Czy nie odnosicie Państwo wrażenia,
że ktoś zwyczajnie nas urabia, sprzedając nam ciepłe obrazki o
przybywających do Polski cudzoziemcach, którzy czują się Polakami
bardziej niż my sami? Nie mamy nic przeciwko miłowaniu Rzeczypospolitej
Polskiej, ale skąd to medialne natężenie tematów imigranckich? I to
wcale nie na lewicy! Polska na naszych oczach staje się wielonarodowa,
wielokulturowa i politeistyczna – a wszystko to znajduje uzasadnienie w…
ekonomii. Czy jest ono jednak przekonujące? To w zasadzie już nieważne,
bo nakreślony przez rząd proimigrancki plan jest sukcesywnie
realizowany.
Zaczęło się jakby niewinnie. Jedna z sieci komórkowych wprowadziła do
swej oferty w Polsce język ukraiński. Już wtedy pojawiły się pytania –
po co? Odpowiedź była oczywista i prosta: zapotrzebowanie rynku. Z
czasem ilość obcokrajowców na polskim rynku pracy była widoczna coraz
bardziej. Kolejne doniesienia medialne miały przekonać nas o tym jak
imigranci ratują nasz rynek pracy, jak uzupełniają braki w takich
sektorach jak budownictwo czy produkcja… Wszystko to podlane
demograficzno-emigracyjnym sosem. Kolejnym krokiem wydają się być już
nie przedstawiciele tzw. taniej siły roboczej, ale zagraniczni
specjaliści, których w Polsce także brakuje na rynku.
Tak oto już od wielu miesięcy oswajani jesteśmy z rzekomą
niezbędnością imigrantów dla naszego kraju. I żeby było jasne – nie
chodzi tylko o Ukraińców, bo zapowiedzi rządowe dotyczące sprowadzania
nowych pracowników sięgają aż po Azję (Filipiny)! Kto jeszcze otrzyma
zaproszenie do Polski? Oficjalnie rząd wciąż staje okoniem wobec
unijnych pomysłów relokowania nad Wisłą tzw. uchodźców. Jednocześnie
jednak na ulicach polskich miast widać coraz więcej obcokrajowców, także
przedstawicieli dalekich nam kultur i religii.
Co ciekawe, w ów przekaz o imigracyjnym leku na polskie bolączki,
coraz częściej wpisują się media, które chętnie ocieplają wizerunek
mieszkających w Polsce obcokrajowców. Być może to tylko przypadek, ale
działania te wpisują się w rządowe założenia polityki migracyjnej.
Opublikowana w ubiegłym roku „Strategia na rzecz Odpowiedzialnego
Rozwoju do roku 2020 (z perspektywą do 2030 r.)” sygnowana przez
premiera Mateusza Morawickiego, to ciekawa lektura również w kwestii
imigracyjnej.
To właśnie w tym dokumencie (Pkt 5. Polityka migracyjna jako
instrument zarządzania zasobami ludzkimi) znajdziemy kluczową zapowiedź o
„prowadzeniu działań informacyjnych i edukacyjnych skierowanych do
polskiego społeczeństwa nt. pozytywnej roli cudzoziemców, których celem
będzie przeciwdziałanie dyskryminacji, promocja postawy otwartości,
przełamywanie stereotypów i uprzedzeń”. I to już się dzieje. Warto zatem
bliżej przyjrzeć się temu dokumentowi programowemu.
Strategia zakłada, że polityka migracyjna Polski „powinna mieć
charakter wielowymiarowy, uwzględniający migracje o charakterze
zewnętrznym, zarówno te dotyczące imigracji, jak i emigracji, a także
brać pod uwagę ich charakter (czasowy, trwały, zarobkowy itp.)”. Autorzy
opracowania nie ukrywają, że napływ migrantów do Polski z krajów nie
będących częścią wspólnoty europejskiej, może pociągać za sobą także
szereg konsekwencji: politycznych, ekonomicznych i społecznych. Mowa tu o
postrzeganiu naszego kraju i obywateli za granicą, integracji
cudzoziemców w Polsce oraz zjawisku nietolerancji i ksenofobii.
Dokument zakłada więc „oddziaływanie na procesy migracyjne w sposób
zaplanowany, pozwalający na zrealizowanie bardzo konkretnych wyzwań i
celów”, przy minimalizowaniu „prawdopodobieństwa wystąpienia różnego
rodzaju ryzyk i zagrożeń charakterystycznych dla współczesnego świata
(nierówności społeczne, kryzysy humanitarne, zagrożenia
bezpieczeństwa)”.
Tak oto – wedle rządu – polityka migracyjna ma swoich założeniach
skupiać się na odpowiednim zarządzaniu i reagowaniu na problem
depopulacji, starzenia się społeczeństwa, a co za tym idzie, malejącą
liczbę rąk do pracy. W założeniu, rząd chce być mądrzejszy o
doświadczenia „innych państw europejskich, które sobie z wyzwaniami
związanymi z napływem cudzoziemców nie zawsze skutecznie poradziły”.
Trudno jednak stwierdzić jednoznacznie czy chodzi tu o „politykę
otwartych ramion” jako taką, czy też o sposób prowadzenia narracji na
temat jej realizacji.
W krótkiej perspektywie rząd stawia na migrantów jako na źródło, z
którego można uzupełniać szczuplejący rynek pracowników w Polsce. Tu w
dokumencie pojawia się sygnalizowany już w mediach system „zachęt dla
obywateli państw trzecich”. Choć już w 2017 roku prowadzona polityka
migracyjna (zarobkowa) oceniana była „pozytywnie pod kątem łatwości i
elastyczności zatrudnienia cudzoziemców (zwłaszcza obywateli Ukrainy)”.
„W ciągu ostatnich kilku lat kilkukrotnie wzrosła liczba cudzoziemców
pracujących w Polsce. Uzupełniają oni w chwili obecnej przede wszystkim
niedobory w sektorach i zawodach nie wymagających wysokich
kwalifikacji, liczba sektorów i zawodów, a także regionów, w których
znajdują oni pracę jednak stopniowo rośnie” – czytamy w dokumencie.
Póki co, w Polsce przeważają migranci bliscy nam kulturowo, co
„sprzyja ich integracji społecznej i asymilacji”. Strategia wskazuje, że
„wyzwaniem, które wraz ze zmianami demograficznymi odgrywać będzie
coraz większą rolę, jest także zapewnienie, by do Polski przyjeżdżali
migranci o wysokich lub rzadkich kwalifikacjach, uzupełniając tym samym
lukę kapitału ludzkiego w sektorach o wysokim popycie na kwalifikacje”.
Jednocześnie – jak czytamy – „poziom zatrudnienia cudzoziemców nie może
negatywnie wpływać na utrzymanie lub zdobycie zatrudnienia przez
polskich obywateli”.
Strategia w tym kontekście wspomina o zjawisku emigracji i odpływie
wyspecjalizowanych, polskich kadr z rynku krajowego. Mają przeciwdziałać
jej specjalne zachęty – także „powrotowe” – w polityce mieszkaniowej,
prorodzinnej czy edukacyjnej.
Czego zatem możemy spodziewać się w najbliższych dwóch latach? Na
polski rynek pracy nadal ściągani będą cudzoziemcy (z czasem o coraz
wyższych kwalifikacjach), którzy mają wypełniać powstającą lukę, a
równolegle doskonalone będą narzędzia, które pozwolą na szybsze
reagowanie na zapotrzebowania krajowego rynku pracy. Te działania będą
połączone ze „ścieżkami integracji dla wybranych kategorii cudzoziemców
oraz członków ich rodzin”. Strategia przewiduje tu „rozwój instrumentów
integracyjnych, skierowanych zarówno do cudzoziemców przybywających do
Polski (chodzi np. o naukę języka polskiego, kultury i zwyczajów,
poprawę dostępu do mieszkań, wsparcie w załatwianiu spraw urzędowych),
jak i do osób powracających do kraju (np. wsparcie zakładania
działalności gospodarczej, uznawania kwalifikacji, doradztwo zawodowe)”.
Rząd chce też „ograniczać nielegalną imigrację”, ale przy tym
rozwijać sektor organizacji pozarządowych działających na rzecz
cudzoziemców, w tym organizacji imigranckich. Będą na to oczywiście
odpowiednio duże fundusze.
Strategia obejmuje też działania zaplanowane do roku 2030. Wśród nich
odnajdziemy m.in. „prowadzenie działań informacyjnych i edukacyjnych
skierowanych do polskiego społeczeństwa nt. pozytywnej roli
cudzoziemców, których celem będzie przeciwdziałanie dyskryminacji,
promocja postawy otwartości, przełamywanie stereotypów i uprzedzeń”. Jak
czytamy dalej „działania powyższe będą stanowić m.in. element Polityki
Migracyjnej Polski”. A warto zauważyć, że jest to projekt strategiczny
wskazany w obszarze Bezpieczeństwo narodowe.
Czy w tejże „polityce urabiania” obywateli z czasem znajdzie się
także miejsce i na tzw. uchodźców z krajów islamskich, którzy dziś
zalewają Europę Zachodnią?
Marcin Austyn
Za: https://www.pch24.pl/rzad-bedzie-zachecal-nas-do-podzielenia-sie-polska-z-imigrantami,63236,i.html