niedziela, 11 czerwca 2017

Roman Motoła: Za, a nawet przeciw. „Idziemy”, czyli nie idziemy!


Za, a nawet przeciw. „Idziemy”, czyli nie idziemy!        Radek Molenda ubolewa nad rozbiciem środowisk obrońców życia i w tym samym tekście wspiera ten podział. Chciałby zobaczyć wspólną, wielusettysięczną manifestację pro-life, a jednocześnie uderza na odlew w organizatorów największej marszowej inicjatywy w Polsce. Co to za logika?


Autor zamieszczonego na internetowej witrynie tygodnika „Idziemy” artykułu zatytułowanego „Marsze rozbitej rodziny” stawia przed adwersarzami niełatwe zadanie. Jak bowiem polemizować z kimś, kto w jednym artykule przeczy sam sobie i stawia przeciwstawne tezy?

Radek Molenda martwi się tym, że rozproszone marsze w obronie nienarodzonych nie gromadzą tylu uczestników, co francuska, milionowa La Manif Pour Tous. Co za tym idzie, nie zyskują podobnej siły oddziaływania. W dodatku, środowiska stojące za marszami nie wspierają się nawzajem, co źle wpływa na frekwencję. Podobnie jest z organizacjami pro-life. Im jest ich więcej, tym – zdaniem Autora – gorzej.

Zaraz potem publicysta gładko przechodzi do bezpardonowej krytyki środowiska, które zainicjowało ubiegłoroczną kampanię antyaborcyjną a od ponad dziesięciu lat organizuje co roku Marsze dla Życia i Rodziny – najpierw tylko w stolicy, a dziś już w stu kilkudziesięciu miastach Polski.

Radkowi Molendzie nie sprawia przy tym żadnej różnicy, czy rzucane w świat spod jego klawiatury oskarżenia wobec Instytutu im. Księdza Skargi, zaczerpnięte są z tak zwanej prawej strony (jak to o skłócaniu wyborców z władzą), czy z lewicowych brukowców („cudowne medaliki” to wszak nic innego jak… Cudowny Medalik).

Autora, bezrefleksyjnie powielającego zarzuty o wyłudzanie przez Instytut pieniędzy, chciałoby się zapytać: z jakich funduszy utrzymuje się Pana redakcja? Bo jeśli sama zarabia na siebie, to wypada pogratulować. Otóż może będzie Pan zdziwiony, ale wiele działających w Polsce i na świecie organizacji utrzymywana jest przez darczyńców. Czy pobożną rozgłośnię radiową, wielokrotnie w ciągu dnia apelującą do słuchaczy o wsparcie finansowe też oskarży Pan o wyłudzanie?

A jakie niekatolickie treści znalazł Pan w publikacjach Instytutu? Która jego inicjatywa była niekatolicka? Czy brak formalnego statusu organizacji katolickiej przesądza o niekatolickości? Uważa Pan „Tygodnik Powszechny” za pismo katolickie bo ma on taką pieczątkę?

Pisze Pan: „Inna jeszcze sprawa, to intencje działań wielu „obrońców życia”. Nie brak wśród nich cyników próbujących na „walce z aborcją” zbić kapitał polityczny, zyskiwać fundusze na swoją działalność lub – przez nieustanne podgrzewanie tematu – przykrywać „aborcją” bieżące, ważne dla państwa sprawy. Już nie mówiąc o antagonizowaniu społeczeństwa i władzy ze społeczeństwem. Społeczeństwo to dobrze wyczuwa i nie idzie za tym, co tylko pozorne”.

Otóż identyczne oskarżenia padały pod adresem autorów nie tak dawnej kampanii „Stop Aborcji” na łamach mediów bezkrytycznie wspierających obecny obóz rządzący (np. wPolityce.pl). Było to w ubiegłym roku, akurat, gdy ważyły się losy projektu mogącego zapewnić powszechne prawo do narodzin. Nasuwa się pytanie, jak autorzy tych zarzutów rozpoznają rzeczywiste intencje obrońców życia? Redaktorze, niech Pan oświeci czytelników: czym różni się szczery aktywista pro-life od tego, który nastawiony jest na czerpanie politycznych i materialnych profitów? Jak rozpoznać agenta wpływu, który „antagonizuje społeczeństwo i władzę ze społeczeństwem”? Czytając takie argumenty nasuwa się bowiem przykre podejrzenie, że ich autorzy szukają na gwałt usprawiedliwienia dla tchórzliwej (albo wyrachowanej) postawy PiS w sprawie obrony życia.

Ubolewając nad podziałami, Radek Molenda pisze: „Afera wokół zapisów o karalności kobiet za dokonaną aborcję jak na razie trwale poróżniła m.in. Fundację „Pro-Prawo do życia” z Episkopatem Polski i Polską Federacją Ruchów Obrony Życia”. Tutaj jest Autor dość bliski prawdy, ale pozwolę sobie doprecyzować: otóż to Polska Federacja Ruchów Obrony Życia poróżniła Fundację Pro z Episkopatem pod pretekstem zapisu o niekaralności, o czym pisał otwarcie ksiądz od lat zaangażowany w działalność na rzecz nienarodzonych.

Opublikowanie takiego tekstu, jak ten na łamach portalu „Idziemy”, na cztery dni przed kulminacyjną datą tegorocznych Marszów dla Życia i Rodziny, trudno uznać za przypadek. Nasuwa się tu czytelna analogia z postawą PFROŻ, która z sobie tylko znanych powodów nie chciała wesprzeć projektu Ordo Iuris. Nie wystarczyło jej jednak, że kampanii nie wspomoże. Postanowiła ją storpedować, używając do tego swoich kurialnych kontaktów i nie zważając na skutki swojego działania dla tych, o których przecież tak energicznie zabiega, czyli nienarodzonych.
Pan Radek Molenda, miast serwować swoim czytelnikom faryzejskie żale o braku jedności środowisk pro-life, mógł napisać po prostu: „Nie idziemy”. Byłoby to wbrew oficjalnemu szyldowi jego redakcji, ale przynajmniej prawdziwe.

Roman Motoła

Za: http://www.pch24.pl/za--a-nawet-przeciw--idziemy--czyli-nie-idziemy-,52221,i.html