poniedziałek, 27 lutego 2017

Jarosław Gryń: Tytani tworzący historię


Znalezione obrazy dla zapytania pod prąd 
      „Kto nie maszeruje, ten ginie” - to znane powiedzenie, rodem z francuskiej Legii Cudzoziemskiej, można także śmiało odnieść do tego, co obserwujemy w życiu cywilnym. Poszczególne jednostki tworzą w społeczności armię robotów, która na wzór mrówek pracuje wytrwale nad zapewnieniem sobie środków do życia. Tak długo jak wszystko przebiega płynnie, relacje wewnątrz społeczności są spokojne i poza nielicznymi wyjątkami nie nastręczają problemów. Cała afera zaczyna się, gdy liczba jednostek, którym powodzi się gorzej przewyższy znacznie liczbę tych, którym wiedzie się dobrze.

Wtedy otwiera się pole do badań nad ludzką naturą, która w normalnych warunkach jest ludzka i dopiero w sytuacjach trudnych lub ekstremalnych pokazuje swoje prawdziwe, zwierzęce oblicze. Pierwotny egoizm wypełza na powierzchnię, gdy tylko nadarza się po temu okazja. Zazwyczaj maskowany, skrywany pod płaszczykiem socjalizacji i kulturowego uwarunkowania, wychodzi z mroków naszej natury w sytuacji zagrożenia. Dopiero wtedy w całej pełni uwidaczniają się indywidualne cechy poszczególnych jednostek, które w czasach spokoju roztapiają się w morzu społecznego konformizmu i dostosowywania do przyjętych norm.

Wszystko, w co wierzą masy można już na wstępie uznać za złe. Jakże mogłoby być dobrym i korzystnym dla świadomej jednostki coś, co zaspokaja bezrozumne tłumy. Należy pamiętać, zakodować to sobie w umyśle, że większość populacji reprezentuje sobą poziom średni i tylko średni. Wśród ludzi, tak jak u zwierząt, można zaobserwować typowe zjawisko uśrednienia. Dokonuje go sama natura. Ma to na celu zapewnienie ciągłości trwania populacji i rozwoju jej poprzez niezakłócanie relacji pomiędzy osobnikami. Łatwo sobie wyobrazić społeczeństwo, w którym większość stanowiliby indywidualiści z rozbuchanym ego, pionierzy i odkrywcy, wielcy wojownicy i spryciarze. „Gdyby wszyscy byli filozofami, to kto by świnie pasał” - głosi stare przysłowie i nie sposób odmówić mu racji. Każda populacja, by trwać, musi funkcjonować sprawnie i w miarę możliwości bezkonfliktowo. Przesadny wewnętrzny ferment jest tu niepożądany, w przeciwieństwie do zewnętrznej rywalizacji z innymi społecznościami, która jest nieunikniona, ponieważ wpisuje się w zasadę walki o dominację i zwycięstwo lepiej przystosowanych. Natura już dawno przestała opierać się na jednostkach, o ile w ogóle kiedykolwiek się na nich koncentrowała, a całą swoją uwagę skupiła na społecznościach, które są pod każdym względem skuteczniejsze dla zapewnienia przetrwania i ekspansji gatunków. Rozważając prawa natury musimy pamiętać, że podstawową jednostką jest w nich społeczność. Począwszy od rodziny, a skończywszy na narodach i rasach, to społeczności a nie jednostki są pionkami na światowej szachownicy.

Wszystko jest jednak tak zorganizowane, że społeczności muszą się rozwijać. Nie byłoby to możliwe bez udziału ludzi, wynoszących je na wyższe poziomy rozwoju intelektualnego i duchowego. Historia ludzkości jest historią wybitnych jednostek pchających ją do przodu. Drobne pchnięcia są niezbędne, by ludzkość w całej swej masie mogła realizować prawo ekspansji. Nie oszukujmy się. Bezruch i stagnacja oznaczają śmierć. Jedynie ciągła zmiana i ruch są przejawami życia, obrazem boskiego zamysłu.

Wybitne jednostki pojawiające się od czasu do czasu wśród ludzi nie mogą mieć zbyt wielkich przeszkód w realizacji swej misji. Ogół społeczeństwa jest przystosowany przez naturę do pracy i utrzymywania społeczności przy życiu, zaś mniejszość (elita) wybijająca się ponad przeciętność, pełni rolę impulsu rozwojowego popychającego naprzód machinę rozwoju. Ogół społeczeństwa predestynowany jest do bycia zdominowanym przez ludzi tworzących historię i kierujących ją na pożądane z punktu widzenia natury tory. Ogół społeczeństwa przejawia tendencję do uśredniania wszystkiego, do unikania ryzyka i równania wszystkich na siłę, najczęściej w dół. Osobniki dominujące, z racji swej inteligencji i siły woli, charakteryzują się zaś dogłębnym, intuicyjnym zrozumieniem natury Boga i świata.

Człowiek jest istotą społeczną. Nie trzeba być geniuszem by to zrozumieć. Każdy łaknie wsparcia i bliskości innych przedstawicieli swojego gatunku. Każdy potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, jakie daje przynależność do społeczności. Nikt nie chce być wygnańcem egzystującym poza granicami wytyczonymi przez normy społeczne wyznawane przez otaczających go ludzi. Potrzeba przynależności kształtuje nasze życie, podobnie jak wszystkie inne potrzeby. Jest tworem instynktu samozachowawczego działającego z całą mocą na rzecz zachowania przy życiu jednostki, a co za tym idzie przetrwania gatunku.

Na tym właśnie opiera się siła więzi społecznych. Na przystosowywaniu się poszczególnych jednostek do otaczającej je grupy. Na wyzbywaniu się swoich pragnień, aspiracji, czy wręcz swojej własnej natury na rzecz dobra, jakim jest przynależność do wspólnoty. Warunkiem przynależności jest porzucenie samego siebie i roztopienie się w tłumie. Ostracyzm społeczny był przez wieki jedynym narzędziem trzymającym jednostki w ryzach. Groźba bycia porzuconym, zostawionym na pastwę okrutnego świata, postawiła do pionu już niejednego cwaniaka, chcącego zmieniać społeczne normy, czy samemu sobie być panem. Nurt tego świata płynie nieustannie, porywając ze sobą wszystko, napędzając machiny społeczne oraz indywidualne odruchy jednostek niezależnie od ich woli. Płynięcie pod prąd to głupota. Marnuje się w ten sposób siły i czas.

Jednostki wybitne, rozumiejąc naturę świata podążają z nurtem społecznym tak długo, jak jest to konieczne, nie zatracają jednak swej indywidualności i wyczekują momentu, w którym będą mogły wykorzystać go do swoich celów. Jest to z korzyścią dla wszystkich, ponieważ wnosi powiew świeżości, będący niezbędnym impulsem rozwojowym dla każdej społeczności.

Nie ma ucieczki przed rzeczywistością. Człowiek rodzi się po to, by realizować prawa natury, by żyć i walczyć o przetrwanie. Na końcu jego drogi czeka go śmierć. Kolejne pokolenia rodzą się, walczą i umierają, a cały ten cykl nie ma końca. Wszystko, co istnieje musi podporządkować się rytmom wszechrzeczy, bez względu na to czy ma ochotę czy też nie. Musimy pogodzić się z tym, że nie ma ucieczki z wiecznie wirującego kołowrotu zdarzeń. Niezależnie od tego, z której strony podejdziemy do analizy rzeczywistości dostrzeżemy te same prawidła, nieustający cykl rodzenia się i umierania, cierpienia i walki. Możemy łudzić się, że wysiłkiem woli jesteśmy w stanie zmienić zasady, że bliżej nieokreślona kosmiczna siła pozwoli nam wyzwolić się spod ich panowania, uniknąć człowieczego losu. Niestety nie jest to możliwe. Dlatego, że prawa wszechświata nie są czymś, czym można manipulować. One po prostu istnieją i niepodzielnie panują, a naszą rolą jest wdrażać je w praktyce i respektować w codziennym życiu.

Oczywiście można się obrazić na cały świat, zrezygnować z walki, zaszyć w mroku własnej ignorancji i strachu przed życiem. Jednak wtedy nie można mieć żalu do nikogo, oprócz samego siebie, ponieważ życie nie respektuje niczyich zachcianek ani pobożnych życzeń. Nie ogląda się za siebie by odnaleźć zagubionych, lecz zostawia ich na pożarcie istotom silniejszym i odważnym na tyle, by kroczyć przed siebie w zgodzie z naturą. Ludzie rozumni tańczą w rytm melodii wygrywanej przez cykle wszechrzeczy, nie komponują własnych utworów, tworzących dysonans w jej strukturze. Czują rytm wszechświata i dostosowują się do niego osiągając sukces niepojęty dla maluczkich, trzęsących się w ukryciu i skamlących na swój los, którego przecież sami są kowalami.



OD REDAKCJI: Naszym skromnym zdaniem, tylko zdechłe ryby płyną z prądem - zdrowe płyną pod prąd. Mając zdrowy kręgosłup moralny, człowiek nie może przystosowywać się do niemoralnych praktyk i niemoralnych norm obyczajowych panujących w obecnym zdegenerowanym społeczeństwie. Kiedy cały zdegenerowany świat mówi TAK, naszym obowiązkiem jest krzyczeć NIE. Warto jest czasami walczyć, wiedząc od samego początku, że końcem naszej walki jest porażka, ale jest to porażka tylko w sensie materialistycznym, natomiast duchowo zawsze jesteśmy zwycięzcami.