czwartek, 27 września 2018

Robert Larkowski: Akcja Bezpośrednia 1905-1939 (Zarys)


        Nasza idea od zarania swego istnienia, odrzucała bezsensowne szafowanie polską krwią, co preferowały ruchy kosmopolityczno – klasowe, które podburzane przez obce, głównie żydowskie i niemieckie siły, dążyły do osłabienia potencjału ludzkiego Polaków, tumaniąc niektórych z nich hasłami powszechnego socjalizmu i rzekomej równości ludu. Te ugrupowania w rodzaju marksistowskiej Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL) oraz powiązanej z nią tzw. Polskiej Partii Socjalistycznej, stawiały interes narodowy i niepodległość daleko w tyle, jeżeli w ogóle je negowały (np. grupa głównej teoretyczki SDKPiL, Żydówki Róży Luksemburg, nie wiadomo dlaczego nazywanej Polką). Marksistowscy socjaldemokraci i PPS-Lewica utworzyły później(1918) sowiecką agenturę pod nazwą Komunistycznej Partii Polski (KPP).

Józef Piłsudski na czele pozostałych socjalistów (PPS–Frakcja Rewolucyjna) miał inne plany w postaci utworzenia „niepodległościowo–czerwonej” Polski, choćby za cenę utopienia narodu we krwi. Taka szansa nadarzyła się w 1905 roku, w wyniku wybuchu ruchawki rewolucyjnej w Rosji. Fala ta przelała się na polskie ziemie, a Piłsudski licząc na interwencję Japończyków na rosyjskich wschodnich rubieżach, dążył do kolejnego szaleństwa na wzór Powstania Styczniowego, bez żadnych szans powodzenia. Spodziewał się pacyfikacji Królestwa Polskiego przez sprowokowaną armię rosyjską i zmuszenia ludności polskiej do reakcji, co częściowo przyniosło efekt w postaci tzw. „Krwawej niedzieli” w Warszawie. Jednakże Narodowa Demokracja posiadała już bojowo przeszkoloną kadrę robotniczo-mieszczańską i zgromadzone środki do powstrzymania anarchistów z PPS. Wybuchły walki narodowców z socjalistami, czego ci ostatni się nie spodziewali, licząc na łatwą akcję propagandową i kolejną powstańczą tragedię. Nic z tego nie wyszło, carska Rosja stłumiła bunt u siebie, zaś patriotyczny żywioł polski nie dopuścił do kolejnej „wojny z wiatrakami”, jak to się towarzyszowi Piłsudskiemu marzyło. Strategia i taktyka PPS była głupia i zbrodnicza, ponieważ Cesarstwo Rosyjskie po przegranej wojnie z Japonią, nie wykluczało dużych ustępstw względem Polaków (które zresztą nastąpiły), co łączyło się przy okazji ze zdynamizowaniem ruchu panslawistycznego. Kolejne powstanie skończyłoby się być może ludobójstwem i ostatecznym upadkiem polskiego dorobku kulturowo-cywilizacyjnego, ze szczególnym uwzględnieniem Kresów Wschodnich.

Kolejnym pokazem determinacji szeregów narodowych, stały się okoliczności wyboru na pierwszego prezydenta odrodzonej Rzeczypospolitej Gabriela Narutowicza (1922). Ten bezwyznaniowiec i mason, chociaż osobiście uczciwy człowiek, stał się symbolem poniżenia Polski, jako że o jego wyborze zadecydowały głosy lewicy i mniejszości narodowościowych. Wybuchły zamieszki tysięcy endeków z bandami PPS-u i komunistów. W zaistniałej sytuacji doszło do zastrzelenia nowego prezydenta, którego dokonał Eligiusz Niewiadomski. Uczyniono z niego czynnego zwolennika nacjonalizmu, ale proces udowodnił,że działał w pojedynkę bez żadnej pomocy członków obozu narodowego, wyszły też na jaw niewyjaśnione powiązania Niewiadomskiego z II Odziałem Sztabu Generalnego („dwójką” – wywiad i kontrwywiad), opanowanym przez piłsudczyków. Korzystając ze śmierci Narutowicza, Piłsudski planował zamach stanu, a jego PPS-owskie zaplecze i wierni oficerowie, wymordowanie na wzór „nocy świętego Bartłomieja” głównych działaczy politycznych z kręgów narodowych. Jednak „Komendant” nie miał odpowiedniego poparcia, bojówki PPS były rozbijane przez endeckich bojowców, prawica miała ogólnie przewagę w społeczeństwie, a w wojsku piłsudczyzna umacniała dopiero swe wpływy, nie będąc tam jeszcze czynnikiem decydującym. Zamach nastąpił dopiero w maju 1926 roku; korzystając z okazji uwięziono, zakatowano i zabito wielu przeciwników Piłsudskiego. M.in. „zaginął bez wieści” uwięziony i wypuszczony dla zmylenia opinii publicznej generał Włodzimierz Zagórski, a gen. Tadeusza Rozwadowskiego – prawdziwego autora zwycięstwa z bolszewikami pod Warszawą – podtruwano podstępnie w celi, co stało się przyczyną jego szybkiej śmierci w 1928 r.

Wzmacnianie reżimu sanacyjnego i rosnący terror względem narodowej opozycji, wywołały mobilizację elementu nacjonalistycznego i powołanie przez Romana Dmowskiego Obozu Wielkiej Polski (OWP – Obwiepolacy). Organizacja błyskawicznie rosła w siłę i osiągnęła stan 250-300 tys. członków, zdyscyplinowanych i gotowych na odpór względem polskich wrogów, prąc – w miarę możliwości demokratycznie – do obalenia uzurpatora Piłsudskiego. Oprócz pracy ideowej i organicznej, OWP toczył potyczki z agresywnymi grupami żydowskich handlarzy i pośredników na lokalnych targowiskach, nie oddawał pola w walkach ulicznych socjalistom, komunistom i sanacyjnej policji, był aktywnym czynnikiem kierowniczym w strajkach na uczelniach. Obóz przybierał charakter partii ogólnonarodowej(duży odsetek robotników i chłopów,chociaż przeważała inteligencja i warstwy średnie – naturalny fundament wszelkich partii narodowych), co niezmiernie zaniepokoiło władze, które mogły tylko pomarzyć o stworzeniu na bazie bezideowego piłsudczyzmu, ugrupowania o takim ludzkim potencjale. Nastąpiła fala aresztowań aktywistów OWP, delegalizacja kolejnych dzielnic i wreszcie zakaz działalności Obozu na terenie całego kraju (1933). OWP był awangardą nie tylko myśli narodowej, ale i narodowej akcji bezpośredniej.

Niedługo po powstaniu OWP (grudzień 1926), zawiązane zostało w 1928 r. Stronnictwo Narodowe, największe liczebnie ugrupowanie II Rzeczypospolitej, które zastąpiło bardziej liberalny w programie i działaniu Związek Ludowo-Narodowy (ZLN). Przy SN powołano obronno-zaczepną, płynną liczebnie w zależności od potrzeb Straż Porządkową, która przejęła w pewnym sensie tradycje Stowarzyszenia „Straż Narodowa”, formacji związanej z obozem narodowym i przeznaczonej do kształtowania postaw patriotycznych, militarnych i funkcji porządkowych dla ochrony różnego rodzaju zgromadzeń endeckich. Straż Porządkowa koncentrowała się na aktywności – powiedzielibyśmy dzisiaj – ściśle ochroniarskiej, nie dopuszczając krewkich socjalistów i Żydów do siedzib SN, a także rozbijając zgromadzenia PPS, Komunistycznej Partii Polski i żydowskiego, socjalistycznego Bundu. W dobie kryzysu gospodarczego, Straż Porządkowa SN zajmowała się także zabezpieczaniem bojkotu sklepów żydowskich i ochroną polskiego handlu. Później stało się to jej rutynową czynnością w wypieraniu żydowskiego pachciarstwa na rzecz rodzimego kupiectwa miejskiego i włościańskiego. Nie kończyło się to bynajmniej zawsze nieszkodliwą bijatyką, często padali ranni i zabici po obu stronach. Tak było w czasie sławnych zajść w miejscowości Przytyk (marzec 1936), gdzie tamtejsze koło Stronnictwa, stanęło w obronie chłopów pragnących sprzedawać swoje płody rolne na targowisku, co wywołało reakcję żydowskiej „samoobrony syjonistycznej”, pilnującej monopolu w handlu i pośrednictwie własnych ziomków. Ta wyspecjalizowana banda żydowska, zaczęła strzelać do Polaków, jeden z uciekających został śmiertelnie ugodzony w plecy, kilku innych odniosło rany. Rozjuszony tłum, widząc brak reakcji policji (wcześniej pałującej narodowców), zaatakował mieszkania starozakonnych, w wyniku czego zginęło dwóch Żydów. Tak wyglądały opisywane z lubością na Zachodzie i w polskojęzycznej prasie „pogromy” – przeważnie prowokowali je Żydzi, nierzadko mordując Polaków, co powodowało kontrakcję zwykłych obywateli i Straży Porządkowej SN, ponieważ sanacyjna policja chętniej stawała po żydowskiej, niż narodowo-polskiej stronie. Niejeden pomnik i tablica, powinny czcić pamięć naszych rodaków, którzy stracili zdrowie i polegli w walce o swój dom,warsztat pracy, o Polskę dla polskich dzieci.

Chwalebną kartę czynu bezpośredniego zapisał również Obóz Narodowo-Radykalny. Centrum aktywności Obozu w czasie krótkiej, legalnej działalności (kwiecień – początek lipca 1934 r.) i później, była Warszawa, głównie jej wyższe szkoły z Uniwersytetem Warszawskim na czele. W szeregach oddziałów obronno-bojowych ONR (zwanych Uczelniami Różnymi), znalazło się 800 przeszkolonych aktywistów z różnych stanów społecznych – od studentów po robotników i bezrobotnych, kiedy cała krajowa organizacja miała 4-5 tys. członków. Podobnie do Stronnictwa Narodowego, na ONR polowały jednocześnie zjednoczona polskojęzyczna lewica socjalistyczno-komunistyczna, Żydzi syjonistyczni i lewicujący, bojówki sanacyjne i policja. Podziwiać należy hart ducha bojowców ONR, którzy w tak trudnych warunkach stanowili w zasadzie niepokonaną siłę na warszawskich ulicach i uniwersytetach, nie tylko odpierając napady przeciwników, ale przeprowadzając liczne akcje ofensywne. Atakowano wrogów w ich lokalach partyjnych, wydawnictwach pism, toczono bitwy uliczne, pacyfikowano pochody na 1 maja, urządzano marsze żałobne ku pamięci padłych w potyczkach z wrogami kolegów, co też przeradzało się w awantury, ponieważ żałobników prowokowała sanacyjna policja i żydokomuna razem z PPS-em. Szturmowcy ONR nie czekali aż sami zginą od kul socjałów i Żydów, gromadzili pistolety, wzmocnione prochem petardy, bomby domowej produkcji, ale podstawową „przyjaciółką” ONR-owca była mocna laska, często z udogodnieniami w postaci zmyślnie poumieszczanych na niej żyletkach. Dla narodowców nikt nie miał litości, więc i oni nie bawili się w sentymenty, bo wielu zginęło i uległo poranieniu od kul i noży socjal-żydo-komuny. Do historii przeszły blokady Uniwersytetu Warszawskiego, największa w listopadzie 1936 r. – dzieło polskich nacjonalistów, głównie z Ruchu Narodowo-Radykalnego i Sekcji Akademickiej Stronnictwa Narodowego, którzy opierali się nadreprezentacji żydostwa na uczelniach, ograniczeniom praw władz uniwersyteckich przez sanację, wysokiemu czesnemu oraz innym opłatom akademickim i egzaminacyjnym, co zamykało drogę do nauki synom i córkom rodzimych chłopów i robotników. Kto teraz o tym pamięta? Tablicami i obchodami, czci się na UW ruchawkę podjudzonej w marcu 1968 r. przez żydowskich kosmopolitów polskiej młodzieży, a właściwie prowodyrów tych zajść – komandoskich pociech syjonistycznej frakcji w PZPR. A to narodowcy powinni mieć swój kącik pamięci na Uniwersytecie Warszawskim, bo przelewali tam nierzadko krew za „przywilej” studiów dla ubogich Polaków, a nie bogatych potomków żydowskich bankierów, adwokatów i lekarzy.

Na koniec trudno nie wspomnieć o chyba najlepszej i najbardziej skutecznej grupie szturmowej z kręgu formacji narodowych. Chodzi o Narodową Organizację Bojową (NOB) – „Życie i śmierć dla Narodu” – zbrojnego ramienia wspomnianego Ruchu Narodowo-Radykalnego, zwanego także RNR „Falanga”, powstałego w wyniku rozłamu w Obozie Narodowo-Radykalnym. NOB stanowiła członkowską mieszankę studencko-robotniczą, co zawsze w historii stanowiło element wybuchowy. Trzystu NOB-owców szkolono ideologicznie w duchu radykalnego nacjonalizmu, jak również militarnie w strzelaniu, walce białą bronią różnego rodzaju(bagnety,itp.), nowej wtedy sztuce judo, boksie i ogólnie w wytrzymałości fizycznej, psychicznej, bezwzględnym posłuszeństwie przełożonym i w zachowaniu ścisłej konspiracji.

W tajnych zbrojowniach gromadzono broń strzelecką, dynamit i trotyl, dzięki którym dokonywano zamachów na ośrodki komunistyczne, socjalistyczne i żydowskie. Te 300 osób stworzyło monolit nie do pobicia przez socjal-żydo-komunę, wytrzymały na wszelkie szykany i tortury policji, gotowy w każdej chwili położyć własną głowę za Polskę Narodową. Taka siła, gdyby mogła się rozrastać, stanowiłaby zagrożenie nawet dla reżimu sanacyjnego z przeprowadzeniem antysystemowego przewrotu włącznie lub wymuszeniem na piłsudczykach korzystnej dla narodowców współpracy. Historia potoczyła się inaczej.

Nie powinniśmy mieć kompleksów względem lewactwa i piłsudczyzny. Polski nacjonalista potrafił bić się, przyjmować ciosy, zabijać i być sam zabijanym za swą ideę w warunkach zimnej wojny domowej, która panowała w II Rzeczypospolitej. Kwestia podstawowa – narodowy bojowiec nie stanowił przykładu bezmózgiego łamignata i kryminalisty z majchrem, co zdarzało się wtedy i współcześnie we wszelakich środowiskach politycznych, szczególnie lewackich, lecz i niekiedy – niestety – w mieniących się narodowymi. U nacjonalisty czyn jest poprzedzony dogłębnym rozwojem umysłu, poznaniem idei i wiernością wobec niej. Dopiero po przygotowaniu intelektu może on podjąć świadomy trud czynu bezpośredniego – zawsze dla idei, nigdy dla prywaty i egoistycznej satysfakcji.

ROBERT LARKOWSKI