wtorek, 11 lipca 2017

Ronald Lasecki: Kurtka z flagą USA na koszulce z „wyklętymi”

a 
       Dziś autentycznie wstydzę się, że jestem Polakiem. Wracając z pracy, widziałem przed chwilą pod Halą Mirowską sprzedawców warzyw, którzy w stragany mieli powtykane flagi amerykańskie (wiem teraz przynajmniej, od których nic już nie kupię). Na ulicy co drugi przechodzień paradował z maleńką chorągiewką USA w dłoni, niektórzy nawet czapeczkach z napisem „MAGA”. 

Polacy stoją współcześnie w jednym szeregu z takimi największymi renegatami Europy jak Albańczycy, Ukraińcy, Bałtowie, Chorwaci.

Naród polski to naród szmaciarzy. Naród, ikonami patriotyzmu którego są dziś „pani Walewska”, która zdradziła męża i sprostytuowała się „dla Polski”, i „pułkownik Kukliński” który złamał przysięgę i został obcym agentem, też oczywiście „dla Polski”.

Naród mieniący się „przedmurzem chrześcijaństwa”, który dla podlizania się Napoleonowi stał się katem katolickiej Hiszpanii.

Naród mieniący się obrońcą „cnót republikańskich”, który też dla podlizania się Napoleonowi przywracał niewolnictwo na Haiti.

Naród mieniący się „obrońcą wolności”, który jeszcze niedawno kraśniał z dumy z posiadania własnej strefy okupacyjnej w Iraku i udziału w okupacji Afganistanu.

Naród mieniący się niezłomnie przywiązanym do niepodległości, który kwiatami witał zjeżdżające do naszego kraju i zakładające tu swoje bazy wojska obcego mocarstwa.

W każdym normalnym kraju wizyta przywódcy najniebezpieczniejszego, najbardziej agresywnego, najbardziej awanturniczego państwa świata, które stanowi dziś główne, jeśli nie jedyne, zagrożenie dla całego globu, biorąc zaś pod uwagę system ekonomiczny i jego społeczne i ekologiczne skutki – wręcz dla całej ludzkości, wywołałaby wielotysięczne protesty. Byłoby tak w kontrolowanej przez Amerykanów południowej części Korei, w Japonii, a także w zachodnioeuropejskich protektoratach USA – nawet w Wielkiej Brytanii.

Jedni tylko Polacy specjalnie biorą dzień wolny i dojeżdżają autokarami z drugiego końca kraju, by móc przez chwilę popatrzeć na „Przywódcę Wolnego Świata”.

Trump wybrał na początek swej wizyty Polskę prawdopodobnie właśnie dlatego, że wiedział że będzie to jedyny europejski kraj, gdzie nie przywitają go wielotysięczne antyamerykańskie demonstracje.

Właśnie dlatego nigdy nie pójdę na żaden „marsz niepodległości”, marsz „wyklętych”, „niezłomnych”, „niezależnych”, „krzyżowców XXI wieku”, czy kogo tam jeszcze. Nie pójdę, bo powoływana tam idea patriotyczna nic nie znaczy, skoro ci sami ludzie mogą jednego dnia gardłować o „niepodległej Polsce”, drugiego zaś pobiec na piknik US Army albo machać amerykańską chorągiewką na powitanie Trumpa, założywszy często do tego kurtkę z flagą USA na koszulkę z „wyklętymi”, po czym wieczorem wpaść jeszcze na colę do Maca i na koniec obejrzeć „Jacka Stronga”.

Zapluwanie się o „Wielkiej Polsce” i bieganie w skarpetkach z „Inką” nic nie znaczy, skoro równocześnie za stan pożądany uważa się, że Polska powinna być lokalną wersją Puerto Rico.

Dzisiaj jestem więc Serbem, jestem Irakijczykiem, jestem Syryjczykiem, jestem Jemeńczykiem, jestem Afgańczykiem, jestem Libijczykiem, jestem Palestyńczykiem, jestem mieszkańcem Okinawy, jestem Rosjaninem, ale nie poczuwam się do żadnej wspólnoty ze szmaciarzami, którzy za patriotycznym frazesem uprawiają bezwstydne lizydupstwo.

Polskość wymaga stworzenia na nowo. Dzisiejsza polskość to nienormalność. I proszę mi tu nie pisać, że to kwestia urabiania przez środki masowego przekazu i popkulturę, bo te we wszystkich protektoratach amerykańskich są takie same i działają tak samo, tylko jednak Polacy łapią się tak chętnie na ich lep.

Ronald Lasecki

Źródło: http://www.prawica.net/7846#comment-100775