czwartek, 9 lutego 2017

Prof. Jacek Bartyzel: Dyktatura. Czym jest tak naprawdę?


Dyktatura. Czym jest tak naprawdę?
      Dyktaturę (od łac. dictare – zalecać, dyktować) można zdefiniować jako formę wyłącznej, nieograniczonej i nadzwyczajnej, lecz z istoty swej tymczasowej władzy politycznej jednostki lub grupy, ustanawianej w sytuacji poważnego kryzysu politycznego bądź paraliżu zwyczajnych instytucji władzy i zagrożenia ładu publicznego, zazwyczaj z wyraźnie określoną intencją unormowania położenia państwa i likwidacji istniejących zagrożeń oraz z założeniem, iż osiągnięcie takiego stanu rzeczy, tj. stabilizacji państwa, oznaczać winno zarazem kres (zbędnej już) instytucji dyktatury. W zależności od warunków zewnętrznych i natury kryzysu demokracja może mieć jednak charakter dyktatury konstytucyjnej, tj. służącej ochronie porządku ustrojowego poprzedzającego kryzys, a nawet może być przewidziana i założona w ustawie konstytucyjnej państwa (także demokratycznego) na wypadek sytuacji nadzwyczajnej – jak w starożytnym Rzymie, a współcześnie m.in. w konstytucjach Republiki „Weimarskiej” w Niemczech (1919), Republiki Włoskiej (1947) i V Republiki Francuskiej (1958); bądź dyktatury rewolucyjnej, ustanowionej w drodze obalenia (lub w następstwie obalenia) istniejącego ustroju i dla zabezpieczenia władzy jednostki lub grupy, która dokonała „podboju państwa” oraz dokonanych przez nią przeobrażeń, tak w sferze instytucjonalnej, jak społecznej. Może ona jednak okazać się również dyktaturą kontrrewolucyjną, którą z rewolucyjną łączy jedynie tryb jej ustanowienia, natomiast jej treść ideowa i cel, do którego ziszczenia dąży, wskazuje na intencję przywrócenia dawnego porządku, niekiedy również odtworzenia samej struktury i instytucji władzy, zniszczonej uprzednio przez rewolucję.

Klasyczny sens pojęcia dyktatury jest jednoznacznie „konstytucyjny” i w niczym nie sprzeczny z ideą praworządności; przeciwnie – stanowi wyraz przewidującej zagrożenia troski o bezpieczeństwo, całość i wolność republiki, której ocalenie jest najwyższym prawem (salus Reipublicae suprema lex esto). W republice rzymskiej „dyktatorem” (dictator), skupiającym w swoich rękach pełnię władzy, nieograniczonej zarówno w obrębie miasta (urbs), jak i poza nim, był urzędnik powoływany przez konsula (na żądanie Senatu) na okres sześciu miesięcy, w nadzwyczajnych okolicznościach: szczególnie groźnego położenia państwa, zwłaszcza przewlekłej wojny. Według (niepewnej) tradycji po raz pierwszy sytuacja taka zaszła w 501 roku przed Chr. Zrazu nosił on tytuł magister populi (dowódca piechoty) i miał do pomocy mianowanego przez siebie dowódcę jazdy (magister equitum). Widomym symbolem władzy dyktatorialnej było dwudziestu czterech liktorów kroczących przed dyktatorem z rózgami i toporami. Pierwotnie dyktatorem mógł zostać wyłącznie patrycjusz, ale już w 356 roku przed Chr. powołano pierwszego dyktatora-plebejusza. Precedensem było powołanie w 82 roku przed Chr. – na mocy lex Valeria de imperio – Lucjusza Korneliusza Sulli jako dyktatora na czas nieograniczony. Po raz kolejny podobne prerogatywy, jako dictator in perpetuum, uzyskał w 49 roku przed Chr. Gajusz Juliusz Cezar. Po jego zamordowaniu, na wniosek Marka Antoniusza, dyktatura została zniesiona na zawsze, wszelako wkrótce zastąpił ją de facto monarchiczny cezaryzm.

Od tego czasu instytucja dyktatury znikła na ponad tysiąc lat, przechodząc zaledwie do języka teorii politycznej, gdzie używano jej w bardzo nieprecyzyjnym sensie i z dużą dozą ambiwalencji. Wynika to po części z tego, że dyktatura jest fenomenem genetycznie związanym z republikańską formą rządu. Monarchia – oczywiście monarchia tradycyjna, stanowo-korporacyjna, dziedziczna i związana tak prawem boskim, jak zwyczajowymi prawami fundamentalnymi, regulującymi zasady sukcesji, więc ograniczona – wyklucza dyktaturę, ponieważ nie ma w niej miejsca na rozróżnienie pomiędzy normą a wyjątkiem, zarówno jeśli chodzi o osobę panującego, jak i o sposób sprawowania władzy zwierzchniej. Dlatego nie jest przypadkiem zupełna nieobecność tego pojęcia w teologicznej bądź filozoficzno-politycznej refleksji w średniowieczu, a więc w epoce, w której monarchia tradycyjna narodziła się i rozwinęła, nie mając nawet żadnej alternatywy.

Namysł nad dyktaturą pojawia się natomiast dopiero tam, gdzie – z jednej strony – splot pewnych szczególnych okoliczności doprowadził do faktycznego zaniku formy monarchicznej, powstania zaś pluralistycznej rzeczywistości walczących ze sobą na śmierć i życie oligarchicznych republik miejskich, w których raz po raz przechwytywali rządy „książęta nowi”, czyli kondotierzy lub plutokraci, nielegitymizowani tradycją, z drugiej zaś strony – kiedy ruch umysłowy humanistycznych litterati, zafascynowanych dziedzictwem antyku, naturalną koleją rzeczy zwracał się ku percepcji najstarszej (i dotąd jedynie znanej) instytucji dyktatury, jako formy władzy republikańskiej, nadzwyczajnej, nieograniczonej w środkach i niezwiązanej ustawami, ale „konstytucyjnej”, gdyż założonej w ustroju rzeczypospolitej, ustanowionej legalnie i tymczasowo oraz do zrealizowania określonego celu stanowiącego powód jej ustanowienia, czyli do dyktatury w klasycznej fazie republiki rzymskiej. Renesansowi humaniści żywili nadzieję, że wskrzeszenie tej instytucji pomoże młodym republikom uporać się z tymi samymi problemami, z którymi borykała się republika rzymska po obaleniu monarchii: uśmierzyć zewnętrzne lub wewnętrzne zagrożenia, wynikające bądź z najazdu, bądź z niepokojów wszczynanych przez tych, którzy nie są (in plus lub in minus) na miarę Miasta. Dyktatura nie jest więc bynajmniej w oczach humanistów – na czele z Machiavellim – tyranią ani formą rządów absolutnych, tylko wyjątkowym urzędem, powołanym dla ocalenia republikańskiej wolności ludu.

Realnie dyktatura też odrodziła się dopiero w epoce nowożytnej, stosunkowo rzadko jednak faktyczni dyktatorzy określali się wprost tym określeniem, co dowodziło nabierania przez nie znaczenia pejoratywnego, wciąż jednak jeszcze nie jednoznacznie, o czym z kolei świadczy obwoływanie się „dyktatorami” przez przywódców tzw. ruchów narodowowyzwoleńczych w XIX wieku, na przykład włoskiego Risorgimento (Luigi Carlo Farini w Modenie, 1859; Giuseppe Garibaldi na Sycylii, 1860), czy powstań polskich (Józef Chłopicki w powstaniu listopadowym; Jan Tyssowski w powstaniu krakowskim; Ludwik Mierosławski, Marian Langiewicz i Romuald Traugutt w powstaniu styczniowym). Faktycznymi dyktaturami w epoce nowożytnej były m.in.: angielski Commonwealth pod rządami Lorda Protektora Olivera Cromwella w okresie rewolucji angielskiej, kolejne formy władzy podczas rewolucji francuskiej (Konwent i Komitet Ocalenia Publicznego, Dyrektoriat, Konsulat), plebiscytarna dyktatura Księcia-Prezydenta Ludwika-Napoleona Bonaparte w latach 1851-1852), zarówno lewicowe jak i prawicowe dyktatury w Hiszpanii, Portugalii i w republikach latynoamerykańskich, a w XX wieku rozmaite odmiany autorytaryzmu, faszyzmu oraz – w swoistej, sprzecznej z klasycznym pojmowaniem dyktatury, postaci, definiowanej również jako dyktatura totalitarna, i głoszącej „dyktaturę proletariatu” – komunizmu.

Differentia specifica literatury marksistowskiej dotyczącej dyktatury jest ujmowanie kwestii w perspektywie konfliktowych stosunków między społecznymi klasami, wszelako wewnętrznie rozbiegunowane w sporze, który po rewolucji 1917 roku w Rosji rozgorzał pomiędzy bolszewikami a ich „ortodoksyjnie” socjaldemokratycznymi oponentami. O ile bowiem teza socjaldemokratycznego krytyka bolszewickiego modelu dyktatury proletariatu, czyli Karla Kautsky’ego (1854-1938), że istotą dyktatury jest nieuznawanie demokracji parlamentarnej i rezygnacja z formalnych podstaw demokratycznych, w swojej ogólnej osnowie nie była kwestionowana przez replikujących mu bolszewików (Lenin, Trocki, Radek), to jednocześnie próbowali oni dowodzić, że ustanowienie dyktatury proletariatu nie oznacza definitywnego porzucenia form demokratycznych, a jedynie wybór odpowiedniej do sytuacji metody, która najskuteczniej i najszybciej może doprowadzić do osiągnięcia celu komunizmu. Jeżeli zatem demokracja – z tego punktu widzenia urzeczywistnialna naprawdę dopiero w komunizmie – pozostaje owym niezmiennym celem, a dyktatura proletariatu stanowi tylko techniczny środek do jego przyszłościowej implementacji, to nasuwa się tu (niewypowiedziany, lecz implicytny) wniosek, że dyktatura proletariatu dyktaturą sensu proprio wcale nie jest. Jednakowoż, skoro dyktaturą nazywa się nie tylko zwalczany porządek polityczny, ale także własną władzę polityczną, do której się dąży, to w istocie tego pojęcia dokonuje się kolejna zmiana i to konstytutywna: teraz to własne państwo jako całość oznacza dyktaturę, będącą narzędziem, dzięki któremu przechodzi się do pożądanego i właściwego stanu rzeczy; dyktaturę, której uzasadnieniem jest norma nie polityczna lub prawna, lecz odnosząca się do filozofii historii, koncypowanej w marksizmie.

Nie tylko z powodu semantycznej perwersji, stojącej u podłoża marksistowskiego pojęcia dyktatury, jako występującego w każdym typie państwa „panowania klasowego”, sprawowanego „przez tak amorficzne byty, jak burżuazja czy proletariat” (Giovanni Sartori, Teoria demokracji, Warszawa 1994), ale również w następstwie rozplenionego w XX wieku kultu demokracji, pojęcie dyktatury jest dziś potocznie używane w (jednoznacznie ujemnym) znaczeniu rządu bezprawnego, arbitralnego, opartego na przemocy, a nawet terrorystycznego, czyli w istocie takiego, którego adekwatnym określeniem – spośród innych pojęć klasycznej filozofii polityki – byłaby tyrania, względnie despotyzm. To nagminne w dziennikarskim żargonie określanie każdego krwawego tyrana lub groteskowego „kacyka” naszych czasów, świadczy o zupełnym zdegradowaniu epistemologicznym tego pojęcia, służącego jedynie negatywnej stygmatyzacji domniemanych dyktatorów i dyktatur.

Jak zauważa wspomniany wyżej Sartori, „do chwili obecnej nie istnieje zadowalająca teoria dyktatury, która różnicowałaby ją ze względu na specyficzny sposób zdobycia i legitymizacji władzy, trwałość rządów i uregulowanie sukcesji (prawdziwie »miękkie podbrzusze« dyktatur) oraz uogólniając, ze względu na formę i exercitium władzy państwowej”. Spostrzeżenie to jednak należy skorygować stwierdzeniem, iż kamienie węgielne pod budowę takiej teorii wnieśli, jak dotąd, niemal wyłącznie reprezentanci konserwatyzmu, najbardziej świadomi kryzysu nowożytnego państwa, wywołanego egalitarnymi roszczeniami mas i wspierającymi te roszczenia utopijnymi ideologiami.

Pierwszym autorem dopuszczającym, a nawet wskazującym pilną konieczność ustanowienia dyktatury kontrrewolucyjnej był angielski obserwator rewolucji we Francji – Edmund Burke (1729-1797). Należy podkreślić, że Burke’owi przypisuje się często, a błędnie, zarówno doktrynerskie „umiarkowanie” za wszelką cenę, jak akceptowanie przemian i instytucji rewolucyjnych, jeżeli przetrwały one próbę czasu. W rzeczywistości Burke odrzucał mniemanie jakoby zasadzie preskrypcji (przedawnienia) mogły podlegać zmiany stanowiące „błąd substancjalny”, czyli uderzające w to, co nazywał on „moralną esencją społeczeństwa”, oraz dopuszczał radykalne działania dla ocalenia lub choćby nawet rekonstrukcji tej esencji, czyli „rewolucję przeciwko rewolucji”. Zważywszy, że żaden kraj w historii nie został jeszcze tak spustoszony, jak Francja, nie można reformować rewolucyjnego systemu, lecz należy go stworzyć od nowa.

Po tym, jak substancjalne zło rewolucji ujawniło się (zgodnie z jego przewidywaniami) w całej rozciągłości, Burke wezwał (List od Edmunda Burke’a do członka Zgromadzenia Narodowego, 1792; Remarks on the Policy of the Allies with respect to France, 1793) monarchów chrześcijańskiej Europy do kontrrewolucyjnej krucjaty przeciwko jakobińskiej „bandyckiej szajce”, która sterroryzowała Francję i zagroziła całemu cywilizowanemu światu, oraz naszkicował plan odbudowania tego królestwa przez rząd tymczasowy o charakterze dyktatorialnym, który posiadałby „energię, czujność, szybkość działania i zdecydowanie nie mniejsze niż rząd o charakterze wojskowym”. Rząd taki winni utworzyć powracający z emigracji rojalistyczni patrioci oraz „zdrowa część wspólnoty”, zdolna też odróżnić jedynie błądzących od zdrajców. W rozprawie z rewolucjonistami rząd dyktatorski winien kierować zarazem roztropnością, jak zdecydowaniem. Wszyscy mieli być poddani wyrokom sądów działających w oparciu o dawne prawo francuskie; nikt nie miałby być osądzony za działania na polu bitwy; odszkodowania mieliby płacić ci, którzy wzbogacili się wspierając rewolucyjne władze; każdy przypadek winien być rozpatrywany indywidualnie. Części oskarżonych należałoby okazać litość, niemniej szybkie i adekwatne ukaranie winnych byłoby niezbędne, albowiem zbyt łagodne lub zbyt odsunięte w czasie kary „osłabiłyby wspólnotę i uczyniły naród nieszczęśliwym”. Szczególnie surową karę powinny ponieść osoby bezpośrednio i z własnej woli uczestniczące w prześladowaniach, wywłaszczeniach i zadawaniu śmierci niewinnym.

Zdając sobie jednak sprawę ze skali nieodwracalnych zniszczeń Burke nie postulował przywrócenia wszystkiego, co istniało przed rewolucją, a co byłoby zresztą niecelowe, gdyż nie wszystko było dobre – choćby nadmierna ingerencja państwa w życie gospodarcze oraz karygodna pobłażliwość dla otwarcie głoszonego ateizmu. Rząd dyktatorski winien w swoich działaniach naprawczych dążyć do odbudowania rzeczy i instytucji naprawdę fundamentalnych: respektu dla religii i Kościoła, autorytetu władzy monarszej, samorządu prowincjonalnego i poszanowania prawa własności. „Akcja odgórna” winna przez przywrócenie należnego miejsca religii, dostojeństwu i własności dokonać rekonstrukcji dawnego, hierarchicznego modelu społecznego, a dopiero jej zwieńczeniem winna stać się restauracja monarchii.

Ów doraźny postulat uogólnił żyjący pół wieku później hiszpański polityk i myśliciel katolicki Juan Donoso Cortés (1809-1853), który w wygłoszonej 4 stycznia 1849 roku w Kortezach Mowie o dyktaturze (Discurso sobra la dictadura) skonstatował, iż w łonie cywilizacji zachodniej nie istnieje już żadna zwyczajna siła polityczna, zdolna powstrzymać zagładę szykowaną kulturze chrześcijańskiej przez rewolucję, wyłania się jednak ostatni możliwy, doczesny środek zaradczy, acz pod warunkiem, iż znajdą się ludzie odpowiedniego hartu i zdolności, by go bez wahań i z pożytkiem dla dobra publicznego wykorzystać, czyli właśnie dyktatura: „Kiedy legalność wystarcza dla zbawienia społecznego, wtedy legalność; jeśli zaś nie starcza, wtedy dyktatura” – dla ocalenia porządku i bezpieczeństwa, ponieważ „prawa zostały stworzone dla społeczeństwa, a nie społeczeństwa dla praw”. A zatem „dyktatura w pewnych okolicznościach, w danych okolicznościach, takich jak obecne, jest rządem uprawnionym; jest rządem dobrym, jest rządem korzystnym, jak każdy inny rząd; jest rządem racjonalnym, który może obronić się w teorii, tak jak może obronić się i w praktyce”.

Gdyby możliwa była swoboda wybierania sobie ustroju w dowolnych warunkach, to oczywiście nikt nie opowiedziałby się za rządem innym, jak wolnościowy, lecz wolność umarła: „Nie zmartwychwstanie ani trzeciego dnia, ani roku, ani wieku być może. (...) Świat zmierza wielkimi krokami ku ustanowieniu despotyzmu największego i najbardziej niszczącego, jaki pamiętają ludzie. (…) Jedna rzecz może uchronić od katastrofy; jedna i żadna inna; nie uniknie się katastrofy poprzez dawanie większej wolności, większych gwarancji, nowych konstytucji; unikniemy jej, starając się wszyscy (…) wywołać reakcję uzdrawiającą, religijną”. Jednakże reakcja taka, choć teoretycznie możliwa, jest – w skali zbiorowej – mało prawdopodobna, gdyż „widziałem (…) i poznałem wiele jednostek, które odeszły od wiary i powróciły do niej; na nieszczęście (…) nie widziałem nigdy żadnego ludu, który by powrócił do wiary po jej uprzednim opuszczeniu”. Skoro nie można liczyć na masowe nawrócenia, jałowe stają się także roztrząsania o wyższości wolności nad dyktaturą. Właśnie ten, kto naprawdę kocha wolność (i pojmuje czym ona jest podług boskiej nauki Chrystusa), musi być zdolny podjąć decyzję, której nigdy nie podejmą rozdyskutowane parlamenty, nawet wówczas, gdy zagrożą im podjudzone przez demagogów i rozbestwione hordy – aby je okiełznać. W takiej chwili nie istnieje już wybór pomiędzy dyktaturą a wolnością, a jedynie pomiędzy „dyktaturą powstańczą a dyktaturą Rządu; postawiony w tej sytuacji wybieram dyktaturę Rządu, jako mniej ciążącą i mniej obraźliwą. Chodzi tu o wybór pomiędzy dyktaturą, która pochodzi z dołu i dyktaturą, która przychodzi z góry: ja wybieram tę, która przychodzi z góry, ponieważ pochodzi z rejonów czystszych i jaśniejszych; chodzi o wybór, w końcu, pomiędzy dyktaturą sztyletu i dyktaturą szabli: ja wybieram dyktaturę szabli, gdyż jest bardziej szlachetna”.

Zagadnienie dyktatury – lecz zawsze w służebnym kontekście zadania restauracji monarchii tradycyjnej i antyparlamentarnej – rozważał francuski rojalista narodowy Charles Maurras (1868-1952). Akcentował on myśl, iż jedynie prawowitość (dziedzicznej) władzy królewskiej usprawiedliwia zastosowanie niezbędnych dla sanacji państwa środków przymusu. „Król to jednocześnie niezbędny dyktator i prawowity monarcha (...); jego rządy będą musiały być srogie i mściwe w pierwszym okresie jego władzy, tak, aby potem mogły służyć poprawie całego życia społecznego (...). Działanie króla nie powinno pociągać za sobą czynów zbrodniczych, musi jednakowoż cechować je chłodna i metodyczna energia, powodowana nie innymi uczuciami, jak miłość do kraju i nienawiść do wrogów Narodu” (Dictateur et Roi, 1899). Represje króla-dyktatora będą jednak celować inaczej niż terror wprawdzie „biały”, ale w wydaniu republikańskim – przestraszonej burżuazji; podczas gdy „po Komunie [Paryskiej] rozstrzelano tysiące robotników, a pozwolono zbiec ich hersztom, król Francji zmiażdży bez litości tych ostatnich, lecz oszczędzi swój lud”.

Konsekwentnie decyzjonistyczną koncepcję dyktatury wypracował niemiecki jurysta Carl Schmitt (1888-1985), który dostrzegł (Dyktatura. Od źródeł nowożytnej teorii suwerenności do proletariackiej walki klas [1921], Warszawa 2016), iż w sytuacji totalnego zagubienia tradycyjnej legitymizacji władzy, odwołującej się do ładu metafizycznego opartego na absolucie, a wskutek tego – nastania permanentnego chaosu w społeczeństwie nowoczesnym, jedynym zadaniem politycznego suwerena staje się rekonstrukcja (jakiegokolwiek) porządku, natomiast dyktatura pozostała już jedynym i uniwersalnym środkiem realizacji tego obowiązku. Nowożytna refleksja nad dyktaturą unaocznia, zdaniem Schmitta, ewolucję porządku politycznego ku państwu, które powstaje z „technologii politycznej” (aus einer politischer Sachtechnik). Jako że w dyktaturze rządzi ostatecznie cel, pozbawiony hamulców prawnych i określany tylko przez konieczność – cel, którym jest zaprowadzenie konkretnego stanu, to dyktatura jest wyrazem całkowicie technicznej wizji państwa, czyli czystej egzekutywy. Treść działania dyktatora polega wyłącznie na tym, by zaprowadzić określony wynik, by czegoś „dokonać”: wróg ma być pokonany, przeciwnik polityczny przezwyciężony lub stłumiony. Trzy elementy, które koegzystują w nastawieniu na dyktaturę: racjonalizm, techniczność i egzekutywa, są właśnie kwintesencją państwa nowożytnego.

Schmitt wprowadził jednak rozróżnienie pomiędzy dyktaturą komisaryczną a dyktaturą suwerenną. Dyktatura komisaryczna (którą może sprawować także uprawniony do tego konstytucyjnie legalny szef państwa, jak np. prezydent Rzeszy w myśl postanowień konstytucji weimarskiej) polega na czasowym zawieszeniu konstytucji w celu nie innym, jak jej ochrony i zachowania w dalszej przyszłości, poprzez wprowadzenie stanu wyjątkowego w sytuacji niepohamowanej wrogości zwalczających się grup społecznych i sił partyjno-politycznych, i dla zapobieżenia przerodzeniu się tej wrogości w stan „gorącej” wojny domowej, grożącej całkowitą destrukcją państwa, pogrążenia go w zupełnej anarchii, albo przechwycenia państwa przez „partyzantów” którejś z uzbrojonych frakcji partyjnych (notabene z tą motywacją Schmitt przedłożył w 1932 roku prezydentowi Paulowi Hindenburgowi i kanclerzowi Kurtowi von Schleicherowi projekt zastosowania odnośnych przepisów konstytucji, umożliwiających wprowadzenie stanu wyjątkowego i zdelegalizowanie partii politycznych, co miało i mogło zapobiec podbojowi państwa przez partię hitlerowską lub komunistyczną). Celem dyktatury komisarycznej jest zatem „zamrożenie” nazbyt wybujałej polityczności i odpolitycznienie (w sensie „partyjno-politycznym”) państwa, które znalazło się na drodze wiodącej do anarchicznego „stanu natury” w rozumieniu Thomasa Hobbesa.

Natomiast dyktatura suwerenna oznacza zniesienie istniejącego „konkretnego” porządku wraz z jego konstytucją i wypracowanie sytuacji, w której możliwe będzie przywrócenie porządku „prawdziwego”, tzn. takiego, w którym rządzi już nie tylko papierowa „ustawa konstytucyjna” (Verfassungsgesetz), oparta na czysto pozytywnej „legalności” (Legalität), ale konstytucja (Verfassung) „wieczna”, oparta na gwarantowanej metafizycznie „prawowitości” (Legitimität). Suwerenny dyktator, który zdoła tego dokonać, byłby wówczas fundatorem trwałego ładu społecznego, odwracającym groźbę powrotu do „stanu natury”, w którym „wszyscy” walczą przeciwko „wszystkim”.

Powyższe rozróżnienie nie jest jednak możliwe do konsekwentnego rozgraniczenia dlatego, że komisaryczność jako pojęcie ogólne, a przeto nadrzędne, występuje w obu typach dyktatury, nadto zaś stanowi, bądź przynajmniej może stanowić, modus operandi systemów nie będących dyktaturami, jak absolutna monarchia suwerenna czy nawet konstytucyjne demokracje i republiki parlamentarne. Jednak do pojęcia dyktatury musi wchodzić koniecznie coś więcej, a mianowicie wyobrażenie stanu, do którego ma doprowadzić działanie dyktatora. Ani pozycja absolutnego księcia, ani republikańskiego prezydenta, nie zależy od wypełnienia określonego zadania, a ich uprawnienia nie stanowią upoważnienia wydanego z powodu celu, który trzeba osiągnąć. Ażeby mówić o dyktaturze, musi istnieć jakiś przedmiot działań dyktatorskich, a także wyobrażenie konkretnego przeciwnika (Gegner), którego usunięcie musi stanowić następny wyznaczony cel działania. Każda dyktatura to nie tylko akcja, ale i kontrakcja wobec działań tego przeciwnika, co do którego zakłada się, że nie stosuje się do norm uznanych przez dyktatora za miarodajną podstawę prawną. To zaś pokazuje, że każda dyktatura posiada kontekst prawny, pomimo iż norma prawna nie jest technicznym narzędziem operacji dyktatora; w tym wypadku należy mówić nie o „bezprawiu”, lecz raczej o przełamaniu kontekstu prawnego, które tkwi w nowo ustanowionym panowania. To rozróżnienie jest jednak mocno zagmatwane, skoro chwilę wcześniej Schmitt oznajmia, że w ogóle nie da się zrozumieć tego procesu za pomocą kategorii prawnych.

Można atoli rozpoznać różnicę pomiędzy obu typami dyktatury rozpoznać odwołując się do znanego już osiemnastowiecznej myśli politycznej rozróżnienia władzy ukonstytuowanej (pouvoir constitué) i władzy konstytuującej (pouvoir constituant). Dyktatura komisaryczna to taka, która posiada upoważnienie od już ukonstytuowanego organu (króla, senatu, zgromadzenia), a jej tytuł do działania znajduje się w istniejącej i w zasadzie obowiązującej, choć przez dyktatora zawieszanej konstytucji. Dyktatura suwerenna natomiast wywodzi się bezpośrednio z władzy konstytuującej, albo sama nią się ustanawia. Reasumując: dyktator komisaryczny jest komisarycznym pełnomocnikiem pouvoir constitué, zaś dyktator suwerenny jest komisarycznym pełnomocnictwem pouvoir constituant.