poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Monarchia – jakakolwiek czy katolicka? – Adrian Nikiel

     Człowiek działa przez instytucje – to stwierdzenie przywołane przed wieloma laty przez Tomasza Gabisia w trakcie prelekcji zorganizowanej przez Organizację Monarchistów Polskich, przyszło mi na myśl, gdy śledziłem na łamach „Gazety Obywatelskiej” dyskusję między Janem Lechem Skowerą i Albertem Łyjakiem na temat pożądanego ustroju Polski.

Mam wrażenie, że obaj polemiści poruszali się jedynie po powierzchni zjawisk, pomijając milczeniem najważniejszy – religijny – aspekt konstytucji naturalnej przyszłego (Trzeciego) Królestwa Polskiego. W wypowiedziach, które skłoniły mnie do zabrania głosu, pojawiły się natomiast zagadnienia, o których już wielokrotnie pisali autorzy Portalu Legitymistycznego.

Dyskusje między demokratami i tymi monarchistami, którzy odrzucają pryncypia legitymizmu, toczone są zazwyczaj „od końca”, czyli są pełne odniesień zarówno do opłakanej kondycji moralnej państw, w których król panuje, ale nie rządzi, jak i do „świecidełek” redukujących niektóre domy panujące (niekiedy splamione uzurpacją) do rangi celebrytów. Wymiana myśli publicystów „Gazety Obywatelskiej” wpisuje się w ten schemat – łącznie z klasycznym dociekaniem odnoszącym się do krajowej specyfiki: Kto będzie królem? wyprzedzającym zarówno rozważania o warunkach ustrojowych, w których przyszły monarcha miałby sprawować władzę, jak i niezbędną w tej dyskusji wiedzę o źródle i celu władzy prawowitej. Zanim zaczniemy się spierać o to, kto będzie królem, zastanówmy się najpierw – kim jest król?

Dzięki nauczaniu Kościoła wiemy, że nasz Pan Jezus Chrystus jest również Królem: władcą nie tylko w niebie, nie tylko w sercach katolików, nie tylko w ich mieszkaniach, nie tylko tam, gdzie Mu na to pozwalają, lecz Suwerenem całego ziemskiego globu. Jego tronem jest tabernakulum. Z tego wynika, że ostatecznym celem legitymistycznego ładu jest zbawienie poddanych. Monarcha, na którego wszyscy Polacy powinni czekać i o którego nadejście powinni się modlić, musi być wikariuszem Chrystusa, porucznikiem Boga, pontifexem łączącym hierarchię Królestwa Niebieskiego i powierzone mu państwo. Módlmy się, mówiąc wprost, żeby był tradycjonalistą katolickim, który zachowuje się konsekwentnie, więc jednoznacznie, bez wahań i kompromisów odrzuca modernizm oraz inne herezje. Powinniśmy potraktować poważnie słowa papieża Piusa IX, to nieustannie aktualne ostrzeżenie: Polacy szukają Polski, a nie szukają Królestwa Bożego, dlatego nie mają Polski. Musimy o nich pamiętać bez względu na to, kto będzie królem, kto i kiedy założy nową polską dynastię. Najpierw Królestwo Boże, a wszystko, czego potrzebuje Polska, będzie nam dodane.

W XXI wieku duch czasów i wiatr epoki są oczywiście przeciwko obrońcom ołtarza i tronu. Od kilkuset lat Kościół zmaga się ze schizmą bytu, której wyrazem są kolejne rewolucje – najpierw wymierzone w Kościół, później w monarchię, własność i nawet naturę. Dziś Kościół to rozproszone grupy wiernych walczących z nieustannym naporem modernistów, którzy pod zawłaszczonym szyldem katolicyzmu cierpliwie, stopniowo i nader skutecznie fabrykują karykaturę Magisterium. Obecnie – pozwólmy sobie na ironię – każdy pogląd może zyskać przymiotnik katolicki, zwłaszcza wtedy, gdy narzucają go heretycy przebrani za biskupów. Życie wieczne stało się przedmiotem hazardu.

Nie wiemy, dlaczego nasz Stwórca dopuścił do rewolucji w Kościele i potwornych zniszczeń, z jakimi stykamy się każdego dnia. Nie wiemy, jak rewolucja się skończy. Życie wśród gruzów Starego Ładu powinniśmy jednak potraktować jak próbę, jak wezwanie do oporu, walki i odbudowy Ładu oraz hierarchii społecznej, a nie powód, by przyłączyć się do tych, którzy zdradzili Boga. Powinniśmy głosić to w porę i nie w porę: wolność i niepodległość są możliwe tylko pod berłem naszego Pana Jezusa Chrystusa. Aby zatem restauracja doszła do skutku, musimy rozpoznać w Nim źródło wszelkiej prawowitej władzy: przez Niego panują królowie.

Potrzebujemy królów – potomków świętych i bohaterów. Kiedy modlimy się: Panie, daj nam świętych kapłanów, zaraz potem należałoby błagać: daj nam świętych królów. Wierność Tradycji katolickiej powinna być pierwszym kryterium wziętym pod rozwagę, kiedy dzięki Opatrzności Bożej zabrzmi zew znad Wisły, nadejdzie tzw. moment elekcyjny i decydować się będzie ustanowienie dynastii. Ostatecznie to przecież moc słowa Bożego króla królem czyni – ta prawda była znana już w Starym Testamencie.

*****

Mam nadzieję, że tak sformułowane warunki wstępne rozwieją przynajmniej niektóre wątpliwości pana redaktora Alberta Łyjaka (reprezentującego w dyskusji obóz demokratyczny). Jak widać, trudno byłoby do wymagań dopasować przedstawicieli – wymienionego przez publicystę – pozostającego w schizmie Cesarskiego Domu Rosji. Pogłoski o polskich monarchistach, którzy rzekomo stawiają na dynastię Holstein-Gottorp-Romanow (a w kolejnych pokoleniach być może nawet Holstein-Gottorp-Romanow-Hohenzollern), to jakieś wzięte z sufitu zmyślenia. Z ręką na sercu mogę poinformować pana redaktora, że nigdy nie zetknąłem się, choćby pośrednio, z rojalistą oczekującym na powrót Polski pod berło Domu Rosji. O takiej opcji wspominają jedynie szukający sensacji dziennikarze.

Również obawa, że przyszły władca Polski nie znałby naszego języka (Już na samą myśl, że polski król mówiłby w innym języku, napawa mnie zgrozą.) wydaje się mocno na wyrost. Członkowie domów panujących i arystokraci, zwykle starannie wykształceni, charakteryzują się ponadprzeciętną znajomością języków obcych, a często same ich stosunki rodzinne sprzyjają temu, by swobodnie posługiwali się kilkoma językami. Najpóźniej w drugim pokoleniu nowi gospodarze Wawelu będą władać polszczyzną równie sprawnie, jak autorzy i czytelnicy „Gazety Obywatelskiej”. Aż wstyd przypominać banalną konstatację, że królowie nie mają narodowości. Jakiej bowiem narodowości, zastanówmy się, był np. książę Kazimierz Odnowiciel, w którego żyłach płynęła m.in. krew czeska, niemiecka i bliżej nieokreślona zachodniosłowiańska? W kolejnych pokoleniach rozstrzygnięcie tej kwestii byłoby jeszcze bardziej skomplikowane. To przecież dzięki wykształconej przez stulecia „międzynarodówce królów” możemy dziś jeszcze cieszyć się obecnością potomków Piastów po kądzieli. Parafrazując zaś Karola Maurrasa: to właśnie republika jest królestwem cudzoziemców – o czym boleśnie przekonujemy się, żyjąc w demokracji.

Należy też zauważyć, że pan Albert Łyjak nie do końca gra czysto, pisząc: Nie wgłębiając się w monarchistyczne idee, uważam, że projekt idealnego ustroju politycznego (monarchii) jest zwykłą utopią. Takie zdanie jest typowym chwytem erystycznym: ustawianiem sobie oponenta, tzw. tworzeniem chochoła. Monarchia to ustrój pierwotny, równie naturalny i dawny, jak zwierzchność głowy rodziny. Przykładem zwykłej utopii w dziejach były natomiast dwudziestowieczne totalitaryzmy, poprzedzone np. eksperymentami gnostyków i radykalnych sekt protestanckich. Które z tych patologii życia społecznego mają związek z monarchią? Jestem również pewien, że pan redaktor od żadnego króla i od żadnego rojalisty cieszącego się minimum wiedzy i zdrowego rozsądku nie usłyszałby, iż istnieje, istniał lub mógłby zaistnieć idealny ustrój polityczny. Więcej: monarchowie zostali powołani właśnie ze względu na niedoskonałość rodzaju ludzkiego – i sami też nie są idealnymi nadludźmi.

Podsumowując: wiele obaw szefa „Gazety Obywatelskiej” wynika właśnie z braku znajomości idei monarchistycznych, a zwłaszcza zasad legitymizmu. Dyskutujmy o rzeczywistych stanowiskach ideowych, a nie o ich dalekich od prawdy wyobrażeniach.

*****

Odnosząc się z kolei do obu artykułów Jana Lecha Skowery, autora kojarzonego ze sceptycyzmem i daleko idącą krytyką Jagiellonów i władców elekcyjnych, chciałbym jedynie przypomnieć kilka faktów:

Król Polski i Szwecji Zygmunt III (I) był nieugiętym protektorem Wiary Świętej w swoich królestwach i nie odstąpił od niej ani w obliczu uzurpacji i buntu heretyków, ani kuszony korzyściami, które mógłby osiągnąć, gdyby zgodził się na przystąpienie przez królewicza Władysława do schizmy wschodniej. Przyczynił się do zawarcia przez część wyznawców prawosławia unii z Rzymem, a równocześnie wobec innowierców kierował się, niezbędną wobec zróżnicowania konfesyjnego jego państw, tolerancją. Dzięki jego inicjatywie Kościół w Polsce 6 września każdego roku czci świętych Patronów Szwecji i modli się o nawrócenie krajów Północy.

Od czasów panowania Jana Kazimierza królowie Polski nosili – i mam nadzieję, że będą nosić – tytuł Królów Prawowiernych.

Król Jan III otrzymał osobisty tytuł Obrońcy Wiary.

Dzięki zaangażowaniu się królów Augusta II i Augusta III Rzeczpospolita była pierwszym państwem, w którym kult Najświętszego Serca Pana Jezusa, jako wprowadzony do wszystkich kościołów, został zaaprobowany przez Stolicę Apostolską (wcześniej Najświętsze Serce Syna Bożego odbierało cześć w kilku francuskich klasztorach). Na cały Kościół ten sposób wielbienia Boga został rozciągnięty niemal wiek później. Czy współcześnie doceniamy przywilej, którym nasza Ojczyzna została wywyższona wśród krajów współtworzących Christianitas?

Można zatem przyjąć, że w ocenie Kościoła Świętego wymienieni dobrze realizowali powołanie prawowitych władców: byli obrońcami Wiary i prowadzili poddanych drogą zbawienia. Przy pełnej świadomości ich grzechów, słabości, zaniechań i błędów – z zasług naszych monarchów możemy być dumni.

I ogólniejsza uwaga na koniec, że zarówno wezwanie Jagiellonów po kądzieli na tron Rzeczpospolitej, jak i próba powierzenia korony, jako dziedzicznej, Domowi Wettynów, świadczą o tym, że jednak rodzima warstwa przodkująca, pomimo jej wad, wypaczeń i przerostu przywilejów, nie była pozbawiona instynktu wierności dynastycznej. Jedynie mniejszość narodowej elity, acz wpływowa, zaczadzona była ideami republikańskimi tak dalece, że wyrażała nawet aprobatę dla rewolucji antyfrancuskiej. Dziś, mądrzejsi i rozważniejsi dzięki zwycięstwom i klęskom minionych pokoleń, patrzymy dalej i wiemy, że Trzecie Królestwo Polskie musi być monarchią dziedziczną, w której władza w precyzyjnie określonym porządku sukcesji będzie przechodzić na pierworodnego, a ten stanie się władcą w chwili zgonu swojego poprzednika.

*****

Wraz z ofiarowaniem przez anioły korony Piastowi – co możemy kontemplować w Gnieźnie na obrazie Witolda Pruszkowskiego – Stwórca wlał w dusze cnoty miłości i wierności powołanym przez Niego panującym. Od nas, obecnych i przyszłych pokoleń Polaków, zależy, jaki zrobimy z nich użytek. Będziemy modlić się o nadejście pomazańca Bożego czy zadowolimy się składaniem ofiar demokratycznym bożkom?

Restauracja? – tylko z Bogiem, włączona w dzieło zbawienia. Inaczej nie ma to sensu.

Za:  https://solidaryzm.eu/2022/08/12/monarchia-jakakolwiek-czy-katolicka-adrian-nikiel/