Zblednie wobec
niej Hiszpania. Nie wiem, czy ktokolwiek byłby na tyle lekkomyślny lub
zuchwały, by twierdzić, że kraj to wytrzyma.
Więc sytuacja pozornie bez wyjścia.
Ale sytuacje bez wyjścia nie istnieją na
świecie. Rozwiązanie uczciwe, a skuteczne musi się znaleźć, tylko
trzeba go poszukać. Trzeba sobie uświadomić jego konieczność. O. Jan
Rostworowski w zakończeniu obrad kongresu słusznie zaznaczył, że sprawa
ta nie da się rozstrzygnąć w granicach jednego państwa, że jest przede
wszystkim problemem europejskim i musi być załatwiona na terenie
międzynarodowym. Ale stworzyć odnośną koncepcję, przeprowadzić jej
wykonanie powinien jeden naród. Ten, który jest najbardziej zagrożony,
najbardziej zainteresowany – my.
Przemyślenie gruntowne tego problemu,
rzucenie planu rozwiązującego zagadnienie żydowskie jest obecnie
najpilniejszą, najważniejszą sprawą. Powinien zająć się nią każdy
polityk, socjolog, historyk, ekonomista, literat, całe społeczeństwo.
Nic nie jest bardziej naglące.
Znalezienie rozwiązania, przy którym:
Uratowana byłaby nasza duchowa integralność narodowa, lecz uszanowany bliźni.
Zofia Kossak
Źródło: „Prosto z Mostu”, 1936, nr 42 (96), s. 4 (pisownię uwspółcześniono).
Za: http://xportal.pl/?p=26159