piątek, 6 stycznia 2017

Natalia Pochroń: Apokaliptyczna wizja świąt


isis
Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia”.

W pierwszy dzień świętujemy rozproszenie mroków i ciemności, przezwyciężenie wszelkiego zła, zaprzestanie kłótni, zatargów, konfliktów, by w tę jedną, błogosławioną noc, przywitać przychodzącego na świat Boga – Człowieka, przynoszącego pokój i wybawienie. W drugi dzień na radości z narodzin Boskiej Dzieciny cieniem kładzie się wspomnienie pierwszego męczennika, otwierającego okres prześladowań, okrucieństwa, bratobójczych walk. Jaki sens ma taka decyzja liturgiczna? Czy apokaliptyczna wizja zaczerpnięta z drugiego dnia Świąt Narodzenia Pańskiego znalazła swe wypełnienie w życiu tysięcy pierwszych chrześcijan czy może znajduje je także w dniu dzisiejszym?

Wojna domowa w Syrii. Około rok temu. Islamiści odcięli dwunastoletniemu chłopcu opuszki palców, a po dalszych, brutalnych torturach zamordowali na oczach ojca – duchownego chrześcijańskiego. Wszystko dlatego, że mężczyzna odmówił przejścia na islam. W konsekwencji, wraz z zamordowanym dzieckiem oraz dwójką innych chrześcijan, został ukrzyżowany. Również w ubiegłym roku świat dowiedział się o egzekucji 21 koptyjskich chrześcijan na libijskiej plaży. Moment egzekucji poprzedziły wydobywające się z ich piersi ufne: „Ya Rabbi Yasou” – „O mój Panie Jezu”. Słowa ostatniej modlitwy. 2016 rok. Dżihadysta z tzw. Państwa Islamskiego dokonał publicznej egzekucji własnej matki po tym, jak ostrzegała, by opuścił ugrupowanie, bo grozi mu rozbicie przez koalicję wspieraną przez USA.
Podobnych przykładów można by mnożyć, a słowa i tak nie oddadzą tego, co odbywa się na porządku dziennym w ogarniętych koszmarem wojennej zawieruchy – nie tak odległych – rejonach globu. To, co niegdyś znaliśmy jedynie z kart Ewangelii bądź historycznych podręczników, dziś odbywa się publicznie, na oczach całego świata. Świata, który zdaje się dyskretnie, w zawstydzeniu odwracać wzrok od niewygodnych faktów, zaburzających mit walecznej walki o humanitaryzm i prawa człowieka, toczonej niezawodną, zbawienną bronią – demokracją. Świata, który pod przykrywką konieczności wybawienia wszystkich ludzi spod jarzma tak rzekomo uciskających ich dyktatur, w postaci interwencji zbrojnych, rujnujących całkowicie fundamenty i strukturę wewnętrzną atakowanych państw, realizuje własne interesy, za które cenę płacą niewinni mieszkańcy. Bezbronne matki, dzieci, starcy, których jedynym oczekiwaniem od wielkich tego świata jest spokojne, godne życie. Jak się okazuje, nawet to – przyrodzone każdemu człowiekowi prawo – im jest odmawiane w imię wyższych celów, których treść zdają się rozumieć jedynie wielcy aktorzy tego świata. Rosja wspiera politycznie i militarnie siły rządowe, ułatwiając bojownikom ISIS przejmowanie kolejnych terenów i mordowanie cywili. Stany Zjednoczone wspierają rebeliantów, stanowiąc jednocześnie trzon koalicji wymierzonej swym ostrzem przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu, zapominając przy tym, że to właśnie ich nieuzasadniona niczym interwencja na Irak była jedną z przyczyn powstania tego ekstremistycznego ugrupowania. Wystarczą wyniesione na sztandary wzniosłe hasła walki z terroryzmem i pojawia się z automatu legitymacja dla wszelkich, zbrodniczych działań. Eleganccy dyplomaci w białych kołnierzykach toczą swoje zastępcze wojenki, a bezbronni cywile drżą z głodu i ze strachu na każdy podniesiony ton głosu, mogący zwiastować wyrok śmierci. Cywile, których jedyną winą jest to, że urodzili się w niewłaściwym czasie i niewłaściwym miejscu. Ale o winę nikt nie pyta.
Podczas kiedy my w swoich ciepłych, bezpiecznych domach wypatrywaliśmy pierwszej gwiazdki, zwiastującej czas wigilijnej wieczerzy, rodziny w Syrii wypatrywały trwożnie czy nie grozi im kolejny zamach czy bestialstwo z rąk radykalnych, wrogo nastawionych wobec świąt chrześcijańskich islamistów. Gdy my łamaliśmy się z bliskimi opłatkiem, życząc im spełnienia marzeń w nowym roku, syryjskie dzieci niespokojnie śniąc marzyły o tym, by na twarzach ich rodziców zagościły prawdziwy uśmiech, a wszechobecna atmosfera strachu i trwogi zmieniła się zły koszmar. Kiedy my, przy wtórze kolęd sięgaliśmy po kolejną z wigilijnych potraw, rodzice w Syrii głowili się, jak zapewnić pożywienie na następne dni swoim dzieciom, kołysanym do snu przez odgłosy strzałów i krzyki mordowanych. Tak wygląda nasz świat. Świat XXI w. Świat uczący tolerancji i rozwiązywania problemów, poprzez ich niedostrzeganie. Społeczność muzułmańską drażnią symbole świąteczne? Zatem należy zakazać ich sprzedaży. Prowokują ją obchody świąt chrześcijańskich? Usunąć z kalendarza. I po problemie.
Hitler otwarcie i z premedytacją prowadził eksterminację narodu żydowskiego i innych narodowości – świat milczał. Stalin strzałem w tył głowy mordował polską inteligencję – świat milczał. Kambodżańscy komuniści w akcie ludobójstwa wymordowali 25% własnej populacji – świat milczał. Islamscy radykałowie dokonują publicznych egzekucji chrześcijan, w różnych rejonach świata – świat milczy. Krzyczą prześladowcy. Wojna trwa. „Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”.
Natalia Pochroń