wtorek, 21 sierpnia 2018

Gladius Ferreus: Rok 1945

       W szeregu opracowań i publikacyj koncesjonowanej, nieustannie składającej wiernopoddańczy hołd demoliberalnemu Molochowi centroprawicy, narracja dotycząca II wojny światowej jest zawsze taka sama – miała być ona jakoby tytanicznym, manichejskim starciem sił Dobra personifikowanego przez demokrację i Zła uosabianego pod postacią totalitaryzmu. Wierutny fałsz takiego rozumowania, zarówno na gruncie historycznym, jak i ideowym, widać jednak jak na dłoni, zaś wizja prawicowych i konserwatywnych demoliberałów przecieka w tak wielu miejscach, że jej obrona posiada iście cudaczny i operetkowy charakter. Mimo to jest podtrzymywana z uporem godnym lepszej sprawy, gdyż posiada kolosalne implikacje polityczne, bezwzględnie oddziałując na losy współczesnego świata.

Patrząc pod kątem czysto historycznym, w największym globalnym konflikcie w dziejach brały udział państwa zarówno totalitarne, demokratyczne, jak i[1] autorytarne[2]. Wojna rozpoczęła się wszak we wrześniu 1939 r. od najazdu dwóch totalitarnych potęg – nazistowskiej III Rzeszy i komunistycznego Związku Sowieckiego na sanacyjną Polskę, rządzoną w umiarkowanie autorytarny sposób przez piłsudczykowską klikę[3]. W 1940 r. Niemcy uderzyły z kolei na liberalne, już wtedy doszczętnie zarażone demokratyzmem, nielegitymistyczne, konstytucyjne pseudomonarchie – Danię, Norwegię, Belgię Holadnię i Luksemburg oraz demokratyczno-masońską III Republikę (anty)Francuską. Kluczowych sojuszników hitlerowskich Niemiec z bloku państw Osi tj. faszystowskich Włochy oraz imperialną Japonię, nie sposób zaliczyć do reżimów totalitarnych[4]. Od 1941 r. totalitaryzm sowiecki w przymierzu z anglosaskimi demokracjami znalazł się w śmiertelnym zwarciu z totalitaryzmem hitlerowskim, a z tym natomiast połączeni byli sojuszniczymi więzami, nie wykazujący żadnych nazistowskich inklinacyj ideowych, lecz dostrzegający w aliansie z Niemcami[5] jedyną geopolityczną możliwość na ocalenie niepodległości i duchowego jestestwa swych narodów, liczni autorytarni przywódcy państw Europy Środkowej i Wschodniej[6]. Jak więc widać, dokonując nawet bardzo pobieżnego przeglądu wojennych wydarzeń, nie sposób uznać II wojny światowej, za mityczny wręcz agon demokracji i totalitaryzmu, gdyż państwa biorące w niej udział nieraz zmieniały strony, zaś w poszczególnych blokach – Osi i alianckim, znajdowały się kraje o ustrojach zarówno demokratycznych, autorytarnych, jak i totalitarnych.

Tyle, jeśli idzie o historyczne fałszerstwa dokonywane przez centroprawicowych propagandystów, usiłujących nagiąć rzeczywistość do prokrustowego łoża swoich osobliwych teorii. Znacznie niebezpieczniejsza jest jednak, lansowana przez nich i masowo powielana w propagandzie, metapolityczna wizja największego zbrojnego strarcia w historii i tym samym tego, co stało się z Europą i całym światem w wyniku zakończenia wojny. Demoliberałowie postrzegają bowiem totalitaryzm jako zło[7], lecz jest to dla nich pojęcie tak pojemne i nieostre, że jako totalitarne uznają nie tylko, w istocie będące takimi, systemy rządów Związku Sowieckiego i III Rzeszy[8], lecz w ogóle wszystko co nieliberalne i niedemokratyczne[9] – autorytaryzmy okresu międzywojnia, klasyczne dyktatury starożytności, monarchie absolutne czasów ancien régime’u, a nawet przednowożytne monarchie średniowieczne! Na to zaś nie może być nigdy zgody, gdyż oznacza to wywyższenie bezbożnej demokracji i wzgardę dla tego wszystkiego co jej się sprzeciwia[10]. Jeszcze bardziej horrendalna, wręcz bluźniercza, jest zaś druga teza demoliberałów, mianowicie, że demokracja jest dobrem esencjalnym[11]. Odrzucenie tego niewzruszonego dogmatu demoliberalizmu jest bezwzględnie konieczne, a to oznacza z kolei również rewizję spojrzenia na II wojnę światową i jej ostateczne rozstrzygnięcie. Rewizja ta przejawia się przede wszystkim w uznaniu faktu, że nie było całkowicie dobrej i złej strony w tym konflikcie, że każda z nich była w jakiś sposób skażona, a osąd danych państw biorących udział w wojnie powinien być uwarunkowany nie całościowo, lecz odnosić się do poszczególnych frontów.

W inicjującej całą wojnę kampanii wrześniowej słuszność stała jednoznacznie po polskiej stronie i nie piszę tak tylko dlatego, że sam jestem Polakiem. Napadnięta przez hitlerowskie Niemcy Rzeczpospolita miała zwyczajnie pełne prawo się bronić i walczyć nie tylko o niepodległość i integralność swojego terytorium, lecz po prostu o zachowanie samej egzystencji narodu, tym bardziej, że III Rzesza stosowała w trakcie tych zmagań metody nie licujące z tradycyjnym prowadzeniem działań wojennych, jak na przykład terror względem ludności cywilnej, czy prześladowanie kapłanów prawdziwej religii[12]. Identycznie sprawa wygląda, jeśli idzie o zmagania Finlandii i krajów bałtyckich z sowiecką nawałą w 1940 r. – każdy żołnierz Tradycji lokuje swe sympatie po stronie przeciwników czerwonych. Natomiast niejednoznacznie i zarazem niezwykle interesująco przedstawiała się sytuacja Francji. Podobnie jak Polska, została napadnięta przez Niemcy i identycznie jak nasz kraj, miała uzasadnione prawo do obrony swej państwowości. Jednak jej klęska była, jak to ujął Maurras, boską niespodzianką, modelowym wręcz przykładem szczęścia w nieszczęściu, wydarzeniem zgoła opatrznościowym dla samych Francuzów[13], gdyż spowodowała upadek bezbożnej, laickiej, masońskiej, demokratycznej, parlamentarnej i liberalnej republiki oraz umożliwiła im życie pod rządami autorytarno-korporacyjnego, w jakiś sposób odwołującego się do spuścizny białej, przedrewolucyjnej, katolickiej i monarchicznej Francji, Państwa Vichy[14]. Jak wielkim dobrodziejstwem to było, można dostrzec dopiero wtedy, gdy sobie uzmysłowimy, że od 1870 r. ­– daty powstania III Republiki, do dzisiaj minęło 146 lat i aż 141 z nich upłynęło nad Sekwaną pod diabelskimi rządami demokratycznymi!
Operacja Barbarossa rozpoczęta 22 VI 1941 r. niestety nie stała się tym, czym być powinna ­– autentyczną krucjatą mającą na celu ostateczne zdruzgotanie bolszewizmu i wyzwolenie narodów Europy Wschodniej z niewoli sowieckiej, przede wszystkim ze względu na ideologiczne założenia narodowego socjalizmu, ufundowanego na fałszywych doktrynach rasistowskich, przez co siły niemieckie, zamiast wyłącznie walką z Armia Czerwoną, zajmowały się również rzeczami zupełnie niepotrzebnymi i niemoralnymi, np. terrorem względem Słowian i Żydów, pacyfikacjami ludności cywilnej itd. Jak niewybaczalna to była zbrodnia[15], pokazuje gigantyczne poparcie zdobyte przez Wehrmacht w pierwszych tygodniach kampanii, kiedy tzw. zwykli ludzie witali Niemców jak prawdziwych wyzwolicieli, mając dość rządów Stalina i jego sowieckich komisarzy. Hitler to jednak nie kajzer[16], nie potrafił prowadzić wojny w tradycyjny i cywilizowany sposób, zresztą nie mógł tego zrobić i nadal być tym, kim był, gdyż swoje poczynania całkowicie podporządkował pryncypiom ideologii nazistowskiej. A tak naprawdę wystarczyło robić naprawdę niewiele – dać tylko wolną rękę narodom Europy Wschodniej w wyzwalaniu swych ojczyzn ze szponów bolszewizmu, który, będąc ustrojem totalnie sprzecznym z porządkiem naturalnym i nadprzyrodzonym, wobec tak przemożnego naporu, musiałby się rozsypać niczym domek z kart. Co by się wydarzyło, gdyby zamiast Führera na czele Niemiec stał jakiś wychowany na starej, sprawdzonej szkole monarchistycznej generał? Ciężko tak do końca powiedzieć, ale z pewnością historia świata potoczyłaby się w zupełnie innym kierunku.

U boku III Rzeszy w kampanii przeciwko Sowietom stały również jej państwa sojusznicze oraz różnego rodzaju formacje ochotnicze. Ich ocena nie nastręcza już żadnych dylematów – Finowie, Łotysze, Estończycy, Litwini, czy Rumuni mieli uzasadnione powody, by walczyć o odzyskanie swych terytoriów wziętych przemocą przez czerwonego potwora i wbrew różnym obelgom[17], nie kierowali się w tym zbożnym dziele żadnymi nazistowskimi przesłankami, lecz czystym antykomunizmem i wolą odzyskania tego, co utracone i niegdyś im przynależne. Podobnie rzecz się ma, jeśli idzie o międzynarodowe oddziały ochotników z Europy[18], zgrupowane w poszczególnych dywizjach Waffen SS[19]. Ludzie ci, gdy widzieli, że wszystko dookoła nich ulega gwałtownym przeobrażeniom, a stary, zmurszały mieszczański świat aż trzęsie się cały w posadach, wprost rwali się do walki z czerwoną bestią, nie popierając bynajmniej zbrodniczych wytycznych programu hitlerowskiego, lecz korzystając z nadarzającej się okazji wzięcia udziału w śmiertelnych zmaganiach przeciwko bolszewii, bez zbędnych roztrząsań ruszali na front. Nie należy więc postrzegać Barbarossy w zmitologizowany, propagandowy, sowiecko-demoliberalny sposób, jako szlachetnej i heroicznej walki z faszyzmem, toczonej przez uciśnione narody miłującej pokój światowej ojczyzny proletariatu, gdyż jest to po prostu wierutna bzdura, oparta na czystym kłamstwie i fałszu.

Odmienne spojrzenie winno się zastosować również podczas analizy frontu bałkańskiego i dokonać pełnej rehabilitacji utworzonego przez ustaszy i sprzymierzonego z Niemcami Niezależnego Państwa Chorwackiego. Jakkolwiek chorwaccy nacjonaliści nie ustrzegli się w swych działaniach pewnych błędów, to jednak należy bez niedomówień stwierdzić, że narodziny Nezavisna Država Hrvatska stanowiły śmiertelny cios dla tzw. Jugosławii,  tego więzienia narodów południowosłowiańskich, powstałego w wyniku klęski monarchii habsburskiej w I wojnie światowej i zdominowanego przez schizmatyckich Serbów, z uszczerbkiem dla praw katolickiej ludności chorwackiej i słoweńskiej. Warto też mieć na uwadze, co zostało ustanowione po wojnie na gruzach niepodległej Chorwacji – jeszcze gorsza, bo komunistyczna, egalitarna, socjalistyczna i demokratyczna wersja Jugosławii, rządzona przez krwawego czerwonego oprawcę Titę. Identyczna rehabilitacja dotyczyć musi także Państwa Słowackiego wraz ze stojącym na jego czele późniejszym męczennikiem, x. Józefem Tiso. Stanowiło ono interesującą, autorytarną i korporacyjną nową jakość, zwłaszcza na tle poprzedniej, bezbożnej, demokratycznej i antykatolickiej władzy Czechów[20]. Żadnych wątpliwości nie pozostawia też, z każdego punktu widzenia, ocena wojny na Pacyfiku – cesarska Japonia, sprowokowana do wystąpienia przez cyniczną i agresywną politykę amerykańskiego demoliberalizmu, nie miała innego wyjścia i musiała wszcząć działania wojenne, jeżeli nie chciała skończyć, jako wasal jankesów i niewolnik plutokratów z Wall Street[21].

Zupełnie rozmijające się z rzeczywistością i pozbawione krzty zdrowego rozsądku jest też, będące filarem powojennej, demokratycznej propagandy, określanie marszu aliantów w głąb Włoch, Francji i Niemiec z lat 1943-1945, mianem wyzwolenia. Jeżeli to było wyzwolenie, to chyba takie, jakie zafundowali nam Polakom i innym narodom Europy Środkowo-Wschodniej Sowieci… Trzeba to sobie otwarcie powiedzieć – jeden okupant, hitlerowska tyrania, został zastąpiony przez innego, bezbożny demoliberalizm anglosaski. Każde inne podejście w tej materii oznacza wybielanie demokracji i liberalizmu z wszystkimi potwornościami, które ze sobą przyniosły. Doprawdy trudno mówić o wyzwoleniu w przypadku Włoch, kiedy w 1943 r. alianci zażądali od marszałka Badoglio, stojącego na czele rządu włoskiego po odebraniu władzy Mussoliniemu, bezwarunkowej kapitulacji, mimo iż ten zadeklarował opuszczenie Osi i przejście na ich stronę! Zajmując Sycylię i kontynentalne Włochy, sprzymierzeni dokonywali przerażających zbrodni, jak np. zamordowanie 14 VII 1943 r. ośmiu cywilów[22] w sycylijskim miasteczku Canicatti, czy masakra 74 włoskich i niemieckich jeńców w Biscari tego samego dnia. Niszczyli przy tym starożytne i średniowieczne zabytki oraz kościoły jako gniazda papizmu. Szturmując w 1944 r. Monte Cassino, Anglosasi doskonale zdawali sobie sprawę, że w klasztorze nie znajdują się żadne siły niemieckie, a decydując się na stracie opactwa z powierzchni ziemi, kierowali się wyłącznie antykatolickim, protestanckim resentymentom i heretycką nienawiścią, do wszystkiego co święte. Wbrew utartej propagandzie, jakby zadziwiająco te słowa nie zabrzmiały dla otumanionych demoliberalną antyintelektualną trucizną czytelników, to niemiecki feldmarszałek Albert Kesselring, stał w tych dniach na straży cywilizacji, gdy wbrew radom niektórych swoich doradców nie wydał rozkazu obsadzenia wzgórza klasztornego przez podległe mu oddziały, mimo jego doskonałego usytuowania strategicznego, wiedząc, jakie skarby kultury kryją się w murach opactwa i jakie znaczenie duchowe ono posiada. Z kolei w lutym 1944 r. alianci trzykrotnie zbombardowali letnią rezydencję papieską w Castel Gandolfo, w wyniku czego zginęło 500 chroniących się tam kobiet i dzieci, w tym 17 zakonnic. Wyjątkową niesławą okryli się, pozostający pod komendą gaullistowskich, należących do obozu alianckiego, tzw. „Wolnych Francuzów”, saraceńscy goumiers rekrutowani w Maroku, depczący wszędzie, gdzie tylko się dało cześć Włoszek i dokonujący masowych gwałtów. Po zajęciu Monte Cassino goumiers, dostawszy w tej materii całkowicie wolną rękę od swojego dowództwa, zgwałcili ponad 60 tys. kobiet. Najstarsza z nich miała 86 lat, najmłodsza,  była zaledwie jedenastoletnią dziewczynką… Ich ofiarami padały zresztą nie tylko kobiety – potrafili nawet, dając upust swym bestialskim, sodomickim skłonnościom, zgwałcić x. Alberta Terillego, w wyniku czego zmarł on kilka dni później[23]. Myślę, że przytoczenie tych kilku faktów całkowicie wystarczy, by diametralnie odmienić postrzeganie działań sprzymierzonych w Italii. Jednym słowem, wyzwalanie Włoch przez aliantów było typowo barbarzyńską kampanią, porównywalną z najadami Gotów, czy Hunów u schyłku starożytności. Zwieńczeniem tych wszystkich „dokonań” Anglosasów i ich sojuszników na Półwyspie Apenińskim, było, już po wojnie, narzucenie Włochom demokratycznej, parlamentarnej republiki w wyniku sfałszowanego referendum.

Podobnie wyglądało wyzwalanie Francji. Tam też doszło do całej serii gwałtów – przynajmniej 14 tys. – ze strony „bohaterskich” żołnierzy US Army, a na skutek alianckich nalotów  i działań naziemnych zginęło ponad 30 tys. francuskich cywili[24]. Do tego dochodziły jeszcze liczne przypadki najzwyklejszych w świecie kradzieży w biały dzień. W ślad za wyzwolicielami szli wysługujący się im liberalni, demokratyczni i komunistyczni partyzanci, przeprowadzający antyfaszystowską czystkę, tzw. épuration, polegającą na mordowaniu bez żadnego sądu politycznych przeciwników lewicy i liberałów. Rzetelni, nie ulegający wszechobecnej w dzisiejszych czasach presji demoliberalnej ideologii, historycy szacują, że łączna liczba zabitych w wyniku tych działań[25], mogła wynosić nawet 100 tys[26]. O obaleniu rządów marszałka Pétaina i wprowadzeniu kolejnej mutacji bezbożnej republiki, to już nawet nie wspomnę… W powojennych wspomnieniach Francuzów stale przewija się koronny motyw – choć może brzmieć w uszach współczesnego czytelnika wręcz zdumiewająco – że niemiecka okupacja była dla nich o wiele znośniejsza, w porównaniu z tą aliancką.

W Niemczech wyzwalający poczynali sobie wcale nie lepiej. Barbarzyńskie starcie z powierzchni ziemi Drezna, a także dywanowe naloty na inne miasta, m.in. Hamburg, Lubekę, czy Kolonię  są już na szczęście – przede wszystkim dzięki imponującemu wysiłkowi badawczemu Dawida Irvinga – faktem na tyle znanym, że nie będę się nad nim dłużej zatrzymywał, wspomnę tylko, że podczas tych ataków zniszczeniu uległo przeszło 160 miast, zginęło 600 tys. ludzi i zrzucono olbrzymią ilość ładunku – 1,6 mln ton bomb… Ale warto przytoczyć takie wstrząsające, zupełnie niezgodne z oficjalną wersją historii wydarzenia, jak choćby śmierć na skutek bicia, maltretowania, ograniczania racyj żywnościowych i fatalnych warunków sanitarnych, tysięcy niemieckich jeńców w alianckich obozach[27] od schyłku wojny do połowy 1946 r., czy samowolne, dokonane bez żadnego wyroku sądowego, zamordowanie 29 IV 1945 r. w Dachau około 560 żołnierzy Waffen SS. Większość z nich padła od kul sadystycznego amerykańskiego porucznika, Jakuba Bushyheada, który rzecz jasna nie poniósł za swój czyn jakiejkolwiek odpowiedzialności[28]. Wcześniej, bo już 21 grudnia 1944 r., sztab 328 Pułku Piechoty wydał oficjalne zarządzenie, w którym stwierdzał, iż nie należy brać do niewoli niemieckich spadochroniarzy, lecz rozstrzeliwać na miejscu, sankcjonując tym samym zabijanie jeńców – wbrew tym wszystkim wojennym konwencjom, których przestrzeganie alianci tak solennie deklarowali[29]. Co więcej, podczas walk w Ardenach pojmanych żołnierzy Wehrmachtu zmuszano do wielogodzinnych marszów boso po śniegu przy kilkunastostopniowym mrozie, co nieodmiennie powodowało odmrożenia, a następnie amputacje stóp. Identycznie sprawa miała się z gwałtami. Ich ofiarą ze strony aliantów padło aż 860 tys. Niemek. Już po kapitulacji Rzeszy, w lipcu 1945 r., w jednej z niemieckich wsi Amerykanie zgwałcili na oczach rodziców (sic!) osiem kobiet i młodych dziewcząt. W innej miejscowości alianckie władze okupacyjne posunęły się nawet do tego, że kazały wywiesić na drzwiach domostw kartki zawierające informacje na temat płci i wieku mieszkańców (sic!). Nie muszę chyba dodawać, czyją politykę[30] przypomina taka stygmatyzacja… Według raportów bawarskich duchownych, najmłodsza z ofiar miała ledwie 7 lat (sic!), a najstarsza 69. Jednakże chyba największe, bo symboliczne poniżenie, nie tylko Niemiec, ale w ogóle całej Starej Europy, miało miejsce w Akwizgranie, gdzie prymitywny amerykański żołnierz, pewnie jakiś prostak z Kentucky, czy Ohio, strzelił sobie fotkę z przekrzywioną koroną cesarza Karola Wielkiego na głowie… Jak wszędzie, gdzie tylko postawili swoje obrzydłe, demoliberalne stopy, również w Niemczech jankesi zaprowadzili po wojnie, pod pozorem denazyfikacji[31], potworny, oparty na demokracji, parlamentaryzmie, tolerancji i prawach człowieka, rewolucyjny ustrój.

Właśnie tak naprawdę zachowywała się w całej Europie, opiewana w tworzonych po wojnie na masową skalę, ckliwych opowiastkach dla naiwnych, tzw. „wielka generacja” wyzwolicieli Europy – w rzeczywistości zwykłych zbrodniarzy, szabrowników i pospolitych, prymitywnych, niewyżytych gwałcicieli, poza skalą swych postępków dosłownie niczym nie różniących się od Sowietów. Charyzmatyczny twórca ruchu Christus Rex, Leon Degrelle, pisał swego czasu z poetycką emfazą: marzyłem o wieku Rycerzy, silnych i szlachetnych, którzy najpierw odnoszą zwycięstwo nad sobą, a dopiero potem nad innymi. Kto zaś przyszedł w ’45 r. do Europy w wyniku tego koszmarnego wyzwolenia zamiast wyśnionych rycerzy? Amerykańskie żołdactwo, obtłuszczeni burżuje, liczący swymi spoconymi łapskami każdy grosz, jak gdyby od niego zależało zbawienie dusz, demokraci, plutokraci, liberałowie, kapitaliści i pseudokatoliccy chadecy z jednej strony oraz moskiewsko-mongolsko-kałmucko-bolszewicka dzicz z drugiej. W imię defaszyzacji i denazyfikacji swój złowrogi cień nad Starym Kontynentem rozpostarły komunizm na Wschodzie oraz nieświęta, Szatańska Czwórca: Demokracja – Tolerancja – Liberalizm – Kapitalizm, na Zachodzie. Europa została podzielona na dwoje, pobita, poniżona, wydana na łup bezbożnych, rewolucyjnych ideologii demokracji, liberalizmu i komunizmu. Na żywym organizmie narodów europejskich przeprowadzono gigantyczny, zbrodniczy program społecznej inżynierii, zatruwając ich dusze obezwładniającym jadem tolerancji, pacyfizmu i humanitaryzmu, niszcząc tkwiące w nich wtedy jeszcze głęboko wzniosłe i heroiczne pierwiastki duchowe oraz każąc wyrzec się im przeszłości i najchwalebniejszych tradycyj. Nie tak to miało wszystko wyglądać – nie o taką Europę nam przecież chodzi[32]

Czy to wszystko oznacza, że ukazując II wojnę światową z innej, niż przywykło się dotychczas oglądać perspektywy, wybielam te z posunięć państw Osi, których nie sposób usprawiedliwić – mordercze i zbrodnicze poczynania wymierzone w niebędących siłą zbrojną cywilów – identyczne, jak u Sowietów, czy aliantów, bagatelizuję zbrodnie hitlerowskie, lekceważę wszystkie antykatolickie przesłanki ideologii narodowego socjalizmu i uznaję, że siedemdziesiąt pięć lat temu siły integralnej kontrrewolucji powinny były przyłączyć się do obozu, któremu przewodziła III Rzesza? Nic bardziej mylnego! Największą przewiną głoszącego prymitywny kult rasy hitleryzmu, nie były bowiem dokonane przezeń hekatomby, nawet te najokrutniejsze, lecz, jak trafnie zauważył wielki kolumbijski reakcjonista Mikołaj Gómez Dávila, to, iż udając podobieństwo do pewnych szlachetnych tematów germańskiej medytacji, zamordował również nadzieję na nowy rozkwit Zachodu, gdyż od momentu jego klęski zaczęto utożsamiać z nim – cóż z tego, że zupełnie kłamliwie i całkowicie błędnie! – tradycję Starej Europy. Dramat tej najstraszniejszej z wojen polegał właśnie na tym, że żadna ze stron – anglosaski demoliberalizm, sowiecki komunizm oraz neopogański nazizm niemiecki, nie była tą dobrą, każda z nich, będąc naznaczona jakimś potwornym defektem, nie reprezentowała świata katolickiej Tradycji. Ten zaś, ograniczający się wówczas tylko do Stolicy Apostolskiej, Hiszpanii gen. Franco i salazarowskiej Portugalii[33], nie odgrywał już wiodącej roli w polityce światowej. Najlepsze, co można było w tej sytuacji zrobić, to, gdy tylko istniała taka możliwość, przeczekać ten monstrualny konflikt i ogłosić neutralność, co w istocie państwa przeze mnie wymienione uczyniły. Natomiast – powtórzę jeszcze raz to, co napisałem na samym początku – działania tych krajów i formacyj zbrojnych, które wzięły udział w owej wyniszczającej wojnie światowej, należy oceniać nie za pomocą wspomnianego, kuriozalnego, manichejskiego kryterium nieubłaganej walki demokratycznego Dobra z totalitarnym Złem, lecz przypatrując się wybranym frontom i dokonując ograniczonych, wycinkowych sądów. Każde inne rozwiązanie skutkuje tylko powieleniem fałszywej, propagandowej narracji na temat drugiej wojny światowej masowo rozpowszechnianej po jej zakończeniu przez nieszczęsnych zwycięzców – Sowiety i alianctwo.


[1] I tutaj pojawia się pierwszy wyłom w uproszczonej, by nie rzec – prostackiej – demoliberalnej narracji o drugiej wojnie światowej.
[2] Różniące się przy tym wzajemnie zarówno co do stopnia swojego autorytaryzmu, jak i treści ideowej nadającej kierunek ich politycznym poczynaniom.
[3] Nie miejsce tutaj na pogłębioną ocenę rządów sanacyjnych, która jednak z kontrrewolucyjnego punktu widzenia musi wypaść – trzeba to otwarcie i bez zbędnych ceregieli powiedzieć, mocno negatywnie (rzecz jasna ta negatywna ocena sanacji nie jest spowodowana częściowo autorytarnym sposobem sprawowania rządów przez piłsudczyków! Chodzi tu o zupełnie inne powody, sięgające głęboko do samej natury ideowej sanatorów).
[4] Chociaż faszyści w Italii jako pierwsi zapowiedzieli budowę ustroju totalnego, to jednak, zwłaszcza w porównaniu ze stosunkami panującymi w Sowietach i III Rzeszy, ich zapewnienia posiadały bardziej deklaratywny, niźli rzeczywisty charakter i nigdy nie doczekały się całkowitej realizacji.
[5] Wobec straszliwego naporu bolszewizmu z jednej i anglosaskiego demoliberalizmu z drugiej strony.
[6] A także stojący na czele jedynego uznawanego w tamtych czasach rządu francuskiego, marszałek Filip Pétain (w odróżnieniu od etatowego zdrajcy – vide Algieria dwie dekady później…, sługusa Anglosasów, republikanina i demokraty de Gaulle’a).
[7] I w tym miejscu można im przyznać bez wahania rację, lecz motywowaną całkiem odmiennymi argumentami niż nieprzestrzeganie praw człowieka i dławienie wolności słowa – po prostu totalitaryzmy, jako część schizmatyckiego względem Ładu prawdziwego świata nowoczesnego, nie przejawiały dążeń do choćby częściowej, parcjalnej restauracji porządku w jakiejkolwiek dziedzinie – religijnej, ustrojowej, społecznej, prawnej, gospodarczej etc., mało tego, częstokroć ów porządek niszczyły, a więc, jakby to powiedział brazylijski karlista Arlindo Veiga dos Santos, nie będąc Tradycją, były z pewnością zdradą
[8] Jak również np. maoistowskich Chin, czy komunistycznej Kambodży Pol Pota.
[9] A także przedliberalne  i przeddemokratyczne.
[10] Lub choćby tylko w jakiś sposób od niej odróżnia…
[11] Już sama supozycja, iż demokracja mogła być kiedyś jakimkolwiek dobrem, jest bezsprzecznym szaleństwem!
[12] Zupełnie inną kwestią pozostaje, czy nie lepiej było schować bombastyczny sanacyjny „honor” do kieszeni i dla ratowania kraju przyjąć z bólem serca ultimatum niemieckie, wejść w struktury Paktu Antykominternowskiego, a następnie ruszyć wraz z Rzeszą i jej aliantami na Moskwę, próbując przynajmniej zdruzgotać bezbożny komunizm – co więcej, z perspektywy czasu, biorąc pod uwagę kompletne fiasko polityki Becka, właśnie takie rozwiązanie wydawało się być najrozsądniejsze, ale akurat to zagadnienie nie jest tematem tego artykułu.
[13] Przynajmniej tych znajdujących się w południowej, nieokupowanej strefie.
[14] Dokładnie Państwa Francuskiego – État Français.
[15] Nawet w czysto politycznym znaczeniu tego słowa…
[16] Który podczas I wojny światowej również zdobył olbrzymie połacie ówczesnej, carskiej Rosji, nie stosując przy tym metod masowego terroru i zastraszania!
[17] Wysuwanym pod ich adresem także obecnie, np. przez kultywującego sowiecką szkołę historii Putina i jego usłużnych poputczików.
[18] Całej, a więc nie tylko okupowanej przez bolszewię jej wschodniej części!
[19] Np. słynnej hiszpańskiej Błękitna Dywizji, SS Wallonien Leona Degrelle’a, czy francuskiej SS Charlemagne.
[20] Którzy, nie wiedzieć czemu, biorąc pod uwagę całą ich historię, posiadają w Polsce niezasłużenie dobrą prasę, a np. w takim dwudziestoleciu międzywojennym zhańbili się całkowicie, kiedy jako jedyny w naród Europie Środkowo-Wschodniej, zachowali rządy parlamentarno-demokratyczne…
[21] Nie rozpisuję się zbyt obszernie na ten temat, gdyż zamierzam mu poświęcić osobny, pogłębiony artykuł.
[22] W tym jedenastoletniej dziewczynki!
[23] I bynajmniej nie był on jedyną ofiarą należącą do stanu kapłańskiego, która zginęła z rąk saraceńskich oddziałów biorących udział w wyzwalaniu Włoch…
[24] Do najgorszych zbrodni doszło w Cherbourgu w Normandii – jedną z kobiet zbiorowo gwałciło czterech jankeskich żołdaków, inną trzech, jeszcze inną nielitościwie zasztyletowano za stawianie oporu, a kolejną zastrzelono, gdyż nie chciała się zgodzić na stosunek analny (sic!).
[25] Mających miejsce zarówno w trakcie trwania wojny, jak i po jej zakończeniu.
[26] Natomiast w wyniku zbrodni sądowej został stracony wybitny poeta Robert Brasillach; z kolei twórcę monarchistycznej Akcji Francuskiej i znakomitego pisarza, Karola Maurrasa, mimo iż nie był uwikłany w żadną kolaborację z hitlerowcami, ani nie wspierał swym talentem nazistowskiej ideologii, mściwie skazano na dożywotnie więzienie.
[27] Najgorszą sławą cieszył się obóz w nadreńskim Bretzenheim, w którym zmarło ponad 18 tys. uwięzionych żołnierzy niemieckich. Alianckie obozy jenieckie dla Niemców zakładano nie tylko na terenach Rzeszy, ale także w samych Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Wielkiej Brytanii. Ostatni z jeńców został zwolniony z brytyjskiego obozu dopiero w 1949 roku…
[28] Przez lata Amerykanie zarzekali się, gdyż już nie dało się dalej tuszować tej haniebnej zbrodni i chcąc ją niejako zniwelować, że Bushyhead miał rzekomo do czynienia z załogą niemieckiego obozu koncentracyjnego, lecz tak naprawdę przytłaczająca większość zamordowanych przez niego jeńców należała do oddziałów liniowych. Gdy jednak i ta prawda wyszła na jaw, amerykańska argumentacja zaczęła z kolei opierać się na osobliwym, quasirasitowskim, deterministycznym i psychologizującym zrzucaniu odpowiedzialności za te wydarzenia na… indiańskie, a konkretnie czirokeskie pochodzenie Bushyheada (sic!), będącego jakoby z natury skłonnym do aktów bezprzykładnego okrucieństwa i tym samym w zasadzie zwolnionym z wszelkiej odpowiedzialności!
[29] Efektem takiego podejścia było np. zamordowanie bez sądu we francuskiej wsi Chenogne 60 niemieckich żołnierzy przez Amerykanów.
[30] I to do złudzenia!
[31] Która, przynajmniej w swym założeniu, rozumiana absolutnie dosłownie i czysto negatywnie – jako bezwzględne usunięcie wszelkich śladów neopogańskiej, rasistowskiej ideologii narodowego socjalizmu, była czymś ze wszech miar dobrym i godnym poparcia; problem powstaje wówczas, gdy w jej imię, aplikuje się bezbożne, po wielokroć już wymieniane, potępione przez szereg Papieży, masońskie zasady rewolucji – demokrację, tolerancję, wolność słowa, prawa człowieka, liberalizm itd.
[32] Dlatego też jest arcygłupstwem ze strony różnej maści endokomunistów, sierot po PRL-u paxowskiego chowu, ze starczym sentymentem wspominających ich ukochaną „Polskę Ludową” i kapitalnie określonych swego czasu przez prof. Bartyzela mianem endectwa, egzaltowanie się zdobyciem Berlina w 1945 r. u boku sojuszniczej armii radzieckiej i zawieszeniem na berlińskiej Kolumnie Zwycięstwa biało-czerwonej flagi obok sowieckiej czerwonej szmaty z sierpem i młotem. Ale to już temat na całkiem osobną historię…
[33] W pewnej mierze również Irlandii pod rządami Éamona de Valery.


     Gladius Ferreus – wojujący katolik, legitymista, kontrrewolucjonista, reakcyjny tradycjonalista. Bezlitosny wróg demokracji, tolerancji, praw człowieka, masonerii, rozdziału Kościoła od państwa, suwerenności ludu, równości wobec prawa, wolności słowa, liberalizmu, protestantyzmu, modernizmu, pacyfizmu, humanitaryzmu, egalitaryzmu, socjalizmu, komunizmu, bolszewizmu, syjonizmu, parlamentaryzmu, konstytucjonalizmu, indywidualizmu, konsumpcjonizmu, feminizmu, genderyzmu oraz wszelkich innych heretyckich i wywrotowych idei w każdej formie i pod każdą postacią. Jego dewizą są słowa hiszpańskiego karlisty, Eugenia d’Orsa – „wszystko, co nie jest Tradycją, jest plagiatem” oraz brazylijskiego tradycjonalisty, Arlinda Veigi dos Santosa – „wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”.