czwartek, 17 listopada 2016

Grzegorz Kucharczyk: Dlaczego nowoczesna cywilizacja potrzebuje rycerstwa?


Dlaczego nowoczesna cywilizacja potrzebuje rycerstwa?
      Polska szlachta nie była szlachtą zwyczajną pośród innych stanów uprzywilejowanych dawnej, przedrewolucyjnej Europy, bowiem szlachectwo polskie zaowocowało w prawdy większe i piękniejsze niżeli kiedykolwiek jakikolwiek naród miał!

Polskie oświecenie w planie politycznym wysuwało program reformy ustroju Rzeczypospolitej, natomiast w kontekście kulturowym wytaczało wojnę tradycji sarmatyzmu. Jak pisano u progu czasów stanisławowskich (1765 r.) na łamach „Monitora”, konieczne było zniszczenie bałwanów sarmatyzmu, które przez dwieście lat naród nasz uczyniły pośmiewiskiem uczeńszych. W publicystyce oświeceniowej tamtego czasu roi się od rozmaitych postaci „Nieukolubskich” i „Leniowskich” – symboli sarmackiego (czyt. szlacheckiego) nieuctwa, umysłowej tępoty. Nie odrzucano jednak zasady szlachectwa jako takiej, ale inaczej ją definiowano. W tradycyjny etos szlachcica – Sarmaty było przecież nie tylko wpisane zajmowanie się sprawami publicznymi i strzeżenie „starodawnych wolności szlacheckich”, ale również pamięć o heroicznej przeszłości stanu szlacheckiego, o tym, że w prostej linii wywodził się on ze stanu rycerskiego.

To właśnie ks. Skarga w konieczności nawiązania do tej tradycji w nowych warunkach (wojna z Turkami) widział nie tylko remedium na bolączki ustrojowe Rzeczypospolitej, ale również na uratowanie samej szlachty – przez odnowienie sensu jej istnienia. Szlachcic – rycerz: oto miał być ideał odnowionego „narodu szlacheckiego”. Temu ideałowi oświecenie polskie przeciwstawiało „szlachcica – uczonego”, gromadzącego i czytającego książki francuskich fizjokratów, zakładającego manufaktury w swoich majątkach – jak tytułowy bohater „Pana Podstolego” bp. Ignacego Krasickiego. Zamiast rycerza, uczony ziemianin.

W epoce rozbiorowej wskrzeszanie świata szlacheckiej Rzeczypospolitej, dworku szlacheckiego było zawsze wskrzeszaniem obrazu utraconej ojczyzny – jak w narodowej epopei Adama Mickiewicza „Pan Tadeusz”. Ale przecież nie tylko tutaj. Powstaje cały osobny gatunek gawędy szlacheckiej, na czele z „Pamiątkami Soplicy” Henryka Rzewuskiego. Dawną Rzeczpospolitą kochają dwaj pozostali wieszczowie – Słowacki (uwielbiający odwoływać się do tradycji konfederacji i liberum veto) i Krasiński. Dla autora „Irydiona” szlachcic jest „człowiekiem zupełnym”, a więc człowiekiem nieuległym modzie wiotkich mózgów i swawolnych, wściekłych brzuchów, pragnącej by przeszłość odcięta była z kategorii czasu.

Wielbił Krasiński dawną Rzeczpospolitą jako przykład harmonijnego zespolenia rzymskiej i chrześcijańskiej cnoty oraz dlatego, że była to Rzeczpospolita szlachty. Ona stworzyła dawną Polskę i ona ma kluczową rolę do odegrania w odzyskiwaniu niepodległości w XIX wieku: Wzrośliśmy szlachtą i upadliśmy szlachtą, przez nią się podciągniem, przez to, co jest nami samymi. Bez szlachty, która jest depozytariuszką pierwiastka bohatyrskiego narodu, grozi Polakom odnarodowienie, przemienienie na lud prosty, beznarodowy, a Europie zagrozi brak pierwiastka zdolnego zatrzymać chaos barbarzyński, który wcześniej czy później z wnętrzów samejże Europy się podniesie.

Dla tak pojmowanej szlachty polskiej rezerwował Krasiński „obowiązki rzeczywiste” i „prawa idealne”. Te pierwsze zamykały się w konieczności pogodzenie się jej i pojednania z ludem wiejskim ... przewodniczeniu nad tłumami. Te drugie to przede wszystkim prawo do posiadania własnego herbu jako żywego przelewu miniętych dni w bieżące; złańcuchowywania przeszłości z przeszłością.

Nie ma społeczeństwa bez szlachty, naturalna ewolucja społeczeństwa wiodła zawsze, jak argumentował autor „Psalmów przyszłości”, do wykształcenia się tego stanu: ale też z prostego ludu po wszystkie czasy, z lemiesza i roli .... wywijała się szlachta ... Ten zaród, gdy się z błota otrząśnie, a zachowa twardość i połysk żelaza, szlachtą mianowany bywa. Polak jest więc naturalnym szlachcicem, a w każdym razie będzie nim wcześniej czy później.

Głęboką refleksję nad istotą szlachectwa i jej związkami z etosem rycerskim odnajdujemy również w myśli Cypriana Norwida. Wnikliwą analizę tej kwestii otrzymujemy dzięki opublikowanej właśnie rozprawie autorstwa Zofii Dambek „Cyprian Norwid a tradycje szlacheckie” (Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2012).

Nie brakuje w twórczości Norwida wątków krytycznych wobec poszczególnych reprezentantów polskiej szlachty – osoby poważnej w szlafroku żółtym, popstrzonym w duże kwiaty piwonii, co potrzebuje pierwszej lepszej „książki z brzega” jako najlepszego środka nasennego. Kpił z „Pana Tadeusza” jako poematu satyryczno-polskiego, w którym jedyną poważną i serio figurą jest Żyd, a reszta bohaterów to awanturniki, facecjoniści, gawędziarze, pasibrzuchy, którzy jedzą, piją, grzyby zbierają i czekają, aż Francuzi przyjdą zrobić im ojczyznę.

Jednak, jak słusznie wskazuje autorka wspomnianej rozprawy ten krytycyzm służy Norwidowi nie po to, by deptać tradycję szlachecką, ale uderzać w tych, którzy traktują ją – wedle słów poety – jako „świat nominalny” czyli rzeczywistość udawaną, pozbawioną związków z rzeczywistością. Jak więc można opuścić „świat nominalny” i odnaleźć świat realny? Według autora „Promethidiona”, przede wszystkim poprzez odkrycie własnej tradycji, własnego etosu. Norwidowski imperatyw bycia oryginalnym – pisze Zofia Dambek – polega na byciu wiernym tradycji.

W przypadku polskiej szlachty oznacza to konieczność nawiązania w warunkach dziewiętnastowiecznych do tradycji „epoki Lechickiej Krucjaty”. W ten sposób poeta nazywał epokę zmagań dawnej Rzeczypospolitej z Turcją i Tatarami na antemurale christianitatis. Odnosząc się do szlachty polskiej stawającej na polach Cecory, Chocimia i Wiednia, pisał o tych, którzy wojowali, wiedząc dopokąd dobywać Korda przy czytaniu Ewangelium. Dlatego też polska szlachta nie była szlachtą zwyczajną pośród innych stanów uprzywilejowanych dawnej, przedrewolucyjnej Europy, bowiem szlachectwo polskie zaowocowało w prawdy większe i piękniejsze niżeli kiedykolwiek jakikolwiek naród miał!.

Cyprian Norwid tęsknił za rycerstwem, bo ethos rycerski wyrażał świat wartości zakorzeniony w tradycji; nadał sens, wypadkom i trafom (Zofia Dambek). Rycerstwa potrzebowała współczesna mu cywilizacja europejska, którą nazywał „cywilizacją a-tradycyjną”, w której jest więcej Rozłamań – nieźli Dokończeń ; więcej Roztrzaskań – niżeli Zamknięć. Epoka ta zastąpiła rycerza, żołnierzem, a właściwie żołdakiem: skoro wygasły zakony militarne, nie zastąpiono niczym nowym – stare runęło, a nowe nie urosło – i oto powód, dla którego wiemy, że samoistność- sumienia-armii i głosu jej wedle nowych warunków wrócić musi.

Ten powrót zapewnić może jedynie powrót do tradycji rycerstwa. A więc bohaterstwa, które jest półogniwem księżycowym na chorągwi prac ludzkich, którego bliźniaczą analogią było męczeństwo -  „półogniwo w niebo zwrócone”. Żołnierskie „proporcje-materialne” muszą ustąpić rycerskim „proporcjom-duchowym”.
Prawdziwy rycerz to „Boża prawica”, „puklerz Boży”. Cyprian Norwid niejednokrotnie z estymą pisał o krzyżowcach – „ludzie wędrownym”. Nawet o sobie samym, tytułem chwały przodków, pisał, że jest potomkiem kawalerów maltańskich – „dziadów moich” (z dużą przesadą – bo jako pierwszy prawo do noszenia maltańskiego krzyża zyskał w rodzinie poety jego ojciec, w 1810 roku). W swojej rozprawie o hymnie „Bogurodzica”, wyjaśniał, że figurę pamięci na sakramenta miało rycerstwo każde, jako to: chrztu – w łaźni rycerskiej, bierzmowania – w dotknięciu mieczem nagim, przyjęcia w zbór i w uczestnictwo Ciała-zbiorowego – w uczcie-okrągłej, mistycznego małżeństwa.

Autorka rozprawy wskazuje na podobieństwo norwidowskiej i skargowskiej interpretacji najstarszego hymnu polskiego, nie tylko jako wyznania wiary, ale nauki o chrześcijańskim rycerstwie. Nauki, której współczesny Norwidowi świat potrzebuje, ale i nie rozumie: dla tejże przyczyny śpiewanie tego arcydzielnego rapsodu z wolna wychodzi z użycia pod epokę, w której zakonność rycerska ustępuje z szeregów tak zwanej po dziś regularnej armii państwowej.