czwartek, 7 marca 2024

Adrian Nikiel: Umieramy, ale bez pośpiechu

 Wszystkie nasze myśli, które nie mają za cel Boga, pochodzą z domeny śmierci.

bp Jakub Benigny BossuetOraison funèbre de Henriette-Anne d’Angleterre

       Kwestia zmiany pokoleniowej w polskim ruchu monarchistycznym nieoczekiwanie stała się pokłosiem prelekcji1 pana profesora Artura Ławniczaka zatytułowanej Czy monarchizm ma przyszłość? Zdroworozsądkowa konstatacja niżej podpisanego, że na tak sformułowane pytanie odpowiedzi udzielić mogą jedynie kolejne pokolenia, skłoniła pana Tomasza Goździka do rozważań, jak prezentować idee rojalistyczne młodzieży znużonej demokratycznym absurdem2.

Cytat, który przyjąłem za motto artykułu, powinien rozwiać wątpliwości wyrażone przez publicystę. Naszym pierwszym zadaniem jest klęczenie. Następnie, zapewne wbrew społecznej dynamice, musimy zadbać o przekazanie Tradycji katolickiej, zasad cywilizacji łacińskiej i tradycji narodowej ludziom wkraczającym w dorosłość. W poszukiwaniu panów przyrodzonych jesteśmy jak sylwetki na obrazie Corona imperialis Jacka Malczewskiego – wprawdzie pokiereszowani, lecz powracamy z zapomnianej przeszłości, budzimy niepokój, zadajemy niewygodne pytania.

Pan Tomasz Goździk sugeruje natomiast, że wywody [tych polskich rojalistów, którzy są aktywni od lat 80. XX wieku] mogą potwierdzać krzywdzący stereotyp monarchizmu jako idei dla „starych dziadków” rozmiłowanych w roztrząsaniu powabów przeszłości przy filiżance słabej herbaty i ciastkach. Nie mogę wypowiadać się w imieniu aktywistów reprezentujących inne odcienie rodzimego monarchizmu, lecz jestem przekonany, że w moich artykułach i publicznych wystąpieniach nie ma nawet śladu tego stereotypu3 – który zresztą na poziomie ogólności zaproponowanym przez pana Goździka jest raczej dość standardowym „stawianiem chochoła”, gdyż cały artykuł, do którego mam przyjemność się odnosić, zmierza do autoreklamowej konkluzji, że to środowisko reprezentowane przez publicystę wskazało właściwy, oczyszczony ze „skrajności” model monarchizmu. Jeżeli zatem nie ma jakichś realnych powodów do krytyki pokolenia, które dorastało w latach Polski Ludowej – trzeba je wykreować.

Jestem daleki od deprecjonowania młodzieży. Równocześnie, zważywszy że od 1989 r. przyglądałem się różnym inicjatywom, dostrzegam, że w początkowej fazie zaangażowania wielu młodych aktywistów4 odczuwa swoistą pokusę, aby objawić coś, czego nie dostrzegli inni, napisać coś, co rozwiąże domniemane sprzeczności, w końcu zaś zaproponować działania, które nareszcie pociągną tłumy, a te ruszą przez główne ulice miast z okrzykami „Chcemy króla!”. Nie wykluczam, że ten etap szlachetnego zapału może być nieunikniony na drodze do rojalistycznej dojrzałości – szczególnie w takich krajach, jak nasza Ojczyzna, gdzie Tradycja nie jest codziennością, lecz odkrywaniem. Do tych przejawów entuzjazmu zaliczam także opinię pana Goździka, że legitymizm wykonania można uformować w procesie wychowawczo-edukacyjnym, a kandydata na tron wyłonić w elitarnej placówce edukacyjnej – „kuźni elit”5.

Wielu monarchistów w Polsce porzuciło zaś ideę wierności prawowitym władcom (co słusznie zauważył pan Goździk), zgłaszając nawet akces do skrajnej lewicy, gdyż ich rojalizm był pewną użyteczną w danej chwili maską, kostiumem kryjącym poszukiwanie mocnych podniet ideologicznych. Pytanie o motywacje opozycji antysystemowej zawsze będzie istotne, bo – chyba się co do tego zgodzimy – jest subtelna różnica między rozpoznaniem Króla w naszym Panu Jezusie Chrystusie a pragnieniem wysadzenia w powietrze współczesnego świata. Pomiędzy barwnym porządkiem stanowym Starego Ładu a czarnymi mundurami piewców zamordyzmu i samozniszczenia można wyznaczyć granicę nie tylko estetyczną.

***

Skałą, na której wznosi się miasto legitymizmu (że odwołam się do słów króla Francji i Nawarry Henryka V), jest rozpoznanie naszego Pana Jezusa Chrystusa – Kapłana i Króla – jako źródła władzy. Legitymizm jest również uznaniem obecności Ducha Świętego w historii. Dlatego namaszczenie świętymi olejami, które wynosi prawowitych władców do godności pontifexów, potwierdza rozpoznanie w nich następców Syna Bożego, a także staje się zobowiązaniem, by z Nim dzielili zarówno chwałę, jak i cierpienie. Od wikariuszy Chrystusa wymaga się znacznie więcej niż od urzędników imitujących rolę głowy państwa.

Myślę, że nieprzypadkowo święto Chrystusa Króla zostało wprowadzone do kalendarza liturgicznego dopiero w 1925 r., kiedy idea prawowitości władzy przeszła już, zapewne na dłużej, w sferę metapolityki. Syn Boży nie jest Królem częściowo i warunkowo, eleganckim dodatkiem do demokracji, „królem konstytucyjnym”, nie zależy od zmiennych nastrojów poddanych i nie można Go zdetronizować – to samo dotyczy tych, których wybrał na swoich poruczników w doczesności. Każdy Polak określający się mianem monarchisty musi więc w sumieniu rozważyć, czy uważa naszego Pana Jezusa Chrystusa za Króla, przez którego panują królowie. I zastanowić się, jakie z tego faktu wynikają (lub powinny wynikać) konsekwencje dla życia społecznego w naszym kraju i polskiej polityki. Nie zaszkodzi, jeśli pomyśli również o tym, kim jako rojalista ma być we współczesnym świecie – aby dzięki temu namysłowi uniknąć zwątpienia i rozczarowań, a w końcu dezercji spod sztandaru kontrrewolucji.

Zachęcam do namysłu, gdyż niektóre opinie pana Goździka muszą budzić niepokój jako próba wykreowania legitymizmu „light” (miejmy nadzieję, że nie „zero procent”), którego orędownicy „nie będą przesadzać z tradycjonalizmem” i dzięki swoistemu umiarkowaniu okażą się strawni dla osób z różnych powodów od Tradycji odległych.

Jeżeli pana Goździka nie obchodzi złożenie do grobu legitymizmu rumuńskiego, dlaczego kogokolwiek miałaby poruszać i inspirować epopeja karlistowska? W obu przypadkach chodzi przecież o akt ewidentnej tyranii – odsunięcie od tronu prawowitego następcy na rzecz córki króla6. Jeżeli, jak sugeruje publicysta, liczy się głos większości, czy nie powinniśmy również pożegnać się z Jego Królewską Mością królem Francji i Nawarry Ludwikiem XX, informując Najjaśniejszego Pana, że xiążęta orleańscy podobno mają szersze poparcie wśród jego poddanych? A przynajmniej sprawiają takie wrażenie, któremu dodatkowo sprzyja legenda niegdysiejszej potęgi Akcji Francuskiej. Owszem, środowisko Karola Maurrasa miało ogromny dorobek teoretyczny, lecz „biali hiszpańscy” mieli rację – zaznaczę na marginesie.

Jest w tych opiniach młodego monarchisty sugestia, czytelna między wierszami (z gatunku „słoń a sprawa polska”: Jakie jednak ma to znaczenie z perspektywy polskiej?), że są legitymizmy lepsze i gorsze. Bardziej i mniej szacowne. Poważne i niepoważne. A przecież i obcokrajowcom nasza walka o Wielką Polskę może wydawać się jeszcze bardziej karkołomnym przedsięwzięciem, choćby wobec braku niekwestionowanej narodowej dynastii i powszechnej opinii o republikanizmie oraz buntowniczej naturze naszych rodaków.

Artykuł pana Goździka, obawiam się, nie przeszedł rzetelnej korekty i redakcji, dlatego na niektóre fragmenty tej publikacji trudno udzielić odpowiedzi, gdyż można jedynie domyślać się, co polemista chciał powiedzieć. Pewna kwestia wymaga mimo wszystko precyzyjnego wytłumaczenia, gdyż pan Goździk popełnił dość zdumiewający błąd metodologiczny, sięgając po termin monarchia mixta. Otóż określenie monarchia mixta nie oznacza jakiegoś „złotego środka” między zasadą legitymizmu a jej odrzuceniem – gdyż nie odnosi się do kwestii prawowitości, tylko do sposobu sprawowania władzy: stałego i sformalizowanego udziału w tejże przedstawicieli stanu drugiego (a czasami również trzeciego). W polskich realiach ustrojowych przywołany termin wiązał się również z obroną wolności przed niebezpieczeństwem tyranii, obroną czasami wręcz przesadną – nie odnosił się zaś do próby wymyślenia takiej monarchii, w której byłoby mniej, mówiąc potocznie, pierwiastka religijnego. To właśnie w warunkach monarchii mixta Najświętsza Maryja Panna objawiła się w Neapolu z życzeniem, aby zwać ją Królową Polski. W tym samym kontekście wystarczy przywołać fakt, że nasza Ojczyzna była pierwszym krajem, który w 1765 r. został uhonorowany przez papieża Klemensa XIII ustanowieniem uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Owszem, we współczesnej Polsce można jednocześnie czcić św. Kazimierza, być wrogiem Jagiellonów, wzywać na tron innowierców i domagać się wprowadzenia monarchii obojętnej religijnie, ale jest to jednak pewna aberracja7. Po kilku dekadach permanentnej rewolucji soborowej Polska znów stała się ziemią misyjną. Prawdopodobnie wielu uczniów i studentów w ideowych patchworkach łączy niechęć do szaleństw demokracji z obojętnością wobec przesłania Ewangelii. W tym kontekście wątpliwości publicysty są zasadne, ale remedium na modernizm i praktyczny ateizm mogą być tylko modlitwa, pokuta, wezwanie do nawrócenia i głoszenie niezafałszowanej nauki Kościoła Świętego. To kwestia wiarygodności i integralności polskiego rojalizmu, gdyż nie da się odbudować tronu i wszystkiego, co on symbolizuje, całej jego treści ideowej, za cenę porzucenia ołtarza.

Podczas Mszy Świętych obecni są, oprócz członków Kościoła Walczącego, także kanonizowani i beatyfikowani monarchowie i członkowie domów panujących, a także ci wszyscy znani i nieznani nam męczennicy czy wyznawcy, którzy życie doczesne poświęcili w obronie ołtarza i tronu. Umarli za Boga, za królestwo, za króla. To im w ramach świętych obcowania należałoby zadać pytanie: czy ich wybór miał sens?

Tak więc powinniśmy najpierw myśleć o Królestwie Bożym, a później spokojnie zastanowić się, czy rzeczywiście istnieje rozsądny powód, aby wyważać otwarte drzwi i wymyślać jakąś nową koncepcję tradycyjnej monarchii mieszanej, której orędownikiem jest pan Tomasz Goździk. Właściwie całe jej znaczenie wyłożone przez publicystę sprowadza się przecież do tego, aby nie przesadzać z cnotą wierności. Czy doktryna Prawowitość? Może być, ale wiecie… – bez przesady! naprawdę ma przyciągnąć i rozpalić szlachetne dusze, zapewniając „młodym” tryumf nad „gerontami” w polskim ruchu monarchistycznym?

***

W epoce globalizacji kontrrewolucja nie może zamykać się w granicach jednego państwa8. Powiedzie się, jeżeli będzie poruszeniem ogólnoeuropejskim, w dodatku powiązanym z przywróceniem hierarchii kościelnej. Jest to zadanie gigantyczne, wymagające łaski Bożej dla świętych mocarzy i związanej z nią samodyscypliny. Koło historii, dziś miażdżące wszystko, co piękne, dobre i święte, może zatrzymać tylko wspólnota tradycjonalistyczna. Wspólnota preferujących milczenie w obliczu bezsensownych sporów. Jeżeli chodzi o idee monarchistyczne, już wszystko przecież zostało powiedziane.

Arystokracji ducha, która odbuduje hierarchię społeczną i wezwie na Wawel panów przyrodzonych, a proces odrodzenia zwieńczy koronacją Pomazańca Bożego, musi przyświecać cytat umieszczony na fryzie Kaplicy Zygmuntowskiej: NON NOBIS DOMINE NON NOBIS SED NOMINI TUO. W tych słowach jest cały program.


1 Spotkanie z panem dr. hab. Arturem Ławniczakiem, prof. UWr, odbyło się na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego 14 grudnia 2023 roku. Zostało zorganizowane przez członków Koła Naukowego Doktryn Politycznych i Prawnych im. Niccoló Machiavellego.

2 Tomasz Goździk, Głos polemiczny: „My niestety już powolutku schodzimy z tej areny dziejów”… czyli o problemie dotarcia z monarchizmem do ludzi młodych

3 Jeżeli pan Goździk celnie dobranymi cytatami wykaże, że jestem smętnym nostalgikiem, zweryfikuję samoocenę.

4 Młodych monarchistów należałoby polecić wstawiennictwu św. Gabriela od Matki Bożej Bolesnej.

5 To elita tworzy szkoły, a nie na odwrót. Poza tym przyszły król Polski musi – zanim jeszcze nastąpi „moment elekcyjny” – swoją biografią zaświadczyć, że jest człowiekiem Tradycji. Trudno tego wymagać od choćby najbardziej szlachetnej osoby, która dopiero opuściła mury seminarium dla królów. Parafrazując pytanie o ministra kultury Francji w czasach Honoriusza Balzaka: jaką szkołę dla panujących ukończył król Ludwik Święty? W dodatku nie od rzeczy będzie zauważyć, że wymarzony absolwent „kuźni elit”, zgodnie z wyobrażeniami pana Goździka, powinien równocześnie mieć już dzieci lub dać jakiś bliżej nieokreślony dowód swojej potencji. Wygląda to dość osobliwie.

6 Dlaczego to, co niedopuszczalne w Hiszpaniach, staje się dopuszczalne w Rumunii? Czyżby to był przebłysk przekonania, że na wschodzie kontynentu rozpościera się „młodsza Europa”, którą dopiero trzeba ucywilizować?

7 Mam wrażenie, że na szczęście pan Goździk również to dostrzega.

8 W odniesieniu do Polski, kraju leżącego w centrum Europy, jest to obserwacja wręcz banalna.


Za: www.legitymizm.org/umieramy-ale-bez-pospiechu?fbclid=IwAR0NQxLhEwzLfjb2u1bxXtiH9zi7lSfMGc-ygKmQwgi2E688B3fptDqC8xw