poniedziałek, 21 listopada 2016

Filip Palkowski: Czy należy przyjmować imigrantów – w odpowiedzi Mirosławowi Salwowskiemu

      Niedawno w internecie ukazał się tekst Mirosława Salwowskiego dotyczący kwestii imigracji muzułmańskiej. Autor, jak sam zaznacza na początku ma inne zdanie niż środowiska prawicowe, opowiada się za przyjmowaniem do Europy muzułmanów na "rozsądnych zasadach" choć nie definiuje tego pojęcia. Używając chrześcijańskich argumentów Autor stara się udowodnić swą tezę, nie mniej jednak przytoczone argumenty wydają się niezwykle kontrowersyjne. 
 
Na początku krytykuje używanie przez środowiska antyimigranckie słowa "inwazja" w odniesieniu do napływu muzułmanów do Europy. Twierdzi, iż przynajmniej znaczna część przybyszów powinna mieć wyraźnie wrogie zamiary bądź intencję podboju naszego kontynetnu i zdominiowania go przez wiarę Mahometa. Można w tym miejscu odwołać się do okresu IV – V wieku po Chrystusie, to znaczy czasów upadku Cesarstwa Zachodniorzymskiego. Nikt raczej nie ma problemów z nazywaniem ówczesnych wędrówek ludów "inwazją" choć poszczególni barbarzyńcy, a nawet ich wodzowie/królowie niekoniecznie musieli mieć wrogie zamiary. Za początek upadku można uznać bitwę pod Adrianopolem (378) w której Rzymianie przegrali ze zbuntowanymi Gotami, a ci sie zbuntowali gdyż... nie otrzymali jedzenia i ziemi, choć nie przyszli z wrogimi zamiarami, lecz cofali się pod naporem Hunów. Dodatkowo proces barbaryzacji armii, który trwał już od jakiegoś czasu i inne czynniki spowodowłay, że gdy Frankowie, Goci, Swebowie i inni przekraczali granicę i osiedlali się na nie swojej ziemi państwo nie było zdolne do skutecznej reakcji, pomimio iż zwykli wojownicy czy nawet wodzowie nie mieli intencji by przekraczać Ren w celu szerzenia pogaństwa bądź arianizmu. Konsekwencją tego stanu rzeczy był jak wiemy upadek Rzymu i osłabienie Bizancjum oraz powstanie barbarzyńskich państw, których władcy w większości wyznawali herezję arianizmu co często kończyło się prześladowaniem katolików. Tak więc używanie określenia "inwazja" wobec napływu ludności, której co prawda bezpośrednią intencją może nie jest podbój Europy ale która to ludność potencjalnie jest wrogo nastawiona do chrześcijaństwa i europejskiej kultury i w sprzyjających okolicznościach może tą wrogość ujawnić wydaje się być uprawnione.

Kolejnym powodem, dla którego zdaniem Mirosława Salwowskiego należy przyjmować muzułmańskich imigrantów jest fakt, iż zdeklarowani i przeszkoleni terroryści, którzy przybywają do Europy stanowią najprawdopodobniej mniejszość przybyszy. Odpowiedź w pewnym sensie została udzielona w poprzednim akapicie, jednak dość szczątkowo i wymaga szerzego wyjaśnienia. Przede wszystkim muzułmanie są ludźmi innej, fałszywej religii, co nawet jeśli nie są gorliwymi wyznwacami wpływa jednak na ich mentalność i zachowanie.Wynika stąd na przykład złe traktowanie nie-muzułmanek (co przejawia się w gwałtach czy próbach molestowania, obraźliwych uwagach, biciu kobiet), brak poszanowania dla porządku prawnego i kultury kraju przyjmującego (i nie chodzi tu wcale o niemoralne prawa jak np pozwolenie na zawieranie związków homoseksualnych). Należy wziąć także pod uwagę, iż choć imigrant niekoniecznie jest terrorystą, to łatwo może nim się stać, po pierwsze z powodu przyzwolenia religijnego i kulturowego na tego typu działania, po drugie z powodu trudnej sytuacji w jakiej się znajduje – wykorzenienie, które zasadniczo sprzyja demoralizacji. Poza tym należy się liczyć z próbami szerzenia przez nich fałszywej religii, co może być skuteczne zwłaszcza w wypadku kobiet, które znudzone mężczyznami z Europy dostrzegają męskie cechy u młodych muzułmanów, a gdy wchodzą z nimi w związki to potomstwo wyznaje religię Mahometa. 

Właściwie główym argumentem używanym przez islamofobów, poddanym krytyce przez Mirosława Salwowskiego jest pogląd, jakoby napływ muzułmanów powodował powolne przekształcenie się Europy w islamski kalifat. Choć należy zgodzić się z Autorem, że większość przybyszów niekoniecznie stanowią gorliwi wyznawcy Mahometa nie oznacza to braku zagrożenia. Zasadniczo prawie zawsze większość formalnych wyznawców jakiejś religii jest niezbyt gorliwa i przekonana co do prawd swej wiary, nie mniej w jakimś stopniu religia determinuje ich życia i określa ich przynależność choćby tylko kulturową. Katolicy i protestanci, którzy wzajemnie zabijali się w Irlandii nie czynili tego z powodów religijnych lecz narodowościowych i kulturowych. Inną kwestią jest fakt, iż ludzie wykorzenieni mają większą skłonność do radykalizacji swych postaw, dodatkowo ideologia/religia często bywa tu nie tyle celem, co przykrywką dla agresywnych działań i zaspokajania swych pragnień. Przykład można wziąć tu z początków istnienia islamu, gdzie wojna w imię religii stała się uzasadnieniem dla napadów rabunkowych, a Arabscy wojownicy znacząco się wzbogacili. Argument o przyjmowaniu mahometan do Europy w nadziei nawrócenia ich na chrześcijaństwo jest sam w sobie z pozoru szlachetny, jednak w praktyce bardzo wątpliwy. Po pierwsze chrześcijaństwo znajduje się w głębokim kryzysie, nie tyle nawet jeśli chodzi o małą liczbę praktykujących wiernych czy stosunek państw do religii, co o kondycję Kościoła i duchowieństwa. Dodatkowo znaczna część hierarchów nie wykazuje zainteresowania podejmowaniem misji wśród muzułmanów. 
 
Warty głębszego omówienia jest pogląd, jakoby gdyby doszło do powstania islamskiego kalifatu byłoby to mniejszym złem niż system demoliberalny i powszechna demoralizacja. Pogląd taki może wydawać się zrozumiały wobec braku nadzei na szybkie zwycięstwo rewolucji konserwatywnej czy odnowy moralnej na naszym kontynencie, jednak przy głębszej analizie okazuje się conajmniej bardzo ryzykowny. Przykład, iż chrześcijanie w państwach islamskich mogą mieć własne kościoły dotyczy krajów takich jak Syria, gdzie religia ta jest wyznawana co prawda przez mniejszość, jednak znaczącą, do tego jest głęboko zakorzeniona w części społeczeństwa – istnieje tam od czasów apostolskich. Gdy jednak przyjrzymy się krajom takim jak Arabia Saudyjska czy Indonezja to sytuacja chrześcijan jest tam dramatyczna. W innych, jak w Nigerii trwają regularne wojny pomiędzy wyznawcami Chrystusa a Mahometa. Na tym tle nawet szykany, jakie spotykają chrześcijan w państwach demoliberalnych wyglądają na wyjątkkwo łagodne, być może są mniejsze nawet niż w panstwach umierkowanego islamu pokroju Syrii. Wszak w Europie chrześcijanie są skazywani najwyżej na kary grzwyny bądź prace społeczne, niewzykle rzadkie są przypadki orzeczenia kary więzenia za wierność biblijnym zasadom (pytanie czy w niektóych krajach Europy można traktować więzienie jako karę w ścisłym tego słowa znaczeniu, patrząc chociażby na luksusowe warunki jakimi cieszy się Anders Breivik). Poza tym tolerancja muzułmanów dla chrześcijan wynika zazwyczaj z pragmatyzmu – przykładem może tu być Impreium Osmańskie, gdzie chrześcijanie stanowili znaczny procent ludności państwa. Nie mniej jednak nie mogli oni pełnić wielu wyższych stanoiwsk w państwie oraz musieli płacić specjalny podatek. Należy także wziąć pod uwagę, że ziemie zagarnięte chrześcijanom przez mahometan przeważnie pozostały pod ich panowaniem (Afryka Północna, Bliski Wschód, Azja Mniejsza) lub też bardzo dużo wysiłku kosztowała ich rekonkwista (Hiszpania, Półwysep Bałkański). 

Analizując powyższy problem niektórym na pierwszy rzut oka przyjmowanie muzułmańskich imigrantów może wydawać się aktem miłosierdzia. Pomimo to głębsze zastanowienie się nad zjawiskiem prowadzi do wniosków, że przyjmowanie wyznawców religii islamskiej prowadzi lub może prowadzić do wielu niepożądanych zjawisk, a korzyści z ich obecności są bardzo wątpliwe. Islam z pewnymi elementami rygoryzmu moralnego może niektórym chrześcijanom wydawać sie mniejszym złem niż demoliberalizm, nie mniej jednak nie jest to odpowiedź na współeczesne problemy ani też nadzieja na odnowę moralną. Natomiast chrześcijanie o rygorystycznych poglądach moralnych powinni raczej starać się o dobro Kościoła niż narażać się na bycie oskarżonymi o stanie się V kolumną islamizacji.

Filip Palkowski