Niedawno straciłam dziecko. Dowiedziałam się w 9
tygodniu ciąży, że serce nie bije. Oboje z mężem przeżyliśmy to bardzo.
Lekarz poinformował, żebym zgłosiła się do szpitala na następny dzień,
aby mnie oczyścili. Zapytałam się o możliwość pochówku, ale powiedział,
że na tym etapie to nie bardzo.
Zmartwiło mnie to, bo parę miesięcy wcześniej ksiądz mówił co innego,
że nie ma określonego „wieku ciąży”, aby móc pochować dziecko. W
szpitalu po upewnieniu się, że dziecko nie żyje, od lekarza usłyszałam
ponownie podobne słowa odnośnie pogrzebu. Ja może nie jestem
specjalistką od ciąży, ale odpowiedziałam, iż na tym etapie na pewno
jest już jakiś ślad, chociażby w postaci 1 cm-2 cm tkanki, którą
mogłabym pochować. Personel podchodził do mnie trochę sceptycznie, choć
uszanowali moją wolę.
Wyraziłam również chęć wykonania badania genetycznego, aby stwierdzić
płeć dziecka. Oczywiście, musiałam poprosić o basen do wypróżniania,
ponieważ nikt mi go nie zaproponował, a wiadomo gdzie by ciałko
wylądowało przy wywołaniu.
Nad ranem, ok godz. 5, urodziłam moje ukochane dziecko. I jak się
okazało to nie była tkanka. To był zalążek małego człowieka. Była głowa i
dwie malutkie kropeczki czyli oczy. Był też tułów, który posiadał dwie
malutkie rączki z 5 palcami. Nie wiem czy nóżki gdzieś się urwały, czy
też nie wykształciły, bo ich nie było. Ale ten zarodek już na tak
wczesnym etapie przypominał malutkiego człowieka.
Byłam bardzo szczęśliwa, pomimo trudu, jakiego musiałam włożyć, aby
móc wyegzekwować prawo dla mnie i mojego malutkiego dziecka do
stwierdzenia płci i godnego pochówku. Po badaniach okazało się, że to
dziewczynka. Jutro ją chowamy. I jestem tak bardzo szczęśliwa, bo udało
mi się, aby moja mała córeczka była pochowana z godnym szacunkiem.
Ja czuję spokój, mimo całej tej przykrej sytuacji, bo moje dziecko
zostało potraktowane jak człowiek, któremu został oddany należyty
szacunek. A my jako rodzina mamy małą świętą, która na pewno nad nami
czuwa.
Autorka anonimowa