sobota, 6 czerwca 2020

Adam Doboszyński: Wielka Polska przeciwko kapitalizmowi i marksizmowi


           Że ustrój społeczny przyszłej Polski nie może być inny niż katolicki, staje się coraz jaśniejsze dla wszystkich, którzy obserwują równoczesne bankructwo obu wytworów dziewiętnastowiecznego materializmu: kapitalizmu i marksizmu. Jedynym większym państwem świata, które trzyma się jeszcze zasad kapitalistycznych są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej; ich potęga i bogactwo nie powinny nam jednak przesłaniać faktu, że kapitalizm i stojący u jego podstaw liberalny pogląd na świat, przekreślone zostały nie tylko przez wypadki, ale i przez naukę, a mianowicie przez najnowsze zdobycze psychologii społecznej, ekonomii i socjologii. Schyłkowy, monopolistyczny kapitalizm amerykański, wrogi organizacjom robotniczym, krótkowzrocznie uszczuplający siłę kupna szerokich mas i wyniszczający rabunkową eksploatacją bogactwa naturalne Stanów Zjednoczonych (drewno, glebę, naftę, rudę żelaza, metale kolorowe itd.) wydaje się zgodnym zdaniem najwybitniejszych ekonomistów i socjologów prowadzić Stany w bliskiej przyszłości do ciężkich powikłań społecznych i gospodarczych. Kapitalizm nie jest więc i być już nie może wzorem dla budowy polskiej gospodarki narodowej.

Podobnie ma się rzecz i z marksizmem. Najbardziej miażdżącą krytykę marksizmu, jaką danym było Polakom ostatnio czytać, sformułował znany socjolog polski prof. Chałasiński (“Odrodzenie” 6 IV 1947 r.), którego nieposzlakowanie lewicowy rodowód daje tym większą wagę jego słowom. Prof. Chałasiński pisze: Marksizm dal naukową teorię społeczeństwa kapitalistycznego i teorię rewolucji proletariatu, która jako nieuchronny wynik historii doprowadzić miała do zniszczenia kapitalizmu, klas i państwa. Pod względem praktycznym marksizm uczył, jak obalić kapitalizm, a nie jak budować nowy ustrój po obaleniu kapitalizmu.( … ) Marksizm jest naukową teorią społeczeństwa kapitalistycznego. Niczym więcej. Jest to więc teoria społeczeństwa antyhumanistycznego, bo kapitalizm jest antyhumanistyczny ( … ) Z punktu widzenia marksizmu nie ma miejsca na humanizm. ( … ) Marks nie dal nigdzie teorii kształtowania się społeczeństwa po przezwyciężeniu kapitalizmu. Marks – nie dal teorii planowania gospodarczego i społecznego. Kto chce budować społeczeństwo nowe, niekapitalistyczne, musi wyjść poza marksizm. 

Tym właśnie wyjściem poza marksizm i kapitalizm jest ustrój katolicki, nad którego nowoczesnym ukształtowaniem pracują myśliciele katoliccy już prawie od wieku.

Przypomnijmy w tym miejscu główne zasady tego ustroju:

– upowszechnienie własności (uwłaszczenie mas),
– uspołecznienie wielkiego kapitału,
– oparcie gospodarki na zasadach moralnych (słuszna płaca, godziwa cena, poszanowanie osobowości ludzkiej),
– wszechstronny, organiczny system samorządu gospodarczego (korporacjonizm), łączący pracodawców i pracowników.

Czy reformy, narzucone Polsce w roku 1945, przybliżyły nas czy oddaliły od takiego ustroju? Mimo wszystkich niedociągnięć i wielu zastrzeżeń, jakie budzą poszczególne pociągnięcia narzuconego nam rządu (nieraz złośliwie wymierzone przeciw interesowi narodowemu polskiemu), należy jednak stwierdzić, że reformy z roku 1945 stanowią krok raczej w kierunku ustroju chrześcijańskiego niż marksizmu. Reforma rolna upowszechniła własność w rolnictwie; figurowała ona przed wojną zarówno w programie katolickim, jak i narodowym, stoi natomiast w jaskrawej sprzeczności z podstawową tezą marksizmu, którą jest uspołecznienie wszystkich środków wytwórczości. Pogląd marksistów na reformę rolną ujął ongiś ściśle Niedziałkowski, jeden z czołowych umysłów PPS, pisząc w roku 1926:

Zrealizowanie programów agrarnych stronnictw ludowych z tendencją ku powszechnej parcelacji ziemi, doprowadziłoby do uwstecznienia 27 całego życia gospodarczego, a co za tym idzie i kulturalnego.

Dzisiejsi marksiści myślą nie inaczej, ale życie nauczyło ich rozkładać swą robotę na etapy. Gdy nadejdzie odpowiednia chwila spróbują zapewne zsocjalizować i ziemię (co nastąpiło w Rosji dopiero w dwanaście lat po rewolucji), a tymczasem postarali się reformę rolną przeprowadzić jak najgorzej, by ją tym łatwiej było później odrobić. Tym niemniej, tak jak dziś rzeczy stoją nastąpiło w Polsce upowszechnienie własności w dziedzinie tak ważnej dla życia narodowego jak rolnictwo, co z punktu widzenia nauki katolickiej stanowi niewątpliwy postęp. O doniosłym znaczeniu dla Narodu Polskiego uspołecznienia wielkiego przemysłu i bankowości pisałem już wyżej . Postulat ten wspólny był i katolikom, i narodowcom, i marksistom, z tym że ci ostatni mają szczególne zamiłowanie do upaństwawiania, a pierwsi chcieliby własność państwową ograniczyć – w myśl wskazań Encykliki “Quadragesimo Anno” – do tych gałęzi przemysłu, które ze względu na bezpieczeństwo państwa nie powinny zostać w rękach osób prywatnych (a więc do przemysłów kluczowych i monopolistycznych), do innych zaś wielkich przedsiębiorstw pragną zastosować uspołecznione formy gospodarki, dające pracownikom istotny współudział we własności i zarządzie.

Choć więc upaństwowienie poszło pod rządami komunistów znacznie dalej, niżby tego chcieli katolicy, tym niemniej i ta reforma zbliżyła Polskę do godziwszych form gospodarczych. Jeśli chodzi natomiast o postulaty katolickie z dziedziny moralności gospodarczej i samorządu, to pod rządami marksistów nastąpiło poważne pogorszenie, którego jaskrawym przykładem są głodowe płace robotników oraz sprowadzenie związków zawodowych do roli ślepych narzędzi reżimu, służących do trzymania w ryzach robotnika, co stanowi charakterystyczną cechę wszelkich ustrojów totalnych. Trudno dziś przewidzieć, jak daleko posunie się socjalizacja naszej gospodarki do dnia, w którym skończy się okupacja sowiecka; tak jak rzeczy stoją w chwili, kiedy piszę te słowa, przebiliśmy się jednak niewątpliwie przez główne przeszkody, zagradzające naszą drogę do katolickiego ustroju i posunęliśmy się o krok naprzód, powinniśmy więc wytężyć wszystkie siły, by dotrwać do chwili odzyskania niepodległości w stanie, umożliwiającym szybkie podjęcie dalszych reform w duchu katolickim.

Zadanie to trudne i wymaga pełnej rozwagi w działaniu.W pierwszym rzędzie społeczeństwo polskie powinno się ustrzec błędu,polegającego na odrzucaniu w czambuł wszelkich reform dokonanych ostatnio tylko dlatego,że dokonały ich ręce wrogie. Z tego samego tytułu powinnibyśmy chyba odrzucić również Ziemie Odzyskane,jako odzyskane przy pomocy Rosji,a tego żaden rozsądny Polak przecież nie zrobi. I w dziedzinie gospodarki jest niezmiernie ważne, by ogół Polaków rozumiał, które z obecnych reform uważać ma za trwałe i pracować nad ich udoskonaleniem, a które za przejściowe, do usunięcia z chwilą ustania okupacji. Czeka nas więc bardzo subtelne zadanie -w jednych kierunkach hamować, w innych pomagać z całych sił. Ułatwi nam może to zadanie, jeśli w paru słowach naszkicujemy sobie główne linie, po których będziemy musieli się posuwać, chcąc przejść – po odzyskaniu niepodległości – z dzisiejszego stanu rzeczy do chrześcijańskich form ustrojowych.

Przede wszystkim więc będziemy musieli zbudować zdrowy ustrój rolny. Reformę rolną wykonali komuniści w sposób szczególnie złośliwy, dążąc do stworzenia gospodarstw niezdolnych do życia. Sama już norma pięciu hektarów, przyjęta jako maksimum przy wykonaniu reformy, stworzyła gospodarstwa niezdolne utrzymać w jakim takim dobrobycie liczniejszą chłopską rodzinę. A cóż dopiero powiedzieć o nadaniu służbie folwarcznej jednego do dwu hektarów! Wykluczając możność odebrania chłopu nadanej mu w roku 1945 ziemi trzeba jednak będzie przeprowadzić ponowną reformę rolną, zmierzającą do upełnorolnienia karłowatych gospodarstw (drogą ich komasacji i ułatwienia nadliczbowym gospodarzom przeniesienia się do pracy w przemyśle). Dalszym krokiem będzie utrwalenie zdrowej gospodarki chłopskiej przez utworzenie instytucji zagrody dziedzicznej, stanowiącej już od lat zgodny postulat wszystkich ludzi, którym dobro wsi polskiej leży na sercu. Mówiąc, że dzięki reformie rolnej postąpiliśmy krok naprzód w kierunku upowszechnienia własności, popełnilibyśmy pewną nieścisłość nie precyzując, że był to tylko krok w kierunku upowszechniania własności drobnej, podczas gdy katolicka szkoła społeczna kładzie równie duży nacisk i na upowszechnienie własności średniej, będące uwłaszczeniem ludzi o wyższym wykształceniu, większym zasięgu energii i zdolności osobistych. Właśnie w zakresie średniej wytwórczości wyżywać się mogą gospodarczo jednostki wyrastające ponad przeciętność, których usposobienie nie potrafi się nagiąć do działania w uspołecznionych gigantach przemysłowych lub urzędach.

Chcąc wykorzystać wszystkie zdolności, tkwiące w swych obywatelach, powinien Naród stworzyć pole do rozwinięcia przyrodzonych właściwości i jednostek uspołecznionych i indywidualistów. Ponadto wchodzi tu w grę jeszcze wzgląd inny. Oto w ustroju, w którym wielki kapitał będzie uspołeczniony, a miliony drobnych warsztatów rolnych i przemysłowych znajdą się w rękach indywidualnych posiadaczy, uwłaszczone masy będą potrzebowały wśród siebie pewnej ilości posiadaczy średnich, będących ich naturalnymi przewodnikami i – powiedzmy to otwarcie – obrońcami przeciw socjalizacji. Przykład Rosji Sowieckiej dowodzi dobitnie, że jeśli cała inteligencja (z braku możliwości uwłaszczenia się w średnich formach posiadania) pójdzie na służbę zsocjalizowanego państwa, miliony drobnych posiadaczy ulegną rychło naciskowi kolektywnego molocha. Sposób rozwiązania zagadnienia średniej własności jest więc najistotniejszym sprawdzianem, czy dany ustrój ewoluuje w kierunku upowszechnienia własności czy socjalizmu.

W jakim kierunku idzie ewolucja u nas? Reformy z lat 1945-1946 nie dały na to stanowczej odpowiedzi. W przemyśle ustanowiono początkowo dla własności prywatnej granicę 50 pracowników na jedną zmianę, którą z końcem 1946 r. rozciągnięto w niektórych kategoriach przemysłu do 100, a nawet 200 pracowników na jedną zmianę. Był to niewątpliwie dalszy krok od marksizmu, a najnowsze te normy nie wydają się już dalekie od tych granic średniej własności, które można osiągnąć bez narażenia się na ponowne odrodzenie kapitalizmu. W rolnictwie wytępiono wprawdzie średnią własność całkowicie, zostawiono jednak sporą ilość folwarków pod zarządem państwowym, szykując je na “sowchozy”; jeden to więcej dowód, że średnia własność stanowi nieodzowny składnik gospodarki.

Przed Polską stoją wielkie zadania gospodarcze. Chodzi nie tylko o zabliźnienie ran, zadanych wojną, i o zagospodarowanie Ziem Odzyskanych, ale i o związanie gospodarcze z całym obszarem Międzymorza bałtycko-czarnomorsko-adriatyckiego. Wymagać to będzie od nas ogromnego zrywu gospodarczego, uruchomienia wszelkich inicjatyw i energii, jakie tkwią w Narodzie. Zarówno doświadczenie z bezwładem społeczeństw zsocjalizowanych, jak i znajomość indywidualistycznego usposobienia Polaków uczą, że maksimum energii gospodarczej wydobędziemy – bez szkody dla godziwości ustroju – dając możliwie dużą swobodę prężności i inicjatywie gospodarczej jednostek prywatnych.Toteż “sektor” upowszechnionej własności drobnej i średniej należy zwolnić od tych niezliczonych więzów i szykan,nakazów i zakazów biurokracji, w których socjalizm ukazuje prawdziwe swe oblicze. Walkę z socjalizmem będzie trzeba stoczyć również w miejscu najmniej spodziewanym, gdyż w obrębie samych uspołecznionych wielkich przedsiębiorstw.

Marksizm, mimo częstego nadawania sobie odmiennych pozorów, zmierza do upaństwowienia wszystkich środków produkcji. Scentralizować wszystkie narzędzia produkcji w ręku państwa – oto recepta Marksa (“Manifest Komunistyczny”). Toteż w wypadkach, gdy okoliczności zmuszają marksistów czy to do stosowania spółdzielczości (w kołchozach), czy też samorządu fabrycznego (w postaci Rad Załogowych), będzie to zawsze tylko parodia spółdzielczości czy samorządu, a w rzeczywistości dyktatura państwa lub partii. Cały natomiast nurt społecznej myśli katolickiej zmierza, jak już wspomnieliśmy, ku takim formom uspołecznienia wielkich przedsiębiorstw, które dźwignęłyby pracownika z poziomu biernego wykonawcy na poziom współrządcy i współudziałowca. Urzeczywistnienie tego postulatu wymaga doświadczalnego wypróbowania nowych form uspołecznienia (akcjonariatu pracy, spółdzielni pracy, wspólnoty, samorządu załogowego, gwarectwa itp.) oraz – co jeszcze ważniejsze – wychowania pracownika, rozszerzenia jego dążeń i osobowości, które w wielu wypadkach nie sięgają dziś poza ramy prymitywnej wegetacji. Obu tym żądaniom – wykształcenia niepaństwowych form uspołecznienia i rozszerzenia osobowości robotnika- przeciwstawia się dziś marksizm ze wszystkich sił i na tym polu stoczyć będą musieli katolicy bitwę przy budowie nowego ustroju. Bitwę tę stoczyć powinni w sojuszu ze spółdzielcami, dla których marksizm jest również wrogiem podstępnym, lecz nieubłaganym, gdyż istotą prawdziwej spółdzielczości jest samorząd, a samorządu – naprawdę wolnego – lęka się socjalizm jak ognia, będąc bowiem doktryną przeciwną naturze człowieka i społeczności zdaje sobie sprawę, że utrzymać się może tylko przymusem, przy pomocy policji politycznej, więzień i “łagrów”.

Toteż gdyby chcieć w jednym słowie wyrazić istotę ustroju chrześcijańskiego i to, co go najgłębiej dzieli od marksizmu, należałoby powiedzieć: samorząd. Ustrój chrześcijański – dowiodła tego już pierwsza,jakże jeszcze nieudolna próba urzeczywistnienia tego ustroju w średniowieczu – to ustrój samorządowy: to samorząd w fabryce, to samorząd w spółdzielni, samorząd w planowaniu, wszechstronny samorząd zawodowo-gospodarczy, który zwykło się w nauce katolickiej określać mianem korporacjonizmu. Toteż można ustalić prostą zasadę, że we współczesnym życiu polskim wszystko, co prowadzi do rozwoju prawdziwego samorządu, czy to w gminie, gromadzie i powiecie, czy w fabryce, czy w związku zawodowym, czy w spółdzielni – zbliża nas do chrześcijańskiego ustroju a oddala od marksizmu, i że na płaszczyźnie walki o prawdziwy samorząd masy Narodu najskuteczniej rozprawić się mogą z marksizmem.

Adam Doboszyński