Kardynał Giuseppe Melchiore Sarto
przyjmując w pokorze zadanie, jakie powierzyli mu zebrani podczas
konklawe kardynałowie, zalał się łzami. Wiedział bowiem, że jako Pius X
będzie musiał stawić czoła wrogowi, przed jakim – zdawałoby się –
Kościół w całej swej historii jeszcze nie stanął.
Na początku XX wieku w Kościele dochodziło do starć na różnych
płaszczyznach. Jednym z najbardziej widocznych tego przejawów był już
sam wybór na Tron Piotrowy włoskiego kardynała Giuseppe Melchiore Sarto,
dokonany w kontrowersyjnych warunkach.
Podczas konklawe w 1903 roku pierwszym wyborem kardynałów był bowiem
dotychczasowy sekretarz stanu kardynał Mariano Rampolla. Do objęcia
przez niego władzy piotrowej jednak nie doszło, gdyż jego elekcja został
zablokowana przez polskiego hierarchę Jana Puzynę. Ówczesny biskup
krakowski przybył – jak się okazało – do Rzymu z dokumentem zwanym
ekskluzywą zezwalającym cesarzowi lub królowi Hiszpanii, Francji i
Austrii zawetować wybór konkretnego kandydata na papieża. Zablokowanie
wyboru kardynała Rampolli przez cesarza Franciszka Józefa I, rękoma
biskupa krakowskiego, miało uniemożliwić objęcie protekcją papieską
Imperium Rosyjskiego. Miało to bowiem skutkować, między innymi,
wycofaniem z polskich i litewskich kościołów polszczyzny, a w dalszej
perspektywie doprowadzić do całkowitej rusyfikacji ich ludności.
Na działającego w pełni legalnie kardynała Jana Puzynę spadły gromy,
ale zamiast Rampollego wybrano kardynała Sarto, który przyjął imię Piusa
X. Już w pierwszych minutach swojego pontyfikatu wiedział on, że
zwaśniony i stojący w obliczu wielu zagrożeń Kościół wymaga odnowy, bo
tylko w taki sposób będzie mógł czynić to, do czego został ustanowiony,
czyli bronić wiary i przekazywać ją w nienaruszonej formie. Ocierając
łzy, nowo wybrany papież wiedział, że musi „wszystko odnowić w
Chrystusie”, toteż właśnie te słowa uczynił swoją papieską dewizą, co
zamanifestował w swej pierwszej, opublikowanej dokładnie dwa miesiące po
wyborze, encyklice E supremi apostolatus. To w niej Ojciec
Święty nakreślił program swego pontyfikatu oraz wymienił kwestie
wymagające natychmiastowej odnowy. Nawoływał również do rzetelnego
przygotowywania kapłanów. Wszystko po to, aby przezwyciężyć kryzysy
mające jeden wspólny mianownik: wdzierający się fortelem do Kościoła
modernizm, zatrute źródło wszystkich herezji, którego celem jest
zniszczenie świętej wiary katolickiej.
Początkowo Pius X starał się błędy modernistów korygować z ojcowską
miłością licząc na opamiętanie ich głosicieli. Jednak wobec ich
zarozumiałości, pychy i nieprzejednania postanowił skarcić ich
publicznie i w tym celu napisał w 1907 roku encyklikę Pascendi dominici gregis. Już
we wstępie Ojciec Święty zaznaczył, że sytuacja Kościoła uległa zmianie
i po raz pierwszy w jego dziejach najbardziej niebezpieczni wrogowie
znajdują się nie poza, ale wewnątrz Mistycznego Ciała Chrystusa. Pisał:
„zwolenników błędów należy dziś szukać nie już wśród otwartych wrogów
Kościoła, ale w samym Kościele: ukrywają się oni – że tak powiemy – w
samym wnętrzu Kościoła; stąd też mogą być bardziej szkodliwi, bo są
mniej dostrzegalni. Będziemy więc mówić, Czcigodni Bracia, nie o
niekatolikach, lecz o wielu z liczby katolików świeckich, oraz - co jest
boleśniejsze - o wielu z grona samych kapłanów którzy wiedzeni pozorną
miłością Kościoła, pozbawieni silnej podstawy filozoficznej i
teologicznej, przepojeni natomiast do gruntu zatrutymi doktrynami,
głoszonymi przez wrogów Kościoła, zarozumiale siebie mienią
odnowicielami tego Kościoła”.
Moderniści odrzucali dorobek teologiczny i filozoficzny sprowadzając
wiarę do sfery uczuć i indywidualnego doświadczenia każdego człowieka.
Takie odrzucenie rozumowego przyjęcia prawd wiary, by w jego miejsce
wprowadzić praktykę wewnętrznego rozeznania, mogło skutkować tylko
jednym: agnostycyzmem twierdzącym, że źródłem poznania mogą być jedynie
zmysły. Ten zaś bezpośrednio kierowałby do idei całkowicie odrzucającej
istnienie Boga, czyli do ateizmu.
Moderniści otwarcie atakowali katolickie dogmaty jak chociażby
Niepokalane Poczęcie Maryi Panny czy Zmartwychwstanie Chrystusa.
Podważali autentyczność opisanych w Piśmie świętym cudów, a samych
autorów natchnionych ksiąg uważali za niewiarygodnych. Krytykowali Urząd
Nauczycielski Kościoła i relatywizowali prawdę.
Konkretne tezy modernistów są nam, współczesnym, doskonale znane. Bo
któż nie słyszał o tym, że „wiara jest bezpośrednim i osobistym
doświadczeniem Boga” albo o tym, że „wszystkie religie są równe”? Kto
nigdy nie spotkał się z twierdzeniami, że „wiara i nauka nie idą z sobą w
parze”, a „Kościół i państwo powinny być rozdzielone”? Ileż to razy
wątpliwej próby autorytety starały się nas przekonywać, że „Kościół
powinien iść z duchem czasu”? To wszystko pomysły modernistów, które papież Sarto potępił w Pascendi dominici gregis.
Środkami zaradczymi zarządzonymi przez Piusa X do walki z herezją
modernizmu były między innymi: odseparowanie modernistów od nauczania
teologii, wykładanie scholastyki w seminariach duchownych, likwidacja
modernistycznych czasopism i publikacji oraz zamykanie księgarni
katolickich zajmujących się ich dystrybucją oraz wprowadzenie zakazu
publikowania dla księży nieposiadających zezwolenia biskupów. Ponadto,
od 1910 roku, decyzją Ojca Świętego wszyscy kapłani przed święceniami,
katecheci oraz profesorowie musieli składać Przysięgę antymodernistyczną odżegnując się od poglądów modernistów opisanych w Pascendi dominici gregis. Praktykę tę zniósł jednak w 1967 roku Paweł VI (uzurpator Tronu Papieskiego - przyp. Redakcji RCR).
Udając się przed Boże Oblicze Pius X nie musiał już chować zalanej
łzami twarzy w rękach, bowiem zdawał się mieć świadomość, że zrobił
wszystko co mógł, by „wszystko odnowić w Chrystusie”. W Nim też pokładał
całą ufność, o czym świadczyć mogą jego ostatnie słowa „poddaję się
[Bogu] całkowicie” skierowane do czuwających przy jego łóżku kardynałów.
(...)
Mateusz Ochman