niedziela, 11 grudnia 2016

Szpieg pod skórą. Czipy RFID na usługach Nowego Porządku Świata


fot: pixabay.com
      Miłośnicy horrorów, a jeszcze bardziej czytelnicy „Teorii Spisku”, doskonale wiedzą, że obdarzona nadnaturalnymi mocami Judith Winstead z filmu „Tajemnica Instytutu Atticus” potrafiła zabijać na odległość. Zdrowy byczek amerykańskiej armii padał jak rażony gromem i odchodził z tego świata z powodu zawału serca, tylko dlatego że opętana przez czarta Judith spojrzała na niego badawczo, atoli bez gniewu. USArmy postanowiła wykorzystać moce Judith do własnych celów. Okazało się jednak, że są na tym świecie siły, którym nie da rady nawet Departament Obrony Stanów Zjednoczonych. 

Po co jednak władzy diabeł, wystarczą uczeni. Są bardziej przewidywalni od czarta i zdecydowanie bardziej od niego ulegli. Poza tym, diabeł przecież nie tworzy żadnych nowych praw, te stworzyła Opatrzność, tylko wykorzystuje dla swych przewrotnych celów już istniejące.
Praw, które pozwalają człowiekowi zabijać wzrokiem, a które, jak udowodniono w Instytucie Atticus, istnieją, jeszcze nie odkryto, ale wypracowano już metody pozwalające uśmiercać na odległość, bez używania tradycyjnych środków – prochu, ołowiu i bez hałasu wywoływanego przez te ingrediencje. Jak też bez konieczności stawiania na pewną rękę strzelającego.
Prawa fizyki w służbie bezpieczeństwa narodowego

W 1975 r. przedstawiciel CIA zaprezentował w kongresie USA pistolet strzelający małym, trującym żądłem, powodującym atak serca, które pozostawia na skórze ofiary mikroskopijną czerwoną kropkę (Youtube: „CIA’s Heart Attack Gun”). Broń doskonała dla zamachowca. A jeszcze lepsza dla tych, którzy go zatrudniają w celu pozbycia się niewygodnej osoby, czy to z życia polityki, biznesu, czy też z innej sfery życia społecznego. Przez kolejne czterdzieści lat broń ta została udoskonalona i dziś nie trzeba już używać trucizn czy mikroostrzy pozostawiających mikroskopijne plamki, aby przenieść niewygodną osobę na tamten świat.
Cztery lata temu, 31 marca 2012 r. brytyjski „Daily Mail” zamieścił na swych stronach artykuł zatytułowany: Putin mierzy do wrogów z pistoletu „zombie”, który atakuje ośrodkowy układ nerwowy ofiar. Dziennikarze Christopher Leake i Will Stewart, powołując się na źródła w Moskwie, stwierdzali, że owa broń wykorzystuje promieniowanie elektromagnetyczne, podobne do tego, które występuje w kuchence mikrofalowej. Autorzy przywoływali też słowa ówczesnego ministra obrony Rosji: rozwój broni bazujący na nowym zastosowaniu zasad fizyki – broni wykorzystujących fale radiowe, energetyczne […] – stał się częścią programu zbrojeń opracowanego przez państwo na lata 2011-2020 i przez nie finansowanego.

Jak czytamy dalej, prace nad bronią elektromagnetyczną rozpoczęły się i były potajemnie prowadzone w Stanach Zjednoczonych i Rosji od lat 50. XX w. Ale teraz wydaje się, że Putin wyprzedził Amerykanów. Dokładne szczegóły rosyjskiego pistoletu nie zostały ujawnione. Jednak dokonywane wcześniej badania wykazały, że fale o niskiej częstotliwości lub ich wiązki mogą wpływać na komórki mózgowe, zmieniać stany psychiczne i sprawiać, że możliwe jest przesyłanie sugestii i poleceń bezpośrednio do czyichś procesów myślowych. Wysokie dawki promieniowania mikrofalowego mogą uszkodzić funkcjonowanie narządów wewnętrznych, zachwiać samokontrolą lub nawet prowadzić do samobójstwa ofiary. Anatolij Cyganok, szef Wojskowego Centrum Prognoz w Moskwie, powiedział: To jest bardzo poważna broń.

O ile „pistolet zombie” oraz inna tego typu broń znajduje się dopiero w fazie prototypu i trochę jeszcze czasu minie, zanim zza murów Kremla będzie można razić falami magnetycznymi czy radiowymi kogo tam akurat będzie trzeba, o tyle w sposób wręcz alarmujący posunęły się prace nad inną „bronią”, mogącą służyć rządom i międzynarodowym siuchtom, występującym pod różnymi napuszonymi nazwami, typu Grupa Bilderberg, Klub Rzymski, Komisja Trójstronna itd., itp., do totalnego uziemienia naszej chęci do życia i czerpania z niego radości.

Życie na podsłuchu 

Jak możemy się dowiedzieć z artykułu Annalee Newitz Podsłuch, zamieszczonego w 2003 r. na stronie www.alternet.org, specjalizującej się w ostrzeganiu obywateli przed potencjalnymi niebezpieczeństwami, kryjącymi się w nowych technologiach, RFID (Chipy Identyfikacji Radiowej) polega na radiowej, bezprzewodowej komunikacji między chipem (inaczej tag lub kod) a odbiornikiem (czytnikiem – reader), pozwalając na odczytywanie z odległości danych zapisanych w chipie. Działa to na tej samej zasadzie, na jakiej pani kasjerka sprawdza cenę zakupionego przez nas towaru: przykłada kod kreskowy do czytnika w kasie, po czym następuje krótki wizg i wszem wobec i każdemu z osobna, komu to widzieć należy i nie należy, wiadomo, ile musimy zapłacić.

Z tym, że o ile w naszym przypadku odległość między „tagiem” a „readerem” jest niewielka i pani kasjerka odczytać może tylko cenę, o tyle w przypadku omawianym, te odległości mogą być olbrzymie, a „światowy kasjer” odczytać może z zainstalowanego w nas, niczym w opakowaniu kilograma ryżu, chipa RFID dużo i coraz więcej.

Na razie, przynajmniej u nas, nie wszczepia się chipów pod skórę, ale chip RFID już niebawem będzie w dowodzie osobistym, w paszporcie. Również karta kredytowa czy telefon komórkowy to doskonałe miejsca do zainstalowania chipów. Jak ostrzega polska wersja strony www.alexjones.pl, chip RFID jako technologia bezprzewodowej identyfikacji przedmiotów wraz z całym wachlarzem możliwości zapowiada zupełnie inny obraz relacji publicznych. Konsekwencją bezprzewodowej identyfikacji przedmiotów jest bowiem możliwość rozpoznawania i śledzenia osób, które je noszą i użytkują. Wariant taki będzie możliwy, zwłaszcza w przypadku obiektów przyporządkowanych do konkretnych osób. Wystarczy rozlokować odpowiednio dużą ilość odbiorników radiowych w mieście, a nowa jakość monitoringu ludzi, noszących karty kredytowe czy choćby telefon komórkowy, stanie się możliwa. Zastosowanie chipów RFID w samochodach spowoduje, że władze będą wiedziały nie tylko, jakie jest natężenie ruchu w danym czasie na określonych odcinkach dróg, ale gdzie podążasz swoim samochodem i gdzie znajduje się cel twojej podróży.

Nowy Porządek Świata ma nowy bat 

Oczywiście problemem nie jest sama technologia, rozwój ludzkich umiejętności korzystania dla wygody mieszkańców planety Ziemia z nowo odkrytych czy już poznanych praw. Kwestią niepokojącą są coraz częściej dostrzegane fakty, potwierdzające, że to, co z założenia miało służyć człowiekowi, stało się dla międzynarodowych sitw poręcznym narzędziem służącym do umacniania władzy nad ludźmi. Przekształcanie społeczeństwa obywatelskiego w bezmyślne stado idące za tym, kto da więcej wypić i syciej zakąsić. Mówiąc jeszcze inaczej, problemem jest moralność zamieniona w prawny paragraf, którym najemne kauzyperdy, jak wytrychem, otwierają swoim mocodawcom i patronom wszystkie drzwi prowadzące do panowania nad światem.

Ich masowa propaganda poprzez filmy kinowe, telewizyjne, reklamy wsącza w umysły ludzi akceptację dla RFID, przekonując, że nasze zaczipowane życie stanie się lepsze, łatwiejsze, bardziej bezpieczne. Nie będziesz musiał nosić ze sobą łatwych do ukradzenia pieniędzy, jeśli nagle zachorujesz w podróży lub na ulicy, będziesz miał przy sobie swoją kartę chorobową. Jeśli twoje dziecko nie wraca ze szkoły do domu, nie musisz panikować – jego identyfikator elektroniczny wskaże ci, gdzie obecnie przebywa twoja latorośl. Simson Garfinkel, ekspert bezpieczeństwa komputerowego i konsultant z Auto-ID, dodaje, że technologia RFID może pomagać osobom niewidomym lub niedowidzącym w poruszaniu się w domu bądź przestrzeni miejskiej.

Dobra propaganda polityczna nie jest nośnikiem „czystego kłamstwa”, jej zadaniem jest je ukryć w wielomówstwie neutralizującym gorzki smak fałszu. Tak jak można ukryć nóż – narzędzie zbrodni – przekształcając w element zastawy stołowej, poprzez dodanie mu do kompletu łyżki i widelca.

Bowiem należy zawsze pamiętać o drugiej stronie technologii RFID, o której oczywiście nie mówi się w mainstreamie. O niektórych negatywnych zjawiskach było już wspomniane. Najgorsze jest jednak to, stwierdza Garfinkel, że chipy można zaprogramować tak, aby wywoływały ciężkie choroby bądź doprowadzały swojego „nosiciela” do śmierci na polecenie osób posiadających czytniki. Kogo może dotyczyć takie niebezpieczeństwo śmierci nagłej a niespodziewanej? Odpowiedź sama się narzuca – ludzi niewygodnych dla sitw i ich gnidzich interesów, idących pod prąd interesów społecznych.

Te zbiorowiska świetnie zorganizowanych i bardzo zasobnych ludzi o globalnych ambicjach możemy nazwać „Globalnym Rządem”, twórcami „Nowego Porządku Świata”, „Megakartelem Bankowym” czy w końcu, iluminatami bądź masonami. Łączy ich jedno – zła wola i chęć rządzenia ludźmi przerobionymi na „nawóz historii”. Ich historii. Jak czytamy na stronie www.humansarefree.com, obecność tych grup możemy łatwo dostrzec, a ich aktywność uchwycić, bo pojawia się jak mroczny cień we wszystkich kluczowych wydarzeniach świata.

Wróg pod skórą 

Jak zapewne pamiętają stali Czytelnicy „Teorii Spisku”, wielu ludzi, którzy chcieli obdarować świat tanią albo wręcz darmową energią – wodną bądź elektryczną, miało przez to spore kłopoty. Niektórzy źle skończyli. Była o tym mowa w artykule poświęconym samochodom na wodę. Nie inaczej było z wynalazcą o nazwisku Bob Boyce. Pan Boyce naraził się „wielkim tego świata” wynalazkiem urządzenia, mogącego dostarczyć wszystkim ludziom na planecie taniej i czystej energii elektrycznej.

W 2009 r. strona Pure Energy Systems News (www.pesn.com) po raz pierwszy poinformowała swych czytelników o tym, że Bob Boyce choruje na raka, a powodem jego powstania był mikroczip, który wszczepiono mu w prawe ramię, bez jego wiedzy i zgody. Po usunięciu czipa w szpitalu Fannin w Blue Ridge, w stanie Georgia okazało się, że znajduje się tam jeszcze jeden czip – wszczepiony znacznie głębiej. Wykryło to zdjęcie rentgenowskie.

Personel chirurgiczny szpitala po wyjęciu chipa umieścił go w probówce z napisem „ciało obce”. Bob Boyce odpierał zarzuty, że mikroprocesor jest tworem jego wyobraźni: Ten „twór wyobraźni” jest udokumentowany na zdjęciu i na filmie wykonanym przez pracowników gabinetu zabiegowego na oddziale chirurgii szpitala Fannin. Jednak raport patologa nie wspomniał o chipie.

Takie mikroprocesory, zwane „verichips”, wszczepia się zwykle tuż pod skórą. Poszczególny procesor zawiera unikatowy 16-cyfrowy identyfikator. Verichipsy działają w ten sam sposób, jak oznakowania zabezpieczające towar przed kradzieżą. Nie mają w sobie żadnych źródeł zasilania, ale będąc w pobliżu pola magnetycznego uruchamiają proces identyfikacji radiowej. Bob przebywał wokół potężnych źródeł elektromagnetycznych cały dzień, w tym czasie chip pracował wewnątrz jego ciała jak nadajnik mikrofal.
Na stronie internetowej www.AntiChips.com możemy zapoznać się z dokumentacją badań, wskazujących na ścisłe powiązanie wbudowanych chipów RFID z powstawaniem nowotworów. Nowy raport organizacji CASPIAN wykazał na podstawie przeglądu badań laboratoryjnych związek przyczynowy między wszczepionymi czipami RFID a rakiem u gryzoni laboratoryjnych i psów. We wszystkich prawie przypadkach nowotwory złośliwe powstały w miejscu implantów i, rosnąc, otaczały i obrastały wszczepione mikrourządzenia.

Te szybko rosnące nowotwory złośliwe często doprowadzały zwierzęta poddawane doświadczeniom do śmierci. W wielu przypadkach dochodziło do przerzutów na inne tkanki narządów wewnętrznych zwierzęcia zaatakowanego przez raka. Implanty zostały jednoznacznie zidentyfikowane jako źródła nowotworów. Kto umieszczał implant w organizmie Boba, niewątpliwie wiedział, co robi i dlaczego chce w ten sposób przerwać jego pracę.

Według relacji Boyce’a, odpowiedzialnym za wszczepienie mu dwu mikroprocesorów był Bob Potchen, były pracownik wojskowych służb specjalnych oraz NSA – instytucji, które nie były zachwycone wynalazkiem Boba Boyce’a, jako o wiele lepszym od tego, które opracowano w ich laboratoriach i przede wszystkim, o wiele tańszym, a przez to mogącym uniezależnić obywateli od energii dostarczanej przez państwo i korporacje. Potchan, przez pewien czas współpracujący z wynalazcą, pewnego dnia w czasie pracy podał mu „odświeżającego” drinka, po którym Boyce usnął. Gdy się obudził, poczuł, że jego prawe ramię jest zdrętwiałe, a kiedy je zaczął rozmasowywać, poczuł pod skórą mały, twardy guz. Ponieważ niedawno wycięto mu kilka łagodnych nowotworów skóry, Bob Boyce sądził, że to jedna z tych drobnych narośli, jeszcze nieusuniętych przez chirurgów. Jednak po pewnym czasie skóra na ramieniu zrobiła się czerwona, a ręka bolała go przez kilka miesięcy. I to właśnie spowodowało, że udał się do szpitala, w którym dokonano wspomnianego szokującego odkrycia.

Przede wszystkim, nie bać się! 

Znani ze swojej „czujności obywatelskiej” oraz troski o prywatność życia osobistego Amerykanie podjęli już dość dawno działania zmierzające do przeciwstawienia się zjawisku narastającej kontroli ze strony systemu RFID. Już na początku obecnego stulecia Katarzyna Albrecht, wówczas studentka psychologii Uniwersytetu Harvarda, założyła wspomnianą organizację CASPIAN (angielski skrót od: Konsumenci Przeciwko Inwazji Supermarketów na Prywatność oraz Numerowaniu). Celem działaczy CASPIAN jest zwalczanie firm, które chcą umieścić bądź umieszczają czipy RFID na swych produktach. Ich działalność spowodowała, że odzieżowa firma Benetton obiecała wycofać się z pomysłu oznaczania swych towarów czipami. Podobne obietnice miała złożyć firma Prado, u której, jak wiadomo, ubiera się sam diabeł.

W styczniu 2014 r. strona www.humansarefree.com poinformowała swoich czytelników, że w Ameryce zaczyna narastać opór przeciwko mikroidentyfikatorom. Tendencje zmierzające do tego, aby „zaszczepić” w ten sposób wszystkich mieszkańców USA są aż nadto wyraźne. Zarówno opanowany przez republikanów senat, jak prezydent Obama zdają się nie tylko nie mieć nic przeciwko RFID, ale uważają ponadto, że w czipach jest przyszłość i nadzieja dla Ameryki. Wcześniej ta sama strona informowała o niesprawdzonych, ale wielce prawdopodobnych, doniesieniach prasy oraz wypowiedziach zamieszczonych na Youtube, z których wynikało, że w ramach „Obamacare”, czyli nowej polityki opieki zdrowotnej administracji Baracka Obamy, stan Wyoming wprowadził dla uczniów powszechny obowiązek wszczepiania mikroprocesorów RFID, i to bez potrzeby uzyskiwania zgody rodziców.

Prawda to czy też nie, ale faktem jest, że szkoły w USA już zaczynają wymagać od uczniów posiadania identyfikatorów RFID. Na szczęście niektórzy uczniowie walczą z tą opresją: studenci drugiego roku w San Antonio, sprzeciwiając się tym pomysłom, zainspirowali ruch uczniowskiego oraz obywatelskiego protestu przeciw mikroczipowaniu.

Jednak z drugiej strony, pragmatyczni obywatele USA nie chcą wylewać dziecka z kąpielą, zdając sobie sprawę, że coraz powszechniejsze zjawisko RFID ma również swoją dobrą stronę. Przypomina o tym bardzo zaangażowana w obronę swobód obywatelskich, stąd często cytowana w „Teorii Spisku”, strona www.humansarefree.com: Wiemy, że Rząd Światowy najchętniej by nas wszystkich zaczipował. Niedawno republikański senat zachwalał aplikację RFID, mówiąc że jest to ekscytująca nowa technologia, po której można sobie obiecywać wiele dobrego dla naszej gospodarki. Jednocześnie obiecując obudowanie aplikacji RFID takimi prawami, które uniemożliwiłyby ingerować w naszą prywatność.

W konfrontacji z takimi wyzwaniami musimy przede wszystkim właściwie zrozumieć, o co w tym problemie tak naprawdę chodzi, aby nie walczyć w niewłaściwy sposób i nie odrzucać ukrytych możliwości i korzyści dla ludzkości, jakie tkwią w nowym wynalazku. Historia pokazuje, że gdy pojawiają się rewolucyjne wynalazki, pierwszą reakcją ludzi jest często „bojaźń i drżenie”. Po czym przyzwyczajamy się do nowych technologii, tak jak do milionów innych nowych rzeczy w życiu: niektóre są lepsze, niektóre gorsze. Musimy zrozumieć, jak możemy wykorzystać te technologie do walki z tymi, którzy chcieliby za ich pomocą poddać nas totalnej inwigilacji. Jak możemy oszukać system, jak możemy wydrwić ich kontrolę, ominąć punkty kontrolne, skany, radary i inne technologiczne formy nadzoru. Możemy przecież przeniknąć Matrix, robiąc krok do tyłu i spojrzeć nań z zewnątrz, aby zrozumieć, co oznacza.