niedziela, 19 marca 2017

M. B. Nowakowski: Suwerenność władzy monarchy


Schatzkammer_Residenz_Muenchen_Krone_des_Koenigreichs_Bayern2
       Suweren determinuje ustrój. Jeśli uznamy, że suwerenem jest król – będziemy mieli do czynienia z monarchią, jeśli uznamy że władzą suwerenną jest lud – demokracją. To czym jednak jest władza suwerenna zdaje się nam często umykać. Przykładowo dyktator w Republice Rzymskiej miał pełnię władzy, lecz pełnia ta nie była w żadnym wypadku władzą suwerenną.

Dobrze jest też rozróżnić dwa sposoby władania – imperium od dominium – pierwsze odnosi się do władzy publicznej, a drugie do władzy właściciela nad własnością. Scenę dobrze obrazującą starcie dwóch porządków (jeszcze zanim się sformalizowały za czasów rzymskich) znajdziemy w Biblii – spór pomiędzy królem Achabem a jego poddanym Nabotem o przylegającą do pałacu królewskiego winnicę. Król Izraela mimo całej swojej despotycznej władzy nie miał legalnych narzędzi aby zmusić poddanego do sprzedania winnicy. Mógł najwyżej rozpaczać, a aby odebrać własność poddanemu uciekł się do podstępu i oskarżył go o popełnienie „przestępstwa”. Jakkolwiek postępowanie króla haniebne – sam mechanizm jest dobry: poddany jest nietykalny jak długo przestrzega prawa.

Każdy z nas zapewne chciałby, aby „władza” nie miała dojścia do nas, ani naszego domu, wtedy, kiedy jesteśmy uczciwi – dlatego też zarysowana wyżej granica zdaje się być racjonalna. Władza suwerenna więc dotyczyć powinna wyłącznie sfery imperium – sfery powinności względem państwa i regulacji prawnych, a także każdego narzędzia, które ma zagwarantować porządek (mir). Wyżej wspomniane poszanowanie własności prywatnej tylko dowodzi, że majestat państwowy kończy się tam, gdzie zaczyna się miedza poddanego, któremu nie można nic zarzucić.

Jaki jednak rodzaj władzy to ten, który już można nazwać suwerennością?  Przestawię to następującym uproszczeniem.

Wyobraźmy sobie trzy spółki z o.o. – w pierwszej mamy 1 właściciela udziałów, w drugiej 10, w trzeciej 1000, w czwartej 10000. Każda z nich daje pracę 11000 ludziom – w tym właścicielom udziałów. Udziałowiec w każdej z tych spółek ma tylko jedno uprawnienie –  w dowolnym momencie wybierać i zmieniać jednoosobowy zarząd, który to zarządca podejmuje wszystkie decyzje związane z prowadzeniem spraw spółki, polityką zatrudnienia, zmianami statutu (za wyjątkiem punktu o tym, w jaki sposób jest ów zarząd powoływany).

Oznacza to, że jeśli zarząd coś postanowi to właściciele udziałów muszą się temu podporządkować – z drugiej strony w każdym momencie mogą odwołać obecny i powołać nowy zarząd.
W powyższym przykładzie teoretycznie pełnia władzy spoczywa na zarządzie. Jednak ostatnie słowo i tak należy do tych, co mogą w każdym momencie zarząd zwolnić. Co prawda, powyżej nie ma ograniczenia co do tego, czy funkcję to ma pełnić właściciel udziałów, czy nie – i tak w praktyce nie ma to większego znaczenia, bo to i tak od „widzimisię” udziałowców zależy sytuacja zarządu.

Suwerenność więc będzie przynajmniej na tym polegać, że każda osoba pełniąca swoje obowiązki w państwie – czy to prosty urzędzik czy sędzia  Trybunału czy poseł na sejm – może być zawsze zdejmowany i powoływany przez suwerena w dowolnym momencie.

Podany w uproszczeniu jednoosobowy zarząd ma obrazować właśnie całą machinę państwową – każdy mniejszy bądź większy urząd, albo godność. Za każdą z nich kryje się konkretny człowiek.

Jak każdy się domyślił, liczba udziałowców w uproszczeniu symbolizuje to, czy suwerenem jest monarcha, arystokracja, obywatele republiki czy obywatele narodowego państwa demokratycznego – zatrudnieni nie-udziałowcy to „poddani” sensu largo, czyli każdy kto przebywając na terenie danego państwa nie ma bezpośredniego wpływu na losy tegoż (np. cudzoziemcy i uchodźcy w Polsce).

Monarchia suwerenną będzie więc wtedy, kiedy nie będzie zależna od czegokolwiek innego, ale to od niej będzie zależało to, co się w państwie dzieje. Do tego wystarczą już tylko uprawnienia kontrolne – takie jak prawo weta, prawo powoływania i odwoływania z każdej godności, funkcji i każdego urzędu, a także prawo łaski wobec skazanych.

Tak samo jak monarcha – suwerenny naród (lud, parlament, partia, dyktator) to taki, który ma przynajmniej te same uprawnienia co suwerenny król.

Dlatego też uważam, że dopiero o sobie można powiedzieć, że jest się monarchistą, kiedy postuluje się monarchę jako suwerena. Dziedziczność, nieusuwalność, cały splendor który kojarzymy z królem, nie zda się na nic, bez realnego wpływu monarchy na losy państwa.

Monarchista powinien więc walczyć też z przyznaniem suwerenności jako atrybutu jakiemukolwiek innemu podmiotowi – król ma tak długo rację bytu jak długo jego pozycja jest niezbędna dla funkcjonowania państwa – w momencie kiedy da się zastąpić króla i wyręczyć np. referendum król przestaje być potrzebny. Gdy więc ktoś postuluje przywrócenie króla i suwerenność narodu na jednym oddechu – nie jest de facto monarchistą, lecz republikaninem z sentymentami.

Najgorszą już sytuacją jest  król zawadzający całości systemu – dożywotni prezydent-żyrandol który ma tylko ładnie wyglądać i stanowić atrakcję turystyczną stanowi nic innego jak obcy element w każdym ustroju i ośmieszenie idei monarchii. Przywilej „dożywocia władzy”  należy wyłącznie do suwerena – każdy inny musi być możliwy do „zdjęcia” przez ostateczną władzę.  I było już w historii tak, że lud podburzony przez rewolucję ścinał królów, a jak nie mógł ściąć to pozbawiał ich korony.  Wystarczyło tylko wmówić, że suwerenem jest lud.

Z drugiej strony aby nie wypaczyć idei monarchii, nie wiem czy nie lepsze jest odwołanie „żyrandola” kiedy nie da się już zrobić z niego z powrotem suwerena, bo na dłuższą metę tęsknota za prawdziwym królem będzie się pogłębiać gdy króla nie ma, a dyskomfort na kwiatek do kożucha jest tak długo, jak długo kwiatka się nie pozbędzie – a im dłużej kwiatek jest tym większe niezadowolenie.
Kiedy więc monarcha jest suwerenny? Wtedy kiedy cała władza państwowa – imperium – pochodzi rzeczywiście – formalnie i realnie – od niego i pełniona jest w imieniu króla – czyli człowieka który uosabia cały majestat prawa i państwa, stanowi fizyczny wyraz ciągłości i potęgi korony. Tym, czym ciało dla duszy, tym król winien być dla państwa i prawa, aby można było mówić o monarchii.