Ogłoszony latem 2017 roku artykuł pana profesora Jacka Bartyzela pt. Trzecie Królestwo Polskie (Jak do niego dojść?)
do tej pory nie stał się niestety punktem odniesienia w tak pożądanej
dyskusji Prawicy o warunkach, które sprzyjałyby wprowadzeniu monarchii w
Polsce. Owszem, w Internecie można znaleźć przedruki publikacji Portalu
Legitymistycznego, krążą również wersje robocze skopiowane z profilu
Autora na Facebooku, ale zabrakło np. przemyślanych komentarzy, spotkań
panelowych i innych przejawów twórczego namysłu1. A przecież ten artykuł nie zamknął i nie wyczerpał tematu.
O ile można zrozumieć, dlaczego przeciwnicy legitymizmu wolą pomijać
tę arcyważną propozycję milczeniem, o tyle należy żałować, że dyskusji
jeszcze nie podjęli ludzie Tradycji: legitymiści i sedewakantyści, a
także znawcy myśli politycznej, teolodzy, historycy czy naukowcy
zajmujący się prawem konstytucyjnym. Pozostały bowiem ważne zagadnienia
wymagające dalszej rozmowy.
Katolickiego króla musi koronować katolicki biskup – to
zdanie, wypowiedziane przez pana prof. Jacka Bartyzela w rozmowie z
panem Michałem Murgrabią, otwiera przed ruchem legitymistycznym
przestrzeń rozważań do tej pory w ograniczonym stopniu obecnych w
debacie o następstwie tronu w Polsce. Do kogo współcześnie odnoszą się
słowa katolicki biskup? To najważniejsze pytanie naszej epoki.
***
Giraldus Cambrensis2
XXI wiek to epoka postkatolicyzmu, w której prawowici monarchowie i członkowie domów panujących porzucili de facto
legitymizm celu i cieszą się jedynie legitymizmem pochodzenia. Nie jest
to przypadłość stulecia, lecz oczywista konsekwencja kolejnych fal
rewolucji, łącznie z tą najstraszniejszą – modernistyczną, która
zwyciężyła w latach sześćdziesiątych minionego wieku3.
Dziś szczątki Starego Ładu trzeba odkrywać z cierpliwością godną
archeologa, a Kościół katolicki istnieje w formie grup wiernych
skupionych wokół tych nielicznych xięży i biskupów, którzy pomimo
doczesnego tryumfu Ciemności pozostali wierni naszemu Panu Jezusowi
Chrystusowi i Jego niezmiennemu Magisterium. Stolica Apostolska jest
okupowana przez modernistów. Obecnie trudno więc wyobrazić sobie
skuteczną kontrrewolucję w Kościele – prowadzącą do wyboru papieża
(wzmiankowanego w Kodzie artykułu pana prof. Jacka Bartyzela4),
odtworzenia hierarchii i przywrócenia przywilejów należnych Świętej
Wierze Katolickiej w sferze publicznej krajów niegdyś chrześcijańskich.
Perspektyw restauracji lub raczej instauracji monarchii (nie tylko w
Polsce) nie można natomiast rozpatrywać w oderwaniu od stanu Kościoła:
bezprecedensowego kryzysu.
Prawowity monarcha to przede wszystkim Pomazaniec Boży, Wikariusz Boga na Ziemi, Pontifex,
Obrońca Wiary. To człowiek reprezentujący swój lud przed Bogiem i
poprzez tworzenie warunków do życia moralnego wspierający Kościół w
pracy na rzecz zbawienia poddanych. Źródłem i uzasadnieniem jego władzy
jest fakt, że Chrystus jest Królem, który wzbudza również instynkt
monarchiczny w duszach wszystkich ludzi dobrej woli. Współcześnie jednak
niemal każdy panujący uznawany jest przez media masowego rażenia,
biurokratów i opinię publiczną za bliżej nieokreślony symbol równie
nieokreślonych „wartości”5, dla którego znacznie ważniejsze od Prawa Bożego mają być tzw. prawa człowieka6.
Jeżeli zaś temu się sprzeciwia, pozostaje mu funkcja mecenasa kultury i
nauki czy też animatora przedsięwzięć charytatywnych. „Duch epoki”
niewątpliwie nie sprzyja restauracji tradycyjnej monarchii, w której
król władałby tak, jak władali państwem jego przodkowie.
Przypadek Polski jest ponadto specyficzny: ciążą nad nami mit i kult biskupa Karola Wojtyły jako „papieża Polaka”7, a poza tym – w przeciwieństwie do innych krajów dawnej Christianitas
– nie mamy rodzimej dynastii, której zwierzchnik byłby
niekwestionowanym królem Polski, choćby na wygnaniu. Nie istnieje
sztandar Tradycji (zarówno religijnej, jak i świeckiej, wynikającej z
tej pierwszej) mogący jednoczyć wszystkich miłośników Ojczyzny8. Przywrócenie w narodowej świadomości prawdy o Kościele pozostaje zatem warunkiem sine qua non
odbudowy społeczeństwa i państwa. Nie można bronić Tronu, opuszczając
Ołtarz, nie można ratować Ołtarza z rąk apostatów, lekceważąc uzurpację
Tronu przez demokratów. W tym kontekście szczególnie uważnie należy
czytać rozdział III Trzeciego Królestwa Polskiego – odnoszący się do modernistycznego duchowieństwa jako obszaru misyjnego monarchistów.
Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że z punktu widzenia katolicyzmu
integralnego święcenia kapłańskie i konsekracje biskupie dokonywane w
rycie zmienionym przez modernistów są nieważne w Kościele katolickim9.
Z kolei z czysto ludzkiego, psychologicznego punktu widzenia trudno
wyobrazić sobie sytuację, w której kapłani Nowego Kościoła
montiniańskiego bez interwencji Opatrzności przekreślają swoją drogę
życiową, rozpoznają jej grzeszność, porzucają korzyści związane z
dotychczasowym statusem społecznym i nawracają się do Wiary katolickiej.
Tym bardziej, że gdyby chcieli stać się częścią katolickiej hierarchii
kościelnej, najpierw musieliby udać się na lata nauki do seminariów
Tradycji. Jeżeli prawdą jest, że po latach odstępstwa nawracać się mogą
jednostki, ale nie znamy takiego społeczeństwa, które raz porzuciwszy
prawdziwą Wiarę, do Wiary powróciło, tym bardziej trudno oczekiwać, że
modernistyczni duchowni w Polsce, nawet nie wszyscy, lecz chociażby
poważna grupa, wkroczą na drogę jedności z Kościołem. Czy były do tej
pory pojedyncze przypadki takich nawróceń?
Modernizm religijny łączy się z ideologią demokratyczną – od wielu
dziesięcioleci przykład idzie z góry. Modernistyczny duchowny, który nie
ukrywa antydemokratycznego światopoglądu, to niepożądana rzadkość
(niepodlegająca ochronie zwykle przyznawanej dowolnym „mniejszościom”)10.
Owszem, bywają i tacy, którzy angażują się w wydarzenia
wokółmonarchistyczne – jednak te wpisujące się w politycznie poprawny
nurt „monarchizmu bankietowego” czy nawet zwykłego „królizmu”, czyli
formy monarchizmu odrzucającej legitymizm i akceptującej figurę monarchy
jako eleganckiego dodatku do demokracji. Myśliwi, monarchiści,
filateliści czy szachiści – jakie to ma praktyczne znaczenie, gdy można
na tle ładnych sztandarów i oryginalnie przyodzianych pocztów wygłosić
rocznicowe, podniosłe kazanie, z którego ma przede wszystkim wynikać
pokrzepienie serc organizatorów uroczystości, swoiste przybicie
pieczątki religijnej aprobaty dla ich poczynań?
***
Sedewakantyści niewątpliwie pozostają mniejszością w obrębie
środowiska rojalistycznego w Polsce, z drugiej strony tylko część
sedewakantystów otwarcie daje wyraz swojemu stanowisku ustrojowemu i
angażuje się w działania w sferze publicznej. Nie ulega również
wątpliwości, że sedewakantyzm jest zagadnieniem będącym częścią sprawy
legitymistycznej11
– cóż bowiem ważniejszego na tym padole łez niż rozpoznanie, kto jest
prawowitym Namiestnikiem Chrystusa? A jednak z całą pewnością
niepożądana jest taka postawa wobec doczesności, w której ramach walczy
się jedynie o restaurację władzy papieskiej, zaniedbując teologię
polityczną i starania na rzecz odbudowy prawowitej władzy świeckiej (lub
kombinując z jakąś trzecią drogą, ze szczególnym wskazaniem na pobożną
dyktaturę). Ołtarz i Tron – jeśli jeden upadnie, wkrótce runie drugi.
Brak „unii środowisk” poważnie osłabia szanse jakiejkolwiek restauracji
(czy też instauracji) – w tym kontekście warto przypomnieć, że nic nie
zdziałali ci ludzie Tradycji w Hiszpaniach, którzy doszli do wniosku, iż
wolno porzucić walkę o Tron królów karlistowskich, aby skupić się
jedynie na wąsko pojętej sprawie katolickiej. Opcja „Kościół – tak! Król
– nie!” to droga donikąd.
Król, który ma być, z pewnością – powtórzmy za Karolem Maurrasem –
potrzebuje dobrych oficerów i dobrych xięży. Jednak, parafrazując słowa
Ludwika XVI odnośnie do oczekiwań pod adresem ewentualnego biskupa
Paryża, byłoby dobrze, aby byli to xięża, którzy wierzą w Boga. A wiara
poza Kościołem jest martwa i nie może wydać zdrowych owoców. Dziś, kiedy
piszę te słowa, jedynym duchownym w Polsce, do którego statusu
eklezjalnego nie można mieć zastrzeżeń, pozostaje rezydujący w Krakowie x. Rafał Trytek.
Inni duszpasterze, których samoidentyfikacja i zapewne też dobra wola
wiążą się z ruchem Tradycji katolickiej, zachowują jedność z
modernistami, uznając ich hierarchów za władze Kościoła. O tych
duchownych Novus Ordo, którzy otwarcie głoszą, że np. w Kościele przedsoborowym nie byłoby dla mnie miejsca, można nawet nie wspominać. W Polsce nie ma zatem biskupa, który mógłby dokonać koronacji w katedrze wawelskiej12.
Oczywiście kwestia koronacji najprawdopodobniej dotyczyć będzie dopiero
kolejnych pokoleń Polaków, ale jeżeli „zwyczajna” hierarchia Kościoła
katolickiego z prymasem na czele do tego czasu nie zostanie odtworzona, a
mimo to jakimś cudownym zrządzeniem Opatrzności Królestwo Polskie
będzie miało szansę znów stać się Królestwem z tego świata (bo tylko
wtedy te rozważania zachowają znaczenie), wówczas zew znad Wisły dotyczyć będzie nie tylko króla, który ma do nas przybyć, ale i koronującego go biskupa (biskupów?).
Dziś Polska jest ziemią misyjną, a nowa monarchia stanie się
monarchią prawowitą pod warunkiem, że nowo ukoronowany władca będzie
sedewakantystą, kimś porównywalnym np. do xięcia Kazimierza Odnowiciela
przywracającego Kościół Święty na obszarze swojego panowania. Na to zaś
Polacy – zwłaszcza młode pokolenie, tak rzekomo konserwatywne i
prawicowe, a które w sensie biologicznym zawsze ma rację – obawiam się,
nie są przygotowani. Musi zapewne zaistnieć cykl wydarzeń w jakimś
stopniu analogicznych do procesów zachodzących w związku z chrztem
Polski w X wieku i później: praca misyjna prowadzona przez świętych
kapłanów i potwierdzenie przez króla, na którego czekamy, jedności z
Kościołem. I dalsza praca misyjna, i usuwanie pomników fałszywych kultów
z przestrzeni publicznej…
Cóż zatem pozostaje? Znakiem nadziei byłyby zapewne konsekracja
biskupa dla Polski, a także wiele powołań kapłańskich wśród naszych
rodaków. Gdyby ich jednak zabrakło, konsekratorem udzielającym
sakramentalium przyszłemu władcy mógłby być biskup przybyły z zagranicy.
Oczywiście biskup znający tutejsze realia, wcześniej odwiedzający nasz
kraj, przyjazny naszym rodakom, cieszący się autorytetem i zaufaniem
wśród wiernych.
Trudno dziś rozważać inne, dalej idące szczegóły Kontrrewolucji
(musiałaby stać się wydarzeniem właściwie w skali globalnej), kiedy
żyjemy wśród gruzów Kościoła, pełni niepokoju o los grup wiernych, które
przetrwały kataklizm, a jednocześnie z nadzieją czekając na spełnienie
się przepowiedni Rozalii Celakówny o odrodzeniu Kościoła, które wyjdzie z
Krakowa. Możemy jedynie próbować przewidywać, jaka będzie przyszłość, w
rozważaniach przypisując jej warunki, w których dzisiaj staramy się
przetrwać. Jedno nie ulega wątpliwości – nie będzie wolnej Polski bez
Kościoła uwolnionego spod okupacji jego wrogów.
***
Mimo że monarchizm postrzegany jest jako niegroźna ciekawostka, często powraca pytanie: A kto będzie królem?
– zna je zapewne każdy, kto nie ukrywa, że żywi sympatie rojalistyczne.
Inne szczegóły tych w końcu najbardziej radykalnych zmian ustrojowych
jakoś nie rozpalają emocyj demokratycznej opinii publicznej,
kształtowanej przez tabloidy – nigdy nie słyszałem, aby np. jakiś
ciekawski upewniał się, czy przyszły władca Polski będzie katolikiem13. Pan prof. Jacek Bartyzel dwukrotnie odnosił się do tego zagadnienia, zarówno w artykule Trzecie Królestwo Polskie, jak i xiążce Legitymizm. Historia i teraźniejszość. Spróbujmy więc raz jeszcze zastanowić się nad tym, kto miałby usłyszeć ten zew znad Wisły, w kim powinniśmy rozpoznać przyrodzonego pana? Czy koncepcję pana profesora – przedstawioną w rozdziale V Trzeciego Królestwa Polskiego – można jeszcze jakoś uzupełnić?
Obecnie w polskim ruchu legitymistycznym dominuje zdroworozsądkowy, ostrożny tronowakantyzm,
gdyż wobec braku niekwestionowanej rodzimej dynastii nic nie może być
przesądzone i rozstrzygnięte – tym bardziej w imieniu kolejnych pokoleń.
Pomimo jej braku, tej niewątpliwej przyczyny słabości polskiego
legitymizmu, jest jednak kilka rodzin, o których w tym kontekście warto
wspomnieć jako potencjalnych pierwszych wśród równych.
Jak wykazał pan Michał Petrus14,
współcześnie najstarszą linią Piastów po kądzieli są xiążęta
raciborscy. Prócz nich pochodzeniem od Piastów śląskich może szczycić
się hrabiowska rodzina von Schaffgotsch – biało-czerwone barwy w jej
herbach rodowych nie są dziełem przypadku. O pokrewieństwie z Piastami
(a także Jagiellonami) w odniesieniu do xiążąt von Hochberg pisał
niedawno pan dr Arkadiusz Kuzio-Podrucki15.
Te trzy nazwiska zapewne nie wyczerpują listy możliwości związanych z
opcją śląską. Czy zatem powinniśmy w „momencie elekcyjnym” zachować
jakieś preferencje dla potencjalnego „króla Piasta”, bezspornego potomka
Mieszka I?
Do grona rodów, które być może należałoby traktować jak pierwsze wśród równych
w gronie ewentualnych kandydatów na następców wawelskiego Tronu, od
dawna zaliczany jest Dom Wettynów, ze szczególnym uwzględnieniem
obecnego monarchy saskiego, Jego Królewskiej Mości króla Alexandra, i
jego potomków. O ile jednak za Najjaśniejszym Panem stoją argumenty
natury historycznej i prawnej, można przeciwstawić im mocne argumenty
natury religijnej i ideowej.
Panowanie Wettynów w I Rzeczpospolitej, w czarnej propagandzie
prowadzonej za pieniądze pruskie prezentowane jako epoka sarmackiego
upadku i wstecznictwa, ma również swoisty ciąg dalszy – mocne osadzenie
obecności Domu Saskiego w Polsce w najbardziej postępowych ideach tzw.
Oświecenia. Po kilku dekadach przerwy związanej z panowaniem króla
Stanisława Augusta elektor saski i jego potomkowie zostali wezwani na
Tron na mocy Konstytucji 3 Maja, tej szczególnej konstrukcji prawnej,
która wprawdzie przywracała monarchię dziedziczną, ale równocześnie
redukowała znaczenie przyszłych królów, ograniczając ich do roli szefów
władzy wykonawczej. Zarówno ze względu na okoliczności jej przyjęcia,
jak i biorąc pod uwagę treść tego dokumentu, Konstytucja była przykładem
odgórnie narzuconej rewolucji. Potem było jeszcze gorzej – jeżeli
szukamy punktów odniesienia dla rozmaitych uzasadnień polskiego
legitymizmu – gdyż elektor i król saski objął tron xiążęcy w Warszawie,
ściśle współpracując z rewolucyjną Francją i nieubłaganym wrogiem
legitymizmu, czyli uzurpatorem Napoleonem Bonaparte. Bez względu na
zalety charakteru oraz talenty polityczne Jego Królewskiej Mości króla Alexandra
i jego krewnych nie wyobrażam sobie tak zręcznej polityki historycznej
przed ewentualną instauracją Domu Saskiego w Polsce – a tym bardziej już
po niej – która przekreślałaby odniesienia ewidentnie rewolucyjne,
połączone z „kultem kartki papieru” i treścią Mazurka Dąbrowskiego o dającym nam przykład Bonaparte.
Wprawdzie współcześni najpoważniejsi polscy zwolennicy Domu Wettynów
nie powołują się na postanowienia artykułu VII Konstytucji 3 Maja, lecz
na decyzję Konfederacji Generalnej Królestwa Polskiego z 28 czerwca 1812
r. – ale ta z kolei zaistniała dzięki porozumieniu króla i xięcia
Fryderyka Augusta I oraz pozostałych władz Xięstwa Warszawskiego z
Napoleonem Bonaparte16,
natomiast proklamowany przez nią akt przywrócenia Królestwa Polskiego
miałby konsekwencje polityczne i ustrojowe pod warunkiem, że w roku 1812
i później rewolucja antyfrancuska w wyniku wojny z Rosją zwyciężyłaby
ostatecznie w skali europejskiej17.
Historia potoczyła się inaczej, lecz nie przekreśliła podstawowego
dylematu: czy można odbudować monarchię w Polsce, odwołując się do
ideologii oczywiście wrogiej wszelkiej monarchii tradycyjnej, godzącej
się jedynie na parodię jedynowładztwa pod nadzorem korsykańskiego
tyrana? Czy można odwoływać się do takiego dziedzictwa, aby uzasadnić
prawowitość panowania Domu Saskiego w Polsce?
Niezależnie od powyższego problemu trzeba też zwrócić uwagę na
kwestię najważniejszą – że Najjaśniejszy Pan król saski stoi
zdecydowanie po stronie modernistów, uznając ich władzę w Kościele i zdolność do sprawowania Sakramentów18. A zatem, podkreślmy to z żalem, władca ten, z pewnością przyjazny Polakom, nie jest człowiekiem Tradycji.
Wśród rodów, które zasługują na baczniejszą uwagę ze strony ruchu
legitymistycznego, można wymienić także spokrewniony z Wettynami xiążęcy
Dom Urach – w 1918 r. obdarzony koroną litewską19.
Wprawdzie ten fakt nie zobowiązywał i nie zobowiązuje do niczego
Polaków i Polski w jej obecnych granicach, niemniej można rozważać, czy
przyjaznym gestem i formą otwarcia na aspiracje Litwinów oraz innych
narodów dawnej Rzeczypospolitej nie byłoby wzięcie pod uwagę także tej
dynastii, gdy kwestia instauracji stanie się już realnym zagadnieniem
politycznym.
***
W odniesieniu do każdego ze wspomnianych wyżej przypadków
dynastycznych należy pamiętać, że zarówno w tych Domach, jak i we
wszystkich innych dynastiach, których nie wymieniłem, musimy odnaleźć
Xięcia, którego wierność Tradycji katolickiej będzie niezachwiana. Jak
dostrzegł pan prof. Jacek Bartyzel, takich kandydatów do Tronu nie
będzie niestety zbyt wielu. Jednak módlmy się, gdyż bez wytrwałej
modlitwy nic nie jest możliwe, aby pojawili się święci kapłani zdolni do
odbudowy Majestatu Kościoła i przywrócenia papiestwa oraz święci
xiążęta, którzy dzięki orędownictwu Najświętszej Maryi Panny Królowej
Polski odbudują naszą Ojczyznę, tworząc Państwo Katolickie.
1 Fragmenty odnoszące się do roboczej wersji artykułu Trzecie Królestwo Polskie można znaleźć, o dziwo, na stronie Królestwo za króla. Czy Rzeczpospolita znów będzie miała swojego Najjaśniejszego Pana?
Jednak autor publikacji, pan Jacek Stawiany, rutynowo pomieszał w niej
treści poważne i działania postaci iście kabaretowych. „Dyskusja” pod
artykułem polega zaś na mnożeniu drwin i wyzwisk pod adresem
monarchistów.
2 Cyt. za: Dan Jones, Plantageneci. Waleczni królowie, twórcy Anglii, przełożyła Magdalena Karwowska, Kraków 2014.
3 Nawet
jeśli władcy i ich krewni w jakimś stopniu próbują dochować wierności
Tradycji katolickiej, czynią to niekonsekwentnie, pozostając w jedności z
modernistami i uznając ich prymat w Kościele.
4 W
kontekście obecnego tragicznego położenia Kościoła należy zauważyć, że
ten papież, ostatni w dziejach, w artykule pojawia się jednak na
zasadzie Deus ex machina.
5 Wydukane przez działacza partyjnego lub komentatora wydarzeń słowo wartości zwykle pokrywa intelektualną pustkę.
6 Ta uwaga dotyczy przede wszystkim kręgu dawnej Christianitas.
7 Przez swoich apologetów wynoszonego do rangi niekoronowanego króla Polski i największego z Polaków.
8 O
ile nie ulega wątpliwości, co wchodzi w skład Magisterium, czyli
Tradycji katolickiej, o tyle tradycję narodowo-państwową trzeba będzie
zrekonstruować od podstaw, w ramach polityki historycznej należne
miejsce przyznając myśleniu realistycznemu, a krytycznie oceniając
postawy utopijne, za które miliony Polaków zapłaciły życiem i ruiną
kraju.
9 Ks. Anthony Cekada, Całkowicie nieważne i pozbawione znaczenia. Święcenia biskupie według obrzędu z 1968 roku, ks. Rama P. Coomaraswamy, Sakrament święceń
10 Na
marginesie: nawet jeśli jakiś duchowny Nowego Kościoła montiniańskiego
powiesi w swoim mieszkaniu portrety wszystkich królów karlistowskich, ta
chwalebna postawa polityczna nie sprawi, że jego święcenia staną się
ważne w Kościele katolickim.
11 (…) Kościół
sam jest monarchią – monarchią Bożą, która ma Króla niewidzialnego, ale
realnie w nim cały czas obecnego, którym jest Chrystus Król, Syn Boży;
jak również zastępującego Go na ziemi, króla widzialnego – papieża. (Jacek Bartyzel, Trzecie Królestwo Polskie)
12 Przed koronacją katedra wymagać będzie oczyszczenia z nowinkarskich naleciałości.
13 O
demokratycznym poziomie dyskusji nieźle świadczy to, że jako
„naturalni” kandydaci do Tronu często budzą zainteresowanie politycy
sprawujący w danej chwili urząd prezydenta Polski. Osoby myślące w tych
kategoriach sądzą chyba, iż jedyną realną zmianą w państwie będzie
zmiana tytulatury najwyższego dostojnika.
15 Arkadiusz Kuzio-Podrucki, Hoberg, Hohberg, Hochberg. Trzy nazwiska – jeden ród, Wałbrzych 2018.
16 Dawid Madziar, „Królestwo Polskie przywrócone” – oczekiwania współczesnych wobec Konfederacji Generalnej Królestwa Polskiego 1812-1813
17 Konfederacja – kontrolowana przez arcybiskupa Dominika de Pradta, reprezentanta Bonapartego – nie była ciałem suwerennym: Będzie
wysłana także Deputacja do Najjaśniejszego Cesarza Francuzów Króla
Włoskiego dla złożenia Mu aktu Konfederacji i z prośbą aby raczył
osłonić swą potężną opieką kolebkę odradzającej się Polski.
19 Marcin Michał Wiszowaty, W poszukiwaniu optymalnej formy państwa u progu niepodległości. Królestwo Finlandii i Królestwo Litwy z 1918 r.