Zauważmy: wszystkie agentury pchają nas dziś do przelewu polskiej
krwi. Najgorliwszymi zwolennikami powstania w Polsce (t.j. akcji
zbrojnej zanim potęga militarna Niemiec zostanie ostatecznie złamana) są
dziś komuniści oraz najciemniejsi doradcy po pokątnych zakamarkach
naszej londyńskiej machiny państwowej.
Rozważając
jednak sprawę z punktu widzenia polskiej racji stanu, powstanie, czy
przeciw niezłamanym jeszcze militarnie Niemcom czy przeciw wkraczającej
zbrojnie na ziemie polskie Rosji, byłoby dziś posunięciem samobójczym.
Potrzebne były może powstania za czasów rozbiorowych, by Naród nie
rozłożył się w niewoli. Warto może było poświecić na ten cel w każdym
pokoleniu kilkadziesiąt tysięcy żyć ludzkich. Ale dziś położenie nasze
przedstawia się inaczej; po hekatombie września 1939, po czterech latach
podziemnego oporu, po lagrach niemieckich i sowieckich, Naród nie
potrzebuje podniety do patriotyzmu.
Wysuwany bywa argument,
że powstanie, czy przeciw jednemu czy drugiemu zaborcy, potrzebne byłoby
dla celów propagandy, dla zamanifestowania wobec świata naszych praw
i naszej woli do niepodległego bytu. Nie uważamy argumentu tego
za trafny; nasze zamiłowanie do wolności znane jest światu dostatecznie;
przeciw Niemcom walczyliśmy we wrześniu 1939 sami i pierwsi, natomiast
ewentualne powstanie przeciw najeźdźcy ze Wschodu wygrałyby propagandowo
Sowiety, których aparat propagandy działa o ileż sprawniej od naszego.
Wmówiłoby się Zachodowi, że to ręce Ukraińców i Białorusinów, a na
zachód od Sanu i Bugu ręce polskiego proletariatu, zdławiły powstanie
„oficerów” i „obszarników”. Propagandowe zwycięstwo Sowietów w sprawie
katyńskiej niech będzie dla nas nauką i przestrogą. Z powstaniem czy bez
powstania, całość naszych ziem odzyskamy dopiero w razie wielkiego
osłabienia Rosji w zapasach z Niemcami, względnie po pobiciu Rosji przez
świat zachodni; żadne krwawe gesty przedsiębrane przedwcześnie nic nam
tu nie pomogą. Wręcz przeciwnie powstanie, likwidujące ostatecznie
element przywódczy Narodu, może uniemożliwić późniejsze wykorzystanie
pomyślnego dla nas obrotu wypadków.
Po długiej przerwie
w niepodległym bycie, Naród nasz powoli dojrzewa do kierowania własnymi
losami. W czasie obecnej wojny zdaliśmy egzamin wcale nieźle; mimo
zainteresowanej propagandy, głoszącej urbi et orbi o naszej rzekomej
kłótliwości, daliśmy przykład zgody narodowej, z którym żaden inny
z okupowanych narodów równać się nie może. W tej najcięższej chwili
złóżmy jeszcze dowód umiejętności, cechującej bardzo tylko dojrzałe
narody — dowiedźmy, że stać nas na oszczędną gospodarkę żywą substancją
Narodu; obok rządu dusz pamiętajmy i o ekonomii krwi.
Kompleks pawia, podobnie jak kompleks Mesjasza, rozrósł się u nas
ostatnio do rozmiarów zupełnie samobójczych; popełniamy gesty
bohaterskie, kosztujące nas dużo w przekonaniu, że podnoszą nas one
w oczach zagranicy; nie rozumiemy, że dzieje się wręcz odwrotnie.
Najtragiczniejszym przykładem takiego nieporozumienia jest oddźwięk
zagranicą powstania warszawskiego z r. 1944. We wszystkich dyskusjach
na temat powstania w Londynie jako główną korzyść z niego wysuwa się
nadal pozytywny rzekomo oddźwięk na Zachodzie. Otóż nie, po stokroć nie!
Byłem w czasie powstania w Londynie i będę to powtarzał
do końca życia, że powstanie i ogrom jego ofiary zaszkodziły nam
w opinii świata, a nie pomogły.
Przez pierwsze dwa dni
powstania Anglicy zastanawiali się nad jego celowością, a poczynając
od dnia trzeciego taktowniejsi wśród nich przestali w ogóle rozmawiać
na ten temat z Polakami. Nie mówi się z nikim o siostrze, choćby
najcnotliwszej i urodziwej, która w przystępie nagłego obłędu wyskoczyła
z piątego pietra, ani o szwagrze, który rozdarował ubogim zawartość
swego przedsiębiorstwa i poszedł do więzienia za złośliwe bankructwo.
Ludziom trzeźwym nie każe się podziwiać lunatyków, zjadacze chleba
sceptycznie odnoszą się do świętych, szczególnie jeśli ich świętość
wydaje się nie zapominać o efektach zewnętrznych, Nie tylko bowiem wśród
ludzi zwykło się mówić o kimś, że czyni coś dla blichtru; i w gronie
narodów kompleks pawia nie przechodzi niezauważony i odczuwany jest jako
swoisty szantaż. „Jeśli po to zwiększasz niepotrzebnie swe cierpienia,
by mnie zmusić do współczucia”, myśli jeden naród o drugim, „to ja
właśnie na złość współczuć ci nie będę”. Podobnie drażniąco działa
naród, roztaczający ostentacyjnie swe cnoty. Obie strony pawiego ogona
maja te właściwość, że równie szybko się opatrują. I nawet trudno tu
o pociechę, że to świat jest nikczemny a słuszność jest po naszej
stronie, boć nawet wśród ludzi zdrowych moralnie przywykło się uważać,
że rzetelne cnoty mówią same za siebie i reklamy nie potrzebują,
a cierpienia zasługują na współczucie tylko pod warunkiem, że nie są
rozmyślne.
I u nas przyczyniłoby się wielce do uzdrowienia naszego
życia narodowego postawienie przed Trybunał Stanu sprawców powstania
warszawskiego (formalnych i rzeczywistych). Żądanie takiego procesu
słyszy się coraz częściej, w miarę jak zaczynają wychodzić na jaw
złowieszcze kulisy tej wielkiej narodowej tragedii. Proces taki
pozwoliłby unaocznić, na żywym przykładzie, metody, jakimi obce agentury
grają na naszych kompleksach.