czwartek, 25 stycznia 2018

Jacek Bartyzel: W 225. rocznicę zamordowania króla Francji Ludwika XVI (przemówienie wygłoszone 21 stycznia 2018 roku w Warszawie)



       Zgilotynowanie Ludwika XVI jest kulminacyjnym momentem rewolucji antyfrancuskiej. Powszechność rozpoznawania przełomowości tego aktu królobójstwa nader rzadko idzie w parze z rozumieniem jego zarówno symbolicznego, jak realnego znaczenia. Zazwyczaj fakt detronizacji, a następnie dekapitacji króla postrzegany jest pod dyktando ideologicznego schematu wykoncypowanego przez inspiratorów i wykonawców zbrodni, czyli jako – być może nawet smutny i budzący grozę, niemniej konieczny – „ryt przejścia” (rite de passage) od monarchicznego „despotyzmu” do republikańskiego „ustroju wolności”. W rzeczywistości tym, co naprawdę budziło nienawiść rewolucjonistów i co sprawiało, że monarchia musiała zostać zniszczona, nie była tylko sama forma monarchiczna ustroju, ale jej nieusuwalne znamię religijne, chrześcijańskie. Śmiertelnym wrogiem dla nowego „królestwa” Praw Człowieka i Obywatela była teologia polityczna (i płynące z niej zobowiązania) arcychrześcijańskiego (très-chrétienne) Królestwa Francji jako najstarszej córy Kościoła (la fille ainée de l’Église) i jej arcychrześcijańskiego (très-chrétien) króla. W świetle tej teologii – a przede wszystkim dogmatu Wcielenia oraz dogmatu osobowej Trójjedyności Boga, wyrażonej także symbolicznie w znaku heraldycznym Kapetyngów: trzech złotych liliach na błękitnym polu – „Królestwo Lilii” Ludwika Świętego stawało się mistycznym ciałem trójstanowego narodu chrześcijańskiego, którego ziemskim Ojcem jest król, a wszyscy poddani z każdego stanu i z każdej prowincji stanowią Rodzinę Św. Ludwika.

Król Francji musiał być zdetronizowany, poniżony i zamordowany dlatego, że (zapoczątkowana koronacją Pepina Krótkiego w 754 roku) tradycja namaszczania – jako imitatio Davidi regis – monarszego ciała krzyżmem oleju ze Świętej Ampułki przyniesionej przez gołębicę z Nieba podczas chrztu króla Franków Chlodwiga czyniła osobę monarszą prawdziwie „królem-kapłanem”, „biskupem zewnętrznym” (l’évêque du dehors), mającym od Boga łaskę uzdrawiania przez dotyk, wedle formuły rytualnej: „Król cię dotyka, Bóg cię uzdrawia” (le Roi te touche, Dieu te guérit). Dlatego też akt publicznego roztrzaskania Świętej Ampułki miał dla królobójców nie mniejszą wagę niż zniszczenie fizycznego ciała króla. Gdyby król Francji mógł stać się oświeconym sługą państwa i „postępu”, zapewne rewolucjoniści pozostawiliby tę atrapę monarchii, jaka w tylu innych krajach istnieje (na pośmiewisko) do dzisiaj: ale był on ze swojej istoty i nieodwołalnie „porucznikiem Boga na ziemi” (lieutenant de Dieu), co było nie do zaakceptowania. Tę kardynalną różnicę wspaniale uwypuklił obrońca Tronu i Ołtarza, wicehrabia de Chateaubriand: „Kiedy gołębica przyniosła Klodwigowi oleje święte, kiedy długowłosych królów wznoszono na tarczy, kiedy Ludwik Święty z drżeniem przysięgał na koronacji, że władzy swej użyje tylko dla chwały Boga i dobra ludu, kiedy Henryk IV, wkroczywszy do Paryża, padł na kolana w Notre-Dame i po prawicy króla ujrzano naprawdę albo w wyobraźni piękne dziecię uznane za jego anioła stróża, korona była święta; królewski proporzec spoczywał w niebie”.

Zbrodnia królobójstwa ma tedy charakter na wskroś sakralny. Nie chodzi w niej tylko o ugodzenie w instytucję reprezentującą najwyższy autorytet polityczny. Jej istotny, najgłębszy sens jest wprost bogobójczy; zabijając włodarza władzy ziemskiej, otrzymanej z łaski Boga, ugodzić chciano w Autora i Dawcę wszelkiej władzy. Bogofobia i chrystofobia rewolucjonistów stanowi ich najbardziej wyrazistą autoidentyfikację. Potomek Ludwika Świętego – Ludwik XVI, musiał zatem stać się Ludwikiem Męczennikiem dlatego, że był Wikariuszem Boga w swoim ziemskim królestwie. Krew spływająca z jego odciętej głowy miała zmyć z czoła krzyżmo oleju świętego, którym był namaszczony.

Wszystko to uwypuklił papież Pius VI w swojej alokucji konsystorialnej z 17 czerwca 1793 roku, gdzie powiedział: Ludwika XVI zamordowano wyłącznie za to, „że był królem, a to postrzegano jako największą ze zbrodni”. „Król musiał umrzeć, gdyż nie godził się z zasadą, że „każdy może wyznawać taką religię, jaką chce, tak jak by wszystkie religie równo prowadziły do zbawienia, poza jedną religią katolicką, która została zakazana”. „…mamy stanowcze przekonanie, że [Ludwik XVI] szczęśliwie zamienił zawsze kruchą koronę królewską i kwiaty lilii, które niegdyś na niej błyszczały, na inny diadem nie do skruszenia, który aniołowie umieścili na nieśmiertelnych kwiatach lilii”. I zapowiedział: „Chrześcijanin, o którym sądzimy, że zasłużył na miano męczennika (…) to ten, który został za takiego formalnie uznany przez Stolicę Apostolską. W konsekwencji, szanowni ojcowie, wskażę wam Naszym poleceniem dzień, gdy spotkacie się z Nami razem, wedle zwyczaju, w Naszej kaplicy papieskiej, na pogrzebie publicznym Jego Wysokości, Arcychrześcijańskiego Ludwika XVI, króla Francji”. Ten testament pozostaje wciąż do wykonania i dla papiestwa, i dla Francji.