sobota, 28 stycznia 2017

Tomasz Weber: Walczmy z chorobą, nie z symptomami


Znalezione obrazy dla zapytania Walczmy z chorobą, nie z symptomami 
Tekst nadesłany do Redakcji Xportal.pl

       Jeśli przyjrzymy się obecnemu ruchowi narodowemu, to spoza ogłaszanych co jakiś czas „sukcesów” nie sposób będzie nie zauważyć postępującej stagnacji i gnicia. Oczywiście jednostki zaczadzone propagandą sukcesu zaraz podniosą krzyk opozycji. W końcu jest lepiej niż kiedykolwiek! Kult żołnierzy wyklętych zatacza coraz szersze kręgi, firmy produkujące odzież patriotyczną wyrastają jak grzyby po deszczu, zaopatrując młodzież – i nie tylko młodzież – w koszulki ozdobione orzełkami i godłem NSZ, Marsz Niepodległości coraz liczniejszy i weselszy, ONR porzuciło wreszcie liberalne bzdety a na Xportalu coraz więcej wyświetleń. Nie wolno nam też zapomnieć o pośle Robercie Winnickim, samotnie reprezentującym szeroko pojęty ruch w cyrku zwanym sejmem. Choć za wcześnie jeszcze na szampana, to przecież „jest dobrze”, więc po co siać defetyzm i zgorszenie?
A jednak czuję się zobowiązany włożyć kij w mrowisko. Nie jest dobrze. Jest wręcz tragicznie, a ruch narodowy zmierza, odurzony atmosferą nieskrywanego optymizmu wprost w stronę autodestrukcji. Mało kto zauważa chorobę zżerającą go od wewnątrz, chorobę która, choć uleczalna, pozostawiona sama sobie jest śmiertelna i która już sprawiła że nacjonalizm polski jest wydmuszką, i żadne zewnętrzne zdobienia nie ukryją jego wewnętrznej pustki.

Chorobą tą jest brak jednego spójnego światopoglądu narodowo-radykalnego. Fakt ten z kolei powoduje kolejne powikłania, które, niezależnie od starań które różne organizacje i ruchy podejmują, by oszukać same siebie i innych, że stanowią jakąś realną opozycję do Systemu, prowadzi do kapitulacji przed dominującym na całym świecie światopoglądem liberalnym. Nacjonaliści są, w większości, mniej lub bardziej świadomi zagrożenia jakim jest liberalizm nie tylko dla psychiki Narodu, ale także dla jego fizycznej egzystencji. Jednak nieświadomość choroby sprawia, że walczą nie z esencją liberalizmu, czyli światopoglądem liberalnym, ale z jego skutkami, częściej niż rzadziej wychodząc właśnie z tego godnego pogardy światopoglądu, lecz stawiając przeciwny wektor do tego forsowanego przez naszych politycznych przeciwników.

Najbardziej boleśnie widać to na przykładzie ekonomii. Ekonomii która w światopoglądzie liberalnym podniesiona została do roli Boga i której w związku z tym, mniej lub bardziej wprost, przypisuje się prymat nad wszystkimi innymi aspektami życia Narodu. Nie wiadomo co jest bardziej odpychające – widzieć nacjonalistą nadal zaczadzonego wolnorynkową propagandą, wyśpiewującego w chórze z liberałami i ich panami peany na temat praw jednostki do nieograniczonego niczym bogacenia, wolności pojmowanej jako „róbta co chceta”, oraz bredzącego coś o podatkach jako kradzieży dokonanej przez wszechmocne i złowieszcze „państwo”, czy nacjonalistę maszerującym ręką w rękę z komunistą, czy inną tego rodzaju hołotą, marzącego o znacjonalizowanej gospodarce, dyktaturze proletariatu, po cichu, a czasem nawet i głośno wychwalającego demokrację i Rewolucję Francuską, w wolnych chwilach zaczytując się w Marksie czy innym członku plemienia.

Obaj delikwenci postrzegają się jako swoje przeciwieństwa. Jednak, podczas gdy jeden jest „kapitalistą”, a drugi „komuchem”, dla obu rozwiązanie problemów naszego kraju leży w gospodarce i jej odpowiednim zorganizowaniu. Jeden chciałby możliwości bogacenia się jednostki kosztem innych, drugi wyrżnąć tzw. burżujów i rozdysponować to co wyprodukowano siłami całego Narodu – robotników, drobnych wytwórców, inteligencji i burżuazji narodowej – dołom społecznym w iście bolszewickim stylu. Obaj prezentują ten sam zgniły, liberalny światopogląd dominujący na naszym kontynencie od czasów tzw. Oświecenia. Choć nasz lewicowy nacjonalista będzie temu zaprzeczał, posuwając się czasem w okłamywaniu samego siebie do drwin i szydzenia z doktora prezentującego mu poprawną diagnozę, jego poglądy polityczne wypływają wprost z liberalnych koncepcji egalitaryzmu i indywidualizmu. Zamiast postrzegać naród jako wspólnotę organiczną, w której każdy wykonuje zadania jakie zostały przed nim postawione przez Opatrzność i znajduje się na pozycji którą wypracował własnymi rękami, postrzega on go jako społeczeństwo – zuniformizowaną, pozbawioną osobowości masę jednostek które są absolutnie równe – i jako takie powinny dostawać tyle samo dóbr materialnych. Każdy wybijający się talent, każdy przedsiębiorca który dzięki swojej pracy może sobie pozwolić nie tylko na lepsze życie, ale i na zatrudnienie innych jest wrogiem – ponieważ występuje przeciwko świętej zasadzie egalitaryzmu. . Idealnym społeczeństwem jest kolektyw równych jednostek pracujących jak roboty w zuniformizowanym świecie w którym nie ma miejsca na rozwój osobowości i służba Narodowi w zgodzie ze swoimi predyspozycjami. Jest to marksizm zakamuflowany retoryką narodową, ten sam marksizm który przez lata był narzędziem plemienia kupców w celu niszczenia tkani wielu narodów na całym świecie, łącznie z naszym.

Liberalizm pierwszego nacjonalisty jest widoczny bardziej, dlatego ograniczę się do podkreślenia, że jego podstawa światopoglądowa jest taka sama – zaakcentowanie roli jednostki, indywidualizmu, w opozycji do wspólnoty Narodowej. Nacisk na egalitaryzm jest tu mniejszy, odesłany na boczny tor, ale dla wprawnego oka ciągle widoczny. W końcu każdy ma prawo bogacić się bez opamiętania, choć wyjdzie to oczywiście „najlepszym” jednostkom. Nasz liberalny nacjonalista w swoim zaślepieniu gospodarką nie zdaje sobie jednak sprawy, że ludzie którzy chcą się bogacić dla samego siebie, nie w służbie wspólnoty w której żyją i której część tworzą, nie są „najlepszymi”. Chęć bogacenia się w warunkach kapitalistycznych, w warunkach społeczeństwa, a nie wspólnoty, chęć bogacenia się dla samego siebie mogą wykazywać tylko jednostki pozbawione wyższych wartości, cwaniaczki i inne nędzne kreatury, które w pożądanych warunkach zostałyby oddelegowane przez wspólnotę do najpodlejszych prac usługowych, bo nikt normalny nie powierzyłby im odpowiedzialności większej niż za pozamiataną podłogę, nie mówiąc już o dbaniu o dobrobyt materialny narodu.

Są jeszcze inni nacjonaliści, którzy siedząc w swoich piwnicach,  a czasami nawet w pokojach uczelni, czy instytucji, wydają bardziej niż losem Narodu zajmować się całym światem. Fascynują się kolejnymi doniesieniami z Doniecka czy z Syrii jak dzieci nową zabawką, fetyszyzując wiadomości zagraniczne do rangi złotego cielca któremu na imię jest „geopolityka”. Modna to nauka, rozpropagowana w środowiskach nacjonalistycznych dzięki wpływom rosyjskiego maga Aleksandra Dugina, skutecznie zdominowała część dyskursu nacjonalistycznego w Polsce. Takiego delikwenta można poznać po nadużywaniu pojęć „atlantyści” i „kontynentaliści” (tak jakby liberałowie z USA czy Rosji różnili się znacząco). Rosja interweniuje w Syrii – siedzi przed ekranem nacjonalista i przewija kolejne newsy – na Ukrainie banderowcy walczą z separatystami – czyta poważne analizy i cieszy się jak głupi. Nie zdaje sobie sprawy, że na tym etapie walki geopolityka powinna być traktowana jedynie jako hobby. Graczami geopolitycznymi są państwa – i to ludzie którzy kierują instytucjami państwowymi, lub mają na nie wpływ w inny sposób – powinni prezentować ten sam rodzaj zaangażowania jak polscy fani Assada, Putina, czy Ukraińców. W Wiśle upłynie sporo wody, zanim którakolwiek z polskich organizacji określających się jako nacjonalistyczne zyska jakikolwiek wpływ na geopolitykę państwa – i w związku z tym nawet prognozy geopolityczne, propozycja polityki zagranicznej przez nie zarysowana, musi być czyniona z najdalej idącą ostrożnością i jedynie przez ludzi znających się na rzeczy – bo w końcu świat jest wielką szachownicą na której ciągle toczy się gra. Sytuacja geopolityczna może zmienić się w ciągu roku, czy kilku miesięcy, i kto wie co się wydarzy. Są to problemy tak odległe, a przez to błahe w stosunku do tych które stoją bezpośrednio przed nami, że każdą wzmiankę o kolejnych postępach wojsk rządowych w Syrii witam z odrazą – nie z powodu braku sympatii do Assada, lecz w wyniku przesycenia zbędnymi na tym etapie walki informacjami – wiedza co się dzieje w Aleppo nie posuwa naszej, polskiej sprawy o milimetr w żadną stronę. Fanom teorii wedle której nie da się wygrać samodzielnie (osobiście nie jestem jej zwolennikiem), bez wsparcia, choćby tylko osłonowego, z zagranicy pragnę przypomnieć, że Putin, czy Trump to nie są głupi ludzie, którzy sypną manną z nieba tym, którzy najgłośniej prezentują orientację prorosyjską czy proamerykańską, lecz jeśli już to wspomogą tą siłę, która ma jakieś znaczenie na polskiej scenie politycznej.
Brak jednolitego światopoglądu wyraża się też w dwóch postawach które można roboczo nazwać eklektyzmem i rupieciarstwem ideowym. Jeden nacjonalista instynktownie czując potrzebę walki z liberalizmem będzie lgnął do wszystkich ideologii które deklarują się jako antyliberalne. Stąd też mamy do czynienia z potworkami w stylu narodowego bolszewizmu, lewicy narodowej, jakichś autystycznych Czwartych Teorii Politycznych i innych form „sojuszu ekstremów” próbującego łączyć światopogląd prawicowy z ultraliberalnym światopoglądem lewicy – różniącym się tylko tym od tego dominującego, że zauważa niezrealizowanie postulatów które liberałowie głoszą. Na portalach prawicowych zaczynają się pojawiać artykuły chwalące Fidela Castro, a nawet Lenina, Marksa, czy Stalina. Różnice pomiędzy lewicą (czyli ultraliberalizmem) a prawicą zaczynają się rozmywać, a nacjonalista zamiast być politycznym żołnierzem Ładu i Porządku staje się zagubionym eklektycznym politykierem, który prędzej czy później stoczy się na poziom marksizującego indywidualisty.

Druga postawa – rupieciarstwo – to ścisłe trzymanie się ideologii nacjonalistycznej z okresu międzywojnia. Krzyczenie precz z komuną w sytuacji w której nie ma żadnych komunizmów, poza paroma niezrównoważonymi jednostkami, to tylko jeden z objawów tej choroby. Gorzej jest, gdy program polityczny dostosowany do sytuacji Drugiej Rzeczpospolitej próbuje się przeszczepiać na zupełnie nową sytuację współczesnej Polski. Zaczytywanie się w Zielonym Programie może stanowić doskonałe źródło inspiracji, ale nie zastąpi refleksji nad dzisiejszymi czasami. Kopiowanie endecji, Obozu Wielkiej Polski, czy ONRu może być ciekawym hobby, ale nie można tego nazwać polityką.

Ruch narodowy toczony jest przez chorobę, a chorobą tą jest brak własnego, spójnego światopoglądu. Choć przeszedł on długą drogę, poprzez oddzielenie się od wolnorynkowej idolatrii, czy innych korwinizmów, stoi ciągle przed Rubikonem wypracowania prawicowego światopoglądu, korzystając z bogatych doświadczeń nacjonalizmu europejskiego który od czasu swojego pierwszego triumfu w Rzymie w roku 1922 i dotkliwej klęski w 1945 roku umiera, choć powoli, nie doczekawszy się jeszcze swojego następcy. Czas podnieść sztandar i osadzić go w nowym pokoleniu, które zjednoczone ze starym jednym wspólnymi wartościami, odrzuci brednie braci bliźniaków marksizmu i liberalizmu, których konflikt zdominował powojenną historię Europy – rozpocznie walkę – nie o gospodarkę, nie o geopolitykę, nie o politykę historyczną czy nawet religię – ale o światopogląd nacjonalistyczny, w którym naczelnymi zasadami są Prawda, Ład i Porządek, a wszystko inne, w tym także polityka, ma znaczenie co najwyżej drugorzędne.
Nacjonaliści muszą zrozumieć, że w sytuacji w której cały kompleks państwowo-medialno-biznesowy dwoi się i troi w celu propagowania światopoglądu liberalnego, nie ma znaczenia jak urządzimy gospodarkę – Polak nadal nie będzie członkiem wspólnoty narodowej, lecz jedynie obywatelem, jednostką zainteresowaną tylko i wyłącznie swoim indywidualnym interesem. Nie ważne kto będzie nim rządził – bo zaczadzony liberalną trucizną będzie kombinował jak tu się wzbogacić. Nie ważne czy nominalnie będzie katolikiem, czy ateistą – bo wartości które będzie wyznawał zawsze będą komplementarne z wartościami liberalnymi, czasami jedynie podbudowanymi „autorytetem” postacią pluszowego, liberalnego Jezuska.

Podstawą światopoglądu liberalnego jest kłamstwo, indywidualizm i materializm. Dlatego właśnie powinniśmy wykuć nasz światopogląd w oparciu o Prawdę, wspólnotowość i idealizm – i bezwzględnie ukształtować naszych towarzyszy tak, by wyznawali go bez cienia zawahania. Symbolem polskiego ruchu narodowego jest Falanga. Nie sposób nie skojarzyć jej z falangą grecką, szykiem bojowym w którym hoplici stali naprzeciw wroga stojąc ramię w ramię, osłaniając własną tarczą swojego towarzysza. Dzisiejsza liberalna choroba tocząca ruch sprawia, że obok mnie czasami stoją ludzie zafascynowani Che Guevarą, czy głoszący brednie rodem ze szkoły frankfurckiej o zniesieniu rodziny, albo wręcz przeciwnie – zachwyceni austriacką szkołą ekonomii i liberalną wolnością. Nikt przyzwoity nie mógłby walczyć po jednej stronie barykady z takimi szkodnikami.

Dlatego konieczne jest porzucenie wszelkich mrzonek – musimy zwalczyć chorobę, nie jej symptomy. Każde zawahanie, wątpliwej jakości sojusze, zachwyty nad gospodarką, polityką zagraniczna liczących się państw, czy fascynacja dawno już minioną historią tylko odwraca naszą uwagę od tytanicznego zadania które jest przed nami. Znajdujemy się na etapie w którym nasza walka nie jest walką polityczną – lecz walką o światopogląd. Bez niej skażemy samych siebie na osunięcie się w polityczny niebyt. Bez ustanowienia hegemonii nacjonalistycznego światopoglądu Ładu w ruchu narodowym nie będzie można zrobić kroku naprzód, w kierunku zdobycia władzy. Jutro należy do nas, ale tylko jeśli odważymy się po nie sięgnąć.

Tomasz Weber