Grzech pierworodny ma zasięg powszechny. Każda dziedzina życia ludzkiego ma swój grzech pierworodny; ma go również życie społeczno-gospodarcze. /…/
Powstała nowa religia
– pieniądza i bogactwa. Jej dogmaty – to nieograniczona wolność
gospodarcza, wolna konkurencja, rozdział kapitału i pracy, najemnictwo,
prawo podaży i popytu, mechanizm cen. Jej moralność – to brak wszelkiej moralności, przewaga kapitału nad człowiekiem i pracą, dobro produkcji, zysk jako dobry uczynek. Jej ołtarze – to wielkie fabryki, maszyny, narzędzia, kartele, syndykaty, banki, gdzie za cenę chciwości ofiarowywano życie ludzkie.
Cel ostateczny – błogosławiony bogaty.
Bogatymi bądźcie za wszelką cenę – kto może i jak tylko może! Oto bóg
świata – spoganiały kapitalizm. Wszystko, co odtąd świat spotyka, łączy
się ściśle z tym systemem; bowiem „przepaść przepaści przyzywa” (Ps 41,
8).
Spoganiały kapitalizm jest rodzonym
ojcem wszystkich kierunków rewolucyjno-społecznych: socjalizmu,
komunizmu, bolszewizmu – tych wszystkich dążeń, które działając na mocy
prawa reakcji, stanęły w obronie pogwałconych praw człowieka.
Ale czyż złe drzewo może dobre owoce
rodzić? Grzech rodzi grzech. Grzechowi kapitalizmu przeciwstawił się
grzech socjalizmu, komunizmu, bolszewizmu. Herezje marksistowskie
dowodziły, że technika kapitalistyczna rodzi ustrój kolektywistyczny.
„Bo korzeniem wszelkiego złego jest chciwość, której gdy się niektórzy
oddali, zabłądzili w niewiarę i ściągnęli na siebie wiele cierpień” (I.
Tym. 6, 10). Mówicie, że to wygląda radykalnie? Każdy grzech jest
radykalny, czy to będzie indywidualistyczny grzech kapitalizmu, czy
kolektywistyczny grzech bolszewizmu. Wszystkie grzechy należą do jednej
rodziny, dlatego i złota, i czerwona międzynarodówka płyną z jednego
źródła – z chciwości.
W rozważaniach naszych zajmiemy się
przede wszystkim duchem kapitalistycznym, gdyż on właśnie jest
najbardziej przeciwny duchowi chrześcijańskiemu; to on rodzi owoce,
którymi zatruwa się całe życie gospodarcze, społeczne, polityczne,
a swój wpływ rozkładowy przerzuca nawet na życie moralne i religijne
całych państw, narodów i społeczeństw. Czyż Kościół może pozostać
obojętny wobec tego zatrutego źródła, którym upajają się tak często jego
dzieci?
Całe życie ludzkie ocenia Kościół swą
miarą ostatecznej i najwyższej celowości. I w życiu gospodarczym ta
miara jest niezawodna: wszystko, co człowiekowi ułatwia osiągnięcie tego
celu, jest użyteczne i dobre; wszystko, co odeń oddala lub drogę
utrudnia – jest złe lub nieużyteczne, i choćby największe zapewniało
korzyści gospodarcze – musi być odrzucone, gdyż „nie samym chlebem żyje
człowiek” (Pwt 8, 3).
Tą miarą ocenia też Kościół wszystkie
prądy i kierunki gospodarcze, tę miarę przykłada również do oceny
kapitalistycznej gospodarki. Zobaczmy, co z niej należy odrzucić, co zaś
można zatrzymać.
I. Kościół wobec urządzeń gospodarki kapitalistycznej
Ileż to razy w szeregach
rozgoryczonych robotników padały zdania: „Kościół trzyma
z kapitalistami”, „Kościół zaprzedał nas bogaczom”. Komunistyczna
propaganda i socjalistyczna taktyka, ukrywające starannie przed ludźmi
prawdziwą naukę katolicką, jeszcze umacniały ten pogląd. Sami zaś
kapitaliści nieraz osłaniali powagą Kościoła swe praktyki, rzucając cień
podejrzeń na tego najwyższego stróża prawdy i moralności, który z
jednakową siłą wszystkim przypomina ich obowiązki.
Nie jest prawdą, jakoby Kościół popierał bezbożny kapitalizm.
Jest wielką niesprawiedliwością
głosić, że Kościół tylko robotnikom zalecał posłuszeństwo i cierpliwe
znoszenie niewoli kapitalistycznej, natomiast sprzyjał przemysłowcom
i ochraniał plutokrację. Czyż nie słyszeliście o tym, że do ostatnich
niemal czasów tylko Kościół miał odwagę stawiać wytrwale czoło
rozpowszechnionej praktyce pobierania procentów od kapitału, choć cały
ówczesny system gospodarczy natrząsał się z niego, jako głosiciela
ciemnoty i zacofania. A przecież jak długo dawano posłuch Kościołowi,
rozwój kapitalizmu w dzisiejszej jego postaci był wśród narodów
katolickich powstrzymany. Czyż nie widzicie, że to właśnie niekatolickie
kraje są najsilniejszymi twierdzami kapitalizmu? Czyż nie słyszeliście,
że właśnie Kościołowi zarzuca się, iż jego nauka i moralność zahamowały
w krajach katolickich rozwój przemysłu i handlu? /…/
Kościół nigdy nie pochwalał ani nie
popierał kapitalizmu, natomiast od najdawniejszych czasów aż do naszych
dni zawsze zwalczał zawzięcie wszelkie rodzaje lichwy. Wszak w okresie
największego rozprzężenia lichwiarskiego Leon XIII potępiał „żarłoczną
lichwę”, którą dziś ludzie „chciwi i żądni zysku uprawiają w nowej
postaci” (RN, 2) [Rerum novarum]. A prawo kanoniczne, ogłoszone
przez Benedykta XV, zabrania wszelkich lichwiarskich kontraktów, a więc
i wyzyskującej umowy o pracę, lichwiarzom zaś grozi karami kościelnymi
(kan. 1543).
Także dziś można usłyszeć w świątyniach katolickich słowa Księgi
Przypowieści: „Kto kryje zboże, przeklnie go pospólstwo, lecz
błogosławieństwo nad głową sprzedających” (Prz 11, 26). I inne:
„Obrzydliwością jest u Pana waga i waga; szala zdradliwa nie jest dobra”
(Prz 20, 23).
Wyzyskujący i bezbożny kapitalizm jest potępiany zawsze przez całą naukę Kościoła świętego.
Kościół odrzuca nie ograniczoną żadnym prawem wolność samolubnego kapitalizmu.
Kościół broni wolności, gdyż wolność
jest nieodzownym warunkiem działalności ludzkiej i najlepiej odpowiada
rozumnej naturze człowieka. Zdecydowanie jednak potępia Kościół taką
wolność, która wyzwala z prawa przyrodzonego i Bożego, z wszelkich
nakazów moralnych. Wolność taka staje się zatrutym źródłem; z takiej
wolności bogatego płynie niewola ubogiego. Właśnie dlatego,
że liberalizm gospodarczy głosił wolność od wszelkiego prawa Bożego,
spotkał się z potępieniem Kościoła. Nowoczesny kapitalizm odrzucił
wszelką pomoc Bożą w życiu gospodarczym. /…/
Nie to jest tragiczne, że bezbożny
kapitalizm wyrzekał się Boga w fabryce; Bóg chrześcijański zbyt
wnikliwie patrzy w serca i na dłonie. Rozpoczęli służbę bogu – mamonie,
która napełniła ich kieszenie. Wzięli zapłatę swoją za zdradę Boga –
judaszowe srebrniki. A co zyskali na zdradzie Boga robotnicy? Dlaczego
wypędzali Go z fabryk i warsztatów, ze swoich programów, partii
i związków? Czy po to, by przyspieszyć zwycięstwo bezbożnego
i samolubnego kapitalizmu? Właśnie ta zdrada praw Bożych przez świat
kapitalistyczny i przez świat robotniczy – ta wspólna wina! – ułatwiła
rozbicie gospodarczego organizmu zdrowego życia zawodowego, zaprowadziła
nieład, a w następstwie – wyzyskanie gospodarczej przewagi kapitału.
Czyż możliwe było utrzymanie moralności życia gospodarczego bez praw
Bożych? Stara mądrość objawiona mówiła: „Jako w pośrodku spojenia
kamieni kół się wbija, tak i między sprzedawanie a kupowanie wciśnie się
grzech” (Syr 27, 2). Nic więc dziwnego, że życie gospodarcze wyzwolone
z Bożego prawa wspólnym wysiłkiem fabrykantów i robotników stało się
krainą grzechu, nowoczesną Sodomą i Gomorą, która tu i ówdzie zamieniła
się w Morze Martwe.
Kościół uznaje godziwe instytucje gospodarcze.
Świat Boży jest wielkim domem,
w którym życie ludzkie powinno rozwijać się według wzorów Bożych.
A przecież Bóg jest twórcą tej wspaniałej „maszyny”, o której czytamy
w Księdze Przypowieści: „Mądrość zbudowała sobie dom, wyciosała siedem
filarów. Ofiarowała ofiary swoje, zmieszała wino i stół swój zastawiła”
(Prz 9, 1-2). /…/ Człowiek jest wezwany do wielkiej pracy stopniowego
przebudowywania świata. Rozwój gospodarstwa światowego jest wynikiem
praw postępu. Nie może więc i współczesny wielki przemysł, sam w sobie,
być czymś złym i zasługującym na potępienie, jeśli pracuje zgodnie
z prawem Bożym, bo „robota sprawiedliwego ku żywotowi” (Przy 10, 16).
Każda uczciwa praca ludzka, jeśli poświęcona jest tworzeniu dóbr
prawdziwie użytecznych, jest współpracą człowieka z Bogiem w Jego planie
wyżywienia świata.
Kościół nie potępia również gospodarki kredytowej, którą posługuje
się wielki przemysł, o ile jest ona prowadzona sprawiedliwie. Pan Jezus
postawą swoją dał dowód, że w każdej dziedzinie życia ludzkiego
mogą być zalety i wady, które przy dobrej woli człowieka można
naprawić. Dlatego przyjął zaproszenie na ucztę u Lewiego, gdzie „wielka
rzesza celników i innych z nimi siedziała u stołu” (Łk 5, 29); a gdy się
z tego gorszyli ówcześni purytanie, zapewnił ich, że i ci ludzie mogą
wejść do królestwa niebieskiego, jeśli będą pełnić uczciwie swoje
obowiązki (zob. Łk 5, 27-32). Dlatego Chrystus Pan wszedł pod dach
Zacheusza, aby i jego domowi stało się zbawienie; dlatego na apostoła
i ewangelistę powołał Mateusza, aby pouczyć świat, jak pod mocą łaski
Bożej może i powinna się uświęcić wszelka praca ludzka.
Kościół również nie potępia tego,
że robotnicy współcześni pozostają w stosunku najemnym do pracodawcy,
zachęca tylko do tego, by wysiłki ludzkie szukały innych form tego
stosunku, lepiej odpowiadających godności człowieka. Już dzisiaj jednak
Kościół każe zabezpieczać robotników najemnych przez sprawiedliwą
zapłatę, rozbudowę ustawodawstwa społecznego, zakłady dobroczynne
i powszechną wolę podnoszenia stopy życiowej robotnika.
II. Co zwalcza Kościół we współczesnym kapitalizmie?
Ewangelia święta podaje nam opis uczty
zgotowanej przez króla, który przez sługi swoje wezwał na nią
wybranych, ale ci odmówili wzięcia udziału w uczcie, „zaniedbali
i odeszli, jeden do wsi swojej, a drugi do kupiectwa swego” (Mt 22, 5).
Jest to obraz współczesnego życia gospodarczego, którego organizatorzy
i kierownicy zupełnie nie biorą udziału w uczcie króla niebieskiego,
całkowicie oddani swoim wołom, wsiom i kupiectwu. Stąd się rodzą
wszystkie grzechy kapitalizmu.
Kościół odrzuca doczesność dążeń gospodarki kapitalistycznej.
Odrzuciwszy prawo Boże, kapitalizm
upaja się złudą szczęścia ziemskiego i – podobnie jak komunizm – chce
stworzyć raj na ziemi. W tym celu żąda nieograniczonej wolności dla
własności prywatnej i odrzuca wszelkie obowiązki społeczne. Wyznawcom
swoim wskazuje jako cel zasadę potępioną przez Kościół: Naprzód bogaćcie
się, a wszystko inne będzie wam przydane. Wraz z tą zasadą zaleca jako
środki bogacenia się: zbyt łatwe zyski, szybkie zarobki spekulacji,
wyrzucanie na bruk robotników i pracowników, panowanie kłamliwej
reklamy, podstępne upadłości, oszukaństwo, zamachy giełdowe, „walkę
na noże” między trustami, kartelami, domami handlowymi, wyuzdaną
rywalizację towarzystw akcyjnych – wszystkie te dzikie formy anarchii
gospodarczej, wiodące nieliczną garść ludzi do opanowania świata przy
pomocy pieniądza i kredytu. Cóż dziwnego, że Stolica św. w [encyklice] Quadragesimo anno [QA] potępia zdecydowanie te nowoczesne grzechy, z których nikt się nie oskarża i których win nikt nigdy nie naprawia?
Prawdą jest, że prawa właściciela są
wyłączne, że dobra przeznaczone są przede wszystkim do zaspokojenia jego
potrzeb; ale te prawa nie są nieograniczone, gdyż człowiek nie jest
bezwzględnym panem swych dóbr, a tylko ich włodarzem, a więc
z włodarstwa swego, z zarządu i użycia dóbr musi zdać sprawę
przed Bogiem. By ustrój gospodarki kapitalistycznej mógł spełnić swe
zadania, domaga się od swych kierowników wielu cnót moralnych. Żadne
bowiem społeczeństwo nie może istnieć bez cnót moralnych, a cóż dopiero
cała dziedzina życia gospodarczego.
Usilnie potępia Kościół ducha zysku, tworzenie bogactw dla nich samych.
Kapitalizm istotę swego całego
gospodarstwa zasadzał nie na zaspokojeniu potrzeb ogółu, ale na możliwie
największym wzbogaceniu jednostek. Tu tkwi największy jego błąd – zysk
postawił za cel gospodarowania.
W tym też duchu kapitalizm wychował
człowieka. Człowiek rządzący się duchem kapitalistycznym wszystkie
kamienie chce w chleb zamienić, cały cel swego życia, prac, trudów widzi
w osiąganiu zysku. W oczach jego upadają wszystkie związki naturalne
między ludźmi: wspólnota rodzinna, zawodowa, narodowa, religijna –
pozostaje tylko związek pieniądza i umowa odpłatna. Człowiek taki ma
przywiązanie tylko do tego, co przynosi zysk. Wszystkie dzieła rąk
Bożych nikną mu sprzed oczu: przyroda to już nie piękno, ale surowce,
to dochody z gleby i hodowli. Ba, nawet człowiek przestał być dlań
bliźnim, a został tylko siłą najemną, rękoma roboczymi lub też
właścicielem pakietu akcji.
Duch zysku rodzi gorączkowy pośpiech i pogoń za groszem. Kapitalista
dąży do tego, by zyskać na czasie, by włożonym kapitałem w jak
najkrótszym czasie obrócić największą ilość razy. Rozpoczyna się opętana
pogoń, by oszczędzić na czasie, na procencie, na pracy i płacy
robotnika, by umożliwić nową inwestycję. Oto tajemnica gorączkowego
tempa nowoczesnej produkcji, maszynizmu, akordowej płacy, w której
kapitaliści idą w zawody ze stachanowskimi bolszewikami, w kuszeniu
robotnika widokiem zarobku, aby go zmusić do zwiększenia wysiłku choćby
kosztem dobra własnej duszy i ciała.
Jakiż z tego owoc? Czyż nie staje nam
w tej chwili przed oczyma ów gospodarz opisany w Ewangelii,
który zgromadziwszy w nowych gumnach nadspodziewany urodzaj, przemówił
do swej duszy: „Odpoczywaj, jedz, pij, używaj”? Ale los ich jest
jednaki: „Tej nocy zażądają duszy twojej od ciebie” (Łk 12, 19-20).
Śmierć stoi u wrót chciwości. „Nie ma nic
niegodziwszego jak miłować pieniądze; bo taki i duszę swą ma przedajną,
gdyż w życiu swoim wyrzucił wnętrzności swoje” (Syr 10, 10). Człowiek
owładnięty żądzą zysku „wyrzuca wnętrzności swoje” w nerwowym pośpiechu,
w nieustannej pogoni za zarobkiem. Nerwy, nerwy, a stąd wariaci,
degeneraci, zboczeńcy, półludzie, którzy już nie mają czasu i sił na nic, co nie jest pieniądzem, groszem, zyskiem…Oto nowoczesny homo oeconomicus.
Kościół zwalcza kapitalistyczny wyzysk i poniżenie ludzi pracy.
Z niezwykłą stanowczością ostrzegał
Kościół cały świat przed zgubnymi następstwami kapitalizmu,
który uderzał w godność osobistą wyzyskiwanego robotnika. Kapitalizm
najpierw zrównał człowieka z maszyną, a ludzi sprowadził do rzędu
bezdusznego narzędzia; w dalszym ciągu uszlachetnił i wyniósł do poziomu
bóstwa maszynę, poddając jej służbie człowieka. W smutnym wyniku tego
niewolnictwa wysiłek człowieka ciągle wzrasta, wyniszczając
przedwcześnie, wskutek przyśpieszenia tempa pracy, siły robotnicze. /…/
Przez daleko posunięty podział, mechanizację i racjonalizację pracy ugodził kapitalizm w największy
dar człowieka, w jego rozumną naturę, niszcząc wszelkie jego
zainteresowania w odniesieniu do przedmiotu pracy. Jakże słuszne jest
zdanie Piusa XI, że w epoce kapitalizmu martwa natura wychodzi
z warsztatu pracy uszlachetniona, podczas gdy człowiek staje się gorszym
i pospolitym. Co więcej, zepchnąwszy człowieka poniżej maszyny,
kapitalizm zatracił wrażliwość na wszelkie podstawowe potrzeby i warunki
życia ludzkiego. Zdawało mu się, że jak maszyna nie ulega znużeniu,
a tylko prawom amortyzacji, podobnie i człowiek. Dlatego nakłada nań
ciężary, których sam nie dźwiga. Jakże podobni są współcześni
kapitaliści do tych niegodziwych rolników, na których żalił się Job:
„Nagiemu dopuszczają chodzić bez odzienia, a o głodzie chowają tych,
którzy ich snopy znoszą” (zob. Hi 24, 10).
Nie liczył się też kapitalizm
z potrzebami moralnymi i religijnymi człowieka, samą organizacją pracy
utrudniając spełnianie obowiązków podstawowych wobec własnej duszy i jej
zbawienia. Gdy do tego dodamy lichwę płacy – stałe obniżanie zapłaty
za pracę – albo sabotowanie robotników widmem redukcji i bezrobocia,
wtedy powody do protestu Kościoła staną się jeszcze bardziej oczywiste.
Groził ongiś Izajasz wyzyskiwaczom:
„Biada wam, którzy przyłączacie dom do domu, a rolę do roli
przyczyniacie aż do granicy miejsca! Izali wy sami mieszkać będziecie
wpośród ziemi?” (Iz 5, 8). Chciwość zamyka oczy na tę prawdę
ekonomiczną, że zubożenie mas odbije się fatalnie na ich sile nabywczej,
a zatem na produkcji i na stanie przedsiębiorstw. Owoce ducha
kapitalistycznego są straszliwe. Pracownik zubożał duchowo, odbiegł
od prawa Bożego i ludzkiego, ratując się za wszelką cenę przed gwałtem
i tyranią gospodarczą. Zawiedziony w swym szczęściu doczesnym, robotnik
duszę swą napełnił niepokojem, chciwością, bezwzględnością, zazdrością,
pożądliwością zabronionych dóbr ziemskich. Poddany nędzy materialnej,
brnął w nędzę moralną, a zubożały duchem i ciałem, sprowadzony
do poziomu życia proletariackiego, niegodnego człowieka, uległ wszelkim
pokusom rewolucji, przewrotu, komunizmu i bolszewizmu. Oto gorzkie owoce
grzechów wołających o pomstę do nieba.
W bezwzględny sposób potępia Kościół plutokrację, czyli panowanie pieniądza nad całym życiem gospodarczym.
Duch indywidualistyczny, panujący
w życiu gospodarczym, doprowadził do kapitalizmu, który w skrajnej swej
formie doprowadził do dyktatury pieniądza. Pius XI zwraca uwagę
na smutne zjawisko naszych czasów – w ręku nielicznych jednostek skupia
się niebezpieczna potęga i despotyczna władza ekonomiczna. A władza ta
„najgorszą przybiera postać w działalności tych ludzi, którzy, jako
stróże i kierownicy kapitału finansowego, władają kredytem i rozdzielają
go według swej woli. W ten sposób regulują oni niejako obieg krwi
w organizmie gospodarczym i sam żywioł gospodarczego życia trzymają
w swych rękach, że nikt nie może wbrew ich woli oddychać” (QA, 106).
Przez skomplikowany system monopolów, trustów i koncernów cennikowych
doprowadziła ona do opanowania wszystkich środków życia, z pogwałceniem
sprawiedliwości. Dla egoistycznego bogacenia się wykorzystywano różne
stowarzyszenia przemysłowe i handlowe, różne użyteczne instytucje
bankowe i kredytowe, aby odtąd – zamiast służyć dobru obywateli, dla
których zostały powołane do życia – służyły wyzyskowi już nie tylko
jednostek, ale całych klas, warstw społecznych, narodów i państw.
Odtąd – jak mówią w swym liście
pasterskim biskupi katoliccy Austrii – plutokracja prowadzi
systematyczne okradanie narodów z oszczędności, planowe zubożenie mas,
aby uzależnić od siebie już nie tylko robotników, ale rzemieślników,
stan średni, a nawet przedsiębiorców i fabrykantów. Świat bankierski –
czytamy w tymże liście – doszedł w poszczególnych państwach
do nowej potęgi panującej, jakiejś samozwańczej władzy nad władzą
państwową, tak że władza ta już nie jest suwerenna. Zamieniwszy pieniądz
na towar, który sprzedaje po lichwiarskich cenach w swych złoconych
kramach bankierskich, finansjera bezbożna, chcąc się wzbogacać bez
granic, wpada „w pokusy i w sidła diabelskie – jak mówi
św. Paweł – i w wiele nierozumnych i szkodliwych pożądliwości, które
pogrążają ludzi na zatracenie i zgubę” (I. Tym. 6, 9).
„To skupienie potęgi i bogactw w rękach
niewielu prowadzi do dalszej, potrójnej walki: naprzód do walki
o ujarzmienie samego życia gospodarczego, dalej – do walki o opanowanie
państwa, aby jego środki i jego władzę wyzyskać potem do walki
gospodarczej” (QA, 103). Zyskawszy te dwie władze, finansjera rozpoczyna
walkę z urządzeniami państwowymi, zwalcza ustawodawstwo społeczne
i wszelkie reformy, mnożąc liczne grzechy wołające o pomstę do nieba.
Oto skromna ich lista:
Obarczają lichwiarskim, nadmiernym
oprocentowaniem usługi instytucji bankowych i kredytowych; wyzyskują
zarówno robotników, jak i drobnych wytwórców i dostawców przez złe
warunki pracy, niesprawiedliwą płacę i cenę; niesprawiedliwie
oprocentowują albo wprost przywłaszczają sobie oszczędności, zwłaszcza
drobne, przez sztuczne bankructwa, inflacje, sztuczne zwyżki i zniżki,
przedsiębiorstwa akcyjne itp.; pieniądz, który miał być
pomocnikiem, zamienili w kierownika życia gospodarczego, odrzuciwszy
zaś zaradzanie potrzebom ludności, z zysku pieniężnego uczynili cel
czynności gospodarczych.
Nic dziwnego, że ta olbrzymia potęga
doprowadziła do powszechnej walki wszystkich przeciwko wszystkim:
kapitału przeciwko pracy, wielkiego kapitału przeciwko małemu, burżuazji
przeciwko proletariatowi itd.; że wreszcie owładnęła i sponiewierała
godność rządzących, sprowadzając ich do roli niewolników zaprzedanych
ludzkim namiętnościom i samolubnym interesom. /…/ Ale nie koniec na tym!
Prowadzi „wreszcie do walki między państwami, czy to w ten sposób,
że poszczególne państwa oddają swoje siły polityczne w służbę
gospodarczych interesów swoich obywateli, czy też w ten, że swojej
gospodarczej przewagi używają do rozstrzygania międzynarodowych sporów
politycznych” (QA, 108). Tu rozpoczyna się najstraszliwszy rozdział
dziejów ludzkości – okrutne, krwawe, bezlitosne wojny, których brudne,
handlarskie cele osłaniane są nieraz najszczytniejszymi hasłami; wojny,
które poniewierają do reszty wszystko, co powinno być i święte,
i wzniosłe.
***
Wszelkie nadużycie prawa Bożego ma swój
odwet; Bóg nie pozwoli naśmiewać się ze swoich praw. „Korzeniem
wszelkiego złego jest chciwość, której gdy się niektórzy oddali,
zabłądzili w niewiarę i ściągnęli na siebie wiele cierpień” (I. Tym. 6,
10). Dziwna rzecz, jak niebezpieczne jest niesłuszne zbieranie kosztem
duszy swojej (zob. Syr 14, 4), jak wielkie bogactwa podnoszą pychę
ludzką przeciwko Bogu, a świat pogrążają w materializmie używania i w
niewierze. Cóż jest dziś bardziej ateistyczne – komunizm czy kapitalizm?
Kogo wolicie w gumnach waszych – czy jawnego podpalacza, który trąbiąc
na wszystkie strony świata podkłada żagiew pod wasz dom, czy też
skrytego, który o północy cicho i nieznacznie się skrada, by ojcowiznę waszą w popiół obrócić? Oceńcie sami!
Powyższy tekst pochodzi z książki
Autora pt. „Miłość i sprawiedliwość społeczna. Rozważania społeczne”,
fragmenty Zbioru III – „Krucjata społeczna”, Wydawnictwo Pallotinum,
Poznań 1993.