Widać wyraźnie, że strategia szatana w walce z Kościołem polega dzisiaj
na skoncentrowaniu ataku na Jego (Kościoła) delegitymizacji moralnej,
całkowitym zohydzeniu go w oczach ludzi i przedstawieniu go wręcz jako
organizacji zbrodniczej, kierowanej żądzą władzy, chciwością i
występkami obyczajowymi. Nie jest to oczywiście jakaś nowość: we
wszystkich rewolucjach (a każda rewolucja jest dziełem szatana, zaś
rewolucjoniści tylko jego narzędziami) występował wątek "organizacji
przestępczej, tuczącej się na krzywdzie ludu". Jest jednak pewna różnica
w stosunku do minionych epok. Niegdyś wrogowie Kościoła i religii w
ogóle uważali za konieczne podejmowanie jakiegoś sporu o pryncypia,
refutacji światopoglądu religijnego, próby dowodzenia nieistnienia Boga,
życia pozagrobowego, świata niematerialnego; wzniecali lub podsycali
już istniejące herezje, spory dogmatyczne, próbowali organizować schizmy
i tworzyć alternatywne "kościoły"; metafizyce i teologii musieli
przeciwstawiać jakąś antymetafizykę i "nową teologię". Innymi słowy,
walka toczyła się jednak na płaszczyźnie transcendentalnej, a nie
całkowicie przyziemnej i wręcz trywialnej. Dziś jest to właściwie
zupełnie zbędne i synom ciemności nawet nie chce się podejmować jakiegoś
wysiłku intelektualnego, aby przeprowadzić krytykę religii jako takiej,
mającą przynajmniej pozory rzeczowości i spójności. Jeśli już ktoś
odczuwa jeszcze potrzebę umocnienia się w ateizmie, wystarczy mu bełkot
Dawkinsa.
Prima facie daje się to wytłumaczyć rozległością szerzącej
się jak pożar sekularyzacji. W świecie, w którym liczą się już tylko
dobra ziemskie: pieniądz, władza, kariera i hedonizm, również i Kościół
jest postrzegany wyłącznie przez pryzmat tych rzeczy, tym bardziej, że i
do samych szczytów hierarchii te brudy faktycznie Go zanieczyszczają
(nawet jeżeli są wyolbrzymiane i generalizowane). Ale przy uważniejszym
spojrzeniu można w tym dostrzec również symptomy - może nawet więcej niż
symptomy - wyczerpywania się eonu chrześcijańskiego, jego zmierzchu po
dwóch tysiącleciach istnienia. Świadomy chrześcijanin musi sobie zadawać
z trwogą pytanie czy Katechon już ustąpił z Kościoła, zostawiając pole
dla Niegodziwca, a to przecież oznacza, że nastały czasy ostateczne. Czy
tak jest, nie wiemy, ale niepodobna nie zauważyć, że winni temu
wyczerpywaniu się są ci, którzy stanowią Kościół nauczający, mający
umacniać braci w wierze, a nie kierować ich uwagę na rzeczy ziemskie,
więc przemijające. Tymczasem sekularyzacja dotknęła sam prezbiteriat.
Iluż księży (pomijam tu małe wysepki tradycjonalistycznych bractw i
instytutów) mówi wiernym podczas kazań i rekolekcji o rzeczach
ostatecznych, o końcu wszystkich rzeczy, o sądzie szczegółowym i Sądzie
Ostatecznym, o karach piekielnych i nagrodach niebiańskich, o świecie
duchowym w ogóle, o aniołach, o tym, czym jest wizja uszczęśliwiająca
zbawionych, o tajemnicy Trójcy Świętej? Używając terminologii Erica
Voegelina można powiedzieć, że w samym nauczaniu kościelnym doszło dziś
do swego rodzaju immanentyzacji eschatonu - wprawdzie nie w sensie
kreowania jakiejś utopii społecznej, ale w znaczeniu ogólnego
skoncentrowania na immanencji, na kwestiach życia doczesnego, nawet
jeżeli są one (relatywnie) ważne, a jednocześnie nieprzypominania o tym,
że chrześcijanin zasadniczo jest jedynie przechodniem w tym świecie,
pielgrzymującym ku życiu wiecznemu, ku ojczyźnie niebiańskiej (jeśli na
nią zasłuży). Zaś eschatologia i apokaliptyka są praktycznie nieobecne w
codziennym nauczaniu.
Powiedziałbym też, że nasi duszpasterze zapomnieli o wzbudzaniu i ćwiczeniu naprzód w sobie, a potem w laikach, tej ważnej władzy duszy, jaką jest wyobraźnia. Chrześcijanie w Kościele starożytnym i średniowiecznym, a nawet jeszcze w dobie kontrreformacji, naprawdę chcieli wiedzieć i być nauczani o świecie nadprzyrodzonym, a nie tylko o tym jak żyć tu, na ziemi (które to życie ziemskie zresztą, powtórzmy to raz jeszcze, miało być wstępem i przygotowaniem do tego wiecznego). Pseudo-Dionizy pisał o imionach Bożych i o hierarchiach anielskich, św. Augustyn o tym, jakie będą nasze ciała po zmartwychwstaniu, Dante o tym, jakie są kręgi piekielne, czyśćcowe i rajskie, zarówno dlatego, że to ich interesowało przede wszystkim, jak i dlatego, że interesowało to czytających i słuchających ich chrześcijan. Wiemy, że te przerażające wydarzenia, które nastąpią po ustąpieniu Katechona i w czasie przejściowego panowania Antychrysta, a przed Paruzją, są nieuniknione, bo wpisane w Boży plan soteriologiczny, ale tylko mistrzowie duchowości, kapłani-mistycy, a nie "działacze społeczni" czy tym bardziej "kapłani-biznesmeni", mogą nas do tego przygotować i sprawić, że ta część Kościoła, która przetrwa godzinę próby, będzie możliwie najliczniejsza.
Za: facebook.com
OD REDAKCJI: Kiedy teologia katolicka naucza iż najprawdopodobniej nowe święcenia kapłańskie i sakry biskupie (od 1968 roku) nie są ważnie udzielane to odpowiedź na powyższe rozważania nasuwa się już sama. Obecnymi czasy Kościół Katolicki to grupy wiernych świeckich, biskupów i kapłanów zachowujących integralną naukę i wiarę katolicką. Struktury posoborowego kościoła opanowane są przez sektę modernistów, wielokrotnie już publicznie w przeszłości potępionych przez katolickich papieży.