sobota, 17 października 2015

Henryk Wroński: Trzecia Pozycja jest martwa

http://i2.wp.com/xportal.pl/wp-content/uploads/2014/03/0gud03.jpg 
            Na Ukrainie nie ma trzeciej drogi

    Wydarzenia na Ukrainie, jak żadne inne w ostatnim czasie podzieliły europejskie środowiska nacjonalistyczne. Dokonania ukraińskiego Prawego Sektora i zbliżonych do niego środowisk  pozwoliły niektórym żywić nadzieję, że podniesiona do rangi mitu narodowa rewolucja jest możliwa. Choć dla wielu czar nacjonalistycznych bojówek z kijowskiego Majdanu prysł po ich kompromitujących posunięciach (kontakty z ambasadą Izraela, proszenie o pomoc czeczeńskich wahabitów, wciąganie Ukrainy do Unii Europejskiej), fala entuzjazmu, jaka ogarnęła część środowisk, była niewątpliwie autentyczna. Dotknęła ona różnych grup na różne sposoby: Majdan z entuzjazmem poparli zarówno hiszpańscy narodowi rewolucjoniści z Accion Nacional Revolucionaria, reprezentujący poglądy bliskie wielu grupom autonomicznych nacjonalistów, jak i Szwedzi z Nordisk Ungdom lansujący wizję „nowoczesnego patriotyzmu” z ludzką (lub raczej wykrzywioną w kretyńskim, karykaturalnym uśmiechu) twarzą. Ukraińskim nacjonalistom gratulowali także „faszyści trzeciego millenium” z Casa Pound i odwołująca się do katolickiego nacjonalizmu Fuorza Nuova, choć obie organizacje przestrzegały ich przed „dobrodziejstwami”, jakie dla Ukrainy niosłoby jej przystąpienie do NATO i Unii Europejskiej. Jednak analizy wydarzeń na Ukrainie pokazują, że grę o to państwo toczą między sobą Stany Zjednoczone i Rosja, a przy stoliku nie ma już miejsca dla kolejnych graczy. W tej sytuacji poparcie dla ukraińskich nacjonalistów jest de facto poparciem dla USA, a sprzeciw wobec ich dążeń oznacza wyrażenie poparcia dla polityki Rosji. Pomiędzy nimi nie ma trzeciej drogi.

Antykwaryczność Trzeciej Pozycji

Dlaczego nacjonaliści Europy, na swoich podwórkach zwalczający Unię Europejską, amerykanizm i liberalizm poparli walkę o wprowadzenie Ukrainy do strefy liberalnych, euroatlantyckich wpływów? Wydaje się, że odpowiedzią może być niedostosowanie ich idei do czasów współczesnych. Rozwijające się od lat sześćdziesiątych w Europie zachodniej nurty narodowo-rewolucyjne w czasie swojego kształtowania się podnosiły niewątpliwie słuszne postulaty. Budziły niekiedy oburzenie starej, mieszczańskiej prawicy, uznając Stany Zjednoczone za wroga i okupanta Europy takiego samego jak Związek Radziecki. Słusznie krytykowały liberalną gospodarkę. Wprowadziły do nacjonalistycznego dyskursu sprawę Palestyny i innych narodów Trzeciego Świata walczących o wolność, niepodległość i godność. Otwarły się na wartościowe nurty polityczne spoza Europy, takie jak argentyński justycializm czy rozmaite koncepcje nacjonalizmu arabskiego. Jednak osią ich walki było uznanie liberalizmu i komunizmu uosobionych przez USA i ZSRR za dwóch wrogów.

Rozpad ZSRR i bloku wschodniego był ostateczną klęską komunizmu. Pozostał tylko jeden wróg – ten z Waszyngtonu i Wall Street. Dzisiejsi reprezentanci nacjonalizmu Trzeciej Drogi zdają się tego nie dostrzegać. Wierzą, że możliwa jest narodowa rewolucja, która kiedyś wyniesie Europę Narodów do rangi trzeciej potęgi, alternatywnej wobec USA i Rosji, wobec której wysuwają oskarżenia o ambicje odbudowy sowieckiej potęgi, często dodając do nich żałosne pochlipywanie o prześladowaniach rosyjskich etnonacjonalistów, którzy woleliby żyć w Rosji słabej i małej, byle zamieszkiwanej wyłącznie przez białych Słowian. Taka postawa to wpadnięcie w pułapkę własnej ideologii i prosta droga do zostania użytecznym idiotą liberalizmu i stania się odpowiednikiem wahabickich ekstremistów, którzy mogą liczyć na wsparcie, dopóki działają w interesie USA. Ale gdy tylko ugryzą rękę, która ich karmi, globalny hegemon brutalnie przypomni im, kto jest panem, a kto sługą. 

Nie będzie żadnej rewolucji

Chociaż Rosja i jej polityka mogą być (i są) szeroko krytykowane z różnych powodów, jest ona dziś jedyną realną siłą zdolną przeciwstawić się globalnej ekspansji liberalizmu i pokrzyżować plany Waszyngtonu. Wiedzą o tym dobrze państwa idące w awangardzie antyliberalizmu, walczące o możliwość wyboru własnej drogi rozwoju: konserwatywny Iran, nacjonalistyczna Syria czy boliwariańska Wenezuela. Poprzez rozwijanie strategicznej współpracy w oparciu o sojusz z Rosją tworzą podwaliny pod nowe bieguny ładu międzynarodowego. W każdym przypadku, mimo ideologicznych różnic, kluczowe jest dla nich występowanie przeciwko siłom, które w sposób jawny bądź zakamuflowany realizują interesy Stanów Zjednoczonych. Poparcie dla ugrupowań, które nawet nieświadomie, lub występując w charakterze tymczasowych sojuszników, wpisują się w program realizacji interesów USA, oznacza opowiedzenie się po stronie Waszyngtonu. On sam, by osiągnąć swoje cele, może posłużyć się zwolennikami dowolnej ideologii. Może także zmobilizować siły odwołujące się do nacjonalizmu lub każdej innej idei politycznej czy religijnej. Po osiągnięciu celu – wciągnięciu kraju pod wpływ swojej liberalnej parodii kultury, rozbiciu więzi społecznych, zaprowadzeniu złodziejskiej gospodarki opartej na finansowym kapitalizmie trzymanym w ryzach przez poddane sobie MFW, Bank Światowy i ponadnarodowe korporacje bez mrugnięcia okiem poświęci swoich niedawnych sojuszników. Dokładnie tę funkcję pełnią obecnie ukraińscy nacjonaliści legitymizujący wywóz rezerw złota do USA, przyjęcie polityki gospodarczej, która zakończy się katastrofą i zastępowanie skompromitowanych oligarchów balansujących między Zachodem i Rosją przez oligarchów jawnie prozachodnich. Popieranie „narodowej rewolucji” w takiej formie jest przykładaniem ręki do budowy amerykańskiej potęgi, niewolącej narody i niszczącej kultury na całym świecie.

Wyczekiwane przebudzenie narodu, które nastąpiło na Ukrainie, pokazuje, jak bardzo rzeczywistość czasów globalizacji różni się od marzeń i wizji przyszłości kształtowanych w kręgach nacjonalistycznych Europy od czasów powojennych. Nasuwa się porównanie z rewolucją islamską w Iranie i wydarzeniami określanymi jako „arabska wiosna.” Ta pierwsza, sprzed ponad trzydziestu lat, była autentycznym masowym zrywem wymierzonym w znienawidzone amerykańskie marionetki, przeprowadzonym wyłącznie siłami Irańczyków. Porewolucyjny Iran obalając liberalne, proamerykańskie władze, odciął się jednocześnie od tracącego dech sowieckiego marksizmu wybierając trzecią drogę – polityki opartej na fundamencie islamu i jego praw. „Rewolucje” w Libii i Syrii okazały się jedynie próbą osadzenia sprzyjających Amerykanom władz. Te fałszywe rewolucje przygotowane w gabinetach za oceanem nie mogły się powieść. Ich jedynym zauważalnym efektem są jedynie wojna i chaos. Tak samo skończyć się może rewolucja na Ukrainie i w każdym innym kraju, który USA będzie chciało przeciągnąć do swojej strefy wpływów. Żadnej „narodowej rewolucji” skutecznie wymierzonej w jankeskie interesy nie będzie.

Pora dostrzec nieadekwatność recept proponowanych przez nacjonalizm Trzeciej Drogi. Heroiczne czasy włoskich anni di piombo czy dni, w których GUD rządziło na ulicach i uniwersytetach Paryża, minęły. Dziś wróg jest tylko jeden, a każda próba zachowania wobec niego neutralności czy życzliwości, mimo zastrzeżeń, jest opowiedzeniem się po jego stronie. Trzecia Droga w swojej obecnej postaci prowadzi na śmietnik idei. Szkoda byłoby, gdyby jej zwolennicy skończyli tam obok skamielin trockizmu czy ludzi, którzy z pełną powagą dywagują nad przywróceniem władzy Habsburgom czy Burbonom.

Henryk Wroński

Za:  http://xportal.pl/?p=13112