sobota, 1 kwietnia 2017

Jerzy Frodsom: Piedestał wolności


        W dzisiejszych czasach, tak samo jak we wszystkich innych epokach od czasów pierwszych malowideł na ścianach mrocznej jaskini w Lascaux, wolność dumnie stoi na piedestałach wszystkich narodów świata. Powiem więcej, wolność mości sobie również wygodne lokum w naszych sercach i w naszych hierarchiach wartości. Czy jednak rzeczywiście wolność to takie nieskończone dobro?
Wolność jest rozpatrywana przez filozofów, psychologów, etyków, duchownych oraz wszystkich innych Kowalskich, którzy snują swoje marzenia. Niestety, jak każde pojęcie, za które chwytają się naukowcy i potężne umysły uczonych, i to doczekało się tak dogłębnych analiz, że pozornie prosta i potocznie zrozumiała wartość staje się nierozwikłaną zagadką. Po pierwsze podzielono wolność na pozytywną, czyli „wolność do” oraz wolność negatywną, czyli „wolność od”. Ta pierwsza skupia się na tym, co nie jest ograniczeniem, czyli na wolności do tworzenia, do dzielenia się swoimi poglądami i opiniami z innymi oraz do wyznawania swojej religii. Druga z sióstr zajmuje się raczej więzami, które nas krępują, czyli na wolności od nałogów, wolności od tyranii etc. Współcześnie Polak ma o wiele więcej wolności negatywnej, która go nie ogranicza, niż wolności pozytywnej, która daje mu możliwość samospełnienia. Niestety w pogoni za prymitywnie rozumianą wolnością, w wąskim rozumieniu jako wolność negatywna, dziś ludzie protestują przeciw wszystkim ograniczeniom, jak gdyby ich zanik miał dać im szczęście. Czy jednak jest to dobra droga?

Żeby odpowiedzieć sobie na takie pytanie należy wykorzystać narząd ukryty pod sklepieniami naszych czaszek i wybiec nieco w przyszłość. Jeżeli skupimy się na ograniczeniach i będziemy walczyć jedynie o wolność negatywną, to gdzie staniemy? U progu śmierci. Niestety człowiek jest jedynie człowiekiem, a nie Bogiem, i zawsze będzie zależny od ogromnej ilości nie tylko czynników przyrodniczych czy losowych, ale także od innych ludzi. Kupując chleb, winniśmy być wdzięczni rolnikowi, piekarzowi, konstruktorowi młyna, kierowcy transportującemu chleb do piekarni, kasjerce w sklepie, pracownikom elektrowni… W skrócie: społeczeństwu, które jest potężną machiną powiązanych milionów małych trybików, które pozwalają nam żyć w sposób, który dziś uważamy za cywilizowany. Ponadto człowiek jest istotą społeczną, co pokazuje niezwykła obserwacja dokonana przez węgierskiego psychiatrę Rene Spitz’a. W XX w. zaobserwował, że w żłobkach prowadzonych przez siostry zakonne umierało co 3 niemowlę. Jako grupę kontrolną porównał on dwie inne placówki o podobnych warunkach bytowych i okazało się, że śmiertelność była w nich nieomal równa zeru. Jedyną zmienną, którą odkryli naukowcy, była ilość dotyku, jaką opiekunki obdarowywały swoich wychowanków. Takie odizolowanie rozwijającego się młodego organizmu od dotyku innych osób wskazało potężny fakt: ludzie samotni giną. Nie mniej zabójcza jest dla homo politicus samotność w wieku dorosłym. Depresja, brak motywacji oraz chęci do życia, to tylko kilka z przytłaczających objawów samotności. Statystyka pokazuje, że ludzie samotni umierają niemal o 10 lat wcześniej niż ludzie, którzy założyli rodziny. Te kilka danych pokazuje, że wolność od innych ludzi jest decyzją o śmierci, jednak by wyjaśnić sytuację do końca, musimy pójść o krok dalej.

Załóżmy, że udało nam się uniezależnić od innych ludzi. Staliśmy się absolutnie samowystarczalni z elektrownią słoneczną, wodociągiem połączonym z podziemną żyłą wodną i prywatną farmą, skąd czerpiemy żywność. Teraz w drodze ku wolności absolutnej stajemy przed jeszcze większym problemem. Jak uwolnić się od przymusu pracy? Wybudować taką ilość robotów i tak zautomatyzować systemy, by nasze mieszkanie pracowało za nas i nas karmiło, naprawiało się i działało bez naszej pomocy. Robi się coraz przyjemniej. Brakuje tylko drinków z parasolką… Ale zaraz. Teraz pojawia się kolejny problem. Jak stać się niezależnym od własnych pragnień i pożądań. W końcu wolny wybór nie może być kontrolowany przez nasze biologiczne potrzeby i popędy! Przechodzimy do medytacji i uczymy się ascetycznego życia poza pożądaniami. W ten jednak sposób dajemy niejako dowód na to, że nasze działanie, jak na ironię, zostało podyktowane właśnie przez te popędy. W końcu to przez nie siedzimy po turecku ucząc się medytacji! W ciszy spływa na nas zrozumienie. Nie dość, że nie uwolnimy się z więzów własnej psychiki, to jeszcze nie uwolnimy się z więzów biologii własnego ciała oraz z więzów zdarzeń losowych. Ponadto nie uwolnimy się od tych maszynek, które stworzyliśmy w pogoni za wolnością negatywną. Jeżeli największą wartością, którą kierowaliśmy się przez całe życie, była właśnie ta forma wolności, to stajemy twarzą w twarz ze śmiercią. Tylko ona bowiem oznacza zerwanie ze wszystkimi więzami. Zarówno naszej psychiki, jak i biologii organizmu. To, czy po śmierci będziemy wolni, pozostaje zagadką. Pewne jest jednak, że pozbędziemy się ograniczenia, jakim stało się dla nas własne ciało.

Skoro eksperyment podążania do wolności absolutnej nie wypalił, to musi oznaczać, że jednak nie jest ona wartością jednolicie białą. Nie kontrastuje ona z czernią zła, a staje się raczej kolejnym z wielu szarych elementów naszego życia, który arbitralnie musimy przydzielić albo do strony światła, albo ciemności. Warto jednak dla równowagi rzucić okiem, jak sytuacja ma się po drugiej stronie barykady. Skoro wolność absolutna jest równa śmierci to wartość przeciwna winna być równa życiu! Niewola równa życiu –  brzmi jak totalny absurd – lecz powinniśmy, sięgając po dostępne nam namiastki obiektywizmu, rozpatrzyć obie strony barykady.

Tym razem nakładamy na siebie więzy zamiast, jak zwykle, walczyć z nimi. Eksperyment myślowy z całkowitym ograniczeniem jest jednak znacznie trudniejszy do przeprowadzenia, bowiem w każdej niewoli możemy znaleźć wolność. Człowiek zamknięty w najciaśniejszej klatce ma wolny umysł, którym może dryfować, dokądkolwiek zamarzy. Człowiek żyjący w najgłębszym autoograniczeniu – totalnej i absolutnej ascezie, żyje ascezą ponieważ, ją wybrał. Człowiek, który decyduje się na żebraczy tryb życia, uzależniając się w pełni od społeczeństwa, czuje potężną dawkę wolności, ponieważ nie jest uwiązany zobowiązaniami społeczno-ekonomicznymi. Człowiek wybierający życie zwierzęcia, niczym wilk, który jest w pełni zależy od swoich popędów, jest rozumiany wręcz jako uosobienie wolności. Czy ktokolwiek uważa wilka, lwa lub sarnę za niewolników? Czy ktokolwiek uważa, że mnich za klasztornymi murami czuje się więźniem? Czy ktokolwiek sądzi, że asceta nie czuje się wolny? Zatem w poszukiwaniu autentycznego i totalnego zniewolenia doszliśmy do niesamowitego faktu. Każdy człowiek nosi wolność w sobie samym i nie jesteśmy w stanie mu jej odebrać całkowicie. Więzienie w jakim możemy zamknąć człowieka, jest jedynie zmniejszeniem dostępnej przestrzeni wokół niego, lecz w końcu każdy z nas jest w takim rozumieniu niewolnikiem uwięzionym w makro-więzieniu – kuli ziemskiej. Nakładanie na siebie samego kolejnych ograniczeń wykonywanych jako akty woli są według mnie wyznacznikiem prawdziwej wolności. Bowiem tylko człowiek wolny może zdecydować się na poświęcenie dla dobra innych, czyli samoograniczenie, które jest przeciwne wrodzonemu instynktowi wolności.

Dziś nasz współczesny świat zawiera niezwykle mało ograniczeń i w ten sposób zaczynamy się powoli odczłowieczać. Coraz bardziej przypominamy dzikie zwierzęta społeczne, które odruchowo i tłumnie walczą z każdą formą ograniczeń zapominając, że każdy gest altruizmu jest aktem samoograniczenia na rzecz kogoś innego. W świecie absolutnie wolnym nie ma miejsca na altruizm, a świat totalnie ograniczony nie istnieje. Przy życiu w pełni świadomym człowiek pozostaje wolny zawsze i walka z ograniczeniami jest walką z wiatrakami. Zamiast zajmować się utopijnym spoglądaniem na życie bez ograniczeń powinniśmy starać się tak dobrać ograniczenia, by przy pełnej świadomości móc uszlachetniać swój żywot poprzez pokazy zwycięstwa aktów woli będących w opozycji do wolności negatywnej. Do aktów samoograniczającego poświęcenia na rzecz innych. Na rzecz poświęcenia w imię idei, które nie są utopijnymi narzędziami polityków, a wyrazami prawdziwej szlachetności. W końcu powinniśmy walczyć o wolność pozytywną, która pozwoli nam w chwili śmierci raczej cieszyć się, niźli obawiać, i w przeszłość patrzeć z satysfakcją, a przed Bogiem stanąć z dumnie uniesionym czołem.