piątek, 10 lipca 2020

Kandydat nieistniejącego elektoratu


           Zarówno obydwaj główni kandydaci, jak i telewizyjni komentatorzy praktycznie nie odnosili się do wyniku wyborczego trzeciego w stawce Szymona Hołowni. Z góry wiadomo, że nawet bez otwartej deklaracji TVN-owskiego prezentera jego elektorat poprze przeciwko Prawu i Sprawiedliwości każdego polityka niebędącego prezydentem Andrzejem Dudą. Dużo bardziej skomplikowana jest sprawa z wyborcami Krzysztofa Bosaka, którzy wydają się być zupełnie inni niż myślą także sami politycy Konfederacji. 

Najciekawsze wydają się być nie ostateczne wyniki podane przez Państwową Komisję Wyborczą, ale sondaż Ipsosu. Choć z pewnością niedoskonały, on jedyny daje nam przynajmniej pobieżny wgląd w elektoraty poszczególnych kandydatów, a przede wszystkim w preferencje poszczególnych grup społecznych. Możemy je poznać na podstawie zarówno miejsca zamieszkania, wieku, jak i przynależności do określonej grupy społecznej czy zawodowej.

Nie to co myślą elity…

Wydaje się, że najciekawiej elektorat Bosaka i samej Konfederacji scharakteryzował Remigiusz Okraska, redaktor naczelny „Nowego Obywatela”. Zestawił on bowiem wyniki badań przeprowadzonych przez Ipsos z najczęściej pojawiającymi się w liberalno-lewicowych mediach analizami, a tak naprawdę inwektywami mającymi scharakteryzować wyborców Konfederacji. Pod tym względem polscy publicyści przypominają swoich amerykańskich odpowiedników, stąd wobec głosujących na Bosaka stosowane są kalki znane z opisów zwolenników prezydenta Donalda Trumpa.

Tymczasem, jak udowadnia Okraska, żadne z najpopularniejszych twierdzeń tego typu nie ma pokrycia w rzeczywistości (może poza jednym – publicysta w swoim wpisie myli się twierdząc, że kobiety wcale nie głosują dużo rzadziej na Bosaka niż mężczyźni). Elektoratu „ideowej prawicy” nie stanowią więc nazywane przez lewicowych liberałów „ciemnotą” osoby o gorszym wykształceniu, ani tym bardziej emeryci czyli według salonów „starzy ludzie ze starymi poglądami i niekumający współczesnego świata”. Dodatkowo Bosak wcale nie cieszy się szczególną popularnością na wisach i w mniejszych miejscowościach, a więc nie pasują do niego też wywody o „prowincjonalnym ciemnogrodzie”.

…i politycy Konfederacji

Kim jest więc przeciętny zwolennik Konfederacji i jej kandydata w wyborach prezydenckich? Jak widać po powyższych faktach, stworzenie choćby najbardziej ogólnego opisu takiej osoby jest niezwykle trudne. Analizując przywoływany sondaż Ipsos chyba najłatwiej zdefiniować, kim tak naprawdę przeciętny wyborca Bosaka nie jest. Tym samym nie należy on do osób starszych, ale jest raczej osobą poniżej 30. roku życia. Raczej nie jest też rolnikiem, choć jednocześnie może mieszkać na wsi. I raczej jest mężczyzną niż kobietą. Na tym najłatwiejsza część charakterystyki konfederacyjnego wyborcy się kończy, bo we wszystkich pozostałych grupach Bosak mógł liczyć na poparcie zbliżone do jego ogólnopolskiego wyniku.

Nieco więcej może powiedzieć analiza przepływu elektoratów pomiędzy wczorajszymi wyborami a ubiegłorocznymi wyborami parlamentarnymi. Okazuje się, że na wiceszefa Ruchu Narodowego zagłosowało jedynie 64 proc. wyborców Konfederacji. Tylko 4 proc. w przeciągu niecałych dziewięciu miesięcy odpłynęło do Dudy, podczas gdy 16,6 proc. zdecydowało się poprzeć… Hołownię, natomiast dla 9,4 proc. bardziej atrakcyjny niż Bosak okazał się być Trzaskowski. Mimo krytyki Prawa i Sprawiedliwości z pozycji konserwatywnych, tylko 2,5 proc. wyborców PiS przerzuciło swoje głosy na polityka „ideowej prawicy”. Dużo bardziej znaczące było poparcie osób, które na jesieni nie głosowały – wśród nich Bosak dostał 12,2 proc. głosów.

Powyższy fakt, wraz z przepływem elektoratu od Konfederacji do Hołowni, świadczą właściwie o jednym – na Bosaka i „ideową prawicę” w swojej masie nie głosują wcale tradycjonaliści, zwodzeni hasłami o ochronie tożsamości narodowej, tradycyjnej rodzinie i wartościach chrześcijańskich. Poniekąd potwierdzał to zresztą inne badanie elektoratów, przeprowadzone przez CBOS przy okazji jesiennych wyborach parlamentarnych. Okazało się wówczas, że zwolennicy Konfederacji są przede wszystkim liberalni ekonomicznie, ale w kwestiach światopoglądowych nie są już tak jednoznaczni jak większość liderów tej koalicji. Chociażby dwie trzecie wyborców sojuszu konserwatywnych liberałów, narodowców i libertarian uważa za konieczne wprowadzenie edukacji seksualnej w szkołach.

Idealizacja bez efektów

Na pewno bezdyskusyjnie można stwierdzić, że przeciętny wyborca Konfederacji i Bosaka jest gospodarczym liberałem, a przede wszystkim przeciwnikiem modelu państwa opiekuńczego. Wspomniane wyżej badanie CBOS-u pokazało jednocześnie, że spora grupa zwolenników tej partii nie popiera jej najbardziej skrajnych ekonomicznie postulatów – chociażby progresywne podatki wspiera 43 proc. wyborców Konfederacji (liniowe 48 proc.), natomiast 39 proc. elektoratu „ideowej prawicy” (przy 22 proc. skrajnych liberałów) opowiada się za znacznym udziałem sektora państwowego w gospodarce.

Oczywiście sam Bosak w całej kampanii wyborczej akcentował jednocześnie postulaty społeczno-obyczajowe oraz skrajnie liberalne pomysły ekonomiczne. Podobnie jak większość polskiej sceny politycznej co chwila nawiązywał do mniej bądź bardziej mitycznych potrzeb przedsiębiorców, co nie powinno szczególnie dziwić osoby śledzące od dawna polskie polityczne bagienko. Wśród „ideowej prawicy” od zarania dziejów III RP to właśnie przedsiębiorca i dyrektor wydawał się się być ideałem człowieka. Problem w tym, że przedsiębiorcy i dyrektorzy nieszczególnie idealizują sobie program Konfederacji.

W tej kwestii warto ponownie powołać się na badania opinii społecznej. Według niedzielnego sondażu Ipsos, na Bosaka zagłosowało 8,5 proc. właścicieli i współwłaścicieli firm, a także 8,4 proc. osób pełniących szeroko pojęte stanowiska kierownicze. W obu tych grupach elektoratu zwyciężył Trzaskowski, dużo mniejszym poparciem cieszył się Duda, zaś dodatkowo Bosaka prześcignął również Hołownia. Niewiele lepiej było zresztą podczas jesiennych wyborów parlamentarnych. Konfederacja uzyskała wówczas 8,6 proc. wśród przedsiębiorców, będąc pod tym względem dopiero piąta w stawce.

Temat ten był zresztą przedmiotem analiz internetowych zwolenników Konfederacji. Na Twitterze nie mogli oni uwierzyć, że tak hołubieni przez nich przedsiębiorcy nie poparli programu kandydata, który przecież chce dla nich najlepiej. Część z nich uznała nawet, że przedstawiani dotąd jako „sól tej ziemi” biznesmeni także są… socjalistyczni i zmanipulowani przez media. Jak skomentował trafnie jeden z internautów po raz kolejny okazało się, iż na wolnorynkową prawicę głosują nie sami przedsiębiorcy, ale ich fani.

Szansa już była

Wyraźnie można więc zauważyć, że Bosak i Konfederacja kierują swój przekaz do w gruncie rzeczy nieistniejącego elektoratu – zarówno we własnych wyobrażeniach, jak i w „analizach” lewicowych liberałów. Tak naprawdę większość zwolenników „ideowej prawicy” głosuje przeciwko całej klasie politycznej oraz samemu państwu, a nie choćby za narodowo-konserwatywną agendą liderów tej partii. Wystarczy zresztą poczytać komentarze w Internecie, czyli miejscu praktycznie zdominowanym przez wyborców Konfederacji, aby zauważyć, że wielu z nich jest zainteresowanych właściwie tylko liberalnym ekonomizmem.

Płonne wydają się więc być nadzieje tak zwanych narodowców, że w końcu uda się „podebrać” konserwatywny światopoglądowo, ale jednocześnie socjalny ekonomicznie elektorat PiS-u i Dudy. Problem polega jednak na tym, iż mamy już do czynienia z klasyczną musztardą po obiedzie. Marsz Niepodległości dawno stracił już swój impet, natomiast szereg błędnych decyzji samozwańczych liderów obozu narodowego zepchnął ich do roli podnóżka dla konserwatywnych liberałów, czyli tworu w praktyce nie posiadającego żadnej większej bazy zwolenników. Konfederacja zapewne jeszcze nieco przetrwa, jednak zamiast odbierać zwolenników PiS-owi będzie zagospodarowywała sieroty po popularnej w czasach rządów PO, ale mocno naciąganej, „antysystemowości”.
M.