czwartek, 10 listopada 2016

Tomasz J. Kostyła: Rok minął cz.II



Znalezione obrazy dla zapytania tomasz kostyła 
        Minął rok od wyborów, w którym PiS zamienił się miejscem na ławce rezerwowych z poprzednią ekipą (określenie Beaty Szydło). Jesteśmy świadkami dobrej zmiany- opluwani stali się opluwającymi, nietykalni nadal są nietykalni, ja chodzę po mieście i staram się zarobić na życie/przeżycie. Obserwuję ludzi, którzy przy odrobinie szczęścia dorwali się do władzy. Polityka to dobry biznes dla nieudaczników, mitomanów fantastów i kreatorów równoległej rzeczywistości. Demokracja kreuje miernoty, a ja ciągle się zastanawiam kiedy wreszcie poczuję, iż mój Kraj jest moim Domem, a nie euroregionem.

Minął rok od wyborczej ustawki, a ja dalej nie mogę się napić na ulicy piwa, które sobie kupiłem za swoje pieniądze w polskim sklepie. Bo dlaczego miałbym się nie napić? Jestem w miejscu publicznym, skupiającym wielu ludzi o różnych filozofiach życia. Moja jest prosta: kiedy jest gorąco, to chcę się napić zimnego piwa na ławce, albo nad rzeką. I nadal nie mogę. Nie mogę tego nawet zrobić, stojąc na chodniku przed własną posesją. Bo to miejsce publiczne. Jednak zimą, chore państwo nakłada na mnie obowiązek odśnieżania tego odcinka chodnika, choć prawnie nie należy do mnie. Pić latem nie mogę, a zimą odśnieżać muszę. To moja Polska jest taka?

Rok rządów PiS przeleciał dość szybko na nieustannej walce z poprzednią kliką, wciąż nie rozliczoną za osiem lat wierzgania racicami przy korycie. Nadal mamy podatek VAT w wysokości 23 procent, podatek dochodowy i narzucony obowiązek permanentnej reanimacji piramidy finansowej ZUS. Myślicie, że władza demokratyczna zrezygnuje z tego haraczu? Socjaliści od Piłsudskiego, choć rozumieją znaczenie wolności, to nie chcą aby ona wykraczała poza sejm i senat oraz posesje urzędników ogrodzone murami od reszty pospólstwa. Dlatego nigdy nie pozwolą Polakom się bogacić. Armia urzędników stworzona przez PO jest utrzymywana przez tych, którzy jeszcze z Polski nie dali drapaka do Zjednoczonego Królestwa lub nie pozakładali firm w sąsiednich Czechach. Pamiętacie jakie PiS stawiał zarzuty grupie KK (Komorowski, Kopacz)? Rok minął, a duet KK ma się dobrze, opływając w dostatkach, podobnie jak TW Bolek, śmiejący się z Polaków rubaszną gębą, który doskonale wie, że nikt mu nic w republice okrągłego stołu nie zrobi.

Bo tutaj, pomiędzy Odrą a Bugiem, trwa nieustanna wojna. Nie ta urojona PiSu z PO, ale ta rzeczywista: o panowanie nad Niziną Polską- najlepszym miejscem strategicznym tej części świata. Nikomu tutaj nie jest potrzebny naród Polski jednolity, bogaty i rozwijający się. Polacy w liczbie powyżej 15 milionów są przeszkodą w konfrontacji Wschodu i Zachodu. I mało kto rozumie z tubylców, iż przetrwanie obecne zależy w dużej mierze od demografii. Stąd w katolickim kraju, zarządzanym przez mafie służby i loże, kwestiami głównymi stały się aborcja, GMO i podatki. Jak by wybory demokratyczne miały nie wyglądać, to zawsze strona rządząca nie jest w stanie jednoznacznie opowiedzieć się za życiem ludzkim od poczęcia, za ochroną naszych dóbr i za wolnością ekonomiczną. Nie było takiego przypadku od 1926 roku, aby te trzy wymienione kwestie funkcjonowały należycie. I tego konsekwencji doświadczają zwykli ludzie- tubylcy.

Dlatego minie jeszcze niejeden rok rządów sił wyłonionych z porozumienia okrągłego stołu, a nam pozostaną nadal niespełnione marzenia oraz odległe wizje; nie doczekamy się Polski ani z Trylogii, ani z kronik Wincentego Kadłubka. Nie doczekamy się nawet Polski z Dwudziestolecia. Bo nie ma już tamtych ludzi i tamtych miejsc… Nic się samo nie wskrzesi. Pomimo tego, że będziemy harować w zagranicznych koncernach-postawionych na gruzach naszego majątku gospodarczego na polskiej ziemi- najdłużej ze wszystkich, obłożeni największymi podatkami, wymordowani w kolejkach do lekarzy i zadłużeni u lichwiarzy. Tak to będzie wyglądać.

To niebywałe, że rycerskim i zwycięskim narodem, rządzi karłowata mniejszość z podpisanymi folkslistami. Mniejszość, której przedstawiciele polityczni nigdy nie starali się nawet rozumieć realiów polskiej rzeczywistości. Potrafili za to umiejętnie zniechęcić ludzi do oporu. A swoją drogą, ktoś dzisiaj jeszcze pyta o takie zjawisko jak lustracja? Pamiętacie jak bracia Kaczyńscy ze swoją nieogoloną świtą palili kukłę Wałęsy? Tłum wrzeszczał wtedy: lustracja! Tłum wygrażał kułakiem a funkcjonariusze Porozumienia Centrum uśmiechali się chytrze. Pokazywali to wszystko w telewizji, podobnie jak pokazywali film „Nocna Zmiana”. Ale się pomstowało na duet WW (Wałęsa, Wachowski). I co teraz? Gdzie się podział ten cały zapał, do ujawniania zdrajców i agentów, do oczyszczenia przestrzeni publicznej?

To minął dopiero pierwszy rok. Szybko, jak zwykle i jak zwykle na awanturach politycznych. Ot nie da się, kiedy wszyscy mają wolności pod dostatkiem, prócz tych, którzy mają rację. Dyrektywa 1066 nadal obowiązuje. I zapomnijcie o posiadaniu broni. Nie macie prawa do obrony, tak samo jak nie macie prawa do wycinania drzew we własnym lesie na swojej posesji. A jeśli cokolwiek znajdziecie w swojej ziemi, to przyjdzie do was urzędnik i wam to ukradnie. Jeśli posadzicie u siebie na polu konopie indyjskie lub tytoń, to też nie będzie sielankowo. Oprócz tego, nie pogracie sobie w domu ze znajomymi w karty na pieniądze. Jeśli urzędnicy wyniuchają wasze hazardowe zamiary, to zorganizują wam z miru domowego apokalipsę. Przekonało się już o tym kilka osób. Na prywatnej posesji, nie możesz z własnej i nieprzymuszonej woli brać udział w grach losowych, bo państwo, które dobija nas podatkami nie ma nad tym kontroli. Musi więc wtargnąć siłą do domu, o wiele skuteczniej niż w przypadku nadgorliwców ze straży miejskiej, którzy z polecenia ekoterrorystów chcą zaglądać do naszych pieców, aby sprawdzić, czy pali się właściwym opałem. Taką mamy wolność, której nie ruszy żaden układ sił panujących teraz.

Czy coś się zmieni?- pytacie się czasami. Coraz częściej, kiedy euforia opada, a proza życia okazuje się niezmiennym elementem egzystencji szarych ludzi. Owszem. Cały czas się coś zmienia. Przybywa kas fiskalnych- na przykład. Przybywa progów zwalniających na drogach, odcinkowych pomiarów prędkości. Rośnie liczba płatnych odcinków autostrad. Nadal tkwimy w Unii Europejskiej, nie mając wpływu na produkcję cukru i mleka. Mamy postęp. Tradycyjnie już, każdy żyje nadzieją podpinając się pod konkretną opcję polityczną, która profesjonalnie roztacza wizje dobrobytu na kiedyś. Proste hasła polityczne są teraz bardziej ubrane w retorykę patriotyczną, niż za czasów PO. Policja- wciąż ta sama- reaguje nieco inaczej na przejawy patriotyzmu. Choć w niektórych miastach- szczególnie na zachodzie kraju- nadal trwa polityczny terror. Mój znajomy za napisanie, zresztą świetnej, książki dostał wyrok ograniczenia wolności. Swoją książkę zatytułował „Jak pokochałem Adolfa Hitlera”. I choć trwa kampania sodomitów pod owsiakowopodobnym hasłem: „Miłość nie wyklucza”, to jednak w demokratycznym państwie nie można kochać kanclerza III Rzeszy. Nagonkę, rzecz jasna, rozpoczęła pewna żydowska gazeta, znana z prezentowania urojonych problemów. Nie posiada jednak- ani ona, ani osoby związane z jej środowiskiem- odrobiny tolerancji dla wolności w kulturze. Co ciekawe, prawo w Polsce wciąż jest nieudolne i niemrawe, kiedy trzeba zastosować sankcję wobec tych, którzy obrażają wartości katolickie i narodowe w sposób jawny. Taka to nastała dobra zmiana.

Uważam, że wyznacznikiem wolności jest Prawda. Jeżeli Prawda nie wypełnia każdej przestrzeni naszego życia, to mamy poważny problem. Nie jest on widoczny od razu. Ale pojawia się nieuchronnie. Stajemy się niewolnikami. A tego najczęściej bezpośrednio doświadczamy na końcu z przerażającą świadomością klęski. Zatem jeśli Prawdy ubywa w Kościele, to katolicyzm przeradza się w modernizm. Brak prawdy w społeczeństwie rodzi socjalizm, a brak prawdy w człowieku prowadzi do satanizmu. I tak wszystkie drogi wiodą grzeszny świat w jednym kierunku- jedne szybciej inne wolniej. Niemniej jednak, brak Prawdy przywraca niewolnictwo.

Dlatego, pomimo dobrej zmiany jesteśmy cały czas niewolnikami. Pomimo zadowalającego niekiedy stanu posiadania, zdecydowanie na wyższym poziomie niż przed laty. Jesteśmy niewolnikami własnej niemocy i braku aktywności do zrobienia dokładnie tych rzeczy, o których tak ochoczo rozmawiamy przy piwie, czy kłócimy się w Internecie. Tutaj trzeba się przyjrzeć ruchowi narodowemu, który swój renesans rozpoczął obiecująco w roku 2010. Podczas przełomowego Marszu Niepodległości AD 2011 i rok później padały znamienne słowa, iż to nie jest marsz jedynie od 11 do 11 listopada, ale solidne oraz trwałe budowanie ruchu, tworzenie i działanie na rzecz obalenia republiki okrągłego stołu. Tak było i wszyscy tym żyli. Mogła powstać realna siła, będąca w stanie zniszczyć sojuz bezpieki z Solidarnością. I tego się wystraszyli spadkobiercy etosu, a do tego nie dojrzeli jeszcze liderzy ruchu narodowego.

To mogła być dobra zmiana, ale wulgarny rockman- celebryta rozjechał kilka organizacji skupionych wokół RN i sen o Wielkiej Polsce stał się koszmarem. Koszmarem świata realnego, ubranego w przeróżne karykatury podpierające się Romanem Dmowskim. Szkoda czasu i miejsca, aby opisywać tych wszystkich pomazańców, stajennych błaznów w mundurach, niedoszłych prezydentów, alimenciarzy i całej masy obłąkanych kretynów, tańczących przy dźwiękach akordeonu nawiedzonego starca w czarnym berecie. W sumie, to wszystko co pozostało z ruchu narodowego, można sprowadzić do tego typu zachowań, reanimowanych przez pieniądze polonusa z Ameryki Południowej. Opłaca się chyba urugwajskiemu przedsiębiorcy wrzucać w koszta wyskoki naszych nieudaczników, skoro tyle lat słaniają się na nogach przy każdych okazjach.

Ostatnie problemy wirtualne i w związku z nimi panika ruchu narodowego wobec postępowania żydowskiego portalu społecznościowego ukazuje ciągle brak profesjonalizmu w tym starciu. Okazuje się, ze całe życie polityczne- realne oraz wirtualne, skupiło się na internetowej platformie towarzyskiej. Trwa odwieczna wojna i wróg odciął niewygodnym formacjom okno na świat czyniąc niemałe spustoszenie w jego szeregach. Zagraniczny portal skorzystał ze swojej woli i wykopał niepoprawnych politycznie użytkowników. Okazało się nagle, że bez funkcjonowania na cudzych portalach, organizacja nie potrafi zaistnieć. Nie ma środków ani możliwości na skuteczny kontratak, a jest to jedynie wojna medialna.  Co zresztą stało się normą czasów współczesnych. Nie ma cię w necie, to nie istniejesz. Chyba tylko to częściowo zrozumiał Robert Winnicki, ale on będąc posłem, ma jeszcze możliwość funkcjonowania w głównych mediach. Tymczasem reszta- a mam tu na myśli RN, ONR, MW- a więc te siły, które wprowadziły myśl narodową do świadomości wielu Polaków- nie rozumie i nie chce, co gorsza, zrozumieć znaczenia internetu i mocy tego przekazu. To wręcz nie do pomyślenia, że przez kilka lat nie zbudowano przejrzystego i profesjonalnego kanału informacyjnego, nie spróbowano nawet uruchomić telewizji internetowej, czy radia, a więc jak dotąd, nie wykorzystano żadnych korzyści jakie daje świat wirtualny. Świat, który nie wymaga ani koncesji, ani licencji, ani specjalistycznego sprzętu i lokalizacji. Co z tego, że Krzysztof Bosak ma wiele racji w tym co mówi i pojawia się tam, gdzie go raczą zaprosić lub wysili się na napisanie czegoś w sieci, kiedy niedoszły prezydent RP z Lublina wraz z przybocznym heretykiem plotą bzdury nie mając o pojęcia o rzeczywistości tylko dlatego, że mają swoją telewizję i regularnie nadają? Kto ma media, ten ma władze nad ludźmi, a w demokracji media to pierwsza władza. Nie na darmo PiS nie zamierza odejść od koncesji radiowo- telewizyjnych i nie zrezygnuje z abonamentu. Doskonale wiedzą po swoich poprzednikach, że dzierżąc media, można skutecznie sterować emocjami i nastrojami, można kanonizować Lecha Kaczyńskiego, można wmówić ludziom, że jak ruszymy z kijami na Kaliningrad, to się zatrzymamy aż w Mandżurii. Mając pod kontrolą informację można cały zapał Polaków przenieść na ekrany i puścić bokiem w niekończących się odcinkach seriali i teleturniejów. To rozumie każdy, ale czemu tego nie zrozumieli jeszcze narodowcy?

Rok minął od wyborów i jakoś życie w Polsce nie potaniało. Przybywa nam licznych przedstawicielstw handlowych z Portugalii, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii. W przedstawicielstwach tych miliony rodaków robią zakupy. Dlaczego nie? Wszak kraj promocją i wyprzedażą żyje. Codziennie rano, przed otwarciem tworzą się kolejki. Historia lubi się powtarzać. Kary śmierci też nie przywrócono. obowiązujące przepisy prawa podatkowego są tak skonstruowane, że zarówno uczciwy człowiek, jak i złodziej może mieć z nich korzyść. To sprawia, że jak ktoś zostanie przestępcą, to zachowa swój prestiż i pozycję społeczną, a jak będzie już dla niego  niebezpiecznie, sfinguje własną śmierć i jeszcze go pochowają z honorami. To właśnie zawdzięczamy demokracji.

Nadal obowiązuje w kodeksie karnym paragraf 256, więc wolność słowa ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. W zależności od rządzącej opcji politycznej jest w ręku władzy knebel. Sądzić nas będą ci sami sędziowie lub ich dzieci według aktualnej geometrii politycznej i obowiązujących w danym czasie wyznaczników.

I jeszcze jedno: odwaga. Kto ma odwagę głosić Prawdę? Było kilku takich ludzi, w tym kapłani. Bez względu na to, czy była w Polsce zła czy dobra zmiana, mówili jak jest. Ale bycie  księdzem katolickim wiernym Tradycji w katolickim kraju nosi znamiona martyrologii. Bo nie dość, że wrogowie rzucą się do gardeł, to jeszcze inni kapłani zamkną oczy w imię świętego spokoju. Tak to działa. Układ świecki bezpieki z Solidarnością, ma swoje przełożenie ekumeniczne: układ Kościoła z synagogą. Równowaga, w której Prawda nie odgrywa zasadniczej roli. W tym zestawieniu milczenie sprawia, iż zło zwycięża.

Z tego wszystkiego nie napisałem czego nam nie brakuje. Mamy pod dostatkiem informatyków i youtuberów. I ludzkie masy młodzieży ubiegające się o lepszy status i prestiż w społeczeństwie, które rok po roku, kończą różne uczelnie. Pomiędzy otrzymaniem dyplomu, a emigracją za chlebem jest czas, by z tej masy spróbować wyłonić przyszłe kadry. Spróbować wykorzystać twórczo ich wyuczone umiejętności, jeżeli się poważnie myśli o przyszłości politycznej własnego kraju. A jeśli absolwenta nie da się nakłonić na czytanie pism Dmowskiego, to może mu tak zapłacić za skorzystanie z jego wiedzy?

Nie brakuje nam książek Wojciecha Sumlińskiego, który swoje przeżycia pisze w odcinkach po kilkaset stron. Tak samo nie brakuje nam obecności dr Sławomira Cenckiewicza, który odżył dzięki dobrej zmianie i daje temu wyraz kilka razy dziennie w internecie. Szkoda tylko, że historia i dziennikarstwo nie są w stanie odbudować potencjału gospodarczego, bowiem doganialibyśmy już Chiny.

Na brak zajęć nie mogą narzekać grupy rekonstrukcyjne, których liczba już  przewyższa stan polskiej armii. Brzmi obiecująco, lasy czekają na męczenników.

Nie brakuje nam także różnych organizacji, stowarzyszeń, usilnie domagających się uznania w oczach obłąkanej gawiedzi, za jedynych spadkobierców tradycji politycznych „aż sprzed wojny”.

Nie brakuje nam Ukraińców, których liczba stale rośnie i nikt nie zdaje się dostrzegać tego problemu. Żyjemy w cichym błogostanie, dopóki mamy przewagę demograficzną, bo potem pojawią się na dwujęzyczne napisy polsko-ukraińskie i to nie na Podkarpaciu na na Dolnym Śląsku.

Minął rok od wyborów, w których przewagę uzyskali ponownie byli działacze KOR z opcji rozgrywającej patriotyzm, nad działaczami KOR, którzy pozostali „lewitami”. Rozumiem optymizm tych osób, które teraz chcą dostrzec w przyrodzie nowy rok 1918, czy Cud nad Wisłą. Taki stan umysłu w społeczeństwie pojawia się średnio co dziesięć lat. Dajmy na to po 1945 roku: wiec Gomułki w 1956 roku, marzec 1968 i grudzień 1970, następnie sierpień 1980 i grudzień 1981, czerwiec 1989 i czerwiec 1992, potem był rok 2001 i 2004, i następnie Smoleńsk 2010 i Marsz Niepodległości 2011. Można by na tej podstawie wyprowadzić jakiś wzór matematyczny na kontrolowaną rewolucję społeczną, z której nigdy nic nie wynika dla obywateli, a rządzącym daje możliwość zachowania zdobytej pozycji w państwie. Przy okazji przełomu społeczeństwo uzyskuje możliwość wyrzucenia z siebie wszelkiej frustracji, po której następuje fala nieopisanego optymizmu, zamieniającego się w długofalowy letarg, aby potem, kiedy i ślepi dostrzegą że coś jest nie tak, znowu osiągnąć apogeum.

I jeszcze coś. Jeżeli już naprawdę nie widzicie sensu życia, a codzienność chce was zapędzić w łapy windykatorów, komorników, prokuratorów, sędziów, kuratorów, dzielnicowych, zrzędzących żon, drogich kochanek, wrednych teściowych lub nieślubnych dzieci; jeżeli dzień po dniu nie możecie ogarnąć szaleństwa bezsensu zaglądania w puste lodówki, a stosy przedsądowych wezwań do uregulowania należności walają się po brudnej pościeli, jeżeli macie już dość strachu przed odbieraniem prywatnych połączeń w komórkach, a dźwięk domofonu przyprawia was o wymioty i jeśli męczy was to ciągłe oglądanie się za siebie, a coraz intensywniej pojawia się w waszych głowach obsesyjna wizja skoku z dachu na chodnik, czy nieodparta chęć wyhuśtania się na linie od bielizny (prucie żył i odkręcanie gazu pozostawmy paniom), jeżeli nie możecie uciec przed tym wszystkim, co od lat siedzi w waszych głowach, to wiecie co zróbcie? Żyjcie jak najdłużej, na złość swoim wrogom i prześladowcom.
A będzie wam dane.

Tomasz J. Kostyła