środa, 26 lipca 2017

Adam Tomasz Witczak: Już jesteśmy maszynami


      Jest to muzyka dobra, można rzec – poczciwa, acz nie oryginalna. Pan Roman Wierciński tka swoje kompozycje z nici świetnie znanych, wykorzystując wzory z rodzaju tych, którymi przez lata raczył nas np. nieoceniony Jerzy Kordowicz na antenie radiowej Trójki.

W rzeczy samej: Wierciński prezentuje „el-muzykę”, rodzaj rocka elektronicznego w tradycji Tangerine Dream, Klausa Schulzego, Kitaro, ale także Kraftwerk. To ostatnie skojarzenie jest o tyle istotne, że nasz twórca czyni wyraźne aluzje do postępującej automatyzacji życia codziennego – jak również do czekającej nas przyszłości w świecie robotów, cyborgów i humanoidów.

Owa automatyzacja przejawia się, jak wiemy, na dwa sposoby. Po pierwsze: jest wokół nas coraz więcej elektroniki i sztucznej inteligencji, wspomagającej nas na każdym kroku. Po drugie (i poniekąd o tym jest ta płyta): my sami stajemy się jak maszyny. Ten koncept przerabiany był już cztery dekady temu przez niemiecką Elektrownię, ale od tego czasu tylko przybrał na aktualności, nawet jeśli zatracił trochę ze swej pierwotnej świeżości.

Pracujemy według korporacyjnych schematów, nie mogąc się doczekać owego upragnionego „końca pracy” wieszczonego przez niektórych futurologów i transhumanistów (zarówno libertarian, jak i socjaldemokratów). Wypowiadamy standardowe formułki w kontakcie z klientami, a jeżeli los umiejscowi nas w kasie hipermarketu, wtenczas przesuwamy towary ponad pikającym czujnikiem z gracją robotów znanych z Kraftwerkowskiego Die Roboter.

Naturalnie nie twierdzimy tu, że płyta Wiercińskiego zawiera wszystkie te refleksje, w każdym razie nie w jawnej postaci. Tym niemniej to i owo obecne jest w tytułach, a także w okładce. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że to muzyka zrytmizowana i zdehumanizowana jak nagrania Ryoji Ikedy czy J.M. Vivenzy (abstrahując od przepaści, która dzieli Japończyka od Francuza). Kośćcem nagrań Wiercińskiego jest oczywiście rytmika z pogranicza EBM, szkoły berlińskiej czy jakiegoś fantastycznego space dance, ale do tego mamy wpadające w ucho sekwencje melodyczne tudzież ambientalne tło w postaci rozmaitych chórków czy przestrzennych plam dźwiękowych.

Poczciwa rzecz, powtórzmy to raz jeszcze. Materiał dla tych, którzy kilkanaście lat temu późnymi nocami nastawiali swoje wysłużone Kasprzaki na sygnał Trójki, by usłyszeć hipnotyzujące sekwencje, wiodące w przyszłość – i w dal, ku bezmiarom kosmosu.]