sobota, 3 czerwca 2017

Michał Mróz: Czy przyszły król może nie wywodzić się z arystokracji?


regalia polskie
        Z pytaniem tym spotykałem się zadziwiająco często, przede wszystkim prowadząc na Facebooku fanpage Towarzystwo Monarchistyczne. Różne osoby chciały rozwiać swoje wątpliwości w tej kwestii na tyle często, że postanowiłem poświęcić temu oddzielny artykuł. Jest to dość ciekawe pytanie teoretyczne i odpowiedź na nie jest złożona i niejednoznaczna. Na początek przyjrzymy się zagadnieniu, czy arystokratyczne pochodzenie jest niezbędne do zostania monarchą. Następnie odpowiemy na pytanie czemu przeważająca liczba monarchów jednak z tej warstwy się wywodzi.

Zanim jednak przejdę do zasadniczej części rozważań krótko zrelacjonuję czemu niektórzy oczekują powołania na tron niearystokraty. Zdaje się, że dość powszechne jest obwinianie najmożniejszych rodów Rzeczypospolitej o zaakceptowanie rozbiorów i o stworzenie ustroju państwowego uważanego dziś za ułomny i prowadzący do upadku. Zdaje się też niektórzy wykazują pewną nieufność wobec osób należących do innej klasy niż oni sami. Może to być wynikiem faktu, że do niedawna powszechna była marksistowska teoria walki klas. W każdym razie postawom tym nie poświęcę tu więcej uwagi i nie przedłużając przejdę do odpowiedzi na sformułowane we wstępie pytanie.

Rozważając zagadnienie czy królem może zostać ktoś spoza arystokracji dochodzimy do wniosku, że w teorii monarchii nie ma większych przeciwwskazań. Oczywiście jeśli chodzi o teorię monarchii europejskiej, bo w Japonii np. cesarz musi być potomkiem rodu wywodzącego się od bogini Amaterasu. Na teorię władzy monarszej z naszego kręgu kulturowego składają się tradycje Imperium Rzymskiego, monarchii europejskiego Barbricum (głównie germańskiego) i kręgu judeochrześcijańskiego związane z przekazami Pisma Świętego.

Oczywiście pierwsza z nich nie precyzowała kto może być ogłoszony cesarzem. Zatem np. Petrynaks (1 I 193 – 28 III 193 n.e.) był synem wyzwolonego niewolnika, a Justynian I Wielki urodził się w rodzinie prostych wieśniaków. Tradycja judeochrześcijańska też nie stwarza tutaj przeszkód. Przecież biblijny wzór monarchy – król Dawid – nim został przez proroka Samuela namaszczony na władcę był pasterzem. Tradycja europejskiego Barbaricum może czasem preferować konkretne rody ze względów mitologicznych, ale są to zwyczaje pogańskie mocno zdewaluowane przez chrześcijaństwo. Polski przypadek wydaje się tu szczególnie ciekawy, bo przecież mitologia dynastyczna Piastów podkreśla ich pochodzenie od Piasta kołodzieja (według Galla Anonima – ubogiego oracza), a zatem człowieka z ludu.

Polska tradycja elekcyjna (przecież odnowienie monarchii będzie de facto kolejną polską elekcją) twierdzi wręcz, że władcą może być obrany każdy syn narodu polskiego. Oczywiście niegdyś za takich uznawano jedynie szlachtę. Na dobrą sprawę można to dwojako przełożyć na czasy współczesne. Albo królem może dziś zostać każdy, kto ma pochodzenie szlacheckie choćby był potomkiem podlaskiej gołoty, albo uznajemy, że obecnie naród powiększył się o inne klasy i królem może być obrany każdy Polak bez względu na jego szczegółową genealogię.

Nawet współczesna praktyka monarchii europejskich daje ciekawe przykłady. Do naszych rozważań najtrafniej pasuje casus Królestwa Szwecji. Wiąże się to z koncepcją głoszącą, iż współcześnie tron winien dziedziczyć najstarszy potomek monarchy bez względu na płeć. Oczywiście głównym skutkiem tego, że kobiety będą dziedziczyć tron na równi z mężczyznami będzie bardzo częsta zmiana dynastii panujących (na przykład zmianę taką obserwujemy teraz w Wielkiej Brytanii – Elżbieta II jest ostatnią przedstawicielką Windsorów, a po niej koronę przejmie ród jej męża – Oldenburgowie). W Szwecji już ogłoszono, że następcą tronu nie będzie książę Karol Filip tyko jego starsza siostra Wiktora. Niedawno zasłynęła ona dość nietypowym mariażem. Poślubiła bowiem swojego trenera fitness – Daniela Westlinga. Wygląda na to, że kolejny po Wiktorii szwedzki monarcha będzie potomkiem człowieka z ludu. Zatem Daniel trener fitness, jako de facto założyciel nowej dynastii, będzie ich odpowiednikiem Piasta kołodzieja.

Czemu zatem zwykle na tron powołuje się arystokratę? Przecież jest to widoczne choćby w dziejach naszych elekcji królewskich. Po prostu niesie to za sobą znaczne korzyści. Przedstawiciele takich rodów znają się z najważniejszymi rodami innych krajów, również tymi sprawującymi władzę. Często rody takie są połączone pokrewieństwem. W takiej sytuacji często załatwienie spraw zasadniczych z punktu widzenia interesu państwa może przebiegać na zasadach swobodnej rozmowy z regularnie zapraszanymi na kawę kuzynami.

Z tego wynika, że im gęstsza będzie sieć rodzinno-przyjacielska nowego króla, tym de facto silniejsza będzie pozycja Polski w świecie. Tak jak niegdyś powołano na tron dynastię Wazów, tak teraz należałoby się poważnie zastanowić nad przedstawicielem któregoś z potężnych rodów monarszych Europy. Na przykład nad Habsburgiem albo Windsorem. Jeślibyśmy się jednak trzymali zdania, że na polskim tronie ma zasiąść Polak (i nikt z żywieckiej linii Habsburgów) to powinniśmy wtedy wybrać ród, który jest najlepiej „ustawiony” w sieci powiązań europejskiej arystokracji. Niekoniecznie najstarszy ani najmożniejszy dzisiaj. Śmiem twierdzić, że nawet niekoniecznie najbardziej zasłużony.

Za polską arystokracją świadczy jeszcze jedna jej cecha. Tomasz A. Pruszak pisząc książkę „Ziemiański savoir-vivre” obszerny fragment poświęcił temu, jaką wagę przedstawiciele tej warstwy kładli i kładą do dziś na należyte wychowanie swoich dzieci. Do dziś dba się o to by potomkowie starych, polskich rodzin byli ludźmi najwyższego „sortu”.

Kolejnym argumentem może tu być pewna nostalgia jaka towarzyszy monarchii. Przecież przyjęło się, że ustrój ten wyraża wielowiekową powagę państwa. Nie pasowałaby do tego sytuacja, w której krajem o ponad tysiącletniej historii rządzi ród liczący sobie około 70 wiosen. Z drugiej strony jakoś bardziej przystającą wydaje się wizja polskiego rodu panującego, którego przodkowie oglądali podpisanie Unii w Krewie, Hołdy Pruski i Ruski, oraz walczyli pod Grunwaldem i Płowcami. Tutaj jednak należy pamiętać, że argument ten opiera się jedynie na emocjach. Zatem jest argumentem słabym.

W powyższych rozważań wynika, że teoria monarchii nie jest przeszkodą w powołaniu na tron kogoś spoza arystokracji. Nawet, według jednej z możliwych interpretacji polskich tradycji, osoba taka nie musiałaby się wywodzić ze szlachty. Jednak za powołaniem na nowego monarchę arystokraty świadczą bardzo silne względy praktyczne i pewne względy nostalgiczne.