poniedziałek, 20 lutego 2017

Michał Wałach: Nowe dowody czyli Wielki Brat patrzy


Nowe dowody czyli Wielki Brat patrzy
        Rozmaite instytucje państwowe i służby, a do tego banki i firmy z branży informatycznej wiedzą o nas więcej, niż się nam wydaje. Panami własnej prywatności nie jesteśmy już od dekad. Często rezygnujemy z tej władzy bezwiednie, niekiedy też z własnej woli. Kolejny bastion naszej wolności padnie po wprowadzeniu do obiegu w przyszłym roku nowych dowodów osobistych. Nie słychać jednak protestów. Może więc dobrze nam w roli niewolników systemu?

Zgodnie z planami resortu cyfryzacji, w przyszłym roku wprowadzone zostaną do obiegu jeszcze nowsze modele dowodów osobistych. Obowiązujące zaledwie od stycznia roku 2017 rozwiązania już nie spełniają oczekiwań, jednak przed zapowiadaną na rok 2018 zmianą otrzymać może je nawet 8 milionów Polaków: 5 milionom kończy się ważność dokumentów wystawionych w roku 2007 (wtedy odeszliśmy od „książeczki), zaś 3 miliony przekroczą 18 rok życia lub po prostu zgubią dowód. Wprowadzenie najnowszych pomysłów potrwa więc lata.

Ogłoszona przez Ministerstwo nowa koncepcja dowodu zakłada istną rewolucję w użyteczności dokumentu, ale także w relacjach obywatela i urzędów oraz… wiedzy państwa o nas samych. To ostatnie może okazać się w dłuższej perspektywie niezwykle poważnym zagrożeniem dla wolności. Chodzi między innymi o umieszczenie w dokumencie naszych cech biometrycznych, czyli zakodowanego przy pomocy aplikacji ICAO wizerunku twarzy.

Odczuwalna zmiana zajdzie m.in. na lotniskach, gdzie kontrola polegać będzie mogła wyłącznie na pokazaniu się „oku” kamery, która porówna to, co zobaczy, z zakodowanym wizerunkiem naszej twarzy.

Resort, co oczywiste, zapewnia wyłącznie o pozytywach planowanego rozwiązania. Na stronie internetowej ministerstwa możemy przeczytać, że „nowy elektroniczny dowód osobisty będzie w sposób jednoznaczny i niezaprzeczalny potwierdzał tożsamość obywatela, będzie też służył do uwierzytelnienia w e-usługach administracji publicznej oraz do podpisywania dokumentów w cyfrowym świecie”.

Nowy dowód ma ponadto służyć do identyfikacji obywatela w kontaktach z e-administracją oraz składania podpisów, a także umożliwiać komunikację z terminalami do obsługi kart. Dzięki dokumentowi będziemy mogli także zapisać się do lekarza bez pokazywania dodatkowych dowodów ubezpieczenia.

Pomijając finansowy aspekt zmiany, którą szacować należy w rozłożonych na lata miliardach, warto zwrócić uwagę na jej wymiar inwigilacyjny. Wszak władza, dzięki zainstalowaniu w dowodach osobistych danych o naszym wyglądzie, będzie mogła w łatwy sposób nas namierzać. Wystarczą do tego kamery. Tych zaś nie brak na naszych ulicach. Już dzisiaj niemal bez przerwy obserwują nas rozmaite urządzenia rejestrujące. Jedne monitorują natężenie ruchu ulicznego, inne sprawdzają prędkość z jaką jedziemy z punktu A do punktu B, kolejne zaś obserwują nasze zachowanie w miejscach publicznych.

Społeczeństwo natomiast nie jest przeciwne instalowaniu nowych kamer. W roku 2014 w trakcie zorganizowanego na okoliczność planów organizacji olimpiady oraz budowy metra w Krakowie referendum, aż 69,7 proc. głosujących poparło stworzenie w mieście systemu monitoringu wizyjnego.

Mimo powszechnych zapewnień o dążeniu do bezpieczeństwa, nie jest oderwaną od rzeczywistości obawa, że specjalny algorytm sprzężony z systemem kamer oraz bazą twarzy obywateli będzie budował raport o naszych poczynaniach. Już dzisiaj w podobny sposób działa Google, zbierające dane dotyczące logowania naszego telefonu i w oparciu o to sugerując nam np. inną trasę powrotu do domu po obfitej kolacji zjedzonej na wakacjach. Różnica jest taka, że z usług amerykańskiego potentata korzystamy, gdy chcemy, a kupując telefon z systemem Android, w zamian za używanie darmowego oprogramowania zgadzamy się na swoistą inwigilację. Tymczasem z państwa i systemu rejestracji obywateli nie można się „wypisać”.

Uzasadnione są więc pytania nie tylko o bezpieczeństwo naszych danych. Bowiem nawet gdy nie będzie nam groził wyciek takiej posiadanej przez państwo wiedzy z systemu, wciąż należy mieć obawy o dobrą wolę rządzących. Od znajomości każdego ruchu człowieka do szantażowania jednostki droga jest niezwykle krótka. Stamtąd tylko krok do manipulowania całym społeczeństwem. Czy naprawdę tego chcemy?

Michał Wałach