wtorek, 30 sierpnia 2016

Adam Doboszyński: „Ekonomia krwi”

Znalezione obrazy dla zapytania adam doboszyński      Zauważmy: wszystkie agentury pchają nas dziś do przelewu polskiej krwi. Najgorliwszymi zwolennikami powstania w Polsce (t.j. akcji zbrojnej zanim potęga militarna Niemiec zostanie ostatecznie złamana) są dziś komuniści oraz najciemniejsi doradcy po pokątnych zakamarkach naszej londyńskiej machiny państwowej.

Rozważając jednak  sprawę z punktu widzenia polskiej racji stanu, powstanie, czy przeciw niezłamanym jeszcze militarnie Niemcom czy przeciw wkraczającej zbrojnie na ziemie polskie  Rosji, byłoby dziś posunięciem samobójczym. Potrzebne były może powstania za czasów rozbiorowych, by Naród nie rozłożył się w niewoli. Warto może było poświecić na ten cel w każdym pokoleniu kilkadziesiąt tysięcy żyć ludzkich. Ale dziś położenie nasze przedstawia się inaczej; po hekatombie września 1939, po czterech latach podziemnego oporu, po lagrach niemieckich i sowieckich, Naród nie potrzebuje podniety do patriotyzmu.

Wysuwany bywa argument, że powstanie, czy przeciw jednemu czy drugiemu zaborcy, potrzebne byłoby dla celów propagandy, dla zamanifestowania wobec świata naszych praw i naszej woli do niepodległego bytu. Nie uważamy argumentu tego za trafny; nasze zamiłowanie do wolności znane jest światu dostatecznie; przeciw Niemcom walczyliśmy we wrześniu 1939 sami i pierwsi, natomiast ewentualne powstanie przeciw najeźdźcy ze Wschodu wygrałyby propagandowo Sowiety, których aparat propagandy działa o ileż sprawniej od naszego. Wmówiłoby się Zachodowi, że to ręce Ukraińców i Białorusinów, a na zachód od Sanu i Bugu ręce polskiego proletariatu, zdławiły powstanie „oficerów” i „obszarników”. Propagandowe zwycięstwo Sowietów w sprawie katyńskiej niech będzie dla nas nauką i przestrogą. Z powstaniem czy bez powstania, całość naszych ziem odzyskamy dopiero w razie wielkiego osłabienia Rosji w zapasach z Niemcami, względnie po pobiciu Rosji przez świat zachodni; żadne krwawe gesty przedsiębrane przedwcześnie nic nam tu nie pomogą. Wręcz przeciwnie powstanie, likwidujące ostatecznie element przywódczy Narodu, może uniemożliwić późniejsze wykorzystanie pomyślnego dla nas obrotu wypadków.

Po długiej przerwie w niepodległym bycie, Naród nasz powoli dojrzewa do kierowania własnymi losami. W czasie obecnej wojny zdaliśmy egzamin wcale nieźle; mimo zainteresowanej propagandy, głoszącej urbi et orbi o naszej rzekomej kłótliwości, daliśmy przykład zgody narodowej, z którym żaden inny z okupowanych narodów równać się nie może. W tej najcięższej chwili złóżmy jeszcze dowód umiejętności, cechującej bardzo tylko dojrzałe narody — dowiedźmy, że stać nas na oszczędną gospodarkę żywą substancją Narodu; obok rządu dusz pamiętajmy i o ekonomii krwi.

Kompleks pawia, podobnie jak kompleks Mesjasza, rozrósł się u nas ostatnio do rozmiarów zupełnie samobójczych; popełniamy gesty bohaterskie, kosztujące nas dużo w przekonaniu, że podnoszą nas one w oczach zagranicy; nie rozumiemy, że dzieje się wręcz odwrotnie. Najtragiczniejszym przykładem takiego nieporozumienia jest oddźwięk zagranicą powstania warszawskiego z r. 1944. We wszystkich dyskusjach na temat powstania w Londynie jako główną korzyść z niego wysuwa się nadal pozytywny rzekomo oddźwięk na Zachodzie. Otóż nie, po stokroć nie! Byłem w czasie powstania w Londynie i będę to powtarzał do końca życia, że powstanie i ogrom jego ofiary zaszkodziły nam w opinii świata, a nie pomogły.

Przez pierwsze dwa dni powstania Anglicy zastanawiali się nad jego celowością, a poczynając od dnia trzeciego taktowniejsi wśród nich przestali w ogóle rozmawiać na ten temat z Polakami. Nie mówi się z nikim o siostrze, choćby najcnotliwszej i urodziwej, która w przystępie nagłego obłędu wyskoczyła z piątego pietra, ani o szwagrze, który rozdarował ubogim zawartość swego przedsiębiorstwa i poszedł do więzienia za złośliwe bankructwo. Ludziom trzeźwym nie każe się podziwiać lunatyków, zjadacze chleba sceptycznie odnoszą się do świętych, szczególnie jeśli ich świętość wydaje się nie zapominać o efektach zewnętrznych, Nie tylko bowiem wśród ludzi zwykło się mówić o kimś, że czyni coś dla blichtru; i w gronie narodów kompleks pawia nie przechodzi niezauważony i odczuwany jest jako swoisty szantaż. „Jeśli po to zwiększasz niepotrzebnie swe cierpienia, by mnie zmusić do współczucia”, myśli jeden naród o drugim, „to ja właśnie na złość współczuć ci nie będę”. Podobnie drażniąco działa naród, roztaczający ostentacyjnie swe cnoty. Obie strony pawiego ogona maja te właściwość, że równie szybko się opatrują. I nawet trudno tu o pociechę, że to świat jest nikczemny a słuszność jest po naszej stronie, boć nawet wśród ludzi zdrowych moralnie przywykło się uważać, że rzetelne cnoty mówią same za siebie i reklamy nie potrzebują, a cierpienia zasługują na współczucie tylko pod warunkiem, że nie są rozmyślne.

I u nas przyczyniłoby się wielce do uzdrowienia naszego życia narodowego postawienie przed Trybunał Stanu sprawców powstania warszawskiego (formalnych i rzeczywistych). Żądanie takiego procesu słyszy się coraz częściej, w miarę jak zaczynają wychodzić na jaw złowieszcze kulisy tej wielkiej narodowej tragedii. Proces taki pozwoliłby unaocznić, na żywym przykładzie, metody, jakimi obce agentury grają na naszych kompleksach.