piątek, 13 listopada 2015

Marsz Niepodległości 2015 - krótka refleksja

 
     Tegoroczny Marsz Niepodległości, który już na stałe wpisał się w kalendarz „prawicy maszerującej” był w tym roku nadzwyczajnie spokojny. Zapewne musiał być taki z racji zmian na szczeblu władzy. Marsz Niepodległości, który za rządów Platformy Obywatelskiej był symbolem zamieszek, podpaleń, ataków na lewicowe centra kultury itd. nagle ma zupełnie inne oblicze. Przypadek? Na marszu odczytano również pierwszy raz w jego historii (!) list Prezydenta (który został zaproszony do uczestnictwa w nim) do uczestników. Głowa państwa podziękowała w nim m.in. za czczenie pamięci o bohaterach oraz branie udziału w obchodach.

W tym roku do Warszawy zjechali ci sami ludzie, którzy od lat biorą udział w MN – kibice, narodowcy, patrioci. Pojawiło się również sporo delegacji zagranicznych – Jobbik, Forza Nouva, Renouveau Francaise, Partie de la France, Autonome Nationalisten Vlaanderen i inni. Mimo tego MN posiadał zupełnie nowe oblicze. Oblicze radosnego spaceru po Warszawie w towarzystwie flag i pirotechniki ubarwiającej pochód.
Niestety w dalszym ciągu pojawiały się nieśmiertelne, fundamentalne dla polskiego nacjonalizmu hasła takie jak „Raz sierpem, raz młotem…” czy „A na drzewach…”. Zagraniczni goście, z jednego z krajów Europy zachodniej, których miałem przyjemność oprowadzać, z zaciekawieniem pytali: komunizm skończył się u was 25 lat temu, czy ci ludzie dalej tropią komunistów?
Można zauważyć, iż Marsz Niepodległości powoli staje się częścią systemu, z którym 4 czy 5 lat temu tak spontanicznie walczył. Skanalizował w sobie zarówno idee radykalne, jak i te mniej wywrotowe. Pozwolił na stworzenie ruchu, którego reprezentanci są dzisiaj w Sejmie i z jego ław mają zamiar walczyć o „Wielką Polskę”. „Wielką Polskę” zapewne demokratyczną i liberalną, ponieważ nie gryzie się ręki, która karmi…