sobota, 16 grudnia 2023

Jan Fiedorczuk: Przekroczyć romantyzm (na marginesie książki o Maurrasie)

 

            Romantyzm przeniknął naszą poezję, a przez poezję – politykę. Bez romantyzmu nie ma dla nas XIX i XX wieku. Polski romantyzm wzrastał jednakże w warunkach politycznej nienormalności. W XXI wieku, gdy posiadamy własne niepodległe państwo, a wyzwania, z jakimi musimy się mierzyć, w niczym nie przypominają tych z epoki Mochnackiego i Mickiewicza, warto zacząć budować na drugim fundamencie, który prawie zanikł w polskiej kulturze politycznej – fundamencie klasycyzmu.

Do rozważań nad polskim romantyzmem skłoniła mnie lektura wydanej nakładem zasłużonego wydawnictwa Arcana nowej pracy Krzysztofa Tyszki-Drozdowskiego pt. Forma rzymska poświęconej filozofii politycznej Charlesa Maurrasa – francuskiego myśliciela przełomu XIX i XX wieku, monarchisty i twórcy nacjonalizmu integralnego. Mimo że jego polityczny wpływ na losy Francji de facto był żaden, to na początku XX wieku Francuz pozostawał jednym z najważniejszych myślicieli epoki, którego intelektualne oddziaływanie było widoczne w Hiszpanii, Portugalii, Włoszech, Niemczech czy Polsce. Sam Dmowski przyznawał, że nowy – nazwijmy go „prawicowym” – nacjonalizm, który pojawił się w Europie jako reakcja na walec protestantyzmu miał trzech wielkich twórców – Enrico Corradiniego we Włoszech, Jana Ludwika Popławskiego w Polsce oraz właśnie Charlesa Maurrasa we Francji.

O Maurrasie przez lata było w Polsce cicho – więcej pisali o nim jedynie prof. Jacek Bartyzel i prof. Adam Wielomski, którzy poświęcili mu dwie obszerne rozprawy (tudzież znaczną część tych prac, gdyż obie książki dotyczyły szerszej problematyki niż wyłącznie Maurras) oraz szereg pomniejszych artykułów. W ostatnim czasie zaczęło się jednak coś w tym temacie wyraźnie zmieniać. Od kilku lat ewidentnie postać francuskiego filozofa powraca do łask. Obserwujemy kolejne publikacje i rozprawy na temat myśli Maurrasa. W 2014 roku ukazała się praca dr Anny Budzanowskiej poświęcona francuskiemu filozofowi, a ledwie trzy lata temu Wydawnictwo Dębogóra opublikowała monumentalne dzieło Przyszłość inteligencji  – liczące ponad 1000 stron pierwsze poważne tłumaczenie szeregu prac Maurrasa (część z nich tłumaczył zresztą Tyszka-Drozdowski).

Mimo wszystko Maurras nadal jest kojarzony, jeżeli w ogóle jest kojarzony, przede wszystkim jako filozof polityki, twórca Action Francaise, odnowiciel monarchizmu. Tymczasem sam Maurras przyznawał, że jego nacjonalizm narodził się z refleksji estetycznej, a nie politycznej.  O tym zupełnie zapomnianym obliczu myśliciela przypomina właśnie Tyszka-Drozdowski w swojej najnowszej pracy. Mimo, że jest ona dedykowana stricte „najbardziej francuskiemu z Francuzów”, to przy jej lekturze kilkukrotnie złapałem się na tym, że moje myśli uciekają od Francji i niepostrzeżenie wracają nad Wisłę.

Romantyzm i klasycyzm

Forma rzymska to po prawdzie bardziej przekrojowy esej niż rozprawa naukowa poświęcona konkretnemu aspektowi myśli Maurrasa – co niekoniecznie stanowi zarzut – w którym na pierwszy plan wybija się sztandarowa idea myśliciela – monarchizm, a co za tym idzie również krytyka demokracji. Mnie jednak szczególnie zainteresowały fragmenty poświęcone refleksji Maurrsa nt. sztuki oraz estetyki. Wszak nacjonalizm nie kojarzy nam się z estetyką oraz refleksją na temat literatury, prawda?

Maurras był zadeklarowanym przeciwnikiem romantyzmu, co stanowiło jeden z fundamentów jego myśli. Romantyzm to władza emocji i upadek rozumu – synonim chaosu. Człowiek cywilizowany, naucza filozof, rodzi się dwa i pół tysiąca lat temu w starożytnej Grecji. To Grecy dają początek cywilizacji i Europie. To wtedy człowiek za pomocą rozumu wyrywa się siłom przyrody, kreując nowy porządek, wprowadzając ład i harmonię.

Romantyzm w perspektywie Maurrasa to zatem ruch de-cywilizacyjny, który „splądrował tradycje rodzaju ludzkiego” – to wielki odwrót od geniuszu Greków i Rzymian.

Jak pisze Tyszka-Drozdowski, dla Francuza „romantyzm oznaczał panowanie nowej koncepcji człowieka. W jej ujęciu jednostka jest całkowicie suwerena, nic nie może ograniczyć jej woli, a jej sumienie musi być wolne”.  Romantyzm stanowi zatem „chorobę duszy” polegająca na „przyznaniu absolutnej suwerenności jaźni i jej tworom przy równoczesnym wyłączeniu kierownictwa rozumu”. Romantyzm deformuje pojęcie wolności, utożsamiając je z samowolą człowieka. Wszelkie wspólnoty, które w naturalny sposób stawiają jednostce granice – naród, państwo, rodzina, Kościół – są traktowane jako przeszkody krępujące wolnego ducha.

Przeciwieństwem dla romantyzmu pozostaje klasycyzm utożsamiany z ładem i harmonią starożytnych. Człowiek cywilizowany za pomocą rozumu może okiełznać swoje zachcianki, może wprowadzić porządek do rozedrganej rzeczywistości – połączyć rozbiegane atomy w logiczną całość.

Klasycyzm jest dla Maurrasa synonimem tego co cywilizowane, wyższości rozumu nad emocjami. Jak stwierdza francuski myśliciel, klasycyzm jest to „kult przodków, szacunek wobec tradycji, miłowanie tego, co permanentne w przeszłości”. W polityce wyrazem klasycyzmu staje się dla Maurrasa nacjonalizm integralny, a konkretniej – wizja restauracji monarchii; w sferze metaoplitycznej klasycyzm wyraża się natomiast w Kościele katolickim, kościele ładu, porządku i hierarchii, którego zdolność do „wiązania ludzi i utrzymywania ludzkich społeczeństw” jest dokładnym zaprzeczeniem rewolucji, anarchii i romantyzmu.

Tak z kolei o refleksji francuskiego filozofa pisał prof. Bartyzel: „Wszystko, co we Francji nie jest klasycyzmem, można, według Maurrasa, nazwać barbarzyństwem, które zaczyna się wtedy, kiedy niepodporządkowane rozumowi wrażenia i popędy pretendują do tworzenia dzieła sztuki bez rafinacji i bez porządku, kiedy mgławica niezdyscyplinowanych jaźni rodzi mieszaninę niekoherentnych idei”.

Pokusa nieskończoności

„Romantyzm wyłonił się z Rewolucji, a kolejne rewolucje wyłoniły się z romantyzmu” – głosił Maurras i ewidentnie jest w tej myśli jakaś prawda, którą można odnieść do polskiej rzeczywistości. Faktycznie nasze kolejne zrywy i insurekcje miały charakter wybitnie rewolucyjny. Na polskich ziemiach przez niemal cały okres zaborów patriotyzm szedł ręka w rękę z romantyzmem oraz rewolucją. Kto starał się do polityki wprowadzić pierwiastek rozumu (Dmowski, Wielopolski), ten skazywał się na odium zdrajcy.

Jak wskazuje Tyszka-Drozdowski, romantyzm odrzucając porządek, w naturalny sposób wiąże się również z pragnieniem nieskończoności – pragnieniem przekraczania granic, brakiem umiaru, traktowaniem polityki jako możliwości kreacji od zera świata doskonałego, utopii. Klasycyzm tymczasem nie zna tej potrzeby.

Człowiek cywilizacji rzymskiej, człowiek Południa, nie ma wewnątrz siebie tego niezrozumiałego pędu poza wszelkie normy i granice. Wprost przeciwnie – ład i porządek nie wydają się mu klatką, tylko rusztowaniem stwarzającym harmonię. Państwo nie jest okupantem, tylko formą, która umożliwia narodowi normalne funkcjonowanie. Rodzina, wspólnota narodowa czy Kościół stanowią dla jednostki ograniczenie, ale jednocześnie oferują bogactwo cywilizacji i mądrość wieków – podglebie, bez którego nie sposób zrozumieć pełniejszego wymiaru wolności.

Romantyzm jest tymczasem rozsadzany przez namiętności jednostki, która zawsze dąży do przekroczenia lokalnych uwarunkowań, dąży do nieskończoności. „Akceptacja skończoności stanie się cechą wyróżniającą cywilizacji śródziemnomorskiej (…). Nieskończoność stanowiła orientację anarchicznej myśli niemieckiej, której przeciwstawia »piękne pojęcie skończoności drogie Grekom«” – czytamy w Formie rzymskiej.

Romantyzm w czasie nienormalnym

„Romantyzm polski był wypływem zmiany, ruchu, przeistoczenia, jakie zaszły w duszy polskiego społeczeństwa na początku ubiegłego stulecia. Zrozumieć romantyzm, to znaczy, zrozumieć tę zmianę, ten ruch, to przeistoczenie” – pisał Stanisław Brzozowski na początku XX wieku. Polska nowoczesność, podstawowe pojęcia i symbole nowoczesnej polityczności, formowały się w Polsce na podglebiu romantyzmu, kształtując nasze postrzeganie rzeczywistości społecznej.

Polskiej duszy nie da się oddzielić od romantyzmu i przyzna to każdy chłodno myślący realista. Taki zabieg przypominałby ujęcie całej nogi pacjentowi skarżącemu się na ból kolana. Amputując ten nurt, dokonalibyśmy zbrodni na własnym organizmie.

Rzecz w tym, że wiek XIX był dla Polski czasem nienormalnym – czasem bez własnej państwowości; gdy zachodnie narody tworzyły nowoczesne organizmy państwowe, budując kapitalizm i wkraczając w epokę polityki masowej, nasze państwo zostało zmazane z map świata i rozczłonkowane między trzech zaborców.

Polskie życie narodowe musiało toczyć się w warunkach nienormalnych. Literaci i artyści stali się sternikami sprawy narodowej. Pisarze stali się politykami, a politycy – pisarzami.

Dzisiaj romantyzm nadal mocno wpływa na polskie życie polityczne, na naszą polityczną wyobraźnię. Problem polega na tym, że główną alternatywą dla romantyzmu nie jest nurt klasycyzmu, tylko zwulgaryzowana (pseudo)gombrowiczowszczyzna będąca de facto usprawiedliwieniem politycznego nihilizmu. Zanim zatem odejdziemy od romantyzmu, należy wypracować alternatywę dla tegoż nurtu.

Forma rzymska

Rozdźwięk klasycyzm-romantyzm, umiar-nieskończoność, ma bardzo konkretne przełożenie na sferę polityczną.

Człowiek rzymski skupia się konkrecie – na naszym „małym” świecie, czyli ojczyźnie, narodzie, lokalnej wspólnocie. Nie stara się budować uniwersalistycznego porządku, gdyż wie, że w wymiarze politycznym każda utopia jest przedsionkiem piekła.

Jest zatem obrońcą tego co mamy tu-i-teraz. Jest zatem obrońcą państwa polskiego. A konkretyzując – takiego państwa, jakim ono realnie jest ze swymi wszelkimi wadami. Po prostu innej Polski, Polski doskonałej nigdy nie będzie.

Romantyzm pcha nas tymczasem do projektów utopijnych dążących do tego, co przekracza „zaledwie” naszą przyziemną codzienność. To tutaj, w tym dążeniu do nieskończoności, rodzą się idee, gdzie suwerenne państwo polskie przestaje być wartością autoteliczną, stając się zaledwie cegiełką w większym planie. Tutaj mamy zatem całą plejadę romantyków od zwolenników Międzymorza, przez pomysły unii polsko-ukraińskiej, aż na budowie paneuropejskiego imperium kończąc. W tych wszystkich wizjach polskie państwo narodowe jest niewystarczające, Polska staje się zaledwie cegiełką w kolejnym wielki planie.

Człowiek rzymski, powiedziałby Maurras, nie rozumie tego samobójczego pędu do nieskończoności i przekraczania kolejnych granic. Granice tworzą horyzont, granice pozwalają zachować umiar i cywilizowany charakter koegzystencji. My wybieramy to, co istnieje realnie – naszą konkretną wspólnotę, w której się wychowaliśmy, spędziliśmy całe życie. Wybieramy państwo niedoskonałe, ale realne i NASZE, w pełni świadomi jego wad i niedostatków. Wybieramy to, co konkretne i harmonijne, a nie to co chaotyczne i mgławicowe; wybieramy realną niedoskonałość, ponad doskonałą ułudę; wybieramy to, czego domaga się interes wspólnoty, a nie czego żądają namiętności jednostki. Wybieramy niedoskonałą Polskę, zamiast doskonałego imperium. Tak nakazuje forma rzymska.
 
Jan Fiedorczuk
 
Urodzony w 1991 roku w Warszawie. Publicysta "Do Rzeczy" oraz dziennikarz portalu DoRzeczy.pl, współpracuje z portalem Nowy Ład. W przeszłości publikował m.in. na łamach "Pro Fide, Rege et Lege", tygodnika "Teologii Politycznej" czy "Polityki Narodowej".