środa, 16 listopada 2016

Inki: Sukcesja tronu polskiego w świetle aktów prawnych

Znalezione obrazy dla zapytania sukcesja tronu 
       Większość europejskich ex-monarchii „posiada” potomków rodzin panujących, zgłaszających mniej lub bardziej donośnie pretensje do obalonych tronów. Kariery pretendentów kształtują się przeróżnie, zwłaszcza w obliczu liberalno-demokratycznych systemów – przykładem pozytywnym jest tu ex-car bułgarski Symeon II Sachsen-Coburg-Gotha, późniejszy premier, przykładem negatywnym – wygnani Sabaudowie, którym przez kilkadziesiąt lat zakazywano przyjazdu do Włoch. W zasadzie każda była monarchia ma swojego pretendenta, niektóre (jak np. Francja) kilku. Niniejszy artykuł ma na celu przeanalizowanie analogicznego problemu w realiach polskich, z perspektywy historyczno-źródłowej. Choć od wieku żyjemy w systemie republikańskim, warto, celem upowszechniania wiedzy o naszym kraju, zająć się i tym aspektem historii.

Problemem pierwszym jest zdefiniowanie „korony”, tudzież „tronu” polskiego, gdyż de facto polską monarchią było pięć systemów politycznych o dyskusyjnej w niektórych przypadkach, a nawet wątpliwej ciągłości prawnej:

- Królestwo Polskie (1025?-1573)
- Rzeczpospolita Obojga Narodów (1573-1795)
- Księstwo Warszawskie (1807-1815)
- „Królestwo” Polskie – kongresowe (1815-1918)
- „Królestwo” Polskie – regencyjne (1916-1918)

Piastowsko - jagiellońskie królestwo nie pozostawiło żadnych spadkobierców. Ostatni Piast, książę Jerzy Wilhelm legnicki zmarł w 1675, ostatni Jagiellon – król Zygmunt II August – w 1572. Pretensje innych władców (Luksemburczyków, Przemyślidów, Andegawenów) wygasły lub zostały wycofane jeszcze w Średniowieczu, zatem z tego okresu-systemu nie ma żadnych potencjalnych spadkobierców.

W okresie od panowania Henryka Walezjusza do Stanisława Augusta Poniatowskiego ciężko mówić o jakichkolwiek „pretensjach”, z prostej przyczyny – korona nie była cedowana z ojca na syna, wedle prawa „boskiego” (czy też „naturalnego”), ale kolejnego władcę kreowała szlachta wedle zasad wolnej elekcji. Nie mógł więc syn władcy liczyć na nic więcej poza tytułem królewicza, a stawiana czasem przy Piastach i Jagiellonach „dynastia” Wazów nie powinna być tak określana – bo zamiast Zygmunta mógł zostać wybrany np. arcyksiążę austriacki Maksymilian, również jego synowie mieli konkurentów – zatem niekoniecznie musieli panować. Nawiasem mówiąc nazywanie Wazów „dynastią” to wymowny przykład na to że teraz, jak i niegdyś, naturalnym wydaje się być dziedziczenie władzy najwyższej.
Pierwszym istotnym w tych rozważaniach dokumentem jest Konstytucja III Maja, znosząca wolną elekcję i wprowadzająca dynastię dziedziczną:

Stanowimy przeto, iż po życiu jakiego nam dobroć boska pozwoli, elektor dzisiejszy saski w Polsce królować będzie. Dynastya przyszłych królów polskich zacznie się na osobie Fryderyka Augusta, dzisiejszego elektora saskiego, które sukcesorom de lumbis z płci męzkiej tron polski przeznaczamy. Najstarszy syn króla panującego po ojcu na tron następować ma. Gdyby zaś dzisiejszy elektor saski nie miał potomstwa płci męzkiej, tedy mąż, przez elektora, za zgodą stanów zgromadzonych, córce jego dobrany, zaczynać ma linię następstwa w płci męzkiej do tronu polskiego. Dla tego Maryę Augustę Nepomucenę, córkę elektora, za infantkę polską deklarujemy: zachowując przy narodzie prawo, żadnej preskrypcyi podpadać nie mogące, wybrania do tronu drugiego domu po wygaśnieniu pierwszego. (podkreślenia moje – MB).

Zatem Konstytucja mówi wyraźnie: najpierw panować będzie Fryderyk August Wettyn, później jego synowie, w razie ich braku – mąż Marii Augusty i jego męscy potomkowie, w przypadku braku takowych – wybór innego domu panującego.
Założenia Konstytucji nigdy nie zostały zrealizowane – Fryderyk August nie zdążył wstąpić na tron polski, nie miał męskich potomków, Maria Augusta Nepomucena nigdy nie wyszła za mąż, a Naród nie miał możliwości powołania nowej dynastii panującej.

Kilkanaście lat po rozbiorach Napoleon powołuje Księstwo Warszawskie , Fryderyka Augusta czyni władcą, a samemu księstwu nadaje swoją Konstytucję, w której wyraźnie stwierdza:
Korona książęca warszawska jest dziedziczną w osobie króla saskiego, jego potomków, dziedziców
i następców, podług porządku następstwa ustanowionego w domu saskim.
Księstwo Warszawskie to wszakże nie Królestwo Polskie (choć de facto nim było, zajmujemy się tu jednak kwestiami de iure), wydaje się jednak że prawo do warszawskiego tytułu książęcego dalej posiadają (choć nie podnoszą) książęta sascy .

Księstwo Warszawskie zostało rozwiązane po ośmiu latach funkcjonowania, podczas Kongresu Wiedeńskiego. Artykuł V aktu końcowego Kongresu głosi:
Księstwo Warszawskie(…) połączone zostaje z Cesarstwem Rosyjskim. Związane z nim będzie nieodwołalnie przez swoją konstytucję, aby było posiadane przez Najjaśniejszego Cesarza Wszechrosji, jego dziedziców i następców na wieczne czasy. Jego Cesarska Mość zastrzega sobie nadać temu krajowi, używającemu administracji oddzielnej, rozciągłość wewnętrzną, jaką uzna za stosowną. Przybierze z innymi swymi tytułami tytuł Cara, Króla Polskiego."

Umowa międzynarodowa nadaje więc Romanowom ziemie i tytuł, do swobodnej organizacji, bez ciągłości jednak z poprzednimi systemami politycznymi. Choć powołane (jak należy się domyślać – carską gramotą) Królestwo Polskie faktycznie pojawia się na mapach, jest autonomią, to nie należy łączyć go z Królestwem Piastowskim. Sami Rosjanie zresztą zwą swoją prowincję „Carstwo Polskie”, a kolejni cesarze rosyjscy w swojej tytulaturze umieszczają „car polskij”.
Należy zastanowić się, czy najeźdźca zdobywający istotny fragment kraju, stolicę, usuwający potencjalnych pretendentów, uzyskujący poparcie międzynarodowe a także części społeczeństwa , oraz, co równie istotne – pokój i stabilizację polityczną potrzebuje czegoś więcej do uprawomocnienia swojego tytułu. To temat na osobną rozprawę, ale w rozumieniu dokumentów Romanowowie posiadają prawo do określania się królami polskimi.

Zazwyczaj w tym momencie przywołuje się tzw. „Akt detronizacji” z 1831 roku, rzekomo pozbawiający władzy wszystkich Romanowów. Przywołajmy ten dokument in extenso:
Najświętsze i najuroczystsze umowy tyle tylko są nienaruszonemi, ile wiernie dotrzymywanymi ze stron obydwóch. Długie cierpienia nasze znane światu całemu: przysięgą zaręczone przez dwóch panujących, a pogwałcone tylekroć swobody nawzajem i naród polski od wierności dziś panującemu uwalniają. Wyrzeczone na koniec przez samego cesarza Mikołaja słowa, że pierwszy wystrzał z naszej strony stanie się na. zawsze zatracenia Polski hasłem, odejmując nam wszelka sprostowania krzywd naszych nadzieję, nie zostawują jak rozpacz szlachetną.
Naród zatem polski, na sejm zebrany, oświadcza; iż jest niepodległym ludem i że ma prawo temu koronę polską oddać, którego godnym jej uzna, po którym z pewnością będzie się mógł spodziewać, że mu zaprzysiężonej wiary i zaprzysiężonych swobód święcie i bez uszczerbku dochowa. (podkreślenia moje – MB)

Dokument wątpliwy w sensie prawnym. Sygnatariusze powołują się bowiem na „wolę narodu”, nie mieli jednak żadnej formalnej możliwości takiego dokumentu wydać (albo – co ważne w realiach międzynarodowych – mniej formalnie wyegzekwować, oczywiście zbrojnie). Akt stwierdza prymat władzy Narodu nad Panującym (teza wierna tradycji Rzeczypospolitej Obojga Narodów), istotnie pozbawia Mikołaja I władzy – ale… nie ma mocy prawnej. W dodatku jej bardzo wyważone, ostrożne czy (nazwijmy rzecz po imieniu) tchórzliwe sformułowania zaciemniają obraz sytuacji i każą poddawać w wątpliwość samą detronizację („od wierności dziś panującemu uwalniają”). Inne intencje miała ówczesna ulica i radykałowie, inne – legaliści. W wyniku sprzecznych dążeń powstał dokument niejasny. Wątpliwości mieli zresztą współcześni:

Słuszna należy się cześć sejmującym że uczynili oświadczenie z którego publiczność polska dorozumiewa się iż Mikołaj przestał bydź Królem polskim. Nie bez przyczyny piszemy dorozumiewa się gdyż to bezpośrednio z rzeczonego aktu izb sejmujących nie wynika. Potrzeba odgadywać myśl narodowej reprezentacji.
(…) Dalej oświadczają izby sejmujące że naród polski ma prawo temu koronę polską oddać którego godnym jej uzna po którym z pewnością będzie się mógł spodziewać iż mu zaprzysiężonej wiary i zaprzysiężonych swobód święcie i bez uszczerbku dochowa. Cóż znowu wynika z tych frazesów. Oto że izby sejmujące mają prawo oddać Koronę polską temu samemu Mikołajowi jeżeli go tylko uznają za godnego tego zaszczytu. Ludzie się zmieniają. Mikołaj może się poprawi. Czemuż mamy mu wszelką odejmować nadzieję piastowania polskiego berła? A jeżeli Mikołaj się niepoprawi to syn jego Aleksander będzie Królem. Albo też jego brat Michał może i Konstanty. Czemuż nie! To wszystko bydź może, każdy z nich niechaj sobie na tę godność zasłuży! - pisał z gorzką ironią współczesny „detronizatorom” Maurycy Mochnacki

Trzy spostrzeżenia – nigdzie nie wynika z tego dokumentu że spadkobiercy Mikołaja pozbawieni są korony polskiej (bo wymieniony jest sam Mikołaj, a choć sygnatariusze przekazują koronę „Narodowi”, to nie cedują jej dalej). Uwaga druga: wydanie takiego aktu oznaczało uznawanie wcześniej cara królem Polski (nie można odebrać czegoś, czego ktoś nie posiada). Po trzecie wreszcie, a zgadzam się że w całkowitej sprzeczności z polską tradycją patriotyczną, był to – w świetle umów międzynarodowych – gest bezprawny. Po stłumieniu buntów wyda zresztą car odezwę, w której stwierdzi:
Wojna wzniecona przez zdradę została zakończona: ludność Królestwa Polskiego została uwolniona od przemocy buntowników. Ściskane ze wszystkich stron przez naszą dzielna armię słabe szczątki tych band, które do końca wytrwały w swym zaślepieniu, uszły na terytorium państw ościennych, gdzie zostały rozbrojone.

Zastanawiająca jest postawa niektórych zwolenników monarchii, głoszących prawa Burbonów do tronu Francji (pod pretekstem nieważności detronizacji Ludwika XVI), a odmawiających z tego samego tytułu pretensji Romanowów do korony polskiej. Należy więc przyjąć że tytuł „królów polskich” („carów polskich”) przynależy rodzinie Romanowów, a ściślej – pretendentowi do korony carskiej (którym, w zależności od interpretacji, jest Dymitr Romanowicz bądź Maria Władymirowna).

W 1916 Niemcy i Austro-Węgry powołują marionetkowe Królestwo Polskie:

Najwyższą Władzę państwową w Królestwie Polskim aż do jej objęcia przez króla lub regenta oddaje się Radzie Regencyjnej
 

Jak wiadomo, ani król, ani regent nie zostali nigdy powołani, Józef Piłsudski zaś (faktycznie kilkudniowy regent Królestwa Polskiego ) rozwiązał Królestwo powołując Republikę. Z uwagi na brak monarchy ciężko mówić o pretendentach (jak, dajmy na to w przypadku Litwy i tamtejszego króla, Mendoga II), samo zaś powołanie w czasie wojny regencyjnego królestwa zostało oprotestowane przez Wielką Brytanię, Francję i Włochy (powoływano się na konwencję haską z 1907).

It is an established principle of modern International Law that military occupation resulting from operations of war cannot, in view of its precarious and de facto character, imply a transfer of sovereignty over the territory so occupied, and cannot, therefore, carry with it any right whatsoever to dispose of this territory to the advantage of any other Power whatsoever.

Należy więc uznać, że w świetle dokumentów teoretyczny władca Polski (a ściślej – dynastia dziedziczna) powinien być wybrany przez obywateli, ew. powinien wywodzić się z Wettynów lub Romanowów. Nie ma tu sprzeczności, ba – nie ma w tym nic dziwnego, wystarczy porównać tę sytuację z pretendentami francuskimi, którzy odwołują się do różnych epok-systemów politycznych: Ludwik „XX” do ancien regime Burbonów, Henryk „VII” do orleańskiej Monarchii Lipcowej, Napoleon „VII” jest „władcą” II Cesarstwa, egzotyczny w tym zestawieniu Franciszek Wittelsbach – odwołuje się do Anglii (a zarazem Szkocji, Irlandii i Francji – sic!) Stuartów. 

Ergo pretensje: Narodu do stanowienia Władcy, Wettynów do tytułu księcia warszawskiego oraz Romanowów do tytułu króla polskiego są sobie równe, (czy ściślej – równie hipotetyczne) a w obecnym momencie dywagacje takie stanowią raczej rozrywkę edukacyjno-historyczną. Rzecz bowiem zrozumiała, że reaktywowanie rojalizmu w Polsce wymagałoby woli narodu (czy ściślej – jego elit), przy jednoczesnej, nietypowej sytuacji geopolitycznej. Zrozumiałe jest również że siła kreująca nowe realia polityczne określi je wg własnych dążeń, niekoniecznie tożsamych z wywodami niniejszego artykułu.
  Inki