wtorek, 6 lipca 2021

Rękas: Wistji Orlenu, czyli PiS-owska banderyzacja lokalnej prasy

 

             Obajtkizacja gazet lokalnych należących wcześniej do Polska Press pobudziła aktywność tych beznadziejnych wielbicieli PiS, którzy od sześciu lat bezskutecznie czekają na obiecywaną „polonizację gospodarki”, umilając sobie czas chwaleniem pozorowanych gestów rządu i partii rządzącej. Niestety, jak wszystko co robi Prawo i Sprawiedliwość, także i podratowanie pieniędzmi polskiej państwowej spółki budżetu niemieckiej Verlagsgruppe Passau – okazuje się służyć nie polskim bynajmniej interesom. Najprościej prześledzić to na przykładzie lubelskim. 

„Kurier Lubelski” czy kijowski?

Już pierwszy po orlenizacji wstępniak mianowanego nowym redaktorem naczelnym „Kuriera Lubelskiego” Wojciecha Pokory, wypróbowanego przyjaciela azowowców i innej swołoczy, którego z dziennikarstwem łączyło co najwyżej ocieranie się już o PiS-owskie media publiczne, poza jego wzruszającym przyznaniem się do dziecięcego lęku przed Bramą Krakowską (to taki główny turystyczny obiekty miasta, pozostałość dawnych murów miejskich) – przyniósł też nakreślenie misji tego przejętego tytułu. Neo-Kurier ogłoszono oto pismem „stawiającym na rozbicie imperium rosyjsko-sowieckiego na składowe części narodowe”. Tak, że wiecie drodzy lubelacy – żadnego zawracania głów panom redaktorom nierównymi ulicami. Kogo obchodzi lubelski sport!? Won z lubelską kulturą! Pod obecnymi rządami do redakcji zgłaszać się wyłącznie z pomysłami na rozbiory Rosji! Cóż, jedno więc trzeba „red.” Pokorze przyznać. Jego dziecinne strachy nie zniknęły. One tylko nabrały skali…

Ewolucja dotąd stricte lokalnej gazety w stronę wojującego organu pseudoprometejskiego nabrała również tempa. W „Kurierze…” zaczęły pojawiać się felietony… korespondenta z Kijowa (również, jak wiadomo, znajdującego się tuż pod Lublinem), oczywiście poświęcone wyłącznie opiewaniu odwiecznej przyjaźni polsko-ukraińskiej (co najwyżej zdradzanej niekiedy przez złych Polaków) oraz analizowaniu polityki zagranicznej mocarstw wyłącznie pod jednym kontem: czy służy interesom Ukrainy? Żeby zaś było zabawniej, tę część „Kuriera Kijowskiego” nazwano… „Felietonem Kresowym”, zapewne dla mocniejszego urągania kresowym ofiarom banderowców i innych naszych ukraińskich przyjaciół…

Dramat biednego banderowca

I nie są to bynajmniej odosobnione wybryki, bo swojej ukraińskiej obsesji redaktor naczelny „Kuriera Banderowskiego” daje ujście w kolejnych swych publikacjach, pisanych tyleż koślawą polszczyzną, co gorliwie i niemal wyłącznie na temat miłości do Ukrainy i to w jej obecnym, paskudnie zniekształconym przez oligarchię i neonazim kształcie. Oto dosłownie w ostatnich dniach piórem „red.” Pokory orlenowsko-hajdamacka gazeta w Lublinie zaprotestowała, bo banderowskiemu oficjelowi przy wjeździe na obecne terytorium Polski zabrano książki wychwalające UPA (a winny i na pewno klaszczący – był oczywiście Putin!). „24 czerwca szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Anton Drobowycz przekraczał granicę przejściem Szeginie-Medyka. Jechał m.in. na spotkanie ze społecznością ukraińską w Przemyślu, zapoznać się ze stanem ukraińskich cmentarzy i wziąć udział w uroczystości ku czci żołnierzy Ukraińskiej Republiki Ludowej. Miał oficjalne zaproszenie, prośbę z konsulatu o pomoc w przekroczeniu granicy. Mimo to wjazd do Polski zajął im 6,5h. Mimo, że polska straż graniczna pomogła w sprawnym przekroczeniu granicy, problemy zaczęli robić celnicy. Nieoficjalnie wiadomo, że przyczyną były przewożone przez niego książki autorstwa Bogdana Huka, polskiego dziennikarza zajmującego się tematyką stosunków ukraińsko-polskich. Książki miały na okładce napis UPA i WiN. UPA w barwach czerwono-czarnych a WiN w biało-czerwonych. Te czerwono-czarne nie zostały zaakceptowane” – opisywał wstrząśnięty Pokora, a między wierszami można łatwo wyczytać groźbę dla celników ewidentnie znajdujących się na żołdzie kremlowskim! Nie trzeba też chyba tłumaczyć, że dramat piewcy Bandery, p. Drowbycza, któremu zabrano parę książek – jest nie tylko znacznie większy niż tragedia pomordowanych w Rzezi Wołyńskiej, o której rocznicy „Kurier UPA” oczywiście nie wspomina. To także wydarzenie kluczowego znaczenia dla współczesnych mieszkańców Lublina i Lubelszczyzny! Fakt, to trzeba coś robić, maszerować na granicę, uwolnić książki z nazistowskimi flagami na okładkach, lubelacy, „red.” Pokora wzywa do czynu, niech Putin jego polscy celnicy nie piją szampana!

Gazety nie dla Polski

Pracuję jako dziennikarz od 24 lat. Od 22 w prasie lokalnej, w Lublinie i w Chełmie. Na to co, zrobiono z „Kurierem…” i resztą łupu z Polska Presse staram się więc patrzeć przede wszystkim branżowo i lokalnie. Oto naczelny wiodącego dotąd lubelskiego dziennika, zawsze lepiej/gorzej, ale zajmującego się zwłaszcza tematyką miejską – teraz felieton w felieton rąbie, jakby kierował organem Prowidu OUN na Zakierzonie. Gdzie więc udać się ma mieszkaniec Lublina, któremu się ławka pod blokiem połamie albo lubelskie opłaty za śmieci nie podobają, do konsulatu ukraińskiego? 

Niestety, ale tak właśnie otrzymujemy kolejne dowody, że całej tej ekipie nie chodzi i nigdy nie chodziło ani o Polskę, ani o społeczności lokalne. Ich celem jest tylko podszyte własnymi fobiami, lękami i obsesjami realizowanie niepolskich celów politycznych, przy poświęceniu wszystkiego co ważne, co nasze, co polskie i co lubelskie, śląskie, małopolskie, pomorskie, poznańskie, lubuskie, świętokrzyskie, rzeszowskie…

I takie to są prawdziwe następstwa PiS-owskiej „repolonizacji mediów” – z mottem „Sława Ukrajini! Herojam sława!”…

Konrad Rękas

Za:  https://myslkonserwatywna.pl/rekas-wistji-orlenu-czyli-pis-owska-banderyzacja-lokalnej-prasy/