wtorek, 7 marca 2017

Filip Bator: Dać się uwieść Idei


       Wyglądam przez okno. Świat ten sam, co zawsze. Rzeczywisty, ale jakby odległy. Przemykający obok mnie. To ta chwila. Jedna z tych, kiedy z umysłu spadają wszystkie zasłony. Chwila, kiedy myślę, po co to wszystko? Marsze, flagi, hasła, setki znajomych i nieznajomych twarzy, dziesiątki udanych i nieudanych akcji, lata wysiłku woli, momenty satysfakcji i rozczarowań. To wszystko przelatuje mi przed oczami jak nieskładny film, dzieło ślepego montażysty. Po raz tysięczny do głowy dobija się myśl: ,,rzucić to, uciec, odwrócić się i odejść”. Pokusa, której realizację nieraz sobie obiecywałem. Znów w wyobraźni słyszę huk ciężaru, jaki wtedy spadłby z moich barków. Tak, to ta straszna i błogosławiona chwila. Ta, w której zaglądam w głąb siebie. Im większa rana, tym większy ból, ale jednocześnie tym więcej prawdy ma szansę ujrzeć światło dzienne. To ten moment, w którym świat ociera się o szorstką świadomość.

Słowa bezładnie krążą w mojej głowie. Te przeczytane, usłyszane, wypowiedziane i wymyślone. Slogany i cytaty kotłują się bezlitośnie nie tworząc żadnej całości. Wpatrzony w okno widzę, jak krwawo zachodzi słońce. Dzień ustępuje pola nocy. Jednak przecież nie może on całkiem zginąć. To światło musi gdzieś zapłonąć, żeby jutro mogło znów oblać świat. Czuję w sobie jakiś nikły płomyk. Zaledwie iskierkę, ale jednak płonącą. Obrazy z wolna poczynają się układać. Słowa ustawiają się w szereg tworząc coraz bardziej jasne zdania. Zaczynam pojmować. To Jeremiasz, poczciwy Jeremiasz. Ten, któremu Pan włożył w usta Swoje słowa oraz dał mu władzę ,,nad narodami i nad królestwami, by wyrywał i obalał, by niszczył i burzył, by budował i sadził”. Płomień zaczyna być coraz jaśniejszy, jakby podsycało go jakieś niewidoczne Tchnienie. Wreszcie przedziera się do mnie zdanie z Księgi proroka: ,,Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś”. Tak, to o to chodzi! To Ona, to Ta, dzięki której wszystko w życiu jest właśnie takie. Kolejne wersety uderzają jeszcze silniej: ,,I powiedziałem sobie: Nie będę Go już wspominał ani mówił w Jego imię! Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień, nurtujący w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz nie potrafiłem”. To właśnie ten ogień! Teraz wybucha we mnie coraz mocniej i mocniej. To Jej ogień, ogień Idei, która nadaje sens wszystkiemu. Uwiodłaś mnie, Ideo, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłaś mnie i przemogłaś. Dałem się uwieść świętej idei. Świętej, bo uświęconej krwią Jej kochanków. Tych, którzy przez lata podążali za nią krok w krok. Idei raniącej jak cierń, ale wartościowej ponad wszystko. Tak wielu pozwoliło się jej uwieść, niczym żeglarze śpiewowi mitycznych syren. Z tym, że te wiodły nieszczęśników na pewną zgubę, a Ona prowadzi wiernych Sobie do chwały. Ktoś zapyta – do jakiej chwały? Przecież zaciągnęła ich za mury Berezy, do obozowych baraków, do ,,lochów Gestapo i Czeki” oraz do ubeckich kazamatów. Wszak do Jej oblubieńcom przestrzeliwano piersi i głowy. A jednak wiedzie Ona do chwały. Chwały, jaką jest wieczna radość w niebie i pamięć na ziemi. Zaś krew przelana w Jej imię stała się zasiewem kolejnych pokoleń Jej adoratorów. Miłośnicy Idei sprzed lat, ileż oni doświadczyli Jej słodyczy! Smakowali Jej pośród dni cierpienia. Igrali z Nią podczas nocy lamentu. Rozpalony umysł przywodzi imiona niektórych. Henryk zdeptany sanacyjnym butem i wpatrujący się w Jej piękne oblicze w lutym 1937 r. Jan, którego porwała w ostatni taniec, gdy prowadzono go pod ścianę straceń. Wiktor, który na nieludzkiej ziemi poczuł jej gorący oddech wymieszany z chłodem lufy. I wielu innych, których wymienić nie sposób. Uwiodła ich i rozpaliła swym ogniem. Płomieniem, w którym próbuje się złoto. Wypaliła w nich zło i pozostawiła to, co najcenniejsze.

Teraz już wiem. Nie mogę uciec, nie chcę uciec w ten świat, gdzie brakuje tego uświęcającego ognia. Muszę trwać w pocałunku z tą, która przez ciernie wiedzie do chwały. Zmrok zapadł. Mój duch jednak jaśnieje i woła za Jeremiaszem: ,,Pan jest przy mnie jako potężny mocarz; dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą. Będą bardzo zawstydzeni swoją porażką, okryci wieczną i niezapomnianą hańbą. Panie Zastępów, Ty, który doświadczasz sprawiedliwego, patrzysz na nerki i serce, dozwól, bym zobaczył Twoją pomstę nad nimi. Tobie bowiem powierzyłem swą sprawę.”