niedziela, 1 sierpnia 2021

Wanda - sanitariuszka Powstania Warszawskiego, uszanował ją wróg, okaleczyli kaci

Sanitariuszka / materiały prasowe 

         Sanitariuszki Powstania Warszawskiego - bohaterskie dziewczyny, powstało o nich wiele piosenek i filmów. Napisano na ich temat wiele opowiadań, nakręcono filmy. Oto jedno z opowiadań, zasłyszanych osobiście, o tych, co się kulom nie kłaniały.

Spotkanie

W uroczym domku pod Bydgoszczą, gdzie wynajmowała skromny pokój, w upalny, sierpniowy dzień, pod koniec lat 60. XX wieku, przywitała mnie na wózku inwalidzkim pani, z widoczną szramą na prawym policzku i wesołych, pełnych życia, niebieskich oczach. Uściskała mnie wówczas mocno na powitanie. A przy smacznym, drożdżowym placku mojej babci, opowiedziała tę niesamowitą historię swego życia, którą teraz opowiem.

Wojna i konspiracyjna walka

Wanda, tak miała na imię bohaterka tej opowieści, przyjaciółka mojej babci, była córką przedwojennego plutonowego zawodowego, który był podkomendnym mego dziadka – rotmistrza kawalerii. Byli oni przyjaciółmi, razem walczyli pod Krojantami i Bzurą, razem bronili Warszawy, później uczestniczyli w tworzeniu struktur AK. Walczyli w Powstaniu Warszawskim, później w partyzantce antykomunistycznego podziemia.

Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie, Wanda miała prawie 15 lat. W jej rodzinnym domu  panował patriotyczny nastrój. W czasie okupacji należała, jak wiele jej rówieśniczek, do harcerstwa podziemnego, tam przeszła kurs sanitarny. Była piękną, czarnowłosą, wysoką dziewczyną, o niebieskich oczach. Koledzy z plutonu AK podkochiwali się w tej wrażliwej i pięknej dziewczynie.

Wybuch Powstania Warszawskiego, 1 sierpnia 1944 r., zastaje ją w punkcie koncentracji swego oddziału na Starym Mieście w Warszawie. Dostaje ona przydział do punktu sanitarnego.

W punkcie sanitarnym, jak opowiadała, operacje i zabiegi odbywały się 24 godziny na dobę. „Wszystko robiliśmy bez środków znieczulających, na żywca, więc pacjenci strasznie krzyczeli. Widziałam, jak ludzie umierali, cierpieli z powodu urwanej ręki, nie mogli złapać tchu, ranni w płuca" – tak wspominała te chwile ze łzami w oczach.

Dokładnie pamiętała, jak wynikało z jej opowiadania, zajęcie Starego Miasta przez Niemców. W tym czasie zajmowała się ciężko rannymi w punkcie sanitarnym, który mieścił się w piwnicy zbombardowanego dużego domu. Wokół walki trwały cały czas. W czasie doprowadzenia kolejnych rannych żołnierzy AK do punktu sanitarnego zobaczyła ciężko rannego młodego SS-mana, który prosił ją o pomoc - czując zbliżającą się niechybnie śmierć. Pomogła rannemu Niemcowi, zabierając go na powstańczy punkt sanitarny.

Nie pokłoniła się śmierci. Niemcy darowali jej życie. Zakatowali ją oprawcy z UB

W pewnym momencie usłyszała, jak wspominała, niemieckie głosy. Pierwsze, o co zapytali Wandę Niemcy, wchodząc do punktu sanitarnego, to: "czy leżą tu jacyś Niemcy". Wówczas odezwał się ranny SS-man. Niemcy odpowiedzieli, żeby nie strzelać i że bardzo dobrze się nim opiekowaliśmy. „Wtedy uzbrojony po zęby SS-man - na szyi miał  naboje, granaty w ręku - podszedł do mnie, chwycił w ramię i powiedział, żeby się nie bała, bo ze względu na to, że opiekowałyśmy się jego rodakami, nie wrzuci do środka granatów" - wspomina sanitariuszka.

W ten sposób uratowała życie swoje, jak i 15 rannych żołnierzy AK. Dostają się oni do niewoli. Przeżyli wojnę.

W 1950 r. zostaje aresztowana jako „element wywrotowy i klasowo obcy”. Wówczas, po ukończeniu matury, pracowała przed aresztowaniem w magistracie jednego z miast na tzw. terenach wyzwolonych.

W katowniach UB, zamknięta w piwnicy pełnej lodowatej wody sięgającej do pasa,  była bita kilka razy dziennie. Oprawcy wyrywają jej paznokcie i wbijają bagnet w policzek, domagając się informacji o żołnierzach AK, walczących na barykadach Warszawy. Wanda milczy, przypłacając zdrowiem. Traci  na chwilę wzrok. Oprawcy wyłamują jej nogę, bijąc kołkiem po kolanie przez 4 godziny bez przerwy. W ranę wdaje się gangrena. Noga zostaje amputowana.

Zeszpeconą kalekę oprawcy komunistyczni spod znaku UB wypuszczają na wolność, wsadzają do pociągu i każą jechać do… Niemiec.

Sponiewierana fizycznie, upodlona psychicznie, trafia do wrogiego sobie kraju. Tam zaopiekowali się nią polscy żołnierze, służący w Amerykańskiej Armii. Niestety odniesione rany i załamanie psychiczne doprowadza do bardzo poważnych komplikacji wewnętrznych. Dni Wandy są, według lekarzy, już policzone. Przed śmiercią opowiada swoją historię dziennikarzowi wojskowemu, ten publikuje jej fotografie i wspomnienia w prasie.

Wróg ratuje jej życie

Do szpitala, gdzie przebywa Wanda, zgłasza się znany chirurg Niemiec. Zabiera Wandę do swojej prywatnej kliniki i poddaje intensywnemu leczeniu. Tam okazuje się, że ten lekarz spłaca swój dług, gdyż to on, jak się okazało, był tym uratowanym SS-manem w 1944 r. w Warszawie przez Wandę.

Podleczona w latach 60. XX wieku wraca do Polski, do swojej ojczyzny. Władze komunistyczne odmawiają jej renty. Pozostaje bez środków do życia. Śpi w piwnicach, wyjada resztki ze śmietników. Pomaga jej środowisko byłych żołnierzy AK, dając żywność i schronienie. „Nie chciała być ciężarem” - jak mówiła, płącząc. „Dla Polski walczyłam, w Polsce umrę” i powoli umierała, a życie w niej się ledwo tliło.

Środowisko byłych żołnierzy AK, w Stanach Zjednoczonych, finansuje jej wyjazd na stałe do USA. Tam jest leczona, otrzymuje rentę, ufundowaną przez byłych żołnierzy AK. Zdrowieje.

O Polsce nie zapomina, odwiedzając rodzinne strony i stąd moje spotkanie z tą niesamowitą bohaterką.

Zakończenie

Wanda - sanitariuszka, Powstaniec Warszawski, bohaterka i żołnierz AK, umiera w latach 80. XX wieku, w otoczeniu swoich kolegów z czasów Powstania Warszawskiego, na obcej ziemi w USA. Tam jest jej skromny grób i napis na nim "Wanda, sanitariuszka Powstania Warszawskiego".

Cześć jej pamięci, Chwała bohaterom. Zapamiętajcie.