czwartek, 9 marca 2017

PRL przetrwał w Puszczy Białowieskiej


zdjęcie
Z Bogusławem Łabędzkim, radnym miasta Hajnówka, rozmawia Adam Kruczek. 

II Marsz Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce, podobnie jak pierwszy, otrzymał potężne negatywne nagłośnienie. W jakiej atmosferze odbył się ten akt oddania hołdu Żołnierzom Wyklętym w Pana mieście? 

 – Godnej. Ważne, że ani w ubiegłym, ani w tym roku policja nie zanotowała żadnych zakłóceń prawa i porządku ze strony uczestników marszu. W tym roku policja w ostatniej chwili zaproponowała zmianę trasy marszu i organizatorzy bez problemu przychylili się do tej propozycji. Bardzo agresywne było natomiast środowisko protestujące przeciwko marszowi i wcześniej straszące rzekomymi awanturami, które jakoby mieli zamiar wszczynać uczestnicy marszu. Protestujący zaatakowali ekipę telewizji internetowej eMisjaTv, doszło do słownych, ale i fizycznych ataków na dziennikarzy przy dość opieszałej postawie policji. Wykrzykiwano np., że Polska okupuje ten teren, używano wulgaryzmów. Podobnie było w ubiegłym roku, gdy kilkunastu protestujących utworzyło nielegalne zgromadzenie na trasie marszu i znieważyło polską flagę państwową. Środowisko patriotyczne i w ubiegłym, i w tym roku nie dało się sprowokować. 

W tym roku burmistrz Hajnówki – co prawda nieskutecznie, ale jednak – usiłował zablokować Marsz Żołnierzy Wyklętych drogą administracyjną, nie wydając na niego pozwolenia. Czy sądzi Pan, że kością niezgody jest czczenie przez uczestników marszu pamięci kpt. Romualda Rajsa ps. „Bury”?

 – Oczywiście, że nie. Przecież podobne akty wrogości już przeżywaliśmy i zapewne będziemy przeżywali w okolicach 28 sierpnia, w rocznicę zamordowania Danuty Siedzikówny „Inki”, a także w rocznicę śmierci mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, 8 lutego. Jeśli chodzi o postać kpt. Rajsa, to jednak przez ostatni rok wiele wyjaśniono, pojawiły się w „Naszym Dzienniku”, a wcześniej w „Glaukopisie”, teksty poważnych badaczy – dr. Kazimierza Krajewskiego z IPN i mec. Grzegorza Wąsowskiego z Fundacji „Pamiętamy”, wybitni historycy wydali oświadczenie w obronie pamięci i honoru dowódcy 3. Wileńskiej Brygady Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Dzięki temu zmieniła się świadomość historyczna wielu osób. W tym roku już nie tyle chodziło o ten aspekt historyczny, co o zamanifestowanie przez władze Hajnówki i środowisko je popierające swojej postawy politycznej.

Nie wszyscy przeczytali albo przyjęli te argumenty historyków. Ostro dwóch legendarnych Żołnierzy Wyklętych – „Ognia” i „Burego” – zaatakował Paweł Kukiz, pisząc, że „ten, który ’w imię Ojczyzny’ zionie nienawiścią tak, że morduje bezbronnych cywili (a szczególnie kobiety i dzieci), nie ma prawa odwoływać się do Honoru”.

 – Cóż, Paweł Kukiz już rodzinę Józefa Kurasia „Ognia” przeprosił, a za chwilę, przypuszczam, będzie przymuszony przeprosić rodzinę Rajsów. Moim zdaniem, ignorancja świetnie uzupełnia jego światopogląd.

Hajnówka i okolice wydają się terenem bardzo skonfliktowanym. O co głównie toczy się tu spór? 

– Zasadniczo w Hajnówce mamy konflikt stricte polityczny, rozgrywający się na płaszczyźnie, którą określam jako rewolucja i kontrrewolucja. Natomiast środowiska lewicujące ideowo, politycznie, na płaszczyźnie światopoglądowej czy obyczajowej, bardzo często próbują przedstawić ten konflikt jako konflikt polsko-białoruski i jednocześnie katolicko-prawosławny. Tymczasem z czymś takim nie mamy do czynienia w Hajnówce.

Kto jest najbardziej zaangażowany w protest przeciwko Marszowi Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce? 

 – Najogólniej mówiąc, to są miejscowe środowiska lewicowe, które można podzielić na lewicę starą i młodą. Ta pierwsza to byli członkowie PZPR, później SLD, byli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, z których rekrutuje się wielu przedstawicieli lokalnej władzy. Młodzi to ludzie o otwartych sympatiach lewicowych wraz z osobami wcześniej związanymi z PO, a obecnie – ze względu na lokalny sojusz – z lewicą. I starzy, i młodzi biorą udział w manifestacjach typu „czarne protesty”, wystąpieniach antyrządowych i proaborcyjnych, a gdy zbliża się dzień 1 marca, stają w opozycji do tradycji i historii Żołnierzy Wyklętych.

Ale ta grupa dzierży władzę, a więc jest popierana przez większą część lokalnej społeczności w większości narodowości białoruskiej.

– Tak, lewicowe nastawienie ma tu długą tradycję. Już w okresie II Rzeczypospolitej był to region o bardzo żywych tradycjach komunistycznych. Po części to skutek tzw. bieżeństwa, gdy powracająca z głębi Rosji ludność białoruska przyniosła idee rewolucyjne. Zrodziły się wtedy antypolskie bojówki komunistyczno-białoruskie inspirowane i finansowane zarówno przez Niemców, jak i Sowietów, którym zależało na podsycaniu konfliktu polsko-białoruskiego. Dopuszczały się one morderstw na miejscowych Polakach. W czasie kampanii wrześniowej ten ruch rewolucyjny brał udział w polowaniu na żołnierzy z rozbitych oddziałów Wojska Polskiego przedzierających się do Puszczy Białowieskiej w celu przegrupowania. Zwolennicy komunizmu dali się mocno we znaki miejscowej ludności polskiej przy sowieckich deportacjach Polaków na Wschód. Władze centralne Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego specjalnie pochwaliły miejscowych aktywistów z Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi za – jak podkreślono – stuprocentową skuteczność w realizowaniu deportacji. Po ponownym wkroczeniu Sowietów masowo zasilili komunistyczny aparat represji, trafili do milicji, UB, jako strażnicy do więzień, tworząc sieć tajnych współpracowników, uzbrojonych w sposób legalny straży wiejskich, później przekształconych w ORMO. Tak podsycany lokalny antagonizm był bardzo na rękę władzom PRL-u. Trwa on więc od dziesiątków lat, ale cały czas, aż do dzisiejszych konfliktów, przebiega na bazie nie wyznaniowej czy narodowościowej, lecz na bazie ideologicznej, światopoglądowej.

Jak to się stało, że te układy i lewicowe sympatie przetrwały do naszych czasów? 

– Rok 1989 i następne niczego tu nie zmieniły. Dzięki możliwości awansu społecznego lewica budowała swoją siłę na tym obszarze przez cały okres PRL-u, do samego końca. Znana jest sprawa wręcz operacyjnego osadzenia w 1986 roku zaufanego człowieka na stanowisku naczelnika jednej z gmin na terenie powiatu hajnowskiego. Później został wójtem, jest nim już 30 lat. Wiadomo, że w małych miejscowościach, gdzie nie ma dużych zakładów przemysłowych, to wójt i samorząd lokalny jest głównym pracodawcą. W ten sposób następuje ugruntowanie politycznej i społecznej dominacji na tym terenie nurtu lewicowego. Proszę sobie wyobrazić, że nie w czasach stalinowskich, ale w 2007 roku Rada Miasta Hajnówka podejmuje decyzję, żeby dwóm ulicom w mieście nadać imiona białoruskich poetów Janka Kupały i Jakuba Kołasa, aktywnych działaczy partii komunistycznej, którzy jesienią 1939 roku przygotowywali, a później uczestniczyli w zgromadzeniu ludowym, które zdecydowało o likwidacji państwa polskiego na tym terenie i włączeniu go do ZSRS. Protestowała przeciwko tym patronom lokalna społeczność polska, środowisko sybiraków, ale bezskutecznie.

W myśl nowej ustawy o IPN trzeba będzie zmienić nazwy tych ulic. 

– Mija okres, kiedy samorządy mogły to same zrobić. Na razie nie zanosi się na to. Mam nadzieję, że pan wojewoda te dwie ulice obok siedmiu innych reliktów komunizmu w Hajnówce zmieni. Nie będzie musiał zmieniać patrona szkoły podstawowej w Narewce, gdzie wychowała się Danuta Siedzikówna „Inka”.
Dosłownie miesiąc temu przestał nim być Aleksander Wołkowyski, białoruski komunista, konfident Gestapo i NKWD, na którym wyrok śmierci wykonał oddział „Łupaszki”.

„Inka”, bohaterska sanitariuszka zamordowana przez komunistów, była silnie związana z okolicami Hajnówki. Jak czczona jest jej pamięć? 

 – W 2006 roku udało nam się ufundować jej pomnik na terenie miejscowej parafii, a uroczystości jej poświęcone organizowaliśmy dużo wcześniej. Jednak władze mają do tej postaci niechętny stosunek. W ubiegłym roku wójt Narewki, zaproszony na uroczystości w rocznicę wykonania na niej wyroku śmierci, komentując ten fakt dla „Gazety Wyborczej”, uznał, że są one konfliktowaniem społeczności lokalnej. Faktycznie postać „Inki” spotyka się na tym terenie z wieloma atakami personalnymi. Wymyśla się, że była morderczynią, że prostytuowała się z żołnierzami. Naprawdę nie trzeba „Burego”, żeby tu stworzyć czarną legendę Żołnierzy Wyklętych. Z podobną niechęcią mamy do czynienia w rocznicę stracenia mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, którą też staramy się od wielu lat uroczyście obchodzić, bo był związany z tym terenem. Niestety, dużej presji są poddawani miejscowi księża, którym sugeruje się, żeby nie odprawiali Mszy św. na tych uroczystościach. W tym roku przypuszczono atak na ks. bp. Antoniego Pacyfika Dydycza, który ujął się za organizatorami marszu. Burmistrz w czasie sesji rady miasta powiedział, że ksiądz biskup przestał już być autorytetem, co wobec tej osoby i na tym terenie zabrzmiało szczególnie złowrogo.

Dziękuję za rozmowę.


Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/177707,prl-przetrwal-w-puszczy-bialowieskiej.html