niedziela, 18 października 2015

Leon Degrelle: Agonia Wieku

Leon DegrelleKochać? Dlaczego? Dlaczego kochać?

    Człowiek skrył się za barykadą egoizmu i własnej przyjemności. Cnota zamilkła. Jej dawne ryty się wyszydza. Dusze się duszą albo wręcz zostały uśmiercone za bogatą zasłoną nawyków i konwenansów.
Ludzie zaczęli postrzegać szczęście jako stos owoców, które chrupią w pośpiechu lub jedynie zatapiają w nich zęby, a następnie odrzucają je bez ładu i składu – ze zniszczonymi duszami i ciałami – gdy tylko ustanie chwilowy szał, by zwrócić się ku innym owocom, bardziej podniecającym lub bardziej perwersyjnym.
W powietrzu ciąży całe to moralne i duchowe zaprzaństwo. Na próżno płuca łakną haustu czystego powietrza, świeżości bryzy rzucającej na piasek plaży kropelki wody.
Z wewnętrznych ogródków zniknęły kolory i śpiew ptaków. Ludzie nie dają już sobie nawet miłości. Czym zresztą jest jeszcze miłość, najpiękniejsze słowo na świecie, sprowadzona do przypadkowej i zamiennej fizycznej rozrywki ?
***
A przecież jedynie szczęście, które dawało pociechę i upajało jak pełny aromat jesiennych owoców i liści polegało na dawaniu.
Szczęście istnieje tylko jako dar, dar całkowity, któremu bezinteresowność nadaje posmak wieczności, a w duszy pozostawia posmak niematerialnej słodyczy.
Dawać! Widzieć oczy błyszczące, bo ktoś je zrozumiał, doń dotarł i obficie obdarzył!
Dawać! Czuć wielkie radosne obłoki, które podnoszą się niczym roztańczone fale z serca nagle zalanego przez słońce!
Dawać! Dotykać sekretnych włókien, z których utkane są tajemnice uczuć!
Dawać! Uczynić gest, który łagodzi cierpienie, uwalnia dłoń od jej fizycznego ciężaru i zaspokaja potrzebę bycia kochanym!
Serce staję się wówczas lekkie jak pyłek. Jego radość wznosi się jak śpiew słowika – ognisty głos, który żywi cienie.
Jesteśmy pełni radości. Wyzbyliśmy się potęgi szczęścia, której nie otrzymaliśmy dla siebie, która nam ciążyła, którą musieliśmy wylać, podobnie jak ziemia nie jest w stanie bez końca wstrzymywać źródlanego życia i pozwala mu wytrysnać pod krokusami i żonkilami bądź w załomach zielonych skał.
Jednak dziś w tysiącach wyschniętych załomów duchowe źródło przestało już bić, a ziemia nie wylewa daru, który ją wypełniał. Zatrzymuje swe szczęście. Tłumi je w sobie.
***
Na tym polega agonia naszych czasów.
Upadek obecnej epoki to nie sprawa braku środków finansowych. Nigdy jeszcze świat nie był tak bogaty, tak pełen komfortu, a pozostająca na jego służbie industrializacja nigdy nie była tak wydajna.
Nigdy nie oferowano tylu bogactw i dóbr.
To ludzkie serce – i tylko ono – jest w stanie upadłości. Z braku miłości, wiary i oddania świat sam sobie zadaje śmiertelne ciosy.
Obecny wiek chciał być wyłącznie epoką zmysłów. Zgubiła go własna pycha. Uwierzył w zwycięstwo materii ujarzmionej nareszcie przez jego ducha. Uwierzył w maszyny, składy i sztabki, nad którymi miał niepodzielnie panować. Uwierzył tak samo w zwycięstwo łamiących wszelkie granice zmysłowych namiętności, w swobodę mnożonych bez końca najprzeróżniejszych form rozkoszy, coraz podlejszych i coraz bardziej upadlających biedne, puste istoty.
***
Jedynym owocem zdobyczy człowieka, a właściwie owocem jego błędów były przyjemności, które wydawały mu się niezmiernie podniecające, po czym okazało się, że w istocie jest to tylko trucizna, błoto i tandeta.
Tymczasem dla tej trucizny, tego błota i tej tandety mężczyźni i kobiety zniszczyli swe ciała i swe marzenia, a tym samym zdradzili i sprofanowali wewnętrzną radość – tę prawdziwą – wielkie słońce prawdziwej radości. Chwile przyjemności z posiadania czegoś lub kogoś prędzej czy później musiały się ulotnić, gdyż były iluzoryczne, wypaczone od początku i coraz bardziej występne.
W sercach chwilowych zwycięzców tego jałowego przetargu pozostały tylko żądza szybkiego brania, napady gniewu w obliczu najmniejszych przeciwności oraz mdły odór rozkładu towarzyszący ich zrujnowanemu i gnijącemu życiu.
Próżni, puści, z obwisłymi rękoma nie dostrzegają nawet nadejścia chwili, gdy runie miraż będący dziełem ich epoki.
***
Runie, ponieważ był sprzeczny z prawami serca oraz – odważmy się wypowiedzieć te wzniosłe słowa – z prawami Bożymi. Tylko On, tak potężny, (...) dał światu równowagę, ukierunkował namiętności, otworzył im śluzy całkowitego oddania i autentycznej miłości, ukazał nam sens życia niezależny od jego blasków i cieni.
Można zwołać wszystkie konferencje świata, zgromadzić głowy państw, ekspertów od gospodarki i mistrzów wszelkich technik. Będą debatować i podejmować decyzje, ale w gruncie rzeczy zawiodą, bo umknie im to, co najważniejsze.
Choroba wieku to nie choroba ciała.
Ciało jest chore, bo chora jest dusza.
Ją to należało i będzie należało za wszelką cenę uzdrowić i ożywić.
Oto prawdziwa wielka rewolucja, którą trzeba przeprowadzić.
Rewolucja duchowa.
Albo bankructwo epoki.
Zbawienie świata spoczywa w woli dusz, które wierzą.

Leon Degrelle

Tekst jest fragmentem książki autora pt. „Płonące Dusze”, będącej zbiorem przemyśleń przedwojennego przywódcy belgijskiego ruchu REX.