sobota, 19 sierpnia 2017

Jarosław Gryń: Nowy Jedwabny Szlak

Znalezione obrazy dla zapytania Nowy Jedwabny Szlak

        

        
        W 2013 r. zaprezentowana została światu wizja zakładająca utworzenie szlaku handlowego łączącego Chiny z Europą. Inicjatywa ta, nazwana Nowym Jedwabnym Szlakiem, wzbudziła spore zainteresowanie i dała asumpt do coraz żywszych rozważań na temat aktualnego porządku światowego oraz roli Chin w kreacji nowego systemu zależności geopolitycznych.

Projekt firmowany przez przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinpinga, z grubsza rzecz ujmując, ma polegać na rozbudowie sieci infrastruktury łączącej Chiny, kraje Azji Środkowej, Bliskiego Wschodu, Afryki i Europy. W jej skład wchodziłyby połączenia lądowe (drogi, kolej), lotnicze oraz sieć przesyłowa paliw i infrastruktura telekomunikacyjna. Polska została uwzględniona w tym projekcie, jako jedno z państw tranzytowych. Istnieje kilka głównych planów określających przebieg szlaku. Każdy z nich może stanowić osobny wariant, ale również mogą one zaistnieć równocześnie. Ze znanych koncepcji można wymienić:
  • Korytarz północny zakładający posłużenie się rosyjską Koleją Transsyberyjską, począwszy od Kazachstanu, poprzez terytorium Rosji, by w ostatniej fazie zbliżyć się do terytorium Białorusi i Polski, będącej w tym wariancie „wrotami Europy”. Ten korytarz jest obecnie eksploatowany. Jego zaletą jest to, że przechodzi przez terytoria najmniejszej liczby państw, a co za tym idzie przekracza najmniejszą liczbę przejść granicznych. Minusem są trudne warunki klimatyczne na jego trasie oraz przejście przez obszar Rosji, będącej dla Chin silnym i potencjalnie roszczeniowym partnerem.
  • Korytarz południowy zaczynający się w okolicach Kazachstanu, następnie przechodzący przez Turkmenistan lub Kirgistan, Tadżykistan aż do Iranu. Przez Iran korytarz południowy dociera do Turcji, a następnie łączy się z Europą. Główne jego wady, to duża liczba przejść granicznych oraz polityczna niestabilność regionu.
  • Korytarz środkowy przecinający obszar Kazachstanu i korzystający z połączenia morskiego, docierający do azerskiego portu Alat, aby następnie przejść przez południowy Kaukaz i dotrzeć do Europy przez Turcję. Środkowy korytarz jest dobrą alternatywą ze względu na stosunkowo „przyjazne” kraje leżące na jego trasie. Główną jego wadą jest różnorodność form transportu oraz niepewność polityczna na Kaukazie.
Oprócz tych trzech wariantów planowana jest także trasa morska wspierająca współpracę w Azji Południowo-Wschodniej, Oceanii i Północnej Afryce. Korytarz morski przebiega poprzez kilka sąsiadujących ze sobą stref morskich – Morze Południowochińskie, Południowy Pacyfik i Ocean Indyjski. Istotną część tego szlaku stanowi Afryka Wschodnia. Od pewnego czasu dostrzegalne jest zainteresowanie się Chińczyków tamtym rejonem oraz podejmowane przez nich wielkie inwestycje, lub jak kto woli, wykupywanie i uzależnianie finansowe tamtejszych państw.


Polski rząd zainteresował się projektem, czego efektem są spotkania naszych włodarzy z reprezentantami CHRL oraz udział premier Beaty Szydło na szczycie w Pekinie. Nowy Jedwabny Szlak, to dla nas duża szansa i dobrze, że nasz rząd dostrzegł korzyści z niego płynące. Chiny to na dzień dzisiejszy druga po USA światowa gospodarka, a rozsądna współpraca z nimi może się przerodzić w znaczący skok cywilizacyjny i gospodarczy dla naszej Ojczyzny. Położenie geograficzne Polski jest olbrzymim atutem, stwarzającym możliwość zbudowania w naszym kraju centrum logistycznego obsługującego kraje Zachodniej Europy. Olbrzymi kapitał przeznaczony przez Chińczyków na realizację tego projektu może zawitać także do nas. Na razie toczą się rozmowy i brak konkretów, jednak można mieć nadzieję, że polskie władze staną wreszcie na wysokości zadania i będą w stanie zaangażować się w ten projekt, wyciągając z niego maksimum korzyści przy minimalizacji zagrożeń. Niebezpieczeństwa jednak istnieją i warto przyjrzeć się im bliżej.

Głównym zagrożeniem, które od razu rzuca się w oczy, jest ogrom chińskiej gospodarki, stwarzający ryzyko zdominowania nas przez tamtejszy kapitał. Na dzień dzisiejszy Chiny są największym eksporterem i drugim największym importerem na świecie. Wartość wymiany towarowej Chin w 2015 r. wyniosła 3 956,9 mld USD, w tym eksport 2 274,9 mld USD, a import 1 682 mld USD. Chińczycy do 2010 r. notowali dwucyfrowy wzrost PKB (10,6%). W kolejnych latach z roku na rok tempo wzrostu gospodarczego było coraz niższe, jednak nadal oscyluje w okolicach 7%. Chiny są także jednym z największych inwestorów zagranicznych. W 2015 r. wartość chińskich inwestycji zagranicznych osiągnęła 118 mld USD, co oznacza wielki wzrost w ostatnich latach[i]. Nie od dziś wiadomo, że Chiny, tak samo jak każdy liczący się kraj, grają na swój interes. Wchodzenie w kontakty z tak dużym partnerem, stwarza spore trudności dla krajów małych i geopolitycznie słabych. Nasz ewentualny udział w tym projekcie, musi być dobrze przemyślany, a negocjacje nie mogą polegać na godzeniu się na wszystko, w zamian za wydumane, nierealne korzyści, tak jak ma to miejsce w przypadku naszych relacji z USA.

Tu pojawia się kolejne zagrożenie wynikające z rywalizacji Chińczyków i Amerykanów, będących na dzień dzisiejszy głównymi graczami w światowej polityce. Nasza zależność od wielkiego brata zza Oceanu nie wróży dobrze udziałowi w Jedwabnym Szlaku, czy jakiejkolwiek innej inicjatywie mogącej wzmocnić Państwo Środka. Tym bardziej, gdy w grę wchodzi spore uniezależnienie Chin od transportu morskiego, w którym dominują USA. Światowy prymat Amerykanów wynika w głównej mierze z kontroli nad szlakami morskimi, będącymi najtańszą formą transportu, napędzającą handel, a co za tym idzie wzrost dobrobytu. Siła USA jest wprost proporcjonalna do liczby kontrolowanych przez nie szlaków morskich, cieśnin oraz rozmiaru ich floty wojennej, będącej niezaprzeczalnym atutem tego państwa. „Stany Zjednoczone są drugim największym partnerem handlowym Chin. W 2016 r. wartość wymiany towarowej wyniosła 519 mld USD. Eksport Chin do USA wyniósł 385 mld USD. Wartość importu do Chin osiągnęła 134 mld USD”[ii].

W rodzimych mediach pojawiają się komentarze odnośnie korzyści płynących ze współpracy z Chinami pod postacią wejścia tamtejszych firm na polski rynek. Z ubiegłorocznych wypowiedzi ministra Waszczykowskiego wynika, że widziałby on chińskich wykonawców zaangażowanych w budowę i modernizację naszych dróg, lotnisk czy linii kolejowych. Dostrzega możliwość stawania chińskich firm do przetargów publicznych, w tym wzięcia przez nie udziału w tworzeniu polskiej energetyki atomowej. Według jego słów: „Wiele firm chińskich ma bardzo duże doświadczenie w tworzeniu takiej infrastruktury. Niektóre z nich mogłyby korzystać w Polsce z naszych przetargów i wejść w realizację tych przedsięwzięć u nas”. Jak widać jest to typowy dla szefa MSZ objaw „lekkiego” podejścia do „ciężkich” tematów. Przy całym entuzjazmie dla współpracy z Chińczykami nie serwowałbym im lekką ręką wolnego dostępu do naszego rynku oraz realizacji naszych projektów wewnętrznych. Czy nie ma polskich firm, które mogłyby się tym zajmować? Z pewnością Chińczycy chcieliby budować nasze drogi, koleje i lotniska, jednak rodzi to spore zagrożenie dla rodzimej branży budowlanej. Rząd premier Szydło musi o tym pamiętać. Wszelkie negocjacje ze stroną chińską muszą toczyć się w oparciu o realia, a one są takie, że lekkomyślne działania w tej materii mogą zaprowadzić nasze państwo na skraj katastrofy ekonomicznej.

Jeszcze zapewne wszyscy pamiętają słynne hasło „Polska w budowie” oraz niesiony falą entuzjazmu przed Euro 2012 program budowy autostrad. Wiele osób powinno pamiętać również chińskie konsorcjum Covec, które zrezygnowało z budowy powierzonego mu odcinka A2, co nastręczyło nam sporo kłopotów. Miało być tanio i szybko, a wyszło jak zwykle. Polscy podwykonawcy nie dostawali pieniędzy, więc zatrzymali wszelkie prace, zaś Chińczycy zwinęli manatki i wrócili do siebie. Proponując cenę o połowę niższą od konkurencji, za sprawą wsparcia płynącego od chińskiego rządu, weszli szturmem na nasz rynek. Straty wynikające z zaniżonej ceny kontraktu na budowę odcinka A2 miało powetować państwo chińskie, dla którego konsorcjum Covec było forpocztą zdobywającą nowe rynki. Widać tu dobitnie chińską taktykę, polegającą na zdobywaniu nowych rynków za wszelką cenę. Nie wolno nam zapominać, ze Chiny to państwo, które jest w gruncie rzeczy komunistyczne. Wszelkie konsorcja kontrolowane są przez partię, a więc nie działają wedle ścisłego rachunku ekonomicznego. Straty pokryje ich państwo, jeśli zaistnieje wizja korzyści niebezpośrednich. Autostrada A2 najprawdopodobniej zostałaby w ten sposób ukończona, gdyby nie głośne swego czasu przetasowania na najwyższym szczeblu chińskich władz.

Wiele osób z polskich kręgów rządowych podnieca się również eksportem naszych towarów do Chin. Na dzień dzisiejszy jednak nie ma się czym zachwycać. Według danych GUS z 2016 r., wartość naszego eksportu do Chin wyniosła ok. 1 911 143 mln zł zaś wymiar importu ok. 23 945 058 mln zł. Sprowadzamy więc dużo więcej niż wysyłamy. Przyjrzyjmy się, co Chińczycy sprowadzają, a co wysyłają. „W strukturze towarowej importu do Chin największy udział mają: maszyny elektryczne i nieelektryczne (17,1%), surowce (ok 12,5%), paliwa (ok. 11,8%), inne dobra konsumpcyjne (ok. 8%), maszyny biurowe i urządzenia telekomunikacyjne (7,2%), pojazdy, ich części i akcesoria (ok. 5,9%) oraz artykuły rolno-spożywcze (ok.5,7%). W strukturze towarowej eksportu z Chin dominują wyroby przemysłowe (ok. 95,4%), przy niewielkim udziale artykułów rolno-spożywczych oraz surowców (odpowiednio 2,8% i 1,8%). Najważniejszymi towarami eksportowymi są: maszyny biurowe i urządzenia telekomunikacyjne (ponad 21%), maszyny elektryczne i nieelektryczne (ok. 19%), produkty przemysłu chemicznego (ok. 5,7%), sprzęt transportowy (ok. 5%), oraz tekstylia i odzież (ok. 4,8%)”[iii]. Jak to wygląda w praktyce każdy widzi, wystarczy przyjrzeć się etykietom wielu towarów na półkach polskich sklepów. Znacznie więcej eksportujemy chociażby do Czech czy Francji, nie wspominając już o Niemczech. Tanie produkty z Chin stanowią pewną wartość, jednak należy pamiętać, że nasi wytwórcy na tym nie zarobią. Tak samo, jak na niekontrolowanym napływie chińskiego kapitału i przedsiębiorstw nie skorzysta nasz handel. Możemy oczywiście położyć wszystko na jedną szalę i otworzyć rynek dla  Chińczyków, jednak zarżniemy w ten sposób własną przedsiębiorczość. Współpraca z państwem posiadającym tak wielkie zasoby ludzkie i finansowe jest dla nas nie lada wyzwaniem. Boję się, że możemy mu nie sprostać.

Relacje pomiędzy Unią Europejską a Chinami są trudne z wielu względów. Co prawda kraje UE pozostają największym partnerem handlowym Chin, jednak każda strona chce wyjść na swoje i opracowuje własne strategie, nieraz rażąco sprzeczne. „Wartość dwustronnej wymiany handlowej na koniec 2015 r. wyniosła 564 mld USD. Chiński eksport do UE w 2015 r. wart był 356 mld USD, a wartość importu z krajów UE wyniosła 209 mld USD”[iv]. Stosunek Chin do UE cechuje się sporą ambiwalencją. Unia z jednej strony stanowi jednolity rynek, będący dla Chińczyków lepszą opcją niż rozparcelowana na poszczególne kraje, z którymi trzeba się dogadywać osobno, Europa. Z drugiej zaś zbytnia jednomyślność państw UE, stanowi znaczącą przeciwwagę dla Chin, skutkującą trudnościami w forsowaniu przez nie własnego stanowiska. Na dzień dzisiejszy strategia Chin wobec UE zawarta jest w dokumencie „Deepen the China-EU Comprehensive Strategic Partnership for Mutual Benefit and Win-win Cooperation” („Pogłębienie kompleksowego strategicznego partnerstwa Chiny-UE na rzecz wzajemnego dobrobytu i korzystnej współpracy” – tłum. Autora). Dokument ten jest egzemplifikacją chińskiej wizji świata, w której Chinom zapewniona jest możliwość uprawiania wolnego handlu oraz uwypuklona jest kwestia nierównego traktowania ich kraju, zakłócająca postulowaną przez nich swobodę wymiany handlowej. Jak każdy z tego typu dokumentów pisany jest on „na okrągło”, czyli w sposób niepozwalający jednoznacznie niczego określić. Jasno postawione są tylko kwestie oczywiste, czyli chęć współpracy gospodarczej oraz deklarowane pragnienie zapewnienia stronom obopólnych korzyści. W kwestiach natury politycznej jest jeszcze bardziej ubogo, bo pomimo mglistych zapewnień o chęci porozumienia, miałoby ono bazować na „wyjściu poza różnice ideologiczne i dążeniu do wzajemnego zrozumienia i współpracy”[v]. Brzmi to jak apel o niewtykanie nosa w nie swoje, czyli chińskie sprawy, bo państwowy komunizm tam żyje i ma się dobrze, a polityka to sprawa mocno relatywna i niepodlegająca arbitralnej ocenie. Chińczycy, w tym dokumencie, odnoszą się również do kwestii praw człowieka pisząc: „Chińska strona jest gotowa kontynuować dialog na temat praw człowieka z UE, opierając się na zasadach wzajemnego poszanowania i braku ingerencji w sprawy wewnętrzne”[vi], czyli znowu to samo. Władze CHRL apelują też o „niewykorzystywanie poszczególnych przypadków (naruszeń praw człowieka – dopisek autora) do ingerowania w suwerenność chińskiego wymiaru sprawiedliwości i spraw wewnętrznych”[vii]. Widać tu daleko posuniętą ostrożność i potrzebę zachowania suwerenności przez stronę chińską. Chińczycy podchodzą do sprawy jednoznacznie, współpraca tylko na ich zasadach. Nie łudźmy się, że nas to nie dotyczy i dobry wujek z Chin da nam zarobić, zmodernizuje nam kolej i lotniska i nie będzie chciał niczego w zamian. Chiny to państwo specyficzne, silne i diametralnie różne od Polski, zarówno kulturowo, jak i politycznie. Musimy pamiętać, że wszelkie nasze niedociągnięcia i błędy w kontaktach z nimi mogą mieć dla nas poważne konsekwencje.

Od 1994 r. w miejscowości Wólka Kosowska koło Piaseczna działa olbrzymie azjatyckie centrum handlowe. W przeważającej mierze działalność prowadzą tam Chińczycy. Polaków jak na lekarstwo, za to mnóstwo taniego chłamu sprowadzanego z Chin oraz równie tanich chińskich pracowników. Nie każdy zapewne wie, że chińska kultura różni się zdecydowanie od naszej, a wyzysk i załatwianie spraw „po koneksjach” jest u nich normą. Olbrzymi zasób chińskiej siły roboczej napływa do Europy, jednak pracują głównie u „swoich”. Gdyby dać im możliwość, zalaliby nasz rynek nie tylko słabej jakości towarami, ale również własnymi pracownikami oraz ich „etyką” pracy. Chińczycy, wyjechawszy z komunistycznego raju, za nic sobie mają polskiego fiskusa i nasze prawo. Umowa o pracę w Wólce Kosowskiej to luksus, zaś odprowadzanie podatków to, dla naszych orientalnych gości, sprawa nad wyraz kłopotliwa. Przyznać trzeba, że Chińczycy czy Wietnamczycy nie sprawiają zauważalnych problemów. Nie rozrabiają na ulicach, nie drenują zasiłków, są pracowici i spokojni, jednak żyjemy w Polsce i nasz interes narodowy wymaga ochrony. Nieograniczony zalew tanich towarów i wspieranych przez chiński rząd przedsiębiorstw może zniszczyć nasz kraj w mgnieniu oka. Firmy zachodnie eksploatujące nasz rynek zapewniają chociaż miejsca pracy, a Chińczycy sprowadzają tabuny własnych pracowników. Zapewnianie im jakichkolwiek preferencji, dawanie ulg podatkowych i innych przywilejów, którymi ściągamy do siebie zagranicznych inwestorów, musi być bardzo dobrze przemyślane. To nie jest tak, że przyjdzie Chińczyk, zbuduje fabrykę, zatrudni Polaków i będzie grzecznie płacił podatki. Chiny są graczem światowej klasy, a ich ekspansja jest wielotorowa. Począwszy od olbrzymiego kapitału, poprzez ogromne rzesze ludzkie, na działaniach wywiadowczych skończywszy. Dlatego są dla nas ekstremalnie niebezpiecznym partnerem. Posmakowali tego już Rosjanie, doświadczając chińskiej kolonizacji Syberii. Z nieoficjalnych danych wynika, że w ślad za uciekającymi ze wschodnich rejonów Federacji Rosyjskiej, w poszukiwaniu lepszego życia, Rosjanami, nadciągają Chińczycy, osiedlając się oraz inwestując kwoty liczone w miliardach dolarów rocznie. Nietrudno wyobrazić sobie kolonizację i faktyczne przejęcie kontroli przez Chińczyków nad sporym obszarem dzisiejszej Rosji. Masowa migracja oraz inwestycje to świetny sposób, aby stopniowo i bezkrwawo przejmować rzeczywistą władzę nad regionami, czy też państwami.

Wiedza przeciętnego Polaka o Chinach jest znikoma. W telewizji ich brak, więc mało o nich wiemy. Jednak oni tu są i działają, zarówno legalnie, jak i pod przykrywką. Państwo Środka jest silne nie tylko gospodarczo, ma również potężny wywiad, który od wielu lat działa również w Polsce. Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego zwane Guoanbu, to struktura, dla której na świecie pracuje, według szacunków, kilkadziesiąt tysięcy osób. Agenci chińskiego wywiadu działają także w Polsce, a brak doniesień medialnych na ten temat świadczy nie tyle o ich słabości, lecz o profesjonalizmie. Kierując się zasadą rozproszonych źródeł informacji, analizują sytuację polityczną i nastroje w naszym kraju. Lobby chińskie istnieje i walczy o wpływy w każdym państwie, leżącym w kręgu zainteresowań CHRL. Polska w tym kręgu jest od lat, z racji swojego strategicznego dla Chińczyków położenia oraz planów ekspansji na Europę, które właśnie nabierają tempa. Straszeni od wielu lat Rosją i jej wywiadem, znając takie nazwy jak CIA czy Mossad, nie jesteśmy świadomi zainteresowania naszym krajem agencji o wiele dla nas groźniejszej. Chiny, co prawda, nie są naszym wrogiem, jednak twardo kierują się swoim interesem, a tam, gdzie go widzą, działają profesjonalnie i zdecydowanie.

Chiny od wielu lat starają się wykreować na czołowe światowe mocarstwo. Dawny układ sił, rozkładający się pomiędzy USA i ZSRR, rozsypał się w pył wraz z rozpadem sowieckiego imperium. Lukę po nim stopniowo zaczęły wypełniać Chiny, rosnące w siłę z wielu względów, głównie dzięki ogromnym zasobom taniej siły roboczej, będącej ich głównym atutem, który zresztą mistrzowsko wykorzystują. Quasi komunistyczna gospodarka jest obrazem pragmatyzmu i rozsądku Chińczyków, tworzących na swoim terytorium wolnorynkowe strefy ekonomiczne. Zachęcanie zachodnich koncernów do inwestowania i przenoszenia produkcji do ich kraju, sprawiło, że na dzień dzisiejszy olbrzymia część artykułów na całym świecie ma etykietę „made in China”. Gospodarka chińska odgrywa dziś niespotykaną rolę w kształtowaniu międzynarodowego handlu. Produkcja na ich terenie nie obejmuje już tylko prostych produktów, lecz coraz większy jej procent stanowią najnowsze technologie. Wszystko to wyprowadziło Chiny na czołową pozycję, zagrażającą nawet dominującej roli Stanów Zjednoczonych. Zacieśnianie współpracy z Rosją, będącą znaczącym dostarczycielem surowców dla chińskiej gospodarki, również może niepokoić polityków przywykłych do aktualnego status quo. Rosja, co prawda, nadal przejawia tendencje imperialistyczne, jednak w obecnej sytuacji może być dla Chińczyków najwyżej słabszym wspólnikiem, a nie równorzędnym graczem.

Polityka zagraniczna obecnych polskich władz zasadza się na szukaniu bezpieczeństwa w NATO, czyli najprościej rzecz ujmując u Amerykanów, oraz poszukiwaniu możliwości nowych rozwiązań gospodarczych, wbrew dotychczasowemu ukierunkowaniu na Niemcy i w mniejszym stopniu na Rosję. Rozmowy z Chińczykami czy wyjazdy prezydenta Andrzeja Dudy do Etiopii wpisują się w ten schemat i nie ma w tym nic złego. Jakkolwiek w przypadku Afryki ewentualne korzyści są wątpliwe, to współpraca z Chinami może nam przynieść korzyść. Wśród przedstawicieli naszych władz głosy są jednak różne. Głównym oponentem zaangażowania Polski w chińskie projekty gospodarcze wydaje się być minister obrony Antoni Macierewicz. Jego zdaniem Nowy Jedwabny Szlak jest częścią planu zakładającego „zlikwidowanie Polski, jako niepodległego podmiotu”, w związku ze zmniejszeniem wpływów USA w naszym regionie. Widać tu wyraźnie pokładanie zbyt dużej nadziei w czynniku amerykańskim, co mnie w ogóle nie dziwi, ponieważ PiS w ewidentny sposób kultywuje czołobitność wobec Waszyngtonu. Dziwi mnie za to zaangażowanie w rozmowy z Chińczykami. Widać polscy decydenci nie dostali jeszcze reprymendy od Wielkiego Brata. Niewątpliwie, gdy tylko w USA połapią się, o co w tym chodzi, nadejdą instrukcje i udział Polski w Jedwabnym Szlaku stanie pod znakiem zapytania. Chińczycy dogadają się z kimś innym, a my zostaniemy z ręką w nocniku i kilkoma amerykańskimi żołnierzami na pocieszenie. Irytuje mnie nieustanne pokładanie wiary w tego, czy innego możnego patrona, zamiast budowania suwerennej polityki i siły własnego państwa.
Macierewicz ma oczywiście pod pewnymi względami rację i wiele argumentów na korzyść jego stanowiska w kwestii chińskiej już w tym tekście padło. Nie zgadzam się tylko, co do istoty formułowanych obiekcji. Wycofywanie się Amerykanów z Europy nie jest dla nas dużym zagrożeniem, tym bardziej, że za prezydentury Obamy proces ten de facto postępował. Europa wyszła z kręgu zainteresowania USA wraz ze wzrostem siły Chin, będących dla Amerykanów głównym konkurentem. Teraz, wraz z chińskimi projektami ekspansji na rynek europejski, uwaga Stanów Zjednoczonych znowu skupi się na Europie. Oni też chcieliby z nami bezproblemowo handlować. CETA, TTIP, to wszystko są próby gospodarczej kolonizacji, z tym, że zza Oceanu. Tak samo Chiny skolonizują nas, jeśli nie postąpimy mądrze. Sądzę, że w tym przypadku bardzo ważna byłaby solidarność państw Europy, jednak będąc realistą, ciężko mi w to uwierzyć. W każdym razie obecne poczynania rządu premier Szydło w kwestii chińskiej nastrajają pozytywnie. Co prawda niczego jeszcze nie wywalczyła, ale sam fakt poszukiwania nowych szans dla Polski, odbieram z zadowoleniem. Niezadowolony za to jestem z braku konkretów i rzeczowej, publicznej dyskusji na ten temat. Wydaje mi się, że kwestia współpracy z Chinami może zaważyć na naszym losie na długie lata. Źle rozegrana nie wróży zaś niczego dobrego.

Jarosław Gryń

[ii]    Tamże.
[iii]    Tamże.
[iv]    Tamże.
[v]    Deepen the China-EU Comprehensive Strategic Partnership for Mutual Benefit and Win-win Cooperation, Strona internetowa MSZ Chińskiej Republiki Ludowej, http://www.fmprc.gov.cn/mfa_eng/wjdt_665385/wjzcs/t1143406.shtml
[vi]    Tamże.
[vii]   Tamże.