środa, 10 czerwca 2015

Nie przeliczajmy wszystkiego na pieniądze - Piotr Beczała



W wielu środowiskach liberalnych można zauważyć tendencję do oceniania każdej inwestycji jedynie pod kątem widzialnych zysków finansowych z jej przeprowadzenia. Jest to stanowisko niewłaściwe, ponieważ obok korzyści finansowych zawsze trzeba uwzględniać tzw. korzyści społeczne. Niektórym zwolennikom poglądów wolnorynkowych może zapalić się przy tym sformułowaniu czerwona lampka, że mam na myśli socjalizm. Nic bardziej mylnego.
Korzyści społeczne to nic innego, jak ta pozostała wartość dodana danego przedsięwzięcia, której nie można lub jest bardzo trudno wyliczyć w zyskach finansowych. W przypadku przedsięwzięć nastawionych na zysk mogą to być poprawienie zdrowia fizycznego i psychicznego danej grupy osób, dla której utworzyliśmy nowe miejsca pracy, a także inspiracja dla innych przedsiębiorców i rozszerzenie ich działalności o współpracę z nowo utworzonym podmiotem/jednostką organizacyjną. To także wytworzenie konkretnego produktu lub usługi, która poprawia komfort nieraz dziesiątków tysięcy ludzi z niej korzystających, dzięki czemu w jakimś stopniu lepiej im się żyje. Jednak nie na tego typu inwestycjach chciałem się w tym artykule skupić.
Wokół nas coraz częściej wyrastają najróżniejsze budynki i konstrukcje użyteczności publicznej. Nie zawsze zastanawiamy się nad celowością ich powstawania, ale każdy z nich prędzej czy później korzysta, ceniąc sobie ich istnienie. O tej „wartości cenienia sobie” chciałem napisać słów kilka. Wyobraźmy sobie, że nigdy nie powstały place zabaw, boiska czy siłownie „pod chmurką” dostępne dla każdego. A nawet jeśli zostały zbudowane, to przez prywatnego inwestora, który za wstęp na takowe pobiera odpowiednią opłatę. Jak wyglądałaby wtedy nasza rzeczywistość?
Podejrzewam, że większość Polaków stroniłaby od korzystania z takich atrakcji na co dzień z racji zbyt dużych kosztów, jakie musieliby ponosić. Ci lepiej sytuowani może i zabieraliby swoje dzieci w takie miejsca, dość często jednak stawiają takie prywatne place zabaw na własnym podwórku, co wiem z doświadczenia. Zastanówmy się nad tym przez chwilę. Ile oszczędzają poszczególne polskie rodziny na tym, że nie muszą na swoich ogródkach stawiać zjeżdżalni, huśtawek i piaskownic dla dzieci, ponieważ mogą je zabrać lub wysłać na pobliski plac zabaw, gdzie będą mogły jednocześnie spotkać się ze swoimi rówieśnikami, nawiązać pierwsze znajomości i przyjaźnie oraz uczyć się konieczności dzielenia z innymi, wytwarzania porządku i hierarchii? A to wszystko pod okiem dobrodusznych babć, mam i ojców, którzy czuwają nad zachowaniem swoich pociech oraz strzegą je przed ingerencją obcych ludzi. Korzyści z utworzenia takiego miejsca spotkań dla naszych pociech nigdy nie przyniosą wymiernego sukcesu finansowego w takim sensie, że nie odczujemy, że do naszej kasy wpłynęły jakieś środki finansowe. A jednak te oszczędności są, choć trudniej dostrzegalne, zakamuflowane.
Jak wielu rodziców dzięki temu nie musi stawiać miejsc do zabawy dla swoich dzieci, gdzie będą mogły bezpiecznie rozładowywać swój nadmiar energii? Ilu nie byłoby w ogóle na to stać, przez co ich dzieci musiałyby na własną rękę szukać miejsc do zabawy? Dzieci oczywiście sobie doskonale poradzą, natomiast przestrzeń, jaką do harców wykorzystają, może okazać się niewłaściwa.
Rzecz nie dotyczy jedynie małoletnich. Osobiście sam korzystam z otwartej siłowni, gdzie mogę poćwiczyć, odreagować stres i poprawić samopoczucie. Została ona także zlokalizowana w miejscu, gdzie nie docierają wandale (wokół nie ma nic, co mogłoby ich przyciągać, nawet zwykłego sklepu), tak więc spotkać mogę tam tylko osoby, które przyszły w tym samym celu co ja. Dzięki temu zarówno ja, jak i każda inna osoba tam ćwicząca, możemy zaoszczędzić na karnecie na siłownię. Nie tworzy to też jakiejś niezdrowej konkurencji dla tych, którzy komercyjnie zajmują się pomocą w ćwiczeniu własnego ciała. Co więcej, zachęca ludzi do aktywności fizycznej, a taka otwarta siłownia nie zastąpi profesjonalnego doradcy, którego możemy spotkać na płatnych zajęciach. Tworzy się w ten sposób przestrzeń do rozpoczęcia aktywności, popchnięcia jej dalej, jeśli danej osobie się to spodoba. Po raz kolejny: ile osób oszczędza swoje środki finansowe dzięki temu, że zostały dla nich stworzone miejsca do rekreacji blisko domu i nie muszą w ich poszukiwaniu wyjeżdżać w bardziej spokojne tereny?
Podobnie jest z infrastrukturą, zarówno kolejową, jak i drogową, wraz z jej oświetleniem. Dzięki sprawnej organizacji transportu wielu ludzi może zaoszczędzić nie tylko pieniądze, ale także czas. A jak wiadomo, czas to pieniądz. Zamiast tłuc się rowerem po polnych drogach, można podjechać pociągiem czy autobusem. Podobnie dzięki dobrym drogom istnieje możliwość tanio poruszać się samochodem, choćby do miejsca pracy, bez konieczności dokonywania regularnych napraw pojazdu.
Dobrą wiadomością jest fakt, iż istnieje możliwość rzetelnego zbadania korzyści społecznych danej inwestycji. Zanim samorząd czy też inna forma władzy przekaże środki na zrealizowanie budowy, może posiłkować się odpowiednią opinią eksperta, który jest w stanie ocenić, czy faktycznie dojdzie do powstania wartości dodanej. Nie można jednoznacznie przeliczyć tego na pieniądze, niemniej takie badanie, o ile zostało rzetelnie wykonane, pozwala z duża dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, czy warto angażować się w realizację tego czy innego przedsięwzięcia.
Dlatego właśnie przeliczanie wszystkiego na zysk można uznać za płytkie i pozbawione sensu. Korzyści społeczne danej inwestycji mogą nie tylko wyrównać stratę finansową, ale nawet przeważyć o konieczności stworzenia konkretnego instrumentu. Po to organizujemy się w społeczeństwo i wytwarzamy ośrodki władzy, by za ich pomocą pomagać sobie nawzajem i tworzyć coś, czego prywatny inwestor nie jest w stanie, ponieważ nie osiągnie z tego tytułu zysku. A korzyści dla nas wszystkich są ogromne.

Piotr Beczała, Ruch Christus Rex