środa, 11 stycznia 2017

Ronald Lasecki: Atlantyści – partia zdrajców

 
Co to jest polityka zagraniczna?
 
     Polityka zagraniczna, jak każda inna publiczna (sektorowa) polityka państwa (władcy), porządkowana jest w myśl określonej koncepcji jej prowadzenia. Koncepcje takie mogą mieć różny zakres, pojemność i treść. Określać mogą wyłącznie kierunki prowadzenia polityki zagranicznej lub także narzędzia i techniki jej prowadzenia, niekiedy zaś też podmioty odpowiedzialne za jej prowadzenie.

O kierunkach i treści polityki zagranicznej decydują przyświecające jej cele. Z kolei kierunki i treść decydują o doborze instrumentów i zastosowaniu określonych technik jej prowadzenia. Cele polityki zagranicznej określane są przez interesy państwa (rację stanu). Relacja pomiędzy interesami państwa a celami jego polityki zagranicznej to relacja pomiędzy kategoriami abstrakcyjnymi (interesy) a konkretnymi (cele).
Ustalanie celów polityki zagranicznej odbywa się zatem w drodze myślenia dedukcyjnego – z kategorii ogólnych wyciąga się wnioski szczegółowe. Kategorią ogólną jest tu racja stanu, cele polityki zagranicznej zaś – jej funkcjonalnymi konkretyzacjami. Definiowało rację stanu wielu teoretyków nauki o stosunkach międzynarodowych jak Hans J. Morgenthau, Raymond Aaron, Jean-Baptiste Duroselle, Arnold Wolfers, Radovan Vukadinović i inni.

Większość tych definicji da się sprowadzić do imperatywu zachowania i rozwoju wspólnoty politycznej – różni autorzy wskazują po prostu na różne aspekty tych dwóch elementów i różnie te aspekty hierarchizują. Polityka zagraniczna jest zatem oddziaływaniem na środowisko zewnętrzne państwa, by uporządkować je w sposób stwarzający warunki dla jego trwania i rozwoju. Punktem odniesienia przy określaniu koncepcji jej prowadzenia jest dana wspólnota polityczna (państwo) i jej dobro.

Czemu służy polityka zagraniczna?

Państwo da się opisać jako system oddziałujący ze swym środowiskiem. By spełnić imperatyw samozachowania i ekspansji (rozwoju), musi zachować swą autonomię wobec otoczenia i osiągnąć możliwie wysoki poziom samowystarczalności. Szczególnie ważne jest to w przypadku rdzeniowych funkcji państwa, związanych z regulowaniem jego procesów wewnętrznych i wymiany zewnętrznej – w tym również presji środowiska zewnętrznego na wewnętrzne środowisko systemu politycznego państwa.

Dyskusja nad koncepcjami i realizacją polityki zagranicznej polegać zatem powinna na wskazywaniu takich jej kierunków, narzędzi, technik i treści, które wzmacniać będą wspólnotę polityczną wobec innych wspólnot, zwiększając poziom jej autonomii, samowystarczalności i możliwości kontrolowania swoich procesów wewnętrznych oraz oddziaływania na środowisko zewnętrzne.

W przypadku Polski, argumentować można za izolacjonizmem, udziałem w dwustronnych lub wielostronnych sojuszach, bądź też za integracją w ramach bloku geopolitycznego o charakterze imperialnym. Możliwe jest przy tym opowiadanie się za kierunkiem zachodnim, wschodnim lub południkowym (pionowym). Warianty polityki zagranicznej dostępne w polu możliwości państwa polskiego opisywane są przez koncepcje takie jak panslawizm, eurazjatyzm, okcydentalizm łacińsko-katolicki, atlantyzm, doktrynę międzymorską i podobne – w ich różnorodnych wariantach.

Dyskutować należy więc nad tym, która z koncepcji polskiej polityki zagranicznej w największym stopniu sprzyja realizowaniu polskiej racji stanu – samozachowania i rozwoju polskiej wspólnoty politycznej, osiągnięcia przez nią względnej autonomii i samowystarczalności oraz możliwości kontrolowania przez nią swojego środowiska wewnętrznego i kształtowania swojego środowiska zewnętrznego. Koncepcje polityki zagranicznej analizować należy pod kątem tego, w ramach realizacji której z nich urzeczywistnienie polskiej racji stanu będzie możliwe, najmniej energochłonne i będzie miało największe szanse powodzenia.

Różnica między „swoim” a „wrogiem”

Gdy jednak w ramach jakiejś koncepcji polityki zagranicznej lub w ramach realizacji tej polityki postuluje się (formułuje, artykułuje) i działa na rzecz względnego osłabienia pozycji polskiej wspólnoty politycznej wobec innych wspólnot politycznych (uzależnienia jej samozachowania i rozwoju od zmiennych pozostających poza kontrolą polskich ośrodków decyzyjnych, cedowania samych decyzji lub ich realizacji na podmioty zewnętrzne), to stronnicy takich koncepcji i takiej polityki – nawet gdy działają wewnątrz systemu politycznego państwa – przechodzą do grona politycznych wrogów wspólnoty, zaś sama koncepcja staje się wrogim wobec tej wspólnoty narzędziem.

Z wrogiem się nie dyskutuje, tylko go unieszkodliwia – najpewniejszym tego sposobem jest jego unicestwienie. Jak zauważył Carl Schmitt, wspólnotę polityczną definiuje wskazanie jej wroga. Liberalna i postmodernistyczna koncepcja polityki deliberacyjnej jest fałszywa. Z wrogiem nie można dyskutować, lecz – jak radził Sun-Tzu – należy go zneutralizować. Stosunki międzynarodowe rządzą się zasadą doboru naturalnego pomiędzy wspólnotami politycznymi i każda wspólnota powinna w związku z tym neutralizować wszystkie czynniki, które osłabiają ją wobec innych wspólnot.

Do działań na rzecz osłabienia wspólnoty politycznej należy bez wątpienia przekazanie funkcji obronnych państwa armii innego państwa i uzależnienie możliwości działania własnych sił zbrojnych od współpracy i zaopatrzenia przez inne państwo. Z taką właśnie polityką w przypadku Polski mamy do czynienia obecnie, gdy kolejne demoliberalne rządy cedują politykę bezpieczeństwa militarnego naszego państwa na Stany Zjednoczone.

Za bezpieczeństwo Polski mają odpowiadać USA, tymczasem polska armia ma zostać przekształcona tak, by mogła skutecznie współdziałać z armią amerykańską w realizacji amerykańskich interesów nie mających dla Polski żadnego znaczenia lub wręcz wywierających ujemny wpływ na jej środowisko międzynarodowe i możliwości działania w nim. Dziś jesteśmy świadkami kolejnego etapu realizacji tej polityki, poprzez rozmieszczenie w naszym kraju jednostek wojskowych USA – tak jak wcześniej rozmieszczono u nas elementy systemu przeciwrakietowego mającego bronić Stany Zjednoczone i katownie w których torturowano ludzi porwanych przez amerykańskie siły bezpieczeństwa.

Zwolennicy rozmieszczenia w Polsce jednostek amerykańskich, którzy kibicują i cieszą się z ich rozmieszczenia, wykluczają się zatem z polskiej wspólnoty politycznej. Dążąc do jej osłabienia przez odebranie jej kontroli nad polityką swojego własnego bezpieczeństwa militarnego, stają się wrogami wewnętrznymi. Jak uczy nas Carl Schmitt, wróg polityczny nie może być częścią wspólnoty politycznej, bowiem wówczas zniknęłoby kryterium pozwalające ją definiować.

Wróg polityczny stawia się poza wspólnotą polityczną. Traci prawo do udziału w dyskusji nad jej tożsamością i przyszłością. Gdy jest wrogiem wewnętrznym, staje się zdrajcą i renegatem swojej macierzystej wspólnoty. Jak podpowiada nam Niccolò Machiavelli, racja stanu w pełni usprawiedliwia wykluczenie wroga politycznego i działania mające go zneutralizować. Tych, którzy otwarcie lub pośrednio negują polską rację stanu, którzy postulują osłabienie Polski na rzecz innych ośrodków siły lub działają na jego rzecz, powinno się politycznie neutralizować, to jest odbierać im możliwość udziału w polskim systemie politycznym i wpływania na sytuację naszego kraju.

Atlantyści – amerykańska agentura w Polsce

Byłem ciekaw, czy znajdą się jacyś atlantyści, którzy wyrażą sprzeciw wobec rozmieszczenia w Polsce wojsk amerykańskich i postępującego uzależnienia Polski od USA. Teoretycznie można bowiem sobie wyobrazić sojusz polsko-amerykański w którym Polska nie pełniłaby roli amerykańskiego protektoratu a polskie elity polityczne nie napraszałyby się o taką degradację naszego państwa. Teoretycznie możliwa jest do wyobrażenia atlantycka polityka zagraniczna Polski, która nie byłaby polityką państwa klienckiego. 

Żadnych głosów polskich atlantystów sprzeciwiających się zdegradowaniu Polski do środkowoeuropejskiego odpowiednika Puerto Rico jednak nie było. Znaczy to, że w przypadku atlantystów nie mamy do czynienia ze zwolennikami jednej z możliwych orientacji w polskiej polityce zagranicznej, lecz z amerykańską agenturą wpływu w Polsce, dla której stanem pożądanym byłoby przejęcie polskiej polityki bezpieczeństwa przez Stany Zjednoczone lub jak najdalej idące jej uzależnienie od USA. Przy okazji rozmieszczenia w naszym kraju wojsk amerykańskich polski atlantysta pokazał swoją prawdziwą twarz i jest to twarz zdrajcy. 

Sprawa przekształcenia Polski w amerykański protektorat wojskowy zmusza nas do wyjścia poza liberalną i postmodernistyczną gadaninę i do powrotu do tradycyjnych kategorii nauk o polityce: wróg-przyjaciel, swój-obcy, wspólnota-renegat wspólnoty, państwo organiczne, rzeczywistość międzynarodowa rządzona przez prawa doboru naturalnego i przetrwania najlepiej przystosowanych, walka o byt i przewaga konkurencyjna w stosunkach między państwami, samowystarczalność i podmiotowość jako cele polityki państwa. Dyskursywna i deliberacyjna teoria polityki są dziś nieprzydatne. Ich siła wyjaśniająca w odniesieniu do faktów wobec których stanęliśmy, okazała się zbyt słaba. 

Ktoś, kto opowiada się za cesją zadań państwa polskiego w zakresie polityki bezpieczeństwa na Stany Zjednoczone i rozmieszczeniem w Polsce amerykańskich żołnierzy i infrastruktury militarnej by pełnili zadania które spełniać powinny polskie siły zbrojne, nie jest zwolennikiem atlantyckiej orientacji w polityce zagranicznej, tylko amerykańskim agentem wpływu. Ktoś, kto uważa za stan pożądany, by możliwości działania polskiej armii uzależnione były od dostępu do amerykańskiej technologii, sprzętu, części zamiennych, szkoleń, nie jest zwolennikiem atlantyckiej orientacji w polityce zagranicznej, tylko amerykańskim agentem wpływu. 

Podobnie w przypadku innych polityk sektorowych: jeśli ktoś popiera stan w którym polska gospodarka zależy od zewnętrznych technologii, zarządzania, regulacji, kapitału, to jest obcym agentem wpływu. Jeśli ktoś uważa, że w Polakach powinno się kształtować tożsamość historyczną, w ramach której uważać będą, że swoje istnienie i możliwości rozwoju zawdzięczają nie sobie samym ale innym, to jest obcym agentem wpływu – nieważne, czy chodzi tu o wzbudzanie „poczucia wdzięczności” wobec Napoleona, Wilsona, Lenina, autorów traktatu wersalskiego, Armii Czerwonej i NKWD, czy wobec Reagana – w każdym takim przypadku mamy do czynienia z osłabianiem polskiego potencjału moralnego, czyli z obiektywnym szkodzeniem polskiej wspólnocie politycznej.

Godzina rozstrzygnięcia

Jako państwo rządne, w debacie publicznej dopuszczać powinniśmy tylko takie głosy, które proponują działania mające na celu wzmocnienie polskiej wspólnoty politycznej – jej spoistości i sprężystości, wzmocnienie pozycji konkurencyjnej państwa polskiego wobec innych państw, zabezpieczenie warunków dla samozachowania i rozwoju polskiej wspólnoty politycznej. Dyskutować możemy nad sposobami i narzędziami osiągnięcia tych – jak nazywał jej Raymond Aaron – „celów wiecznych”, lecz nie nad samymi imponderabiliami, jak chcieliby liberałowie i postmoderniści. 

Atlantyści już od dawna dawali wiele powodów, by uznać ich za zdrajców Polski. Zainstalowanie w naszym kraju amerykańskich żołnierzy stało się jednak sytuacją graniczną – wybiła godzina politycznego rozstrzygnięcia, gdy można opowiedzieć się albo po stronie „swoich” albo po stronie „obcych”. W tym drugim przypadku przechodzi się z kategorii „przyjaciela” do kategorii „wroga”, zwracając się przeciwko racji stanu własnego państwa i stając się renegatem i zdrajcą swojej własnej wspólnoty politycznej. Właśnie w roli zdrajców Ojczyzny pozycjonują się dziś atlantyści i liberałowie. 

Atlantyzm to dziś nie jedna z możliwych orientacji w polityce zagranicznej. Atlantyzm to bycie „partią zagranicy”, „partią amerykańską w Polsce”, amerykańskim agentem wpływu. Dziś możesz być tylko albo polskim patriotą albo atlantystą, czyli amerykańskim agentem wpływu. Pozostałe podziały schodzą na drugi plan – nieważne czy jesteś nacjonalistą, łacińskim okcydentalistą, czy wyznajesz orientację prorosyjską, europejską, czy też marzysz o wskrzeszeniu dawnej Rzeczypospolitej. Znaczenie ma tylko, czy jesteś „za” czy „przeciw” likwidacji podmiotowości Polski na rzecz Stanów Zjednoczonych, czy jesteś „za” czy „przeciw” rozmieszczeniu w Polsce wojsk amerykańskich. Dziś możesz być tylko albo polskim patriotą albo zdrajcą.
Ronald Lasecki