Uczestnictwo, a tym bardziej poddawanie się obrzędom niekatolickim i niechrześcijańskim, jest przez Tradycję
Kościoła surowo zakazane. Dotyczy to także wypadku, gdy zostaną użyte
słowa wzięte ze Starego Testamentu czy ogólnie Pisma świętego. Słowa są
ważne, ale same w sobie nie są istotne. Istotna jest osoba dokonująca
danego obrzędu, nie tylko jej zamiar (dobra czy zła intencja), lecz jej
rzeczywista relacja z Bogiem - gdyż teologicznym źródłem
błogosławieństwa jest sam Bóg - i tym samym stosunek do Bożego
Objawienia, czyli prawdy nauczanej przez Kościół Chrystusowy, czyli
jeden, święty, katolicki i apostolski.
Gest nałożenia rąk jest nie tylko w Kościele, lecz dość powszechnie, także w talmudyzmie, wyrazem wykonywania władzy i wzięcia w posiadanie. Tym samym katolikowi nie wolno poddać się takiemu obrzędowi, niezależnie od takiej czy innej intencji danej osoby. Świadome i własnowolne poddanie się świadczy przynajmniej o braku wiedzy i refleksji zarówno co do znaczenia tego obrzędu jak też jego implikacyj teologicznych. Obiektywnie, tzn. abstrahując od uwarunkowań subiektywnych (wiedza, świadomość, własnowolność), taki akt ma charakter apostazji, nawet jeśli nie jest zawiniony.