czwartek, 23 lutego 2017

Paweł Luberacki: Sztuka wypływa z cywilizacji


        Sztuka jest formą, jaką przybierają treści kultury danej cywilizacji. Nasza cywilizacja wytworzyła definicję piękna, według której piękne jest wszystko, co posiada odpowiednie i harmonijne proporcje wielkości, barwy, dźwięku, a także użyteczności. Można też zdefiniować piękno bytu jako brak zbędnych elementów jego istnienia. Warunkiem koniecznym istnienia piękna jest obiektywizm, bowiem subiektywizm operuje na odczuciach, interpretacjach i indywidualnych ocenach. Piękno subiektywne nie jest pięknem, jest odbierane jako piękno. Stąd konieczność obiektywizmu w operowaniu sztuką. Stąd też wniosek, że nie można narzucać własnych odczuć estetycznych innym, tak samo, jak nie można narzucić indywidualnych gustów kulinarnych wszystkim konsumentom, nie mówiąc już o poglądach politycznych.

Spójrzmy na historię naszej cywilizacji, a zobaczymy, że jej sztuka i ona sama kwitła, dopóki panował obiektywizm. Cała starożytna sztuka bazowała na obiektywnej definicji piękna, to z antyku czerpali twórcy bezdyskusyjnie pięknych dzieł. Zabytki i skarby antycznej sztuki, w mniejszym lub większym stopniu dosłownie działają na każdego. Nie przejdzie się obojętnie obok Grupy Laokoona, nie mignie tak po prostu przed oczami ateński Akropol, o Koloseum nie mówiąc.

Wszystkie dzieła starożytnych twórców mają jeden wspólny mianownik. Starożytni artyści bez względu na dziedzinę sztuki, jaką się zajmowali, czy to rzeźbiarstwo, czy dramat, czy architektura, czy tworzenie mozaik mieli jeden wspólny mianownik, oni tworzyli coś pięknego, coś, co miało się obiektywnie podobać.

Wieki ciemne nie były okresem martwym w dziedzinie kultury. Dużo zawdzięczamy w tej mierze Kościołowi Katolickiemu, który nie tylko ocalił wiele ze starożytności, nie tylko przechował do nadejścia lepszych dla kultury czasów. Kościół stał się wielkim mecenasem kultury i budowniczym wspaniałej sztuki, która widoczna jest w strzelistych wieżach gotyckich świątyń, w barwnych freskach kościołów i katedr całej Europy, w pieśniach i w muzyce, także w literaturze. Średniowieczni artyści także znaleźli wspólny mianownik, bo prócz oczywistego tworzenia czegoś pięknego obiektywnie, co miało wprawiać w zachwyt, dzieła ich miały być przyczyną do wzrostu chwały Bożej, do okazania jej ludziom i wzrostu pobożności. Artystyczny teocentryzm ma wielką zaletę. Wskazuje na rzeczywistość większą, doskonalszą, wieczną. Wskazuje cel i kierunek, pozwala, choć w małym stopniu obcować czemuś tak marnemu, jak człowiek z wszechogarniającą i przytłaczającą potęgą Stwórcy. Sztuka średniowiecza stara się uchwycić drogi nad naszymi drogami, pragnie ukierunkować człowieka na dążenie do celów wyższych, do obrania tej jeszcze doskonalszej drogi.

To antyk i średniowiecze zbudowały naszą cywilizację, cywilizację łacińską. Starożytna cnota, prawo i piękno przesiąknięte chrześcijańską prawdą, moralnością i wiarą zrodziły nas, łacinników z naszym bogactwem kultur, z naszą wspaniałą sztuką.

Kryształ pęka.

Epoki renesansu i oświecenia uderzyły w sztukę. Mimo piękna rzeźb, pałaców, obrazów i muzyki powstałych w tych epokach sztuka musiała przyjąć ciosy zadawane jej nie przez artystów, nie przez twórców i mówiąc współcześnie ludzi kultury. W sztukę uderzyły zmiany cywilizacyjne. W centrum życia zamiast Boga postawiono człowieka, w miejsce hierarchii – równość, w miejsce Prawdy – racjonalizm i empiryzm.

Sztuka rozwijała się siłą pędu, jakiego nabrała w epokach poprzednich i dlatego, że sączony także w nią jad nie osłabił jej witalności. Cywilizacja została osłabiona, walczono z nią, więc i sztuka, mająca swe źródło w cywilizacji została uderzona. Jest to konieczność logiczna, bo jeśli chcę wytępić krzew wilczych jagód, to nie mogę zebrać jego owoców i zrobić z nich konfitury, a dopiero potem wyciąć krzew i wykopać korzeni. Jeśli walczę z cywilizacją, to i sztukę należy zniszczyć, bo zawiera ona w sobie pewien ładunek cywilizacji, jest nośnikiem i symbolem wartości danej cywilizacji.

Zobaczmy, że zainstalowanie człowieka w centrum życia, połączone z egalitaryzmem, racjonalizmem i empiryzmem musiało doprowadzić cywilizację do upadku. Wynikiem tych rewolucji jest obalenie obiektywizmu. Jeśli człowiek jest nie tylko celem zainteresowania, ale jest centrum życia, to staje się on absolutem. I zamiast odnosić człowieka do Boga, jako bytu doskonałego i nieskończonego, człowiek odnosi się do siebie, a jest bytem niedoskonałym i skończonym. Prowadzi to nieuchronnie do wyniesienia własnego „ja” ponad „ja” innych ludzi. Wtedy moje postrzeganie świata jest lepsze, prawdziwsze, doskonalsze. Wyłącznie człowiek uznający Kogoś nad sobą, jest w stanie patrzeć obiektywnie na rzeczywistość, jeśli człowiek jest najwyżej, nie jest w stanie przyjąć Prawdy. Nie będąc zaś w stanie przyjąć Prawdy, jak może dostrzec Piękno? Następnie na gruncie antropocentryzmu i humanizmu powstają racjonalizm i empiryzm. Racjonalizm wznosi wysoko swój sztandar rozumu, empiryzm zaś doświadczenia. Jedno i drugie odrzuca możliwość Objawienia. Rozumowo czy też doświadczalnie poznane prawdy są ograniczone, ze względu na niedoskonałość człowieka. Dążenie do poznania wiedzy czystej i doskonałej jest niemożliwe przy jednoczesnym absolutyzowaniu człowieka. Więcej nawet, operując na błędnych założeniach racjonalizm nie jest w stanie dostarczyć odpowiedzi na żadne z wielkich pytań ludzkości. Tym błędnym założeniem jest rozum człowieka jako narzędzie wystarczające do poznania. Zobaczmy, że w przestrzeni antropocentryzmu, a więc i subiektywizmu racjonalizm musi sam się rozpaść na minimum kilka prądów, co z resztą się stało. Empiryzm z kolei nie jest w stanie w ogóle wytłumaczyć rzeczywistości, w przeciwieństwie do operującego matematyką racjonalizmu. Racjonalizm stosuje logikę i matematykę, które są nierzeczywiste. I dlatego mimo błędnych założeń i wniosków, cały tok racjonalnego rozumowania jest logiczny. Człowiek nie jest w stanie wytłumaczyć matematyki, bowiem nie istnieje ona rzeczywiście i nie może być bodźcem. Abstrakcja matematyki nie może być brana pod uwagę w poznaniu empirycznym. I teraz czas na egalitaryzm. Równość ludzi nie jest naturalna, aczkolwiek jest możliwa, lecz jedynie w odniesieniu człowieka do Boga. Człowiek będący absolutem, zamknięty w swoim postrzeganiu świata nie może być na równi z innymi, on sam tam się nie postawi. W takim przypadku są dwie konieczności. Pierwsza – tylko ja mam rację. Druga – wszyscy mają rację. Jedna i druga prowadzą do chorego indywidualizmu, lecz pierwsza jest niebezpieczniejsza, bo w niej zajdzie manipulacja semantyczna i subiektywne poznanie zostaje nazwane obiektywnym.

A gdzie w tym sztuka? Sztuka istnieje w dziełach dawnych lub nimi inspirowanych, lecz w tym przypadku nie było celem stworzenie czegoś pięknego, a sprawienie wrażenia na jak największej liczbie odbiorców. Jeśli bowiem cywilizacja się nie rozwija, to jakim sposobem rozwijać się będzie sztuka? Powstała zupełnie nowa cywilizacja – zachodnia, będąca w opozycji totalnej do naszej cywilizacji – łacińskiej. A nowa cywilizacja musiała spłodzić nową sztukę.

Błądzenie w labiryncie.

Współcześni twórcy są w większości intelektualnymi spadkobiercami rewolucjonistów. Nie umieją tworzyć pięknych dzieł, a jeśli któryś takie jednak stworzy, to albo jest kulturowym kontrrewolucjonistą, co się zdarza, albo chciał zadziałać na większą ilość odbiorców. Te dwie postawy poddane nawet pobieżnej analizie dowiodą nas do wniosku, że ludzkość potrzebuje reorientacji i przywróceniu obiektywizmu pojęć. Jak dobrze pasują do tego słowa:

Szukam nauczyciela i mistrza
niech przywróci mi wzrok słuch i mowę
niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia
niech oddzieli światło od ciemności.

Postawa kontrrewolucjonisty kulturowego może istnieć w dwóch różnych przypadkach. W pierwszym jest on świadomy, że sztuka błądzi w labiryncie i chce pokazać wyjście, jakim jest powrót do wartości obiektywnych, do Prawdy, Piękna, Dobra, do jakim wyjścia jest powrót do Boga. Ten kontrrewolucjonista żyje sztuką i cywilizacją łacińską. W drugim uwarunkowaniu twórca jest świadomy, że w sztuce istnieje Piękno i ono jest jego głównym celem, lecz bez walki o cywilizację. Ten kontrrewolucjonista pragnie tylko sztuki dla niej samej, bo „choć życie nasze splunięcia niewarte: evviva l’arte”. Operowanie obiektywną definicją Piękna nie idzie w parze z jego, a jakże subiektywnymi odczuciami i poglądami. Podobny jest on do twórcy, któremu zależy na poklasku. Ten tworzy coś, co spodoba się możliwie największej ilości odbiorców, odbiorców subiektywnych. Poszukuje on pewnego klucza, dzięki któremu wstrzeli się w gust odbiorców, w ich odczucia, wrażliwość estetyczną, lub też po prostu zmanipuluje ich i wmówi im, co widzą, co czują. Istnieją różne techniki manipulacji, nie jest więc to niemożliwe.

Remedium na problem sztuki współczesnej.

Jednym lekarstwem na problem sztuki współczesnej jest nie „nawracanie” twórców, lecz walka o cywilizację łacińską. To jedyne wyjście. Nie możliwa jest transfuzja krwi pomiędzy osobami posiadającymi wykluczające się grupy. Tak samo niemożliwa jest tworzenie sztuki na dawnych zasadach we wrogiej tym zasadom cywilizacji. Lwia część współczesnych artystów miałaby problem w przestawieniu priorytetów. Zamiast „twórczej ekspresji” i „wyrażania siebie” musieliby zwyczajnie pracować w swych warsztatach w tworzeniu czegoś, co spełni warunki definicji Piękna, czegoś, co spodoba się obiektywnie każdemu.

Jak walczyć o cywilizację? Odpowiedź na to pytanie nie jest celem tego artykułu. Jego celem jest wskazanie problemu i jego rozwiązania. Jak będzie to rozwiązanie przeprowadzone? Czy zostanie przeprowadzone? Nie wiem. Wiem tylko, że nie mamy za wiele czasu, bo wróg nie śpi.