W
czasach szczęśliwie minionych intelektualnym krzykiem mody wśród
różnej maści lewicowych naukowców, publicystów i dziennikarzy
była prymitywna, marxistowska, deterministyczna i skrajnie
mechanicystyczna interpretacja dziejów, polegająca, z grubsza
biorąc, na doszukiwaniu się rzekomych powinowactw pomiędzy
pochodzeniem społecznym, a wyznawanymi poglądami, warunkowanymi
jakoby przez materialną bazę, a tym samym niemożliwymi do
samodzielnego wypracowania na podstawie wolnego aktu krytycznego
namysłu nad otaczającą człowieka rzeczywistością. I tak np.
poparcie dla ideałów monarchicznych, hierarchicznych i katolickich
było, w myśl tej cudacznej teorii, zarezerwowane wyłącznie dla
wąskich, exkluzywnych klik arystokratów, wyzyskujących
nielitościwie lud pracujący i realizujących jedynie swe
klasowe interesy, nawet jeżeli przez cały XIX w. tendencje
integralnie kontrrewolucyjne znajdowały swoje odzwierciedlenie we
wszystkich grupach społecznych na całym kontynencie europejskim…
Współcześnie, na obecnym odcinku mądrości etapu,
rewolucjoniści odłożyli już w swej przeważającej masie te
prostackie idee do lamusa, lecz nie byliby sobą, gdyby nie wymyślili
jakichś nowych sposobów uzasadnienia ciągłego, mimo ich
diabelskich wysiłków, odrastania hydry reakcjonizmu i
nietolerancji.
W
dzisiejszej dobie do dobrego tonu pośród lewicy i liberałów
należy więc posługiwanie się dziwacznymi, niemającymi nic
wspólnego z prawdą, psychologizującymi teoriami, mającymi na celu
ukazanie pochodzenia zjawiska fundamentalizmu, cokolwiek ten
termin miałby oznaczać1.
Według tych ludzi, najgłębszym korzeniem fundamentalizmu
miałby być jakiś niewyobrażalny strach, który bezradni
fundamentaliści okazują w konfrontacji z narzucającymi się
automatycznie współczesnemu człowiekowi wartościami demokracji,
tolerancji, humanizmu, pluralizmu, społeczeństwa otwartego,
pacyfizmu, dialogu i dobry Bóg raczy wiedzieć, czego jeszcze…
Takie ujmowanie sprawy przez demoliberałów nie dość, że zasadza
się na kolosalnym niezrozumieniu rzeczywistości, to jeszcze, co
gorsza, znamionuje kompletny brak jakiegokolwiek szacunku i uznania
dla nas z ich strony. My, fundamentaliści2
jesteśmy bowiem ludźmi niezwykle odważnymi, gotowymi płacić za
swoje idee najwyższą cenę, to plugawe antywartości liberalizmu i
rewolucji są właśnie ufundowane na strachu, bojaźni, wahaniu,
obawie, niepewności, defetyzmie, wątpliwości, a więc kompletnym
zaprzeczeniu ideałów męstwa, odwagi, heroizmu i duchowej
spoistości.
Napisałem
wyżej, że liberalni wywrotowcy kompletnie nie rozumieją
otaczającej ich rzeczywistości, a więc także naszej postawy. I
tak jest w samej istocie! My wcale się nie boimy tego
piekielnego katalogu demokratycznych wartości. My go
nienawidzimy. To są dwie zupełnie różne postawy! Co jest
najgłębszą, najbardziej fundamentalną przyczyną tej naszej
bezbrzeżnej nienawiści dla pryncypiów rewolucji? To, że ich
zastosowanie zmieniło naszą Ojczyznę, naszą Europę, a nawet, o
zgrozo3
nasz Święty Kościół, Rzymski, Katolicki i Apostolski4,
wręcz nie do poznania. Każda, nawet najmniejsza aplikacja
bezbożnych zasad demokracji, tolerancji, liberalizmu i humanitaryzmu
potrafiła poniżyć, upodlić i rzucić na kolana najpotężniejsze
niegdyś królestwa i imperia oraz najszacowniejsze instytucje5.
Narody Europy, onegdaj dumne i potężne, posłuszne swym prawowitym
monarchom, gotowe dokonywać zadziwiających czynów, dziś nie są
nawet cieniem samych siebie… Liberalna trucizna, podana choćby w
niewielkich dawkach, w ostateczności zawsze musi przynieść śmierć,
jałowość, wyniszczenie i obumarcie.
Czy
w tej tragicznej sytuacji możliwy jest jakiś ratunek? Bez
wątpienia, skoro odrzuciliśmy swego czasu determinizm marxistowski,
to analogicznie musimy zanegować bzdurne bajdurzenia Fukuyamy o
końcu historii oraz nieodwołalnym, wręcz eschatologicznym tryumfie
świata demokratyczno-liberalno-kapitalistycznego. Jest on bowiem, ów
przeklęty świat liberałów, kapitalistów i demokratów,
ufundowany w swych podstawach na tak nienaturalnych, sprzecznych z
opatrznościowym planem Stwórcy zasadach, że sam zawali się
niejako pod własnym ciężarem, jak niegdyś Sowiety, trzeba tylko
trochę czasu i cierpliwości. Musimy zachować niezachwianą wolę
walki i nie wchodzić z tym Molochem w żaden kompromis, a wówczas
zwycięstwo będzie nasze. Najgorsze, co można teraz zrobić, gdy
trzeszczy on już cały w posadach i słychać jego nadchodzący,
nieuchronny upadek, to próbować zawrzeć z nim ugodę, reformować
na zdrowych zasadach, nadawać mu bardziej konserwatywny
charakter etc., miast czekać na sprzyjającą chwilę i dobić
go z zimną krwią.
Odrodzenie
i restauracja Kościoła, państw, społeczeństw, życia zbiorowego,
duchowości, systemu ekonomicznego, rodziny, ojczyzn partykularnych i
Europy, polegać musi na całościowym, konsekwentnym i bezlitosnym
usunięciu wszelkich pokładów demoliberalizmu we wszystkich
dziedzinach życia, mocno narosłych przez stulecia podczas sekwencji
niszczycielskich rewolucji. Należy zdawać sobie sprawę, że będzie
to proces niełatwy, częstokroć bolesny, ale musimy posiadać
jeszcze większą świadomość, iż dla naszego przeżycia jako
odrębnej, żywotnej, opartej o niewzruszalne kanony cywilizacji,
jest on po prostu konieczny i nieodzowny. Będziemy o to walczyć z
otwartą przyłbicą i bez osłonek, wytrwale i, wbrew hucpiarskim
twierdzeniom liberalnych pseudonaukowców, pozbawieni wszelkich uczuć
strachu, a wówczas ze świata wyrosłego z satanicznych
ideologii rewolucyjnych nie pozostanie nawet kamień na kamieniu.
1
Pamiętajmy, że dla lewaka fundamentalistą jest dosłownie
każdy, kto niezachwianie wierzy w swoje przekonania, kieruje się
nimi w swym życiu i nie dałby ich sprzedać za garść
heretyckich dolarów, jakby to powiedział wielki kardynał,
arcybiskup Sewilli Piotr Segura y Sáenz…
2
Mam tu na myśl tych wszystkich, którzy nie chcą reformować
zatrutej rzeczywistości demoliberalizmu, pudrować tego
rozkładającego się, cuchnącego trupa, lecz wywieźć go na
cmentarz historii oraz zsunąć do głębokiej otchłani niepamięci
i wzgardy, a więc monarchistów, kontrrewolucjonistów,
tradycjonalistów katolickich, a także narodowych radykałów.
3
Cała ręka aż drży mi na samą tę myśl…
4
A konkretnie, jego ziemską część, Ecclesia militans, w
odróżnieniu od Ecclesia triumphans w Niebie i Ecclesia
poenitens w Czyśćcu.
5
Do Kościoła Świętego, jako instytucji o boskim charakterze i
genezie, tyczy się to o tyle, że choć przechodzi dziś on
niewątpliwie swój Wielki Piątek, to jednak posiadamy obietnicę
samego Chrystusa Pana gwarantującego jego wiecznotrwałość i
niezniszczalność, zapewniającego, że bramy piekielne (a
więc także niszczycielskie idee rewolucyjno-masońskie), w
ostatecznym rozrachunku go jednak nie zwyciężą i nie przemogą.
Tekst opublikowany za pisemną zgodą Autora.
Gladius Ferreus – legitymista, kontrrewolucjonista i tradycjonalista katolicki, bezlitosny wróg rewolucji, demokracji, tolerancji, praw człowieka, masonerii, rozdziału Kościoła od państwa, wolności słowa, liberalizmu, modernizmu, egalitaryzmu, protestantyzmu, pacyfizmu, humanitaryzmu, socjalizmu, komunizmu, syjonizmu oraz wszelkich innych heretyckich i wywrotowych idei w każdej formie i pod każdą postacią, miłośnik dziejów wypraw krzyżowych, późnego Cesarstwa Rzymskiego, epoki kontrreformacji, konkwisty Nowego Świata, a także sztuki barokowej, antycznych i rycerskich eposów, tragedii szekspirowskich i heroicznej poezji religijnej, w wolnych chwilach zapalony fan piłki nożnej, wycieczek rowerowych i gier komputerowych, jego dewizą są słowa brazylijskiego karlisty, Arlinda Veigi dos Santosa, „Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą” oraz francuskiego tradycjonalisty, Ludwika de Bonalda: „Kompromis jest kompromitacją”.
Gladius Ferreus – legitymista, kontrrewolucjonista i tradycjonalista katolicki, bezlitosny wróg rewolucji, demokracji, tolerancji, praw człowieka, masonerii, rozdziału Kościoła od państwa, wolności słowa, liberalizmu, modernizmu, egalitaryzmu, protestantyzmu, pacyfizmu, humanitaryzmu, socjalizmu, komunizmu, syjonizmu oraz wszelkich innych heretyckich i wywrotowych idei w każdej formie i pod każdą postacią, miłośnik dziejów wypraw krzyżowych, późnego Cesarstwa Rzymskiego, epoki kontrreformacji, konkwisty Nowego Świata, a także sztuki barokowej, antycznych i rycerskich eposów, tragedii szekspirowskich i heroicznej poezji religijnej, w wolnych chwilach zapalony fan piłki nożnej, wycieczek rowerowych i gier komputerowych, jego dewizą są słowa brazylijskiego karlisty, Arlinda Veigi dos Santosa, „Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą” oraz francuskiego tradycjonalisty, Ludwika de Bonalda: „Kompromis jest kompromitacją”.