niedziela, 25 czerwca 2023

Ronald Lasecki: W ramach podsumowania marszu wagnerowców na Moskwę

ЛАСЕЦКИ Рональд (Lasecki Ronald) - RuBaltic.ru 

               - ze strategicznego punktu widzenia była to akcja brawurowa, porażająca śmiałością i doskonale zorganizowana. Wagnerowcy zajęli Rostów nad Donem, po czym wysłali swoją najbardziej mobilną, prawdopodobnie około czterotysięczną grupę, prosto na Moskwę, nie wdając się w zajmowanie baz wojskowych, lotnisk, blokowanie miast itp. Na pewno dotarli do miejscowości Krasnoje w obwodzie lipieckim, według niepotwierdzonych materiałem zdjęciowym ani filmowym informacji widziano ich zaś 95 kilometrów od Moskwy. 

 
- wagnerowcy mieli ze sobą pojazdy wojskowe i czołgi T90-M. Osłonę przeciwlotniczą zapewniały systemy Pancyr i ręczne wyrzutnie rakiet. Według zachodnich ekspertów, strategia ta odpowiadała stosowanej przez wagnerowców w Libii. Faktem jest, że zestrzelili sześć rosyjskich śmigłowców i samolot, co było jedną z większych porażek rosyjskiego lotnictwa w ostatnim czasie. 
 
- najwyraźniej kompletnie zawiodły FSB, OMON, SOBR, Rosgwardia itp. przeznaczone do tłumienia buntów wewnętrznych. Kadyrow jak zwykle przechwalał się, że wysłał do Rostowa swoje jednostki, nie doszło jednak do żadnych walk ani nie ma żadnych zdjęć przedstawiających je w centrum miasta, była to zatem zapewne kolejna odsłona jego „tik-tokowego” wojska. Wiadomo, że wagnerowcom poddały się jednostki w Rostowie i na jednym z punktów kontrolnych w obwodzie woroneskim. Nawet w obliczu marszu na Moskwę, Putin nie zdecydował się powołać rezerwistów, co moim zdaniem dowodzi, że formacje te istnieją de facto tylko na papierze. 
 
- o kompletnej indolencji sił reżimowych świadczy - na co zwracają uwagę "milblogerzy" - że przeciw kolumnom wagnerowców poderwano samoloty, ostrzeliwujące te kolumny, pomimo że przemieszczały się one pośród cywilnego ruchu drogowego, zamiast... po prostu zagrodzić drogę jednym lub więcej czołgów i rozpocząć negocjacje. Nie strzelać do wagnerowców z tych czołgów ale właśnie zacząć z nimi negocjować zagradzając im drogę, dopóki sami nie zaczęli strzelać i dopóki jeszcze nikogo nie zabili. Czyli to, co prawdopodobnie zrobił ostatecznie gubernator Tuły. Albo korzystając ze swoich "specjalnych kanałów" (!) prezydent Łukaszenko. 
 
- teorie spiskowe, jakoby bunt Prigożina były „ustawką” są absurdem. Zginęli konkretni ludzie, rosyjskie lotnictwo poniosło konkretne straty, panika zapanowała wśród rosyjskiej elity (wpis Miedwiediewa o „broni atomowej w rękach bandytów”, przemówienie Putina ostrzegające przed powtórką lutego 1917 roku), potencjalnie zagrożone było dowodzenie na froncie południowo-wschodnim (oblężona przez wagnerowców kwatera w Rostowie), nastąpiła dewastacja wizerunku międzynarodowego Rosji i osobiście Putina większa niż po ucieczce Rosjan z Chersonia i ataku ukraińskich dronów na Kreml. To był poważny incydent i wymaga rzeczowej analizy politologicznej, militarnej itp. a nie rozsiewania sensacyjnie brzmiących i pozornie „przenikliwych” bzdur. 
 
- być może spektakularna akcja Prigożina była możliwa ze względu na tarcia w rosyjskim systemie władzy. Wagner wywodzi się z Legionu Słowiańskiego Utkina. Utkin to GRU (wywiad wojskowy) od początku sceptyczny wobec skazanej na niepowodzenie awantury ukraińskiej. Putin to z kolei FSB/SWR, które popierało inwazję i skompromitowało się zarówno złym rozpoznaniem sytuacji na Ukrainie jak i niezdolnością zapobieżenia puczowi Prigożina. W każdym razie, Prigożin to nie jest jakaś przypadkowa postać, tylko wykwit jednej z odnóg rosyjskiego „głębokiego państwa”. Sam Putin, w konflikcie z Prigożinem poparł wyraźnie Szojgu i Gierasimowa - „miernych ale wiernych”, odpowiedzialnych za blamaż Rosji na Ukrainie. 
 
- jakby nie było, wagnerowcy reprezentowali najbardziej pasjonarny element rosyjskiego systemu politycznego. To taka archetypiczna „banda mężczyzn” (mafia/klan/gang/kamractwo) – lojalnych wobec siebie, walczących (i negocjujących) zawłaszczenie i utrzymanie określonych dóbr dla siebie. Prigożin to jedyna osoba w Rosji, która otwarcie mówiła o potrzebie przeprowadzenie pełnej mobilizacji i przestawienia państwa na tory wojenne, by zakończyć zwycięstwem rozpoczętą nieopatrznie przez Putina awanturę ukraińską. Wagnerowcy jako jedyni nie kłamali też w żywe oczy w sprawie przebiegu wydarzeń na Ukrainie i nie kompensowali rosyjskiej niemocy „babskim” wyzywaniem przeciwnika. Wątpię, czy po ich de facto zapewne likwidacji jako formacji, ktoś w Rosji zdobędzie się na kroki, pozwalające wygrać wojnę z Ukrainą (której reżim putinowski boi się nawet nazwać „wojną”). Szojgu już mówi o negocjacjach pokojowych. 
 
- nie wiem, dlaczego wagnerowcy zaniechali marszu na Moskwę. Na kilku sprzyjających im „prowojennych” kanałach na Telegramie skomentowano to z wściekłością. Osobiście uważam, że ktoś z „głębokiego państwa” (gubernator Tuły?) przekonał ich, że reżim zgromadził zbyt duże siły w stolicy i że go nie pokonają, a przegrawszy – zostaną bezlitośnie wybici. W każdym razie ustąpili, co oznacza najpewniej likwidację Wagnera jako odrębnego podmiotu. Nie wiem jak to wpłynie na politykę Rosji w Afryce, która w zasadzie w 100% opiera się na Wagnerze. Nie sądzę, by państwo rosyjskie mogło sobie pozwolić na prowadzenie działań o takim stopniu ryzyka politycznego, pociągających za sobą konieczne straty w ludziach itp. Rosyjska strefa wpływów od Mali, Burkina Faso, RŚA, Sudanu, po wschodnią Libię może się teraz bardzo szybko posypać. 
 
- dużo zyskał Łukaszenko, który co najmniej uczestnicząc w negocjacjach z Prigozinem, zaprezentował się, ni mniej ni więcej, tylko jako... broker władzy w Federacji Rosyjskiej. Putin niejako zachował władzę dzięki swojemu wasalowi. Jeśli przynajmniej część wagnerowców trafi na Białoruś, to państwo to zyska jedną z lepszych sił zbrojnych w Europie Wschodniej, dodatkowo zdeterminowaną by Białoruś zachowała niepodległość od Rosji (bo w przypadku aneksji czekałyby ich represje). Moim zdaniem, wagnerowcy mogą stać się „ochroniarzami” Łukaszenki w zamian za jakieś elementy majątku narodowego Białorusi, na podobnej zasadzie jak pełnią tę rolę choćby w RŚA. 
 
- Pion władzy w Rosji, moim zdaniem, został co najmniej naruszony, jeśli wręcz nie zaczął się sypać. Wagnerowcy to formalnie buntownicy. Buntowników się wiesza lub rozstrzeliwuje, by dać odstraszający przykład potencjalnym naśladowcom. (jedynymi w rosyjskim systemie politycznym, ktorzy stosują karę śmierci są jednak... wagnerowcy). Z wagnerowcami rosyjska elita negocjowała przynajmniej pod patronatem, jeśli nie wręcz za pośrednictwem, prezydenta państwa trzeciego. Wagnerowcy pozostaną bezkarni, pomimo że Putin wyraźnie w swym wystąpieniu zapowiedział surowe ukaranie "zdrajców" i "buntowników" - być może oznacza to, że Putin jest już tylko figurantem. Rosyjska prokuratura wycofała akt oskarżenia przeciw Prigożinowi. Wagnerowcy wymaszerowali z Rostowa, z obwodu tulskiego itp. w pełnym uzbrojeniu. Swój sprzęt – również ciężki – zabiorą ze sobą: na Białoruś lub gdziekolwiek się udadzą. Innymi słowy, relacje Putina z Prigożinem miały charakter właściwy relacjom dwóch suwerennych politycznie podmiotów a wagnerowców potraktowano z honorami właściwymi wojsku innego państwa. Jeśli okaże się, że Putin zdymisjonuje Szojgu i Gierasimowa mianując szefem sztabu Surowikina, to będzie to oznaczało że pucz Prigożina de facto osiągnął swoje deklarowane cele polityczne. 
 
- rosyjska „opinia publiczna” (Telegram) i główne piony instytucjonalne państwa wydają się jednak skonsolidowane wokół Putina. Pogłoski o deklarowaniu poparcia dla Prigożina przez rosyjskie oddziały frontowe były najpewniej elementem ukraińskiej wojny informacyjnej, bo demaskowane są kolejno jako fejki. Żaden istotny segment rosyjskiego systemu politycznego nie poparł puczu, choć może nie wszystko wiemy a przejazd kolumny wagnerowców nieprzypadkowo chyba nie napotykał specjalnych przeszkód. Jak trafnie zauważył (niechętny puczowi) Striełkow, ze strategicznego punktu widzenia, marsz wagnerowców przypominał marsz machnowców na zapleczu frontu rosyjskiego w 1919 roku. Mamy zatem nieco paradoksalną sytuację, że Rosja wydaje się nadal skonsolidowana wokół nieudolnego i skompromitowanego prezydenta, prowadzącego państwo do klęski. 
 
- przed wojną, za rosyjska propagandą, powszechnie wyśmiewano Ukrainę jako „państwo teoretyczne”. W warunkach kryzysu egzystencjalnego w lutym ubiegłego roku Ukraina i stojący na jej czele „komik” poradzili sobie jednak całkiem nieźle. Rosja Putina za to sypie się w oczach i okazuje się państwem naprawdę „teoretycznym”. Być może Prigożin był ostatnim, który byłby to w stanie „ogarnąć”. Chyba, że nastąpią teraz w rosyjskiej elicie przetasowania i wysunięte zostaną elementy choć nieco sprawniejsze niż Szojgu-Gierasimow. Nawet jednak wtedy, bez przestawienia państwa na tory wojenne i pełnej mobilizacji, zwycięstwo Rosji na Ukrainie wydaje mi się w dającej się przewidzieć przyszłości niezbyt prawdopodobne.
 
Za: facebook.com