czwartek, 5 stycznia 2017

Adam Tomasz Witczak: Islamofobia czy rekonkwista?

Manifestacja w Katowicach — fot. Karol Oknab
zdjęcie: Karol Oknab
     30 grudnia 2016 roku przedstawiciele Organizacji Monarchistów Polskich nawiedzili pikietę zorganizowaną w Katowicach przez lokalne środowiska narodowe i prawicowe.

Wydarzenie odbyło się, jeśli można tak powiedzieć, ponad wszelkimi podziałami. Unia Polityki Realnej, Narodowcy RP, Zjednoczony Front, Kukiz‘15, Kongres Nowej Prawicy, Ruch Narodowy, Obóz Narodowo-Radykalny – te nazwy padły podczas przemówień, a i tak nie jesteśmy pewni, czy spamiętaliśmy wszystkie.

Pikieta – zwieńczona pochodem, który dotarł do Centrum Kultury Islamu – miała na celu zamanifestowanie sprzeciwu mieszkańców aglomeracji katowickiej wobec terroryzmu islamskiego i tzw. uchodźców czy też imigrantów z krajów muzułmańskich. W praktyce jednak jej wymiar był jeszcze szerszy i poniekąd bardziej radykalny – a mianowicie frontalnie antyislamski. Wyraźnie było to słychać w wygłaszanych wystąpieniach – mówcy ostentacyjnie podkreślali, że w islamie dopuszczalne jest ukrywanie swej prawdziwej wiary i natury dla określonych celów; że każdy muzułmanin jest przynajmniej potencjalnym terrorystą; że „pokojowi” i „cywilizowani” mahometanie nie są godni zaufania etc. Działacze pozwalali sobie też na niewybredne docinki o „arabskich nazwiskach z piekła rodem” itp.

Nasuwają się tu przynajmniej dwie refleksje. Pierwsza jest taka, że z perspektywy każdego, kto ma elementarne pojęcie o religioznawstwie porównawczym, wszelkie uogólnienia sprowadzające cały islam do wspólnego mianownika „dzicz i przemoc” są nieuprawnione. Ostatecznie przecież historia pokazuje, że istniały cywilizacje oparte (od pewnego momentu) na „religii Proroka”, a zarazem imponujące poziomem sztuki, literatury i filozofii. Przykładem może być tu Persja czy Indie Wielkich Mogołów, a poniekąd także i Hiszpania pod panowaniem arabskim (abstrahując od wszystkiego złego, co moglibyśmy o tym powiedzieć jako chrześcijanie i Europejczycy). Wypada też podkreślić głębię islamskiego mistycyzmu sufickiego.
Faktem jest jednak i to, że ten nurt islamu, który współcześnie zdaje się być najbardziej agresywny i ekspansywny – to nurt salaficki czy też wahabicki. Ten zaś darzy nienawiścią nie tylko szyizm czy mistycyzm suficki, ale i właściwie całą sensowną cywilizację islamską, doszukując się w niej „niebezpiecznych” wpływów pogaństwa (politeizmu) czy greckiej filozofii.

Naturalnie można zrozumieć to, że w czasie demonstracji ulicznych nie ma czasu na to, by wchodzić w tego rodzaju dywagacje. Dodatkowym usprawiedliwieniem może być to, że osią zgromadzenia był fakt, iż Centrum Kultury Islamu współpracuje blisko z Ligą Muzułmańską, ta zaś – przynajmniej według informacji podanych przez organizatorów – propaguje w Polsce nauki Bractwa Muzułmańskiego. Ta organizacja jest z kolei w oczywisty sposób przesiąknięta wpływami radykalnego wahabizmu.

Druga rzecz, którą warto odnotować, to szczególna sytuacja prawicy konserwatywnej w kontekście islamu. Oto bowiem środowisko to znajduje się w pewnym sensie pomiędzy młotem i kowadłem. Z jednej strony może krytykować islam z pozycji katolickich, chrześcijańskich czy też konserwatywnych. Wówczas jednak musi brać pod uwagę, że niektóre (a może nawet całkiem liczne) hasła, nauki i postulaty katolickie mogą wydawać się zbieżne z zaleceniami islamu – zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę katolicyzm „przedsoborowy”. W tej sytuacji przesadne atakowanie „muzułmańskiego stosunku do kobiet”, „muzułmańskiej nietolerancji” czy „islamskiej przemocy” może trącić hipokryzją, która zostanie wytknięta przez lewicę.

Z drugiej strony prawica może wprost krytykować islam z pozycji takich jak sławetna Oriana Fallaci – ale wtedy automatycznie lokuje się na pozycjach liberalnych i staje w jednym szeregu z tymi, którzy są przeciwko islamowi, bo ten nie szanuje wolności słowa, krótkich spódniczek i wolnej miłości.
Co do przebiegu samego zgromadzenia, to był on dość standardowy. Cokolwiek zabawnym akcentem było skandowane w pewnym momencie hasło Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę, nie bardzo mające związek z zasadniczym tematem spotkania. Lekko kuriozalny posmak miało również emitowanie pod muzułmańskim meczetem (w porze modlitwy) „narodowych” piosenek rockowych, z odgrzewanym, liczącym sobie ponad ćwierć wieku hitem wrocławskiej Konkwisty 88 na czele.

Ambicją organizatorów było wręczenie szefowi Centrum, którym jest pan Abdelwahab Bouali, algierski imam, czegoś w rodzaju petycji, której wymowa zasadzała się na żądaniu, by miejscowi muzułmanie opuścili miasto, kraj, a najlepiej i cały kontynent. Pan Bouali, jak można się było domyślić, nie przyjął tego apelu, tak więc ostatecznie wydruk został doręczony do skrzynki pocztowej.