piątek, 5 maja 2017

Andrzej Solak: „Hubal”. Dzielny, choć niesforny

„Hubal”. Dzielny, choć niesforny
Kadr z filmu "Hubal"
      Henryk Dobrzański przyszedł na świat w Roku Pańskim 1897 w Jaśle, w ówczesnym zaborze austriackim. Wolnej Polski nie było na mapach od przeszło wieku, ale pokolenie rodaków Henryka miało ambicję zmienić ów stan rzeczy.

Chłopcy malowani

Chłopak, wychowany na lekturze sienkiewiczowskiej Trylogii, wyniósł z domu rodzinnego gorący patriotyzm i fascynację wojskiem. Jako nastolatek ukończył roczny kurs w II Polskiej Drużynie Strzeleckiej w Krakowie.
Gdy w 1914 roku wybuchła Wielka Wojna, siedemnastoletni Henryk wstąpił w szeregi Legionów Polskich, tworzonych u boku armii austriackiej. Po ukończeniu szkoły podoficerskiej świeżo upieczony kapral Dobrzański został skierowany do plutonu kawalerii przy Komendzie Legionów, następnie do 2. Pułku Ułanów przy II Brygadzie Legionów Polskich pułkownika Józefa Hallera.

Młody żołnierz wyróżniał się na służbie i w boju. Tymczasem w lutym 1918 roku Austro-Węgry i Niemcy zawarły układ z rządem ukraińskim, przekazując mu Ziemię Chełmską. Polskie kręgi zorientowane dotąd na sojusz z państwami centralnymi zareagowały z oburzeniem na ów „czwarty rozbiór Polski”. W ramach protestu Brygada Hallera uderzyła na Austriaków i przebiła się na rosyjską stronę frontu.

Kaprala Dobrzańskiego owe wypadki zastały z dala od jednostki, gdyż został wcześniej skierowany do szkoły podchorążych na głębokim zapleczu. Austriacy internowali go w obozie w Száldobos. Zdołał jednak zbiec z niewoli i przedostać się do Małopolski, gdzie ukrywał się do zakończenia wojny.

Ułan Niepodległej

W listopadzie 1918 roku Polska wybiła się na niepodległość. Już od pierwszych dni granice młodego państwa stały w ogniu.

Dobrzański natychmiast zgłosił się w szeregi odtworzonego w Krakowie 2. Pułku Ułanów. Brał udział w odsieczy Przemyśla, następnie Lwowa. Za postawę okazaną w bojach z Ukraińcami został trzykrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych, a do macierzystej jednostki powrócił w stopniu podporucznika.

W 1920 r. zasłużył się w bojach przeciw bolszewikom. Zdobył wówczas Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari oraz po raz czwarty Krzyż Walecznych. Wojnę zakończył jako porucznik; w 1922 r. otrzymał awans na rotmistrza.
Odkomenderowanie Dobrzańskiego do Centralnej Szkoły Jazdy w Grudziądzu dało początek jego wielkiej karierze sportowej. Reprezentacja Polski z jego udziałem zdobyła Puchar Narodów na międzynarodowych zawodach jeździeckich w Nicei, z powodzeniem startowała również w zawodach w Londynie i Aldershot. Sam Dobrzański zdobył szereg nagród indywidualnych; w Londynie sam książę Walii wręczył mu złotą papierośnicę z wygrawerowanym napisem: „Dla najlepszego jeźdźca spośród oficerów wszystkich narodów”.

Potem przyszły kolejne sukcesy rotmistrza, m.in. na zawodach jeździeckich w Neapolu, na I Międzynarodowych Konkursach Hippicznych w Warszawie, wreszcie na olimpiadzie w Amsterdamie. Wielokrotnie triumfował również w zawodach krajowych i lokalnych.

Dla odmiany, jego służba wojskowa nie przebiegała bez zgrzytów. Oficer miał niepokorny charakter i zdarzały mu się konflikty z przełożonymi. Awans na majora w roku 1927 okazał się ostatni w jego karierze. 31 lipca 1939 roku został przeniesiony w stan spoczynku.

Znowu wojna

Po napaści Niemiec na Polskę 1 września 1939 roku, major natychmiast zgłosił się do służby. Został powołany na stanowisko zastępcy dowódcy 110. Rezerwowego Pułku Ułanów.

Na czele pułku stał sławny z czasów wojny plsko-bolszewickiej zagończyk, ppłk Jerzy Dąbrowski. Tymczasem 17 września do niemieckich agresorów dołączyli Sowieci. 110. Pułk Ułanów początkowo ścierał się z bojówkami skomunizowanych Żydów i Białorusinów w rejonie Grodna, następnie dokonał przemarszu do Puszczy Augustowskiej, po drodze potykając się z Armią Czerwoną. Sytuacja wokół zagęszczała się, coraz trudniej było lawirować między nacierającymi wojskami obu agresorów. Ppłk Dąbrowski podjął decyzję o rozwiązaniu pułku. Wówczas major Dobrzański skupił wokół siebie 180 żołnierzy pragnących kontynuować walkę i ruszył w stronę Warszawy.

Niestety, nim dotarli na miejsce, stolica wpadła w ręce niemieckie. Major zdemobilizował żołnierzy, którzy chcieli wracać do domów, a sam na czele 50 ochotników ruszył na południe. Miał zamiar przebić się do granicy węgierskiej, jednak wkrótce zmienił plany. Widząc entuzjazm, jaki wzbudzał wśród ludności nawet tak niewielki oddziałek Wojska Polskiego, zakomunikował swym podwładnym zamiar pozostania w kraju i kontynuowania walki na miejscu. Terenem jego działań miała stać się Kielecczyzna. Zgodnie z wymogami konspiracji przyjął pseudonim – „Hubal”.

Oddział Wydzielony

Major nie uważał się za partyzanta, a za kontynuatora regularnej armii. Tym niemniej jego przedsięwzięcie zaliczane bywa do pierwszych partyzanckich inicjatyw II wojny światowej.

„Hubal” przystąpił do tworzenia struktur podziemnych o nazwie Okręg Bojowy Kielce. Organizacja miała przede wszystkim szkolić kadry, gromadzić broń i prowadzić agitację. W owym czasie w okupowanej Polsce powstały setki takich lokalnych organizacji. Tym co wyróżniało hubalczyków było posiadanie własnej siły zbrojnej – Oddziału Wydzielonego. Ów Oddział przemieszczał się po ziemi kieleckiej, wymykając się ścigającym go Niemcom, od czasu do czasu staczając z nimi potyczki.

„Hubal” nawiązał kontakt z „rządowym” podziemiem – Służbą Zwycięstwu Polski, następnie Związkiem Walki Zbrojnej. W grudniu udał się do Warszawy, spotkał się z  generałem Michałem Karaszewiczem-Tokarzewskim, który zdawał się być przychylnie nastawiony do idei Oddziału Wydzielonego.

Na początku 1940 roku hubalczycy operowali na obszarze powiatów opoczyńskiego i koneckiego. Major miał wówczas pod rozkazami zaledwie 15 żołnierzy. Ale właśnie wtedy rozpoczął się masowy napływ ochotników. Wielu przynosiło broń przechowywaną pieczołowicie na tę okazję, sporo oręża pozyskano też od miejscowej ludności. W pierwszych dniach marca „Hubal” miał już dwie kompanie piechoty, szwadron kawalerii, pluton ckm, razem 320 żołnierzy.

W osaczeniu

Tymczasem dowództwo ZWZ uznało, że dalsza działalność Oddziału Wydzielonego może okazać się szkodliwa, ściągając represje niemieckie na ludność cywilną.

13 marca w Gałkach Krzczonowskich, miejscu kwatery Hubala zjawił się komendant okręgu łódzkiego ZWZ, pułkownik Leopold Okulicki. Przekazał on rozkaz demobilizacji Oddziału. „Hubal” zadecydował, że będzie kontynuował walkę, natomiast podkomendnych zapoznał z żądaniami dowództwa i dał im prawo wyboru dalszego postępowania. Większość zdecydowała się odejść. Oddział stopniał do 70 żołnierzy.

Do tej pory sojusznikiem majora była sroga zima. Wiele miejscowości na prowincji było odciętych od świata. Niemcy wiedzieli o Oddziale Wydzielonym, ale ze względu na warunki pogodowe i komunikacyjne nie podejmowali przeciw niemu akcji. Wszakże wraz z nastaniem wiosny niezwłocznie przygotowali dużą operację antypartyzancką. Kilka tysięcy żołnierzy SS i policjantów gruntowanie przeczesało rejon pobytu hubalczyków. 30 marca dwie kompanie niemieckie wpadły do wsi Hucisko, gdzie przebywał major i jego ludzie. Wywiązała się dwugodzinna bitwa, zakończona polskim zwycięstwem.

Hubalczycy opuścili Hucisko i uszli w lasy suchedniowskie. Podczas przebijania się przez kolejne pierścienie obławy częściowo rozproszyli się, ale większość żołnierzy zdołała wydostać się z okrążenia.

Rzeź

Niemcy powetowali sobie brak sukcesów w boju, pacyfikując wsie podejrzane o wspieranie „bandytów”.

W niektórych miejscowościach dopuszczali się pojedynczych rozstrzeliwań mieszkańców, w innych zbrodnie przybrały masową postać. W Hucisku spalono całą wieś (ponad 100 gospodarstw), spośród zatrzymanych wyselekcjonowano 22 mężczyzn, których rozstrzelano z karabinów maszynowych. W Skłobach uśmiercono 265 ludzi, z 400 budynków ocalało kilka.

Ogółem działania represyjne przeprowadzono w 31 miejscowościach powiatów kieleckiego, koneckiego i opoczyńskiego. Cztery wioski zostały całkowicie spalone, osiem dalszych częściowo. Liczbę zamordowanych oraz zmarłych w więzieniach i kacetach szacuje się na 712 osób. 

Major Dobrzański był wstrząśnięty. Mimo to, gdy dotarł doń łącznik od Komendanta Obszaru Warszawskiego ZWZ, pułkownika Stefana Roweckiego „Grabicy” z rozkazem natychmiastowego rozwiązania Oddziału, „Hubal” odmówił w dosadnych słowach.

Śmierć

Dowództwo Wehrmachtu, dotąd z cichą satysfakcją obserwujące nieudolne działania policji i SS, postanowiło wkroczyć do akcji, wydzielając do pościgu oddziały z 650. i 651 pułku 372 Dywizji Piechoty.

Po zlokalizowaniu hubalczyków w okolicach Anielina, w rejon ten wysłano dwa bataliony. 30 kwietnia 1940 r. nad ranem wywiązała się tam walka. Większości hubalczyków udało się oderwać od nieprzyjaciela, niestety, wśród poległych znalazł się major Dobrzański. Niemiecka kula przeszyła jego lewą dłoń, a następnie ugodziła go prosto w serce.

Niemcy świętowali swój triumf. Miejsce pochówku majora pozostaje nieznane, wskazywano m.in. na Tomaszów Mazowiecki, Wąsosz Górny, Wąchock, Dąbrowę, Cekanów, Kraśnicę… W 2016 roku ogłoszono o odkryciu kolejnego domniemanego grobu w Inowłodzu.

Oddział Wydzielony działał jeszcze do 25 czerwca 1940 roku. Dopiero na wieść o klęsce Francji jego ostatnich 24 żołnierzy postanowiło rozformować jednostkę i przejść do konspiracji. Ocenia się, że przez cały, blisko 9-miesięczny okres istnienia Oddziału przewinęło się przezeń około 600 ludzi.

„Dzielny, choć niesforny”

„Hubal” pozostaje najsłynniejszym przedstawicielem tzw. partyzantki powrześniowej. Nikt nie neguje jego patriotyzmu, poświęcenia i niezłomności, jednak jego postawa wzbudza kontrowersje.

Najpoważniejszy zarzut dotyczy jego niesubordynacji względem władz wojskowych, która doprowadziła do śmierci setek cywilów zabitych przez Niemców. Niewątpliwie dowództwo ZWZ, dysponujące raportami z całego kraju o postępowaniu okupantów, lepiej oceniło zagrożenie. „Hubal” był całkowicie zaskoczony przebiegiem akcji pacyfikacyjnych, takie działanie nie mieściło się w jego etosie żołnierza.

Pułkownik Rowecki raportował swym przełożonym o „niepoczytalnym wystąpieniu Hubala (mjr. Do), który dwukrotnie nie usłuchał rozkazu rozwiązania partyzantki i zainicjował wystąpienie zbrojne, krótkotrwałe, okupione życiem wielu chłopów, rozstrzelanych w okolicznych wioskach. Hubala ścigam, chcę go wysłać za granicę, w przyszłości oddam pod sąd”.

W późniejszych raportach, już po śmierci majora, Rowecki nazwał go „dzielnym, choć niesfornym oficerem”, którego wystąpienie spowodowało, poza represjami niemieckimi, również negatywne nastawienie wielu obywateli do działań konspiracyjnych.

Czasem da się słyszeć usprawiedliwianie „Hubala” argumentem, że „Niemcy i tak stosowali terror w Polsce”. Wszakże owych przeszło 700 cywilów okupanci zamordowali podczas konkretnej akcji przeciw hubalczykom, i nie sposób dowieść, że każda z tych 700 ofiar „i tak” zginęłaby w czasie wojny. Przecież sam major obwiniał się za tę tragedię.

Z drugiej strony wielkim nieporozumieniem jest wikłanie postaci „Hubala” w odwieczny polski spór insurekcyjny „Bić się czy nie bić?”. „Szalony Major” (jak nazywali go Niemcy) wcale szaleńcem nie był. Doskonale rozumiał, że samodzielne wszczęcie akcji powstańczej w ówczesnej sytuacji byłoby samobójstwem. Oddział stoczył 33 walki z Niemcami, w tym pięć większych potyczek, należy jednak podkreślić, że większość tych starć była wymuszona, gdy hubalczycy zostali zaatakowani przez wroga.

„Hubal” wcale nie roił o rzuceniu III Rzeszy na kolana przy pomocy swej garści ułanów i piechocińców. Przeciwnie, jego działania były racjonalne. Nie negował walki konspiracyjnej (wszak sam powołał Okręg Bojowy Kielce). W jego odczuciu istnienie umundurowanego oddziału Wojska Polskiego miało znaczenie moralne i propagandowe, podtrzymujące ducha narodu. Przede wszystkim miało przygotować żołnierzy do przyszłej walki, w odpowiednim momencie, podczas spodziewanej ofensywy aliantów z Zachodu.

Porównywanie „Hubala” do naszych romantycznych zapaleńców „mierzących siły na zamiary”, planujących wygranie wojny z wrogimi imperiami za pomocą paruset sztucerów myśliwskich i kos, jest krzywdzące dla majora Dobrzańskiego.

Prawdą jest, że „Hubal” pomylił się w ocenie możliwości militarnych naszych zachodnich sprzymierzeńców, że przeceniał ich ducha walki, szczególnie zaś Francji, która już 17 czerwca 1940 r. zaproponowała Niemcom kapitulację, podpisaną pięć dni później. Jednak  błąd ów popełnili również najwyżsi rangą dowódcy i politycy, nie tylko w naszym kraju. W istocie maleńki Oddział Wydzielony Wojska Polskiego prowadził walkę z Niemcami dłużej, niż potężne imperium francuskie.


Andrzej Solak