„Nie, nigdy. Nie wolno zabijać dzieci” – usłyszał słynny doktor
Mengele z Auschwitz. Wydawało mu się, że się przesłyszał. Kto się ośmielił sprzeciwić jego rozkazowi?
Była to Stanisława Leszczyńska – słynna położna z Auschwitz.
Właśnie tam, w nieludzkich warunkach, odebrała ponad trzy
tysiące porodów. Kobiety rodziły dzieci na zawszonym kocu, po
którym biegały szczury. Nie miały żadnych środków opatrunkowych,
wszędzie było przeraźliwie brudno. Mimo to żadna matka i żaden
noworodek nie umarły w czasie porodu. Luksusowe kliniki w
Niemczech nie mogły się w tamtym czasie poszczycić podobnymi
wynikami. Stanisława Leszczyńska cały czas pracowała z
modlitwą na ustach. Cały czas wypraszała u Boga cuda.
Dzieci,
którym pomogła się urodzić, często zaraz potem były skazywane
na śmierć. Niejednokrotnie wrzucano je do kosza na odpady,
kierowano razem z matkami do komór gazowych, zabijano na
rozmaite sposoby. Dwie specjalnie oddelegowane do tej „pracy”
Niemki topiły noworodki w beczce. Czytając opisy podobnych
okrucieństw, większość z nas czuje pewnie nienawiść do oprawców.
Stanisława Leszczyńska i w nich umiała znaleźć człowieka. Pewnego
razu wraz z więźniarkami z bloku zorganizowała skromną wigilię.
Gałązka świerku na stole, miniaturowe kanapeczki z
zaoszczędzonych zapasów, śpiewane stłumionym głosem kolędy –
to wszystko przez moment mogło dać złudzenie normalności. Nagle
do bloku wszedł słynny doktor Mengele. Wbił wzrok w ziemię i nic nie
mówił. W końcu więźniarki usłyszały jego dziwne słowa: „Przez chwilę
poczułem się człowiekiem”.
Gdy ogłoszono ewakuację obozu –
za pozostanie groziła kara śmierci – Stanisława Leszczyńska nie
posłuchała rozkazu. Do końca została z chorymi i kobietami
oczekującymi na poród. Nazywały ją „mamą”, mówiły, że przy niej
się nie boją. „Do tego piekła spłynął na nas anioł dobroci” –
wspominała po latach jedna z kobiet. Cały czas podnosiła innych
na duchu, choć nie brakowało jej własnych zmartwień. Jej dwóch
synów przebywało w innych obozach koncentracyjnych, nie miała
też żadnych informacji o losie najstarszego syna, Bronisława,
ani o losie swojego męża. W końcu przyszła informacja, że mąż
zginął w Powstaniu Warszawskim. Po powrocie do domu musiała
ciężko pracować, żeby zapewnić swoim dzieciom utrzymanie i
możliwość nauki. Bronisław został lekarzem. Kiedy otrzymał
dyplom, powiedziała mu: „Nie wierzę, żebyś w swoim życiu miał
dokonać kiedykolwiek zabiegu przerywania ciąży, bo przecież wtedy nie mógłbyś się uważać za mojego syna”.
Za: facebook.come